Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-10-2009, 08:50   #41
 
Waylander's Avatar
 
Reputacja: 1 Waylander jest na bardzo dobrej drodzeWaylander jest na bardzo dobrej drodzeWaylander jest na bardzo dobrej drodzeWaylander jest na bardzo dobrej drodzeWaylander jest na bardzo dobrej drodzeWaylander jest na bardzo dobrej drodzeWaylander jest na bardzo dobrej drodzeWaylander jest na bardzo dobrej drodze
Dekares powoli podniósł się z ziemi. Był poważnie oszołomiony po tym jak kilka pocisków z orczego bombowce rozerwało się obok niego. Przez to oszołomienie o mało nie popełnił największego(i pewnie ostatniego) błędu w swoim życiu a mianowicie chciał wstać i spojrzeć na przedpole. Na szczęście ktoś upadł na niego z wrzaskiem, po chwilowej szamotaninie chłopak wydostał się spod rzucającego się wściekle gwardzisty który stracił rękę od ostrzału. Kiedy dotarło do niego co widzi wczęsniejsze oszołomienie znikło i wydarł się z całej siły:

- Medyk! - po czym dopadł do mężczyzny teraz już leżącego (o wiele spokojniej zapewne z powodu utraty krwi) na podwyższeniu i starał się jak tylko potrafił zatamować krwawienie z potwornej rany.
 
__________________
Wojownik, który działa z pobudek honoru, nie może przegrać. Jego obowiązek to jego honor. Nawet jego śmierć -jeśli jest godna- jest nagrodą i nie może być porażką, gdyż jest efektem służby.Dlatego pełnijcie swoje powinności z honorem, a nie poznacie, co to strach.Roboute Guiliman Patriarcha Ultramarines
Waylander jest offline  
Stary 25-10-2009, 00:39   #42
 
Storm Vermin's Avatar
 
Reputacja: 1 Storm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwu
Medyk 17. plutonu biegał od jednego rannego żołnierza do drugiego, robiąc co w jego mocy by utrzymać towarzyszy przy życiu. Nie zatrzymał się ani na chwilę, pomimo ostrzału orków. W końcu pomaganie żołnierzom było jego obowiązkiem, a z tego co można było się o nim dowiedzieć, swoje obowiązki traktował bardzo poważnie. Nic więc dziwnego, że podbiegł do nieszczęsnego Gwardzisty z oderwaną ręką. Gdy tylko ujrzał w jak fatalnym stanie jest trzymany przez Dekaresa ranny, zaklął pod nosem. Jednak wyciągnął z torby jakieś medykamenty i zajął się kikutem. Po chwili krwawienie ustało, a to, co zostało z ręki Gwardzisty było zgrabnie obwiązane bandażem. Sanitariusz ostrożnie posadził pacjenta pod murkiem, skinął głową Dekaresowi, po czym odbiegł w kierunku kolejnej ofiary.

W tym czasie uwagę większości żołnierzy przykuł szalony wyczyn Debonaira. Tylko łasce Imperatora zawdzięczał fakt, że przeżył z jedynie kilkoma draśnięciami i siniakami. Tak czy inaczej, wydawało się, że nieco przekonał swoich towarzyszy, gdyż ci wychylali się zza osłony teraz częściej i na dłużej, dzięki czemu ostrzał orków nieco zmalał. Ale to wciąż było za mało. Do tego "Golemowi" zaczął przyglądać się jeden z sierżantów. Zdaje się, że to ten sam, który zaczepił gangera gdy ten naprawiał Salamandrę. Oby tylko nie widział, skąd oficer ma radio...

Skoro mowa o radiu - porucznik wykrzykiwał już od dłuższej chwili komendy, jednak wsparcie artyleryjskie nie pojawiało się. Najbliższy pocisk Earthshaker spadł około 300 metrów od pozycji 17. plutonu. Żołnierze zaczęli już tracić nadzieję, gdy rozległ się niesamowicie głośny huk i błysk. Nareszcie, któryś z operatorów artylerii poszedł po rozum do głowy i usłuchał prośby dowodzącego 17. plutonu. Wszyscy słudzy Imperatora, wiedzeni instynktem samozachowawczym, natychmiast padli na posadzkę. Rozerwane ciała orków wzleciały w powietrze, a sama horda rozproszyła się. Niedługo spadł następny pocisk, a potem kolejny, i jeszcze kilka. Orkowie rozpierzchli się w panice, oddalając się poza zasięg strzału Gwardii.

Jeden z żołnierzy podniósł się z ziemi i wzniósł w górę swój lasgun. Jednak po kilku sekundach dało się usłyszeć głośny wystrzał i krzyk porywczego Gwardzisty, gdy ten przewrócił się, trzymając się za czoło, z którego ciekła strużką krew. Kolejny Gwardzista wychylił się na chwilę i szybko cofnął się za mur, wołając:
- To te cholerne, zielone pokurcze! Kombinują tam coś pod murem! Jest ich z dwadzieścia!
Jeden z kaprali rozejrzał się po żołnierzach, po czym powiedział:
No, na co czekacie? Zdjąć je!
 
Storm Vermin jest offline  
Stary 30-10-2009, 14:06   #43
 
Waylander's Avatar
 
Reputacja: 1 Waylander jest na bardzo dobrej drodzeWaylander jest na bardzo dobrej drodzeWaylander jest na bardzo dobrej drodzeWaylander jest na bardzo dobrej drodzeWaylander jest na bardzo dobrej drodzeWaylander jest na bardzo dobrej drodzeWaylander jest na bardzo dobrej drodzeWaylander jest na bardzo dobrej drodze
Dekares potrzebował chwili aby otrząsnąć się po straszliwym widoku potwornie zranionego gwardzisty. Z tego powodu nawet nie zauważył "wyczynu"Debonaira który zapewne uznałby za niezwykle nierozważny i raczej głupi popis(jednocześnie nie kwestionując odwagi Hivera).

Do rzeczywistości przywrócił go dopiero huk wybuchających pocisków artyleryjskich, który spowodował że instynktownie z pozycji siedzącej padł na posadzkę.

Odczuwalna wszędzie siła eksplozji oraz mrożące krew w żyłach ryki masakrowanych obcych napełniały go mieszanką ulgi ale i strachu, przecież wystarczyło by aby jeden z artylerzystów delikatnie pomylił się przy prowadzeniu ognia z Bazyliszka i wszyscy pewnie skończyliby jako krwawa papka. W końcu zauważył że krzyki Xenos się oddalają i zdecydował, jak by na podświadoma komendę razem z reszta plutonu podnieść się z ziemi i spojrzeć na przedpole. Widok dziesiątek zmasakrowanych obcych był straszny ale i podnoszący na duchu, wyglądało na to że udało się i przetrwać tę potyczkę... w tym momencie usłyszał strzały i zobaczył jak wiwatujący gwardzista pada postrzelony.
Momentalnie przypadł do ściany. Po chwili usłyszał co im zagraża i zdecydował się z całym zapałem zając się wykonywanie rozkazu kaprala.

Szybko zdjął z zawieszki granat fosforanowy(uznał że rzucanie odłamkowe na tak bliskim dystansie od swoich towarzyszy byłby głupotą która może kosztować kogoś życie) i podniósł się z zamiarem ciśnięcia go w największe skupisko małych zielonych pokurczy jakie zobaczy.
 
__________________
Wojownik, który działa z pobudek honoru, nie może przegrać. Jego obowiązek to jego honor. Nawet jego śmierć -jeśli jest godna- jest nagrodą i nie może być porażką, gdyż jest efektem służby.Dlatego pełnijcie swoje powinności z honorem, a nie poznacie, co to strach.Roboute Guiliman Patriarcha Ultramarines
Waylander jest offline  
Stary 31-10-2009, 00:05   #44
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
"Golem" z kolei ignorował przyglądającego mu się sierżanta. Nie żeby mu robiło wielką różnicę kogo ma ukochać, bodaj i od tyłu, ale sierżant powinien mieć wystarczająco dużo rozsądku by wiedzieć że to nie czas na amory. Wyrzucił magazynek, załadował kolejny. Ogień artylerii powitał z ulgą. Korzystając ze wstrząsu eksplozji i raptownego ucichnięcia ognia orków (nawet oni czasami myślą rozsądnie, zwłaszcza w obliczu kilkudziesięciu kilogramów materiału wybuchowego i stali spadających na łby), w przeciwieństwie do reszty Gwardzistów wpełzł na murek, wychylił się na mgnienie oka, rozejrzał i cofnął. Faktycznie, przyciśnięta ogniem artylerii grupa zielonoskórych próbowała przygotować się do szturmu na mur. Tak się złożyło, że dokładnie tam gdzie śmiercionośne kły szczerzyła jedna z min Broadsword rozmieszczonych przed walką. Kaus podbiegł do liny spustowej.

- Cofnąć się od muru, głupie chuje!!! - wrzasnął w obie strony - Na mój znak wychylić się i wystrzelać tych którzy przeżyją! - i szarpnął liną.

Eksplozja nie była specjalnie głośna czy spektakularna, poza świstem kulek rozbiegających się w różne strony z poddźwiękową prędkością. Mur powstrzymał odłamki i kulki. Pochrząkiwania orków urwały się wraz z kolumną dymu i kurzu, podmuch nacisnął na skórę gangera. W oddali kilkanaście sylwetek padło z poodrywanymi kończynami lub przeciętych na dzwona.

- Teraz! - ryknął i nie czekając na mięczaków z Siedemnastego wskoczył na mur. Pod podziobanym odłamkami murem walały się nierozpoznawalne szczątki. Po bokach epicentrum eksplozji kilku poranionych, oszołomionych orków wiło się na ziemi lub kręciło w kółko, zmienionych w ratburgery.

"Golem" kilkoma strzałami wykończył paru po prawej stronie, sztywno wyprostowaną ręką wiódł w ślad za głową w lewo niczym wieża Leman Russa, gdy nagle z ziemi podniósł się zmaltretowany potwór. Ork mimo straszliwych ran doskoczył do muru i z rykiem wyszczerzył kły. Kaus kopnął go w pysk, odrzucając bezrękiego stwora o pół metra, przełączył selektor ognia na serię i wpakował trzy pociski w nienaturalnie masywną klatkę i łeb. Bolty eksplodowały, a ork powtórnie łupnął o ziemię, tym razem definitywnie uśmiercony. Jakiś zabłąkany buggy wjechał pełnym pędem na pole minowe, jeden, potem drugi ładunek przeciwpiechotny eksplodował pod machiną, ta jakimś cudem nie straciła równowagi i nadal pluła ogniem w wychylających się Gwardzistów. Orczy kierowca jechał szybko, bardzo szybko, ale tym razem zasięg był niewielki a orkowie nadal nie strzelali i seria Kausa omiotła celnie maszynę. Magazynek wyskakuje z gniazda, przeładowanie, ork-strzelec dostrzega zagrożenie i przenosi ogień na Debonaira, bolty dziurawią silnik, kierowca miota się rozrywany pociskami, machina skręca i znika w kolumnie ognia gdy poruszone przez nią granaty pod kanistrami eksplodują rozpylając prometium!

Kaus zeskakuje z muru, ciesząc się z chwili spokoju...
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 01-11-2009, 22:26   #45
 
Storm Vermin's Avatar
 
Reputacja: 1 Storm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwu
Dekares wychylił się zza murka i szybko rozejrzał. Po swojej prawej, około 5 metrów od swojej obecnej pozycji, zobaczył skupisko zielonych pokurczy. Jeden z nich spojrzał na Gwardzistę małymi, zaropiałymi ślepiami i wycelował w niego ze swojej broni. Barabos co prawda wątpił, aby pistolet pentaka był dużo groźniejszy niż ciśnięty kamyk, jednak wolał nie ryzykować. Zamachnął się i cisnął granatem prosto pod nogi zielonoskórych, po czym schował się za zasłoną. Do jego uszu dobiegło kilka dziwacznych pochrząkiwań, po czym granat wybuchł. Zielone pokraki krzyczały z bólu, palone białym fosforem, po czym umilkły, z lekka tylko pojękując.

Naturalnie, większość stworów przeżyła. Część została rozerwana na strzępy przez miny "Golema", a reszta zdecydowała salwować się ucieczką. Jednak czujni żołnierze wystrzelali tą żałosną gromadkę co do jednego. W galaktyce wiele jest istot groźniejszych niż Imperialny Gwardzista, ale pentaki nie były jedną z tych bestii. Wszyscy nieco się rozluźnili, oczywiście wciąż pamiętając, że kilka kilometrów dalej jest wielka horda krwiożerczych orków. Ale teraz byli szczęśliwi, zmęczeni i poranieni, co prawda, ale już zaczęły się żarty, przechwałki i inne tego typu rozmowy.

Korzystając z chwili spokoju, to, co zostało z kadry podoficerskiej zebrało się niedaleko porucznika. Ze zdziwieniem spojrzeli na nowe radio - różniło się znacząco od przepisowego sprzętu - ale po chwili przestali się interesować samym wyglądem komunikatora i zaczęli przeliczać pozostałych przy życiu, sprawnych Gwardzistów. Wyszło na to, że zdolnych do walki jest dwadzieścia pięć osób, plus działon broni ciężkich. Wśród martwych było dwóch kaprali, a jeden sierżant został ciężko ranny. Ogółem zabitych naliczono ośmiu, siódemka rannych. Oprócz jednej zniszczonej Chimery, pojazdy nie były uszkodzone.

Tymczasem kilku Gwardzistów podniosło sztandar 17. plutonu, który został przewrócony podczas natarcia. zdawało się, że oprócz jednej czy dwóch dziur po pociskach i brudu, wyszedł on z potyczki bez szwanku. Porucznik najwyraźniej składał raport sytuacyjny, bo co chwila odzywał się do komunikatora czy tez pytał o coś sierżantów. Jeden z nich, ten sam, który śledził Debonaira wzrokiem przez całą bitwę, na chwilę oddalił się od grupy, po czym podszedł do Kausa. Spojrzał na gangera przenikliwym wzrokiem, a następnie powiedział cicho:
- Nielegalne radio, co? Masz szczęście, że nie ma tu nikogo z dowództwa. W przeciwnym wypadku już by ci przestrzelili ten łeb... Ale zgaduję, że uratowało nam to skórę. Tym razem masz szczęście, ale mam cię na oku. Ach, i jeszcze jedno; te akcje z wskakiwaniem na mur i bluzganiem? Możesz je trochę ograniczyć, co? W armii musisz mieć pewność, że twój towarzysz jest godny zaufania, a ty sprawiasz wrażenie wariata, odważnego, ale nadal wariata. A nam tutaj chodzi o dyscyplinę. Mam nadzieję, że się rozumiemy?

W międzyczasie kapłan plutonu wstał z miejsca i zaintonował pieśń pochwalną na cześć Imperatora. Naturalnie, wszyscy byli zajęci sprawdzaniem broni, opatrywaniem ran i zwykłą rozmową, ale niemal każdy dołączył się do pieśni. W końcu, po bitwie są rzeczy które trzeba zrobić...
 
Storm Vermin jest offline  
Stary 07-11-2009, 22:41   #46
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
"... Mam nadzieję, że się rozumiemy?"
- Tak jest, sir!
- Kaus jak zwykle trzasnął kopytami, co jest niewiele mówiące, natomiast mile widziane przez szarże. Zdaje się że to usatysfakcjonowało sierżanta, podobnie jak obojętna mina wcześniej w czasie przemowy, ponieważ obrócił się na pięcie i odszedł. "Golem" spoglądał za nim w zamyśleniu, rozpakowując baton. Grożenie hiverowi jest wyjątkowo niebezpiecznym zajęciem, zwłaszcza w obliczu odbezpieczonej melty czy bolterka w szybkiej kaburze i Debonair miał zamiar to udowodnić w ten czy inny sposób. Oczywiście, nie teraz...

W trakcie posiłku ganger wyczyścił bolterek i uzupełnił zapas amunicji. Zdumiewające dla niego było to że ani razu nie użył ukochanej melty. Jednak skoro główna horda jest niedaleko - może to i lepiej. Hymn wzniesiony przez kapłana zignorował, jako wyznawca Omnisjasza. Pomodlił się do Ducha Maszyny w bolterku, dziękując Mu za świetną pracę dzisiaj...

Gdy sprawdził broń i uznał że jest bez zarzutu przygotowana do dalszej walki, w zamyśleniu omiótł wzrokiem horyzont upewniając się że bezpośrednie niebezpieczeństwo mu nie zagraża. Zabrał plecak, przelazł przez mur, na wszelki wypadek z bronią w dłoni. Wibroostrzem wykończył jakiegoś jeszcze powoli dychającego zielonoskórego. Obejrzał miejsce eksplozji Broadsworda.

"Tak jak się spodziewałem" - pokiwał głową gdy zobaczył zerwane liny spustowe w minach po obu stronach miejsca eksplozji. Potężniejszy ładunek wybuchowy poszarpał liny, konieczne będzie rozstawienie min w większych odległościach do czego się też i zabrał. Ze zdziwieniem zauważył że po przestawieniu min pozostały mu dwa niewykorzystane Broadswordy. Cóż, tym lepiej...

Obejrzał ścieżki minerskie. Ostrożnie stąpając po zrytej wybuchami i pociskami ziemi obszedł nieliczne pozostałe jeszcze fugasy, poprawiając je gdzie trzeba. Potem, pomagając sobie wibroostrzem przy sondowaniu bezpiecznej trasy, obszedł przewróconego rakietowego buggy. Ze strzelca zostało tylko śmierdzące wspomnienie, z kierowcy istna półtusza na rzeźnickim haku, ale w zespawanych ze stalowych prętów koszach nadal znajdowało się kilkanaście niewykorzystanych pocisków rakietowych. W pierwszej kolejności jednak jego uwagę przyciągnęła broń za paskiem kierowcy. Ciężki pistolet, wcale nie mniej imponujący niż bolterek Kausa. Brutalny, prymitywny i ciężki - od razu spodobał się hiverowi. Ganger wyrwał go zza pasa martwego zielonoskórego, obejrzał przeładowując magazynek i upewniając się co do sposobu działania, zabrał dwa dodatkowe magazynki i, owinięte materiałem, schował do plecaka, pilnując by wrak buggy blokował widok z muru. Dopiero wtedy zaczął wyładowywać pociski rakietowe. Powiązane drutem, zatargał je na przedpole by osadzić je i przygotować jako dodatkowe prymitywne miny...

"Gdybym miał dwa dni na przygotowania żaden zielonoskóry nawet by się nie zbliżył do muru..."
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 09-11-2009, 14:36   #47
 
Waylander's Avatar
 
Reputacja: 1 Waylander jest na bardzo dobrej drodzeWaylander jest na bardzo dobrej drodzeWaylander jest na bardzo dobrej drodzeWaylander jest na bardzo dobrej drodzeWaylander jest na bardzo dobrej drodzeWaylander jest na bardzo dobrej drodzeWaylander jest na bardzo dobrej drodzeWaylander jest na bardzo dobrej drodze
Po tym jak ostatnie zielone bestie zostały rozstrzelane na ziemi niczyjej, Dekares przez dłuższą chwilę siedział oparty plecami o mur. Próbował dojść do siebie po tym co właśnie przeżył, ta walka była zupełnie czym innym niż wcześniejsza potyczka z grupką zielonoskórych. Tam nie ponieśli żadnych strat ani nie znajdowali się pod tak ciężkim ostrzałem. Chłopak zastanawiał się czy dożyje do końca następnego starcia, które jak się wydawało miało się niedługo rozpocząć.

- "Na pewno nie dożyjesz jak nie weźmiesz się w garść i do niego nie przygotujesz!" - pomyślał w końcu wściekły sam na siebie za tracenie czasu.
Szybko sprawdził swój karabin po czym zmienił baterie na nową, po tym ruszył sie z miejsca rozglądając się czy może przy czymś pomóc, rozglądając się dołączył do pieśni pochwalnej, która pozwoliła mu się uspokoić.
 
__________________
Wojownik, który działa z pobudek honoru, nie może przegrać. Jego obowiązek to jego honor. Nawet jego śmierć -jeśli jest godna- jest nagrodą i nie może być porażką, gdyż jest efektem służby.Dlatego pełnijcie swoje powinności z honorem, a nie poznacie, co to strach.Roboute Guiliman Patriarcha Ultramarines

Ostatnio edytowane przez Waylander : 15-11-2009 o 10:03.
Waylander jest offline  
Stary 09-11-2009, 18:59   #48
 
Storm Vermin's Avatar
 
Reputacja: 1 Storm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwu
Modły nie trwały długo, kapłan, choć bez wątpienia opanowany przez religijny żar, wiedział, że Gwardziści muszą przygotować się do dalszej obrony. Tak więc wszyscy słudzy Imperium oddali się zarzuconym zajęciom. Podoficerzy rozkazali sprawdzić stan murów. Po chwili inspekcji odkryto coś na kształt prymitywnej bomby, przyczepionej do podstawy muru. Widocznie to nad tym pracowały Pentaki. Ładunek wybuchowy usunięto z pomocą mechaników, a następnie rozebrano na części. Główna część orczej hordy była jeszcze daleko, ale znając niezwykłą zaciekłość i wytrwałość zielonoskórych, nie miały one zamiaru się zatrzymywać, dopóki nie dotrą do umocnień miasta. Jednak obrońcy mieli kilka atutów. Jednym z nich była przewaga liczebna i niemal nieograniczone zasoby ludzkie. Żołnierze z 17. plutonu mieli się o tym niedługo przekonać.

Tymczasem porucznik wyłączył nadajnik, wstał i przeszedł na środek pozycji obronnej. Był jeszcze trochę blady, a krew zachlapała większość jego munduru, ale rana, którą odniósł, była niewielka. Oficer skupił na sobie uwagę żyjących jeszcze Gwardzistów, po czym zaczął mówić, z początku nieco drżącym, ale coraz pewniejszym głosem:
- Wszyscy doskonale się spisaliście. Żaden z was nie wycofał się w obliczu wroga, każdy walczył do końca. Jako wasz dowódca, jestem z was dumny.
Ale musimy być czujni,przeciwnik zbliża się do nas z każdą chwilą. Ufam, że zdołacie wykrzesać z siebie wystarczająco siły, by przetrwać. Ale mam też dobre wieści - dowództwo zdecydowało się uzupełnić nasze straty. W naszym kierunku zbliża się właśnie piętnastu nowych żołnierzy. Mam nadzieję, że nie ustępują wam w odwadze i zdolnościach bojowych.

Na tym skończył się przemowa dowódcy 17. plutonu.

Kaus naturalnie nie usłyszał słów oficera, zajęty zbieraniem materiałów na nowe bomby. Od czasu do czasu rozglądał się i zobaczył, że kilkunastu innych żołnierzy wpadło na podobny pomysł. Wszyscy ciągnęli lub nieśli części, wyprute z unieruchomionych orczych wehikułów. Golem zdobył wszystko czego potrzebował i zaczął wracać do reszty oddziału. Co prawda, ekwipunek nieco mu ciążył, ale ganger nie przestawał maszerować. Po kilku minutach dotarł do celu, po czym wstępnie sprawdził zdobyte ładunki wybuchowe. Część z nich nie nadawała się do użytku, ale większość mogła się przydać. Niestety, zanim Kaus zdążył przygotować miny, zaczęło się zamieszanie.

Po pierwsze, w kierunku stanowiska 17. plutonu zbliżał się oddział około tuzina żołnierzy, prowadzonych przez człowieka w mundurze sierżanta. Jednocześnie wszyscy Gwardziści wstali i zaczęli przyglądać się nowo przybyłym. Byli oni normalnie umundurowani i uzbrojeni, ale wyglądali na zdenerwowanych. Wiodący ich podoficer stanął przed porucznikiem na baczność, zasalutował i zameldował:
- Posiłki z PDF,sir! Gotowi do służby!
Oficer spojrzał na przybyłych, pokiwał głową i kazał im zająć dogodną pozycję. Żołnierze z PDF rozglądali się nerwowo. Nie brali jeszcze udziału w bitwie, a placówka, w której mieli stacjonować, wyglądała jak po armagedonie. Na popękanej posadzce bez problemu dało się zauważyć plamy krwi, a także drobne kawałki ciał. Właściciele tych części siedzieli pod murem, oszołomieni działaniem leków i pojękujący cicho. Wszędzie leżały porzucone baterie lasgunów, zabłąkane pociski i łuski. Wrażenia wcale nie poprawiał tlący się wrak, który kiedyś był chyba transporterem klasy Chimera. Do tego sami obrońcy byli pokryci brudem i sadzą, w których ścieżynki wyryły sobie pot i krew. Ogólnie rzecz biorąc, cała scena miała raczej niekorzystny wpływ na ducha bojowego nowych. Ale trzeba było się wziąć w garść, w końcu miasto nie obroni się samo...
 

Ostatnio edytowane przez Storm Vermin : 12-11-2009 o 19:04.
Storm Vermin jest offline  
Stary 12-11-2009, 17:52   #49
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
Emberiene wydawało mu się niegdyś olbrzymią metropolią, pewnie jak każdemu rolnikowi, który pierwszy raz przybywał do stolicy Garii z własnego malutkiego podwórka.
Iran zanim dołączył do PDF był w stolicy tylko raz, na obchodach święta ku czci Boga-Imperatora. Pamiętał dokładnie nieprzebrane rzesze pielgrzymów z całej planety ciągnących nieprzebraną falą ku największemu Kościołowi Eklezjarchy - monumentalnej, gotyckiej świątyni wyrastającej z centrum miasta. Tamtego dnia małemu Ventrisowi wydawało się że gotyckie wieżyce budowli sięgają nieba, z którego patrzy na nich wszechobecny Imperator.

Teraz po kilku miesiącach szkoleń w korpusach PDF i kilku ostatnich dniach wzmożonych przygotowań, miasto zdawało u się zbyt małe dla tysięcy żołnierzy, czołgów i wszystkich maszyn których nazw nie znał, a które przybył do Emberiene by bronić jej przed inwazją obcych.

Patrzył teraz z ukłuciem zazdrości na zupełnie inny nieprzebrany tłum - Gwardzistów z Garii i wyrzucał sobie, że tak pochopnie wstąpił do Korpusu Obrony Planety. Gdyby poczekał dłużej teraz zamiast wraz z 50 000 kolegów, z którymi w pocie czoła przygotowywali teren pod obozowisko gwardzistów - sam stał na baczność na placu oczekując słów komisarza. Czekałby na rozkaz wymarszu by zmierzyć się z Zielonoskórymi Bestiami, a potem kto wie może nawet dalej ku gwiazdom, gdzie Wola Imperatora pośle ich na obce, niezwykłe planety, by wyzwalali ludzkość z rąk ciemiężących ich Xenos.
Przyszłość Gwardzisty była niczym wstęp do mitycznej baśni o herosach dorównujących prawie opowieściom o Adeptus Astartes jakie snuł jego dziadek każdego wieczora.

Iran potrząsnął głową odpędzając od siebie smutek, ale też niemożliwe do spełnienia marzenia. Jego powinnością będzie zostać tutaj i bronić planety. Możliwe nawet, że nie dane mu będzie wziąć udziału w bitwie. Walkę z Orkami miała wszak stoczyć Gwardia, zaś jego korpus był w rezerwie. Młody Ventris wątpił żeby Zielonoskórzy przysporzyli większych problemów licznym siłom Imperium.

Spojrzał w niebo, z którego majestatycznie spływał mały lądownik, by po chwili resztę ceremonii oglądać na telebimie wraz z cywilami, których jego korpus utrzymywał po za głównym placem miasta...

***

Rozkaz do wymarszu przyszedł dość nie spodziewanie. Wszyscy żołnierze PDF śledzili z podnieceniem wiadomości przeciekające do Korpusu o walkach toczących się na froncie. Wiedzieli więc, że pierwsze fale ataku Obcych zostały odparte. Wiedzieli też, iż po stronie Imperium były straty, nie sądzili jednak, że tak szybko będą mieli okazję sami ruszyć na front.

Iran Ventris z dumą odebrał swój przydział do wsparcia Gwardzistów. Pobrawszy swój ekwipunek od kwatermistrza ruszył niezwłocznie na plac zbiórki, który opuścili po kilku chwilach w karnym szyku.

Serce chłopaka tłukło się jak oszalałe w ciasnej klatce żeber. Rozpierała go radość, oto on - Iran Hastur Ventris - syn Brynna Rolnika ruszał na bój w obronie planety, ba ludzkości nawet, by wesprzeć Gwardzistów w ich świętej powinności.

Sięgnął do kieszeni spodni i wydobył podręczny katechizm. W marszu zmówił Litanie dziękczynną prosząc o łaskę i wspomożenie w walce...

***

Oni krwawili... Obok płonął wrak transportowca. Śmierdziało olejem, stopionym plastikiem i spalonym mięsem...
Kwaśny odór śmierci unosił się ponad pokiereszowany mur i pokrwawiony beton.
Gwardziści patrzyli na nich zza brudnych masek bólu i zmęczenia. Wszytko w koło zdawało się pulsować w zasnuwającym okolice smolistym oparze unoszącym się znad Chimery.
Nic tutaj nie świadczyło o chwalebnej walce - prędzej o desperackim śmiertelnym boju. Pełnym krwi, strzępów ciał i osmolonych mundurów.
Iranowi zabrakło tchu w piersi, skulił się chowając głowę w ramiona. Rozglądał się tylko w koło strwożonym wzrokiem i nie wierzył w to co widzi.
Korpus przygotował go na rany, krew, ból... - w teorii. Chłopak miał w uszach wciąż płomienne przemowy kapłanów o odwadze i chwalebnej śmierci w imię Ludzkości. Wiedział i rozumiał, że walka to cierpienie, uważał, że jest na nie przygotowany - ku Chwale Złotego Tronu, ku chlubie Świętej Terry...

Jednak tu, patrząc na karminowe stróżki krzepnącej krwi, na strach w oczach żołnierzy, na brud, smród i śmierć poczuł się głupcem...
Jak mógł myśleć że walka z bestiami może być piękna, czysta, honorowa...
Jak mógł chcieć zamienić uprawę roli na to okropieństwo, nie był wszak Kosmicznym Marine - żaden z jego towarzyszy, żaden z gwardzistów nie wyglądał nawet na cień potężnego Anioła Śmierci, zresztą nawet Astartes nie byli nieśmiertelni.
Drżącymi rękami próbował rozpiąć kieszeń spodni, wydobyć katechizm. Tam musiało być jakieś pocieszenie...

Nie zdążył, sierżant ryknął mu nad uchem rozkaz do zajęcia pozycji, skuliwszy się w sobie Ventris, drżąc na całym ciele ruszył na wskazane miejsce. Roztrącając czubkami butów puste zasobniki Lasgunów, pełzł powoli rozglądając się z przestrachem wkoło, nie rozumiejąc co na Terrę właściwie ma robić.

Przysiadł przy murze i spojrzał za siebie. Widział wieżyce Kościoła Eklezjarchy, do którego podróżowali pielgrzymi, widział habitaty biednych i szkliste budynki mieszczaństwa. Wreszcie spojrzał na gmach Administratum i święty symbol Aquili wymalowany na jego ścianach.
Wyciągnął z kieszeni swój katechizm spoglądając na niegdyś złotą miniaturkę Imperialnego Orła.
"Tak jak otwarte oko Orła spogląda na ciebie z tej okładki, tak Imperator czuwa nad nami i całą Ludzkością. Tak jak zamknięte oko spogląda w głąb wszechświata i jego tajemnic, tak nasz Bóg chroni nas od nieznanego i wewnętrznego zła - zawsze i wszędzie jego Wola będzie nad Tobą czuwać, jeśli tylko będziesz działał w Imię Jego" - mówił dziadek Hastur wręczając ten modlitewnik.
Iran otworzył książeczkę na przypadkowej stronie i odczytał zapis:
"Acta sanctorm, Mortui te salutamus... - przez czyny świętych, którzy umierają aby oddać Ci honor".
Spojrzał na żołnierzy w koło - i zrozumiał że dopiero co stawili czoła złu, wypełnili mężnie Wolę Imperatora, a on do nich dołączył, by dać prawdziwe świadectwo swojej wiary.

Ścisnął katechizm w dłoni. Nie zawiedzie Boskiego władcy, nie zawiedzie pamięci dziadka. Będzie walczył i umrze jeśli trzeba, choćby za najmniejszy skrawek Imperialnej ziemi. Niechaj Obcy wiedzą, że Lud Imperium nie zna strachu i nie ugnie się przed najeźdźcą, czy tu, czy gdziekolwiek w galaktyce, ku pamięci Świętych, ku chwale Imperium !
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
Stary 14-11-2009, 14:59   #50
 
Araks3's Avatar
 
Reputacja: 1 Araks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie coś
Carl był bardzo podniecony myślą, że oto w końcu uda mu się wziąć udział w walkach. Że to On będzie bronił rodzinnej Garii, gdzie miał swoje własne poletko oraz kochającą rodzinę, która nie opuszczała go nawet w godzinach największej próby. Bohater. Obrońca Garii. Oczyma wyobraźni widział już, jak w jego wiosce witają wracających gwardzistów. Pięciu synów ruszyło z wioski do walki z zielonoskórymi. Dorn pierwszy z gwardzistów został rozszarpany już w pierwszym dniu gdy jego konwój zaatakowali zielonoskórzy. Nie zdążył nawet zacząć treningu. Carl zawsze wierzył w ideę szlachetnej walki, tak więc nie było po nim widać śladu zdenerwowania. Całą drogę wraz ze swym sierżantem i oddziałem przebył bez wzniosłych rozmyślań, rozmawiając i żartując z kolegami z oddziału komu pierwszemu uda się położyć orka, a kto pierwszy polegnie z głupim wyrazem twarzy. Rozmiękczony grunt drogi nie stanowił dla niego problemu, bo przecież szedł na skrzydłach bohaterstwa i dumy, jak prawdziwy żołnierz. Tyle rzeczy opanował w trakcie czteromiesięcznego szkolenia. Wiedział gdzie przyłożyć obcemu aby zadziałało, strzelał niczym snajper, a taktykę miał w jednym małym palcu. Przynajmniej tak uważał. Nawet nie zdawał sobie sprawy ile warta jest ta gówniana taktyka w ogniu walki.


-Posiłki z PDF,sir! Gotowi do służby!- Wydarł się razem z resztą swego oddziału, spoglądając na zastane pobojowisko. Pył, smród, brud i krew. Akurat o tym nie wspominano mu przy rekrutacji. A propos krwi.. -Kurwa- Mruknął gniewnie pod nosem, podnosząc nogę z kałuży krwi, w którą właśnie wdepnął. Lepka i gęsta... niedawno zakrzepła. Carl aż wzdrygnął się na myśl, że być może niedługo jakiś ork wdepnie w pozostałości po Carlu Basilku nowym nabytku 17 plutonu obrony planetarnej. Gdy sierżant pozwolił im spocząć i zając się własnymi sprawami, Carl zaczął spacerować sobie z wolna po całym pobojowisku. Z dwa razy kopnął puste baterie lasergunów, spojrzał na zdemolowaną "Chimerkę", czyli określenie na ten pojazd, który przyjął u siebie w oddziale, po czym ruszył w kierunku zabitych orków. Chciał przynajmniej zobaczyć jednego i sprawdzić, czy naprawdę niektóre z nich są tak wielkie jak imperialne Chimery. Gdy zobaczył pierwszego podziurawionego kosmitę, uśmiechnął się pod nosem rozglądając się po pobojowisku. Carl zaczął szukać jakiegoś przybocznego pistoletu, bo w nagłych wypadkach szybciej mu będzie sięgnąć do pasa, niż wybiec zza osłony i szukać swojego laserguna, ale to były już ekstremalne przypadki. Któryś z orków musi mieć choćby nieporęczny kawałek metalu, który przypominałby pistolet. Może któryś z martwych gwardzistów ma coś takiego? Właśnie poszukiwaniem tego się zajął.


Po udanych, bądź nieudanych poszukiwaniach pistoletu Carl wrócił do "głównego" skupiska gwardzistów, szukając kogokolwiek żeby zamienić choćby parę słów. Najgorsze w tym wszystkim była ta upiorna cisza, która wydawała się więcej niż nienaturalna. Jego wzrok padł na Irana, toteż po chwili przysiadł sobie obok niego zaglądając mu dyskretnie do modlitewnika. -Niezły burdel mają tutaj w tym 17 plutonie, no nie?- Zapytał spokojnie, by jakoś zagaić rozmowę. W międzyczasie wyjął swój lasergun i zaczął go kalibrować, sprawdzać oraz domierzać, czy bagnet z łatwością zaczepi się na karabinie. -Co robisz? Modlisz się teraz? Zachowaj to lepiej na walkę, być może Imperator ma jakiś limit na wysłuchiwanie twoich modłów.- Rzekł ironicznie, spoglądając na tlący się jeszcze pojazd - Chimerę.
 
Araks3 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172