"Golem" z kolei ignorował przyglądającego mu się sierżanta. Nie żeby mu robiło wielką różnicę kogo ma ukochać, bodaj i od tyłu, ale sierżant powinien mieć wystarczająco dużo rozsądku by wiedzieć że to nie czas na amory. Wyrzucił magazynek, załadował kolejny. Ogień artylerii powitał z ulgą. Korzystając ze wstrząsu eksplozji i raptownego ucichnięcia ognia orków (nawet oni czasami myślą rozsądnie, zwłaszcza w obliczu kilkudziesięciu kilogramów materiału wybuchowego i stali spadających na łby), w przeciwieństwie do reszty Gwardzistów wpełzł na murek, wychylił się na mgnienie oka, rozejrzał i cofnął. Faktycznie, przyciśnięta ogniem artylerii grupa zielonoskórych próbowała przygotować się do szturmu na mur. Tak się złożyło, że dokładnie tam gdzie śmiercionośne kły szczerzyła jedna z min Broadsword rozmieszczonych przed walką. Kaus podbiegł do liny spustowej. - Cofnąć się od muru, głupie chuje!!! - wrzasnął w obie strony - Na mój znak wychylić się i wystrzelać tych którzy przeżyją! - i szarpnął liną.
Eksplozja nie była specjalnie głośna czy spektakularna, poza świstem kulek rozbiegających się w różne strony z poddźwiękową prędkością. Mur powstrzymał odłamki i kulki. Pochrząkiwania orków urwały się wraz z kolumną dymu i kurzu, podmuch nacisnął na skórę gangera. W oddali kilkanaście sylwetek padło z poodrywanymi kończynami lub przeciętych na dzwona. - Teraz! - ryknął i nie czekając na mięczaków z Siedemnastego wskoczył na mur. Pod podziobanym odłamkami murem walały się nierozpoznawalne szczątki. Po bokach epicentrum eksplozji kilku poranionych, oszołomionych orków wiło się na ziemi lub kręciło w kółko, zmienionych w ratburgery. "Golem" kilkoma strzałami wykończył paru po prawej stronie, sztywno wyprostowaną ręką wiódł w ślad za głową w lewo niczym wieża Leman Russa, gdy nagle z ziemi podniósł się zmaltretowany potwór. Ork mimo straszliwych ran doskoczył do muru i z rykiem wyszczerzył kły. Kaus kopnął go w pysk, odrzucając bezrękiego stwora o pół metra, przełączył selektor ognia na serię i wpakował trzy pociski w nienaturalnie masywną klatkę i łeb. Bolty eksplodowały, a ork powtórnie łupnął o ziemię, tym razem definitywnie uśmiercony. Jakiś zabłąkany buggy wjechał pełnym pędem na pole minowe, jeden, potem drugi ładunek przeciwpiechotny eksplodował pod machiną, ta jakimś cudem nie straciła równowagi i nadal pluła ogniem w wychylających się Gwardzistów. Orczy kierowca jechał szybko, bardzo szybko, ale tym razem zasięg był niewielki a orkowie nadal nie strzelali i seria Kausa omiotła celnie maszynę. Magazynek wyskakuje z gniazda, przeładowanie, ork-strzelec dostrzega zagrożenie i przenosi ogień na Debonaira, bolty dziurawią silnik, kierowca miota się rozrywany pociskami, machina skręca i znika w kolumnie ognia gdy poruszone przez nią granaty pod kanistrami eksplodują rozpylając prometium! Kaus zeskakuje z muru, ciesząc się z chwili spokoju...
__________________ Why Do We Fall? So We Can Rise |