Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-10-2009, 22:04   #639
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Silii spodobał się pomysł by przywłaszczyć sobie opuszczone lokum. Mieli wreszcie swój własny kąt, namiastkę... domu? Jakkolwiek wydumanie i zabawnie to brzmiało. Ale chociaż zaoszczędzą trochę grosza.
Wstąpiła w nią jakaś niespożyta energia. Niebawem spotka Elendilla. Dwa zwoje schowała starannie do torby. Zorganizowała natenczas trochę szmat, znalazła też miotłę z gałązek. Miała ochotę ogarnąć ten bajzel. A może po prostu musiała się czymś zająć żeby zbyt dużo nie myśleć? Latała w każdym razie ze szmatą w dłoni, jak jakaś nakręcona gospodyni domowa. I czyściła, zamiatał, pucowała. Chyba do reszty zwariowała, biorąc pod uwagę, że byli świeżo po walce i powinna słaniać się z nóg.

Magiczne przedmioty odłożyła na kupkę i oglądała je z ciekawością.
- Zidentyfikuję je – powiedziała do reszty, gdy chwilowy szał sprzątania minął jak palcem odjął. - Proponuję byśmy jutro sprzedali resztę zdobycznej broni i uzbrojenia. Oczywiście jeśli ktoś chce coś dla siebie zatrzymać niech śmiało bierze. Angela, skoro znasz miasto może mogłabyś w tym pomóc? To także w twoim interesie. Im lepiej sprzedamy, tym większa będzie dola każdego z nas. Część złota zostawimy we wspólnej puli, resztę podzielimy. Z grupowej kiesy Albert może zakupić potrzebne nam lecznicze mikstury, również na zapas.
- Kilka dni będziemy musieli tutaj zabawić. Trzeba nam wydobrzeć. Jutro rozpoznam resztę magicznych przedmiotów. Każdy będzie też pewnie chciał zrobić jakieś zakupy, skorzystać z zalet miasta. A później, gdy będziemy gotowi chciałabym użyć zwoju i przenieść nas do Ellendila. Strogorii nie ucieknie, a kto wie co dzieje się z moim ojcem? Ale nie chcę decydować za wszystkich, z mojej strony to tylko prośba. Zrobimy jak zechce większość.

Wieczorem przysiadła w rogu pokoju na skrzyżowanych nogach i rozłożyła przed sobą księgę. Przedmioty przemawiały do niej językiem magii, zdradzały drzemiące w swoim wnętrzu tajemnice. Zaczęła od łuku, później zabrała się za amulet. Ten okazał się dla półelfki nie lada gratką. Ułatwiał koncentrację, zwiększał potencjał magiczny. Przypuszczała, że Aleksie przydałby się równie mocno co jej samej. Sumiennie poinformowała o tym psioniczkę. Postanowiły rzucić monetą i zdać się na ślepy los. Amulet przypadł w udziale Silii. Aleksa uśmiechnęła się szczerze dodając tylko:
- W takim razie jeśli pozwolicie wezmę kuszę.

Czarodziejka zebrała się wreszcie w sobie i podreptała do Jensa. Wręczyła mu łuk i kołczan ze strzałami przysiadając obok na ziemi. Metodycznie unikała patrzenia na niego, jakby od tego mogła się czymś zarazić.
- Weź. Nikomu oprócz ciebie się raczej nie nada. Zwiększa obrażenia. Nie jakoś wyjątkowo, ale lepsze to niż nic. Strzały nasączone są substancją, która ma szansę spowolnić wroga.
- Dziękuję Sil… - rzekł patrząc na nią – To znaczy za wyjaśnienie działania – dodał prędko jakby w obawie, że mogła jego słowa do czegoś innego nawiązać. Żałował, że jej powiedział. Że przyznał się do czegoś, czego sam nie wiedział czy zrobił. Ale tak chyba było w sumie lepiej. Trudniej, ale lepiej.
Wziął od niej broń na chwilę zatrzymując dłoń na jej. Ułamek sekundy aż prosił się o powiedzenie czegoś mądrego. Jens milczał. Zacisnął tylko dłoń na jej własnej i opuścił wzrok na kasztanowe łęczysko łuku. Pamiątka po driadach. Trucizna idealnie do niej pasowała.

- Dlaczego z nią poszedłeś Jens? I po co jej to było? Chciała mi zrobić na złość, zepsuć jedyną rzecz, która mi się w życiu układała? Nienawidzę jej... - mówiąc o tym krzywdziła samą siebie. Rozdrapywała świeże jeszcze rany, ale przecież ta rozmowa musiała mieć miejsce. Rozchodziło się raczej o to, by jak najszybciej mieć ją za sobą.

~ Trzeba zamknąć jeden etap zanim rozpocznie się nowy. ~ - tak mawiał jej sędziwy szalony mistrz z Talgi.
~Ciekawe czy jeszcze żyje? Lubiłam go... Był zabawy i zawsze miał dla mnie czas. Nigdy nie myślałam, że będzie mi go brakować. ~
Popadała ostatnio w melancholię. Więcej myślała o przeszłości niźli teraźniejszości. I ciężko jej się było skupić. Myśli były rozbiegane, chaotyczne, żyły własnym życiem.

Po jakie licho pytała? - przeszło Jensowi przez myśl. Co miał jej wymyślić? Że może to się w ogóle nie wydarzyło? Że musiał to zrobić jeśli Maela miała pozwolić im żyć? Nie odzywał się przez dłuższy moment. Półefka jednak nie ustępowała. Postawione pytanie wisiało w gęstnącym powietrzu.
- Jeśli naprawdę coś popsuła – rzekł w końcu - to będę robił wszystko, żeby to naprawić.

- Naprawić Jens? - zaśmiała się. na te słowa. Naprawdę zresztą nieprzyjemnie. - To nie jest pęknięte kołu od wozu, do jasnej cholery. Zdradziłeś mnie! Dałam ci wszystko, ale ty uznałeś, że to za mało! - zagryzła wargi, żeby się uspokoić. Ściszyła też głos, żeby nie robić zbędnego zamieszania. Kiedy się znów odezwała głos miała już spokojny.
- Nie będę ci tego więcej wypominać, obiecuję – w przypływie jakiejś tęsknoty pogłaskała go po policzku, ale zaraz cofnęła dłoń. - Ale to chyba oczywiste, ze mnie straciłeś. Musisz to wiedzieć, prawda? Że to koniec.

Zawisła niezręczna cisza. Znowu.
- Nie powinno to wpłynąć na nasze zadanie – kontynuowała czarodziejka. - Możemy zostać przyjaciółmi, rozmawiać normalnie, bez żalu. Możemy nawet sypiać ze sobą od czasu do czasu. Zawsze było mi z tobą dobrze w łóżku. Ale nasz związek to już przeszłość. Jesteś wolny. Możesz dogadzać połowie mieszkanek Vast, nie obchodzi mnie to już. Ode mnie też nie możesz już wymagać wierności. Prawdę mówiąc mam zamiar z tego ostatniego przywileju skorzystać całkiem szybko - jej ton trącił złośliwością. - Ty już masz porównanie, jak to jest, być z kimś innym. Też się zrobiłam, prawdę powiedziawszy, ciekawa.

Zaskoczyła go. Chciała się zemścić z premedytacją za coś co on zrobił… no właśnie. Z premedytacją? Spojrzał na nią z bezsilnym smutkiem. Bardzo krótko. Chciał ją ochrzanić za to, że tą jedną chwilą przekreśla cały czas. Koniec… W sumie jednak nie miał się jej co dziwić. Przylgnął odruchowo do jej dłoni gdy głaskała go po policzku. I tak jak ona odsunął się od niej. Tak dobrze znali odruchy swoich ciał, ze w wielu przypadkach się dopasowywali… Nie wstał gdy zaczęła wychodzić z izby. Nie zatrzymał jej gdy otwierała drzwi. Spojrzał dopiero wtedy gdy drewniane kołki trzasnęły pod wpływem zamknięcia.

Silia wyszła w pośpiechu. Musiała ochłonąć. I ukryć przed nim łzy.
Gdy wracała Jens minął ją tylko, z jakąś zaciętą miną, i zniknął za rogiem zapuszczając się w dzielnicę doków.
Czarodziejka wróciła do środka, przysiadła przy plecaku łowczego. Wyjmowała raz za razem wszystkie przedmioty. Swoje odkładała do torby, jego obracała tylko w dłoni, czasem przyciskała do policzka albo zachłannie wciągała ich zapach. Natrafiła wreszcie na dziennik. Przypomniała sobie jak wspólnie go czytali, tam w Cienistej Kniei. Przekomarzali się i śmiali. Wspomnienia bolały. Otworzyła księgę i natrafiła w środku na sprasowany woreczek Lordowego ziela. Zagarnęła całość, plus przepaloną lulkę. Ponownie wyślizgnęła się na podwórze, nabiła i wypaliła. Odurzenie spadło na nią jak oczyszczający deszcz. Narkotyk przyjemnie otumaniał, łagodził wewnętrzny ból. Na materac dotarła jak we śnie. Ledwo mrugała powiekami. Świat pędził w zawrotnym tempie. A może to ona wytrąciła tak dalece prędkość? Miała wrażenie, że poruszała się jak ślimak. Opadła wreszcie na materac i, tępym wzrokiem, gapiła się na bransoletę na swoim nadgarstku. Prezent od Jensa. Zatrzyma ją, choć może wypadałoby oddać. Zatrzyma. Niech jej przypomina o tym, że najbliżsi ranią najmocniej.


* * *

Cały niemal kolejny dzień spędziła na identyfikacji przedmiotów. Było to zajęcie czasochłonne i bardzo wyczerpujące. Kiedy zakończyła pracę ujęła w dłonie świecę Aerandira. A później przeczytała jego imię. Już wcześniej zdecydowali, że Silia może przejąć jej moc. Uznała, że tamto postanowienie nie uległo przedawnieniu.
Czekała w napięciu co się wydarzy. Znając przewrotność losu cycki nie urosną jej ani odrobinę.


- Użyłam świecy – poinformowała tylko, gdy zebrali się znowu razem. Była ciekawa czy wygląda inaczej. Miała nadzieję, że tak. Choćby jej miały rogi wyrosnąć. Potrzebowała zmiany a teraz szukała jej potwierdzenia w spojrzeniach kompanów. - Myślę, że z drugą świecą powinniśmy się wstrzymać. Może uda się dowiedzieć kim jest owo Elyssa Winterhaven. Kto mógłby najbardziej skorzystać na części jej mocy.

Dopiero późnym popołudniem wyszła na zewnątrz. Poprosiła Angelę by ta zaprowadziła ją do sklepu magicznego. Chciała nabyć nowe zaklęcia. Wciąż przytłaczała ją myśl, że wie za mało i niewiele potrafi. Głód wiedzy odzywał się w niej zrywami. Po walce czuła największy jej niedosyt.
Cieszyła się też w sumie, że trafili wreszcie do miasta. Te wędrówki po głuszy zaczynały ją wykańczać. Silia potrafiła docenić wygody cywilizacji. Miękkość materaca, ciepło jakie dawały cztery ściany, gwar, ruch i obecność ludzi. I sklepu magicznego choćby. Cudna sprawa.

Półelfka spojrzała z ukosa na swoją towarzyszkę. Zdała sobie sprawę, że o Angeli nic nie wie.
- Wspomniałaś, że pochodzisz z Tsurlagol – zagaiła nagle. - Jak to jest wrócić do domu? Będziesz chciała odwiedzić rodzinę, przyjaciół?
Może naiwne były to pytania, ale ciężko było znaleźć jakiś wspólny temat. A głupio też leźć tyle czasu i gęby nawet do siebie nie otworzyć.
- Nie mam rodziny ani przyjaciół czarodziejko, powinnaś już to wiedzieć. Za to sporo wrogów i kilka kontaktów.
Zdębiała.
- Kontraktów? To znaczy... takich eee.. na czyjeś głowy? - od początku podejrzewała, że Angela należy do jakiejś super tajnej gildii zabójców. Łatwo było usłyszeć coś, co sobie człowiek sam w duchu dopowiedział.
- Kontaktów, nie kontraktów, kochanie. Ten cały łowczy nieźle pomieszał ci w główce.
Zaczerwieniła się z zażenowania. Ale plama. Przesłyszenie. I jeszcze poruszyła drażliwą nutę. Jens. Przypomniała mu o nim, dokładnie wtedy, kiedy przestawała na chwilę o nim myśleć.
- Nie chce o tym mówić - Silia ściągnęła gniewnie usta w wąską kreskę. - Zresztą, pomieszał czy nie, to już i tak skończone. Czuję się wyprana z całej naiwności, pozbawiona złudzeń i pełna gniewu. Już nigdy się nie zakocham. Miłość jest przereklamowana.

Po co jej o tym mówiła? W pewien sposób się przed nią otworzyła. Nawet Bethy nie wspomniała o tym co zaszło, choć pewnie i tak wszyscy się domyślali. A teraz wywnętrzała się przed osobą, do której powinna zwracać się z problemami w ostatnie kolejności.
Angela parsknęła, chociaż nie wiadomo, czy ze śmiechu.
- Chcesz się stać taka jak ja? Takie deklaracje tym się kończą.

Zirytowała ją trochę tym porównaniem do siebie samej.
- Czy to w ogóle od nas zależy? Kim się stajemy? Ja myślę, że pozbawieni jesteśmy wpływu na nasze życie. Bogowie z nas drwią. Możemy tylko patrzeć jak los nami poniewiera. Patrzeć i gorzknieć. Bo nawet buntować się nie ma sensu.
-By bogowie z nas drwili muszą zwrócić na nas uwagę. Nie mieszaj ich w to, bo oni mają nas gdzieś. Ale jeśli mam jakąś wiarę, to jest to właśnie wiara w siebie. To właśnie ta wiara kazała mi zostawić rodzinę i przyjaciół z dzieciństwa. Moje... problemy prędzej czy później by ich zabiły. To była moja decyzja, nie jakiś bogów.
Przypominała jej Elizabethę. Butna, niezależna, odważna. Nie bać się bogów... Zaiste odważna. A może szalona?
- Problemy? - Silia zatrzymała się raptownie by spojrzeć Angeli w oczy. - Masz je nadal czy już sobie z nimi poradziłaś? Jeśli moglibyśmy ci jakoś pomóc...

Kolejna wtopa. Wściubiała nos w nie swoje sprawy. I jeszcze po co? Żeby oferować pomoc? Pomyślałby kto, że taka szlachetna jest. Za dużo chyba przebywała z Lillą i zaczynała przesiąkać jej paladyńskimi poglądami. Szerz dobro, pomagaj, ufaj. Zabawne całkiem. Tym bardziej, ze wcale takich zasad nie wyznawała.
- Powiedz mi szczerze, jak głęboko gdzieś macie moje problemy? - Angela spojrzała jej bardzo głęboko w oczy - Nie są teraz istotne, mała jest szansa, że zwrócą na mnie uwagę.
- Wcale nie mam gdzieś twoich problemów – te słowa zaskoczyły samą Silię. A jeszcze bardziej zaskoczył ją fakt, że mówiła szczerze. - Nie jesteś moją przyjaciółką. W zasadzie wcale cię nie znam. Ale walczyłaś z nami ramię w ramię. Uratowałaś mi życie, tam w kniei. Nie patrz na to jak na dobroduszność z mojej strony. Nie jestem dobroduszna. Zazwyczaj. – zamyśliła się nad tym – Czasem mam niekontrolowane przypływy dobrej woli, ale generalnie jestem raczej samolubna. Mimo to, jeśli coś mogę dla ciebie zrobić, powiedz. Zrobię to.

- Dzięki za chęci. Ale wolę tego nie poruszać. Dla was byłoby lepiej, gdybym zaszyła się gdzieś a najlepiej po prostu odeszła. Alex... sobie poradzi. Jeśli mnie rozpoznają to nie będą tylko moje problemy. Zresztą musisz się również domyślać, że ktoś musiał uczyć mnie tego, co umiem. I temu komuś nie do końca się podoba moje odejście.
Wyglądała bardziej na rozbawioną niż w jakiś sposób przestraszoną.
- Ty możesz być samolubna, ja byłam morderczynią, Silio. Pamiętaj o tym składając mi takie propozycje.

Półelfka stała przez chwilę jak sparaliżowana, z otwartymi na oścież ustami. Szybko się jednak opamiętała.
- Nie mam zamiaru cię osądzać Angelo - półelfka zawahała się sekundę, ale w końcu położyła dłoń na ramieniu kobiety. - Zabijałaś. I musisz teraz z tym żyć, dźwigać swoje jarzmo. Może... powinnaś dla odmiany zrobić coś dobrego? Wiem jedno, nie da się przejść samemu przez życie. Samotność może człowieka ograbić do szczętu. Czasem trzeba komuś zaufać, aby nie zwariować. Dlatego powtórzę raz jeszcze, jeśli będziesz potrzebowała pomocy, podam ci rękę. Obiecuję.

- Podanie ręki kojarzy mi się bardziej z pożegnaniem, ale dobrze. A zaufać? Jeśli w tym życiu komuś zaufałam, to był to Alex. Chłopak ma dobre serce, szkoda, że zbyt dobre dla mnie. Nie wszystkim z waszej grupy mogłabym zaufać, a czy mam w ogóle z wami zostawać? Rozgadałam się, to miasto tak na mnie wpływa.
- Chciałabym żebyś została – odparła półelfka i zdobyła się na uśmiech. - A co byś powiedziała na to, abyśmy zakupiły sobie wielki bukłak wina i opędzlowały go dziś do samego dna? Mam ochotę zalać smutki.

W sklepie magicznym czarodziejka zakupiła kilka zwojów. Ku jej zaskoczeniu Angela również.
- Także posługujesz się magią?
Zabójczyni nie przestawała ją zaskakiwać. I, o dziwo, miała wrażenie, że dała jej się odrobinę poznać. Uchyliła rąbka własnej tajemnicy. Silia poczuła do niej sympatię, choć sama nie wiedziała dlaczego.
A później, gdy wychodziły, zapytała jeszcze:
- Kim jest ów Strigorii? Skoro jesteś tutejsza pewnie wiesz to i owo. A pozostali z dwunastu byli zawsze znani i szanowani. Może poza Aerandirem.
Dziwnie się czuła wypowiadając jego imię. Już zawsze będzie nosić w sobie jego cząstkę. Symbiotyczny związek stworzony ze swoim zmarłym wrogiem. Czy będzie go wyczuwała, gdzieś w środku? Czy nabierze jego cech, jego przyzwyczajeń? Światło zacznie ją drażnić, i będzie ją odtąd pociągał mrok? Mrok nocy i mrok duszy? O tym pierwszym przekona się niebawem. Już o świcie.

* * *

Podróż do ich nowego słodkiego gniazdka nie zajęła im długo. Znać było, że Angela porusza się płynnie po tych wąskich brukowanych uliczkach, zna każdy kąt doków. I nawet nikt ich nie zaczepił. Pewnie dlatego, że Angeli źle z oczu patrzyło.
Po powrocie Silia przejrzała nowo zakupione zwoje. Przepisała zaklęcia starannie do księgi i długo nad nimi dumała. Na Jensa znów nie mogła spojrzeć. Wyślizgnęła się na podwórze i wypaliła dwie lufki zbawiennego ziela Lorda. Wróciła już spokojniejsza. Uśmiechała się nawet i nabrała jakby śmiałości. Przysiadła się do łowczego i, jakby nigdy nic, zapytała.

- Nie musi się między nami źle układać, wiesz? Pamiętasz, wspomniałam ci, że możemy czasem... Przecież w łóżku było nam bosko. Nie miałbyś ochoty się ze mną przejść?

Bezpretensjonalnie oblizała usta. Czy była wulgarna, bezczelna, bez serca? Czy znęcała się nad nim niepotrzebnie? A może po prostu za nim tęskniła? Nie można przestać kogoś kochać, tak z dnia na dzień. Zioła likantropa niedługo się skończą, i co wtedy? Nie chciała żeby Jens odchodził. A miała obawy, że może ranić go tak mocno, że wreszcie się wścieknie i opuści ich małą tymczasową rodzinkę.
Dopóki miała zioła trzymała wszystko w ryzach. Wymuszała na sobie spokój. Potrafiła z nim rozmawiać i patrzeć mu w oczy. Ba, uśmiechała się nawet.
Zioła... Cudowny specyfik uśmierzający ból pękniętego serca. Musi zapytać Angelę, gdzie można w Tsurlagol zakupić tego więcej.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 31-10-2009 o 22:11.
liliel jest offline