Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-10-2009, 11:31   #109
Krakov
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację
Po raz kolejny wydarzyło się coś, czego Nathiel zupełnie nie rozumiał i nad czym nie miał żadnej kontroli. I to akurat w tej, jednej z nielicznych, chwili, gdy miał coś ważnego do powiedzenia i chciał by odebrano go zupełnie poważnie. Cóż to za siła, która odbiera mu kontrolę nad własnym ciałem? Pocałunek i trwająca ułamek sekundy bliskość oszołomiły go. Nie mógł przewidzieć, że coś takiego się stanie, podobnie jak nie mógł przewidzieć jaki zamęt wywoła to w jego myślach. Przez chwilę nie mógł się ani odezwać ani w jakikolwiek sposób zareagować. Na propozycję wyruszenia w kierunku strażnicy przystał jedynie skinieniem głowy.

Po kilkudziesięciu krokach marszu udało mu się zebrać myśli na tyle, by podjąć próbę wytłumaczenie całego zajścia.

- Ja... Nie wiem co to było... przed chwilą, ale to nie byłem ja. Straciłem nad sobą kontrolę, nie pierwszy raz z resztą. Wybacz.

Zdawał sobie sprawę, że podobnych wyjaśnień używał tłumacząc Phaere swoją bierność. Pamiętał również z jaką reakcją się to spotkało. Mógł mieć jedynie nadzieje, że Foshtk'a umie podejść do sprawy bardziej racjonalnie. Jeśli w ogóle na to wszystko co się dzieje wokół nich można patrzeć racjonalnie...

Wyjaśnienia te ucieszyły kobietę bardziej niż można się było spodziewać. Do listy jej dziwnych zachowań należało dołączyć mówienie o sobie jak o kimś trzecim. Incydent z Nathielem natychmiast odsunął się na dalszy plan. Nadeszła pora wyjaśnień.

Drow słuchał wszystkiego z uwagą, ani razu nie przerywając. Zdanie po zdaniu próbował oddzielić prawdę od ewentualnego kłamstwa. Kredyt zaufania dla tej kobiety skurczył się znacznie w momencie gdy wyjawiła swe prawdziwe imię. A więc nie chodziło o to, że coś jest nie tak z zachowaniem czarodziejki. Fosht'ka nie była po prostu sobą. Dosłownie. To wyjaśnienie zdawało się wyjaśniać wszystkie wątpliwości, a jednak było tak nieprawdopodobne, że niełatwo było mu przyjąć je na wiarę tak od razu.

Opowieści o tym jak Selena zginęła a później zawładnęła ciałem umierającej Fosht'ki przyjął z mieszanymi uczuciami. Czy naprawdę była tak niewinna jak opowiadała? Twierdziła, że sama nie wie co się wówczas stało. Trzeba jednak przyznać, że to dość duży i niezwykle korzystny dla niej zbieg okoliczności. Ona straciła swą fizyczną powłokę, a w niedługim czasie jakaś tajemnicza siła wywlekła czy też uśpiła duszę ich towarzyszki. Jeśli tei'nerka maczała w tym palce to trzeba było przyznać, że bezwzględnością nie ustępowała drowom. Wykorzystać jedyną spośród nich istotę, która chciała jej pomóc...

Z drugiej strony było jednak coś, co napawało go lękiem i sprawiało, że wierzył w każde jej słowo. Może nawet wywoływało w nim tak niecodzienne u mrocznego elfa uczucie współczucia dla drugiej osoby. Utracić własne ciało... To musiało być straszne i Nathiel bardzo dobrze to rozumiał. Przed oczami przelatywały mu te długie chwile gdy mógł tylko obserwować pojedynek Phaere i Liliel i pozostałe wydarzenia jakie rozegrały się pod nieobecność Fosht'ki. Powróciła do niego scena nieszczęsnego pocałunku. Teraz nie myślał o nim jednak jak o niezręcznej sytuacji, która jedynie wprawiała w zakłopotanie. Mogła to być, podobnie jak wcześniejsza utrata kontroli, zapowiedź czegoś znacznie, znacznie gorszego...

Wierzył więc Selenie i rozumiał chęć odzyskania utraconej fizyczności. Może z resztą dla Fosht'ki również nie było to najgorsze rozwiązanie? Może rzeczywiście była jedynie uśpiona, gdzieś wewnątrz siebie, i uda jej się do nich powrócić? A jeśli nawet nie ma jej już na tym świecie... Może to lepiej, że jej ciało nie gnije tam w Miee'sitil lecz ma szansę przysłużyć się sprawie, którą sama uznałaby zapewne za słuszną? Tak, chyba tak...

- Wierzę ci. - odezwał się w końcu. Być może pospieszył się trochę z tym wyznaniem, a w swej ocenie kierował się bardziej swymi odczuciami niż rozumem, a jednak nie widział lepszego wyjścia. Musiał obdarzyć kogoś choć szczątkowym zaufaniem. Opowiedzieć się po jednej ze stron, które najwyraźniej się tworzyły. Ta strona wydawała się najlepsza.

- Szczerość za szczerość. - powtórzył własne słowa. Słowa, w myśl których musiał założyć, że kobieta była wobec niego uczciwa. Słowa, które nakazywały odwdzięczyć się tym samym.
- Teraz ja wyjaśnię ci, na czym tu stoimy. Najpierw jednak muszę prosić o wyrozumiałość i wstrzymanie się od pochopnych kroków. Chociażby ze względu na Anzelma. Widzisz, my też nie byliśmy z tobą szczerzy. Ta dziewczyna... nie jest opętana. I nie należy do twojego ludu. To succub.

Wojownik odczekał chwilę by zobaczyć jaką reakcję wywołają te słowa, po czym zaczął mówić dalej.

- Znaleźliśmy ją w podziemiach jednego z budynków. Miała wtedy postać zwykłej kobiety ludzkiej czy elfiej. Trzymała w ramionach truchło mężczyzny, zawodziła i bełkotała coś od rzeczy. W jednym się przynajmniej nie pomyliliśmy: jest niespełna rozumu. Później pojawił się ten demon i Liliel ujawniła swe prawdziwe oblicze. Z tego co mówiła, wynika, że służyła niegdyś thanowi, nie z własnej woli z resztą. Than znalazł jakiś sposób by uwięzić ją i jej podobnych i zmusić do współpracy. Dopóki trwała walka i lała się krew była zadowolona. Później wszystko się skończyło, a ona i jej zwierzak ukryli się w tych ruinach. Chyba już wtedy zaczęła tracić zmysły i knuć zemstę przeciwko ciemiężcy.

- Pewnie dla ciebie wędrowanie w takim towarzystwie byłoby nie do przyjęcia, a wspólny wróg to za słaby argument. Dla nas jednak wydawało się do rozsądne, przynajmniej na początku. Liliel nie tylko ma tendencje do traktowania nas jak "zabawki" i istoty podrzędne. Jest nieobliczalna. Mogłaby być potężnym sojusznikiem, to prawda, ale równie dobrze, w ataku furii mogłaby wszystkich nas pozabijać a później zatańczyć na truchłach. To już było nie do przyjęcia, przynajmniej dla mnie. Anzelm najwidoczniej dalej prowadzi swój dyplomatyczny spacer po ostrzu noża. Nie miej mu tego za złe. Jego intencję są zapewne jak najlepsze i pewnie ma sporo racji w tym, że z demonami trzeba postępować bardzo ostrożnie. Wydaje mi się jednak, że zamiast to kontynuować powinien szukać jakiegoś wyjścia. Bo jak tak dalej pójdzie to ona naprawdę zrobi z niego nowego Adama.


Wracając myślami do kapłana drow pomyślał, że postąpili podle zostawiając go na pastwę succuba. Nie można było powiedzieć, że Anzelm sam dokonał wyboru, bo takiej możliwości mu nie dano. Gdyby wstał i odszedł wraz z nimi Liliel i jej demon... w zasadzie nie wiadomo co by zrobili i tego się włanie obawiał. Tego właśnie chciał uniknąć za wszelką cenę, nawet jeśli konieczne było zagłębianie się w pajęczynę kłamstw. Nathiel czuł się rozdarty. Z jednej strony rozsądniejszym wydawało się pozostanie w tej "szlachetniejszej" grupie, pomimo jej ideałów, które nie do końca podzielał i towarzystwa Phaere i Latiena (nie wiadomo które z nich patrzyo na niego bardziej krzywo). Byli wszak liczniejsi, a nade wszystko mieli wszystkie klepki na miejscu, co nieźle rokowało na przyszłość. Z drugiej zaś odwrócenie się od kapłana, który bądź co bądź pełnił rolę ich niepisanego przywódcy przez tyle czasu wydawało się delikatnie rzecz biorąc nie w porządku. Znów będzie więc musiał dokonać wyboru i albo postąpić wbrew swojej drowiej naturze albo wbrew temu dziwnemu poczuciu lojalności. Nie był pewien, której postawy powinien się teraz wstydzić.

- O porwanych tei'ner usłyszeliśmy od Anzelma. Znalazł w karczmie jakieś zapiski dotyczące badań thana czy coś takiego. Dotyczyły tych dziwacznych szkieletów z jaśniejącą czerwienią zamiast serca. Ponoć do tworzenia ich than potrzebuje żywych istot, stąd hipoteza, że zamierza wykorzystać w tym celu porwanych mieszkańców Miee'sitil. Nie wiem ile w tym prawdy, ale może rzeczywiście są przetrzymywani w kopalni.

- Chyba wyjaśniliśmy sobie większość tego co mieliśmy do wyjaśnienia.
- powiedział drow odwracając się w stronę, z której przyszli. Przez chwilę stał tak, nieruchomo, jakby coś bardzo głęboko rozważał.

"Kapłan stąpa po niepewnym gruncie..."

- Pora, żebym zawrócił. Anzelm dźwiga ciężar, z którym sam sobie nie poradzi...
 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.
Krakov jest offline