Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-10-2009, 23:51   #12
Athos
 
Reputacja: 1 Athos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputację
Słońce chowało się za horyzont, gra kolorów między niebem, a ziemią przykuwała uwagę. Ale nie to wzbudzało zainteresowanie piątki mężczyzn. Trzech z nich zajętych było przygotowywaniem postoju, oporządzeniem koni, ogniskiem, strawą, zwykłymi przyziemnymi sprawami. Pozostała dwójka odłączyła się, stojąc w ostatnich snopach światła, jakby wysuwając się na pierwszy plan. Szept jednego z nich mógł być modlitwą, a może spowiedzią, ale jeśli tak, to drugi z nich wybitnie nie przypominający duchownego nie miał zamiaru w niej uczestniczyć. Po prostu stał i czekał. Myślał co stało się w ciągu ostatnich tygodni i jak daleko się jeszcze posuną. W pierwszej chwili, kiedy przystał na rolę, jaką przyszło mu odegrać, tłumaczył to sobie zwyczajną pomocą towarzyszowi, który stał się cieniem. W tym, co miało się stać, dopatrywał się nawrócenia, a może i powrotu do zdrowego rozsądku. Teraz patrząc na to, co wspólnie mieli uczynić sam się pogubił, przekroczył granicę, lecz nie linię ostateczną. Jeszcze czas było zawrócić, ale Armand nie wierzył, aby udało się przekonać Filipa do powrotu do domu. Z każdym kolejnym dniem i Armand gubił się, tracił zmysł pozwalający odróżnić to, co było snem, a co jawą. Kroczył więc drogą, którą wytyczał mu Filip.

- Byłem tam jak prosiłeś, szczęście ci... nam – poprawił się szybko Armand – dopisało. Nie są stąd tak jak chciałeś, czy szlachetnie urodzone jeszcze nie wiem. - jak łatwo było to powiedzieć, jak łatwo było podpisać wyrok, zganił się w myślał mężczyzna. Jak słabo znam siebie samego! Czuł pustkę i to go przerażało, nie miał wiary jak Filip.
- Nie do mnie lecz do Niego ów wybór należy. A poza tym nie znajduję tego jak Ty, Armandzie – w głosie Filipa brzmiała pewność, jakby czas umacniał go, dodawał mu sił – jako zwykłego przypadku. Ten, który odwrócił się ode mnie, zaczął mnie wspierać. Straciłem wiarę przyjacielu, ale już ją odzyskałem, błądziłem więc zostałem ukarany. Boże... - głos Filipa nagle się załamał – prowadź mnie, Marie będzie znowu ze mną. - Odwrócił wzrok w stronę wozu. Armand nie potrafił wciąż odrzucić ludzkich odruchów. Na granicy obrzydzenia i współczucia popatrzył w ślad za Filipem w miejsce, które wkrótce miało stać się puste...

*

Raul wciąż rozważał, jaką strategię przybrać, nijak się do tego miało dotychczasowe postępowanie. Lek w postaci trunku nie przynosił ulgi. Nie potrafił się upić, a choć powody mogły być różne, to ten o zbliżającej się kolacji był najmniej istotny. Cecylia zniknęła, a właściwie wróciła do swego pokoju, a reszta towarzystwa była w najlepszym razie obojętna Raulowi. Postanowił więc zadomowić się w części zwanej sypialną w stanie niebywałym, bo zgodnym z dobrym obyczajem.
Misa z wodą, plusk wody i uroczy śmiech...

A potem... a potem po prostu spotkał kobietę. Rankiem obmył swoją twarz, a kiedy spojrzał sam się przeraził. Nie znał tego człowieka, sam się go wystraszył. Zamknął się, odizolował. Myślał rozpaczliwie, co począć. W końcu zapragnął ją zobaczyć, a kiedy znalazł się blisko poczuł, że musi z nią być. Wreszcie nie mieć lecz być. Zawładnęła nim, lecz wiedział, że interesuje go wieczność, nie noc czy dwie. Zmienił się, dojrzał, tak mu się wydawało. Wprawna ręka i bystry umysł, a może i tylko fakt, że przodek, w którego ślady miał pójść cieszył się tak wielkim poważaniem, że uczyniono mu ten zaszczyt i pozwolono przywdziać płaszcz by chronił wraz z innymi władcę. Teraz nie był już czarną owcą, teraz był kimś, teraz mogła go uczciwie pokochać, tak myślał.
Wkrótce miał to, czego oczekiwał, a może to, co obiecał. Nie jak ojciec lecz jak dziadek, tak jak chciała ukochana staruszka. Honor i żona, a i szczęście go nie opuszczało. Znowu żyję, a może dopiero zacząłem żyć, od nowa, jakie to wspaniałe i proste – cieszył się jak dziecko.


Kochał swoją Marie, a teraz jej nie było...
 

Ostatnio edytowane przez Athos : 31-10-2009 o 23:54.
Athos jest offline