Wątek: Cena Życia
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-10-2009, 20:39   #41
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
To było niewyobrażalne, jak bardzo przeciętny amerykański obywatel ufał rządowym dekretom i temu co przekazują mu w mediach. Naiwność społeczeństwa jest nierzadko przyczyną jego upadku. Liberty pokręciła głową patrząc z niedowierzaniem na sznur ciągnących ku centrum Everett samochodów. Zupełnie jak prawie sto lat temu po rozpoczęciu słuchowiska „Wojna światów”, ale od tego czasu ludzie powinni już byli się nauczyć czegoś i nabrać dystansu. Czy nie było w nich choć odrobiny instynktu samozachowawczego? Przecież skoro problem zaczął się w większych miastach należało z nich spierdalać jak najszybciej, a nie pchać się jak myszy w pułapkę!
Nie było sensu jechać główną drogą. Ewentualne blokady i wielki ciąg naiwniaków mógł być sporą przeszkodą w przedarciu się na północ. Liberty postanowiła poszukać bocznego przejazdu. Zasygnalizowała jadącemu za nią Fordowi skręt w prawo i wykonała manewr. Drogi tutaj były beznadziejne, ale na szczęście całkiem puste. Jej samochód radził sobie na nich doskonale, kierującemu samochodem za nią policjantowi nie szło najlepiej, ale mozolnie jednak jakoś się przedzierał. Wszędzie pełno było wody z zasilających rzekę kanałków, które po ostatnich opadach znacznie podniosły swój poziom i wylewały się teraz na drogę, wypełniając w koleiny. Trzeba było bardzo uważać by w jakiejś nie ugrzęznąć, gdyby okazała się zbyt głęboka. W końcu jednak, po minięciu drewnianego mostku, powrócili na asfaltówkę. Liberty, odetchnęła, chyba najtrudniejszą część drogi mieli za sobą.

Znalezienie jednak działającej sesji benzynowej okazało się zadaniem niezbyt prostym. Pierwsza na którą natrafili zamknięta na głucho, aż się prosiła o złamanie prawa, niestety stała przy drodze, którą stale przemieszczały się jakieś pojazdy w kierunku Everett i Seattle, kolejni naiwniacy wierzący w szczepionkę i jednocześnie oko sumienia dla ich małej grupy. Nie byli najwyraźniej jeszcze, aż tak zdeprawowani, by robić to publicznie. Bo że byli do tego zdolni bez świadków, miała już okazję zauważyć. Ograbienie domu starego żołnierza, choć był już martwy, jak dla Liberty dalej podciągało się pod włamanie. Nie była do końca pewna czy Tim, dając mężczyznom klucze, w ogóle zdawał sobie sprawę z tego co dzieje się wokół niego. Jak dla kobiety wyglądał na całkowicie nieobecnego duchem. Zrobili to wprawdzie inni, ale ona wiedziała i nie powiedziała nic, dała milczące przyzwolenie. Staczanie się z płaszczyzny praworządności było takie proste...
Jeśli jednak świat oszalał przetrwają tylko najsilniejsi, pozbawieni skrupułów albo zbyt szaleni by zdawać sobie sprawę z deprawacji... ciekawe czy należała do którejś z tych kategorii? A inni czy do którejś należeli? Jaką mieli szansę przetrwać? Popatrzyła na przednie lusterko na przestraszone twarze Etiena i Natalii, dla nich będzie twarda, dla nich zrobi wszystko. Jej spojrzenie skrzyżowało się ze wzrokiem Dorothy, w oczach siostry była ta sama determinacja. Determinacja samicy walczącej o swe młode. Dzika i pierwotna...

Na szczęście na kolejnej stacji zastali otwarte drzwi i kierującego nią obecnie wyznawcę teorii spiskowych. Dziś być może ta teoria ocaliła mu życie, czy jednak utrzyma się na miejscu pokaże przyszłość, ale oni i tak będą już wtedy daleko.
Napełnili baki, dodatkowe paliwo do kanistrów oraz wiele przydatnych utensyliów, jak latarki, baterie, napije i jedzenie w puszkach czy leki. Liberty kupiła słodycze dla dzieci. Może smak czekolady choć trochę poprawi im humor, a także samochodzik koparkę dla Ethiena i kilka książek dla Natalii. Przez to zamieszanie Dorothy nie zabrała żadnych zabawek.
Ruszyli dalej ostrożnie, by nie nadziać się na patrole. Nie mieli ochoty na dyskusje z wojskiem, dlaczego jadą w przeciwnym kierunku niż reszta. Nie wiadomo dlaczego nikt ich nie zaczepiał. Może dzięki temu, że Hummer we mgle i przeciwmgielnych światłach wyglądał jak pojazd wojskowy? Może po prostu mieli szczęście i nie trafili na gorliwców z poczuciem misji.
Jechali dalej trasą, którą sobie wyznaczyli...

Zanim do świadomości Liby dotarł głuchy odgłos uderzenia i tłukącego się szkła, jej noga zareagowała odruchowo wciskając hamulec. Ford zniknął z lusterek, a na jego miejscu pojawiła się ustawiona w poprzek Toyota:
~Wystarczyło bym jechała trochę wolniej, kilka sekund różnicy i to my bylibyśmy na miejscu samochodu Thmpsona.~ Zanim wysiadła z samochodu przełknęła ślinę. Zobaczyła jak Nathan otwiera drzwi z drugiej strony, w reku trzymał wręczoną mu przez Clinta kuszę. ~Jak szybko dojrzewa ten dzieciak!~ pomyślała czując wewnętrzne zimno. Myślał trzeźwiej niż ona, jak by nie było dwa razy starsza od niego. Wzrokiem przez szybę wskazała Dorothy leżącą między fotelami z przodu wozu, dubeltówkę z mieszkania MacGregora, którą dał im policjant. Nie wiadomo co mogło wysiąść z tego samochodu. Lepiej by kobieta miał się czym bronić.

Zamknęła oczy i odetchnęła kilka razy przygotowując się na najgorsze..

Gdy je otworzyła zobaczyła kobietę w lekarskim kitlu, przez chwile miała wrażenie, że jakimś cudem lekarze zjawili się na miejscu wypadku, ale spojrzenie na naszyty na jej biały strój znaczek rozwiało te nadzieje. Już widziała dziś ten znaczek. Jeśli o nią chodziło wolałaby go nigdy w życiu nie oglądać. Kobieta mamrotała coś trzymając się za głowę, najwyraźniej to ona była kierowcą Toyoty.

- Zostań przy samochodzie Nathan – rzuciła jeszcze w kierunku chłopca i ruszyła pewnym krokiem do zniszczonego Forda. Otwarte poduszki na miejscu kierowcy i pasażera powiedziały jej, ze zabezpieczenie zadziałało i mężczyznom pewnie nic się nie stało. Zresztą powoli zaczęli się gramolić ze środka. Nie można tego jednak było powiedzieć o siedzącym z tyłu Timie. Nienaturalna poza jaka przybrało jego ciało i krew płynąca po oparciu siedzenia nie wróżyły mu dobrze. Montrose z przerażeniem stwierdziła, że nie czuje nic, byś może wszystkie pokłady przerażenia, zgrozy i żalu na dzisiejszy dzień już wyczerpała? A może okropna myśl, jakby ulga, że nie będą musieli wlec za sobą kogoś, kto wydawał się bezradną roślinką, która przebiegła przez jej głowę, świadczyła jak łatwo można wyzbyć się uczuć humanitarnych i człowieczeństwa.
W tym momencie chłopak zaczął rzęzić! Żył więc jeszcze. Czy była jakaś szansa uratować mu życie, kiedy w szpitalach panowało szaleństwo. Przecież nie odważą się udać do żadnego z nich. Zostawią go by umarł bez pomocy?

Przeraziły ją jej własne myśli...

Nie miała jednak zbyt wiele czasu na analizę swego sumienia. Z piskiem opon zatrzymała się obok czarna terenówka i wysiadło z niej dwóch mężczyzn w czarnych garniturach i bronią w dłoniach. Jak w jakimś idiotycznym filmie o pogromcach obcych. Dzisiejszy dzień był jak scenariusz filmu, tyle że był cholernie realistyczny i nikt nie zaproponował jej miliona dolarów za główną rolę. Ta pewnie przypadła komuś innemu, a ją potraktowano jak przypadkowego statystę, który wszedł w niewłaściwy kadr i zupełnie nie zna swojej roli.

Za to reszta odgrywała doskonale:

Przestraszona uciekająca kobieta i dwa czarne charaktery. Teraz szlachetni bohaterowie powinni uratować niewinną ofiarę, ale kto tu do kurwy nędzy był ofiarą?!
Liberty stała z niedowierzaniem patrząc jak na chwile wszyscy zamarli. Mężczyźni w czerni skupieni na Davidzie i Alexandrze całkowicie zignorowali pasażerów Hummera,, a zwłaszcza kryjącego się za jego bokiem Nathana. W momencie, gdy zbliżyli się do rozbitego pojazdu ciszę jaka nastąpiła po ich ostatnich słowach, przerwał dźwięk zwalnianej cięciwy i świst bełtu. Liberty rzucając się na ziemię i zasłaniając dłońmi głowę, myślała tylko o jednym:
~Oby Dorothy zdążyła ukryć dzieci!~
 
__________________
The lady in red is dancing in me.

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 01-11-2009 o 19:34.
Eleanor jest offline