Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-10-2009, 08:22   #11
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Przez czas jakiś jechali w milczeniu.
A potem nie warto było nawet ust otwierać by pytanie zadać, jak długo jeszcze jechać trzeba, gdyż przed nimi, w dolinie, niewielkie pojawiło się miasteczko.

- Crepy - poinformował ich muszkieter.

Zgoła niepotrzebnie, bo cóż innego mogło by to być.
Ale widocznie Tocqueville uznał, że jako dobrze wychowany człowiek powinien pobawić się w przewodnika.
Wjechali do miasteczka, witani średnio zaciekawionymi spojrzeniami mieszkańców.

- Tamten budynek - Tocqueville ręką wskazał - to oberża. "Pod Czerwonym Młynem" ją zowią.

O ile budynek od razu z oberżą się kojarzył, o tyle malowidło szyld udające przedstawiało czerwoną budowlę, która z młynem na pierwszy rzut oka nie miała nic wspólnego. Dopiero gdy człowiek dokładnie się przyjrzał, zobaczyć mógł coś, co koło wodne przypominało. I niebieskie maźnięcie pędzlem, co miało pewnie wodę oznaczać.

Minęli kościół z dzwonnicą okazałą, co po drugiej stronie ryneczku stał, a za nim, z tyłu, ogród, w głębi którego średniej wielkości budynek się znajdował.

- Kościół Świętego Denisa - wyjaśnił muszkieter - a tam proboszcza, jego wielebności pana Guignona, siedziba. Zaś dom pana d'Avigny, prefekta, do którego pan de Villau państwa zaprasza, kroków tylko parę stąd się znajduje.


W zasadzie powinien wcześniej się zorientować, że coś jest nie tak.
Zwykle Tess nie zamykały się usta... Zawsze chętna była do wymienianie zdań na najprzeróżniejsze tematy - od pogody, bez względu na jej jakość, przez otoczenie mniej czy bardziej dla oka przyjemne, po plany na przyszłość i tematy zwane ogólnymi, z ich aktualną sytuacją nie mającymi nic wspólnego.
A teraz, nagle, cisza...

Ze względu na muszkietera tak robiła, czy też przedłużenie podróży i pomoc w poszukiwaniu panny jej nie odpowiadały?
Trudno rzec było, zanim nie porozmawiają, a to w obecności Tocqueville'a było niewykonalne.

A potem było jeszcze gorzej.
Tess z konia zeskoczyła, zachwiawszy się nieco, ale nie czekając na jego pomoc, jaką zawsze jej służył. I którą zawsze chętnie przyjmowała.
Boczyła się na niego o coś, czy też nagle wyprzeć się go chciała...

Wizja wielkiego, wspólnego łoża, a może i kąpieli w balii jednej, odsunęła się nagle daleko. Bardzo daleko.


Drzwi otworzyły się na stukanie, lecz miast służącego, co gości zwykle w domach takich wpuszczał, stał w nich siwawy muszkieter, znany Pierre'owi nie tylko z opowieści, ale i z widzenia.

- Franciszek de Villau - przedstawił się.

Pierre zawahał się na ułamek sekundy.
Nie całkiem wiedział, jak przedstawić Tess.
W końcu zwykle nie tak bywało, by panna młoda wraz z mężczyzną podróżowała. A jedno źle wypowiedziane słowo dyshonor nieść z sobą mogło.

- Pierre de Batz - odpowiedział - z gwardii hrabiego d'Essais.
- A to pani mego serca. Maria Teresa z domu de Villanova.

De Villau skłonił się uprzejmie i dłoń Tess ku ustom uniósł, lecz zdawać by się mogło, że więcej uwagi nie na piękną dziewczynę zwraca, lecz na jej towarzysza.
Co mogło być spowodowane ocenianiem, czy do misji jakiejś się nadaje, ale... mogło też plotki cichcem tu i tam wymieniane.
 
Kerm jest offline  
Stary 31-10-2009, 23:51   #12
 
Athos's Avatar
 
Reputacja: 1 Athos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputację
Słońce chowało się za horyzont, gra kolorów między niebem, a ziemią przykuwała uwagę. Ale nie to wzbudzało zainteresowanie piątki mężczyzn. Trzech z nich zajętych było przygotowywaniem postoju, oporządzeniem koni, ogniskiem, strawą, zwykłymi przyziemnymi sprawami. Pozostała dwójka odłączyła się, stojąc w ostatnich snopach światła, jakby wysuwając się na pierwszy plan. Szept jednego z nich mógł być modlitwą, a może spowiedzią, ale jeśli tak, to drugi z nich wybitnie nie przypominający duchownego nie miał zamiaru w niej uczestniczyć. Po prostu stał i czekał. Myślał co stało się w ciągu ostatnich tygodni i jak daleko się jeszcze posuną. W pierwszej chwili, kiedy przystał na rolę, jaką przyszło mu odegrać, tłumaczył to sobie zwyczajną pomocą towarzyszowi, który stał się cieniem. W tym, co miało się stać, dopatrywał się nawrócenia, a może i powrotu do zdrowego rozsądku. Teraz patrząc na to, co wspólnie mieli uczynić sam się pogubił, przekroczył granicę, lecz nie linię ostateczną. Jeszcze czas było zawrócić, ale Armand nie wierzył, aby udało się przekonać Filipa do powrotu do domu. Z każdym kolejnym dniem i Armand gubił się, tracił zmysł pozwalający odróżnić to, co było snem, a co jawą. Kroczył więc drogą, którą wytyczał mu Filip.

- Byłem tam jak prosiłeś, szczęście ci... nam – poprawił się szybko Armand – dopisało. Nie są stąd tak jak chciałeś, czy szlachetnie urodzone jeszcze nie wiem. - jak łatwo było to powiedzieć, jak łatwo było podpisać wyrok, zganił się w myślał mężczyzna. Jak słabo znam siebie samego! Czuł pustkę i to go przerażało, nie miał wiary jak Filip.
- Nie do mnie lecz do Niego ów wybór należy. A poza tym nie znajduję tego jak Ty, Armandzie – w głosie Filipa brzmiała pewność, jakby czas umacniał go, dodawał mu sił – jako zwykłego przypadku. Ten, który odwrócił się ode mnie, zaczął mnie wspierać. Straciłem wiarę przyjacielu, ale już ją odzyskałem, błądziłem więc zostałem ukarany. Boże... - głos Filipa nagle się załamał – prowadź mnie, Marie będzie znowu ze mną. - Odwrócił wzrok w stronę wozu. Armand nie potrafił wciąż odrzucić ludzkich odruchów. Na granicy obrzydzenia i współczucia popatrzył w ślad za Filipem w miejsce, które wkrótce miało stać się puste...

*

Raul wciąż rozważał, jaką strategię przybrać, nijak się do tego miało dotychczasowe postępowanie. Lek w postaci trunku nie przynosił ulgi. Nie potrafił się upić, a choć powody mogły być różne, to ten o zbliżającej się kolacji był najmniej istotny. Cecylia zniknęła, a właściwie wróciła do swego pokoju, a reszta towarzystwa była w najlepszym razie obojętna Raulowi. Postanowił więc zadomowić się w części zwanej sypialną w stanie niebywałym, bo zgodnym z dobrym obyczajem.
Misa z wodą, plusk wody i uroczy śmiech...

A potem... a potem po prostu spotkał kobietę. Rankiem obmył swoją twarz, a kiedy spojrzał sam się przeraził. Nie znał tego człowieka, sam się go wystraszył. Zamknął się, odizolował. Myślał rozpaczliwie, co począć. W końcu zapragnął ją zobaczyć, a kiedy znalazł się blisko poczuł, że musi z nią być. Wreszcie nie mieć lecz być. Zawładnęła nim, lecz wiedział, że interesuje go wieczność, nie noc czy dwie. Zmienił się, dojrzał, tak mu się wydawało. Wprawna ręka i bystry umysł, a może i tylko fakt, że przodek, w którego ślady miał pójść cieszył się tak wielkim poważaniem, że uczyniono mu ten zaszczyt i pozwolono przywdziać płaszcz by chronił wraz z innymi władcę. Teraz nie był już czarną owcą, teraz był kimś, teraz mogła go uczciwie pokochać, tak myślał.
Wkrótce miał to, czego oczekiwał, a może to, co obiecał. Nie jak ojciec lecz jak dziadek, tak jak chciała ukochana staruszka. Honor i żona, a i szczęście go nie opuszczało. Znowu żyję, a może dopiero zacząłem żyć, od nowa, jakie to wspaniałe i proste – cieszył się jak dziecko.


Kochał swoją Marie, a teraz jej nie było...
 

Ostatnio edytowane przez Athos : 31-10-2009 o 23:54.
Athos jest offline  
Stary 01-11-2009, 12:32   #13
Sev
 
Sev's Avatar
 
Reputacja: 1 Sev nie jest za bardzo znanySev nie jest za bardzo znanySev nie jest za bardzo znanySev nie jest za bardzo znanySev nie jest za bardzo znanySev nie jest za bardzo znany
Jechali bok w bok. Niczym dwaj bracia krwi. Weterani. Bohaterowie powracający w rodzinne kąty. Takoż i by mogło być lecz w zupełnie innym czasie i miejscu. Jednak jechali bok w bok. Minstrel oraz Gwardzista Jego Królewskiej Mości.

Jean raz po raz zerkał z ukosa na muszkietera. Zaczynał już się niecierpliwić. Lecz milczał ignorancji i nieuctwa pokazać nie chcąc. Wszak koło niego znajduję się sam członek Szarej Kompanii. Odkąd odjechali w stronę Crepy minęło już trochę czasu. Podróż niezwykle dłużyła się dla chłopaka. Fiołek – kary wałach Jeana, wcale nie ułatwiał. Usypiał monotonnym kołysaniem kulbaki i głuchym stukaniem podków o kamienie...

Słowa muszkietera podziałały jak głośny wybuch armaty.

- Proszę nie spać mości bardzie! Jesteśmy prawie na miejscu.
- Ależ ja wcale nie spałem – odpowiedział jednak znużonym głosem Jean acz z miną wyrażającą mówienie nauczyciela do wyjątkowo durnego dziecka.

W istocie otworzywszy oczy bard rozejrzał się i zoczył przed nimi dolinkę ,a w niej wioskę. Trois rozciągnął się i strzelił zdrętwiałymi od trzymania wodzy palcami. Chyba będę musiał kupić sobie rękawiczki – pomyślał przyglądając się zaczerwienionym dłoniom.

Po chwili „para” dojechała do wioseczki. Chłopi spoglądali na barda z dezaprobatą. Bard spoglądał na chłopów z wyższością. Zatrzymali się pod karczmą „Pod Czerwonym Młynem”. Jeanowi przemknęło przez głowę ,że musi zakosztować tutejszych trunków. Jednak uznawszy ,iż jeszcze będzie na to pora nie poczynił żadnej uwagi.

- Gdzie właściwie jedziemy? - spytał zdziwiony zobaczywszy ,że stanęli.
- Sierżant kazał ulokować szanownego pana w stajni - odpowiedział gwardzista.
- W stajni ?! Ludzie nie mają już żadnego poszanowania dla muzyków. - skarżył się zsiadając z Fiołka.

Powierzywszy wałacha stajennemu Jean wkroczył do szynku z trzaskiem otwierając drzwi. Wszystkie twarze zwróciły się ku wejściu patrząc na barda nieprzychylnym spojrzeniem.

- Nie ma powodu do strapień dobrzy ludzie – odezwał się Jean życzliwie – Stawiam wszystkim !

W karczmie wybuchnęły wiwaty i podziękowania. Chłopak osiągnąwszy swój cel podszedł do gospodarza. Jegomość był poczciwym pulchnym człekiem o malutkich świńskich oczkach i wiecznie spoconej twarzy.

- Żądam natychmiast najlepszego pokoju oraz posiłku ! - zakrzyknął Trois – Moje miano Jean Luce Trois ! Jestem tu z polecenia samego sierżanta Franciszka. Nie godzi się żeby śmiałek wielki i muzyk pomieszkiwał w stajni. Jeśli masz waszmość jakiekolwiek poszanowanie dla sztuki i jej przedstawicieli to bezzwłocznie wskażesz mi kwaterę. Niechaj tak się stanie ! - zakończył mowę.

Karczmarz oblizywał spierzchnięte wargi nie wiedząc co powiedzieć...
 
__________________
"Czemu nosisz miecz na plecach?"
"Bo wiosło mi ukradli"

Ostatnio edytowane przez Sev : 01-11-2009 o 12:34.
Sev jest offline  
Stary 02-11-2009, 13:14   #14
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Powróciwszy do izby postanowiła wziąć się w garść i okiełznać swoją popędliwą naturę. - Spokój, tylko spokój – powtarzała sobie, chodząc po skrzypiących deskach ciemnego wnętrza.

- Cóż on sobie wyobraża? W jakiej roli? Kochanki? Przyjaciółki? Też coś, jak on śmiał, po tym co zrobił matce. Parbleu! Rzuciła się na łóżko, jednak przypominając sobie ostanie znalezisko, szybko zrezygnowała z tego udogodnienia. Słysząc znajome kroki – była wszak nader czujną – otworzyła drzwi i nakazała posługaczce przygotowanie balii z gorącą wodą i nowej zmiany pościeli.

Odczekawszy swoje, w końcu mogła zrzucić odzienie. Zupełnie naga,włożyła do kipieli ostrożnie najpierw prawą, potem lewą nogę, cały czas zastanawiając się czemuż dbałość o higienę miałaby z bezbożnością i zgorszeniem iść w parze? Przed oczami pojawiła jej się ceglana od zacietrzewienia twarz proboszcza, rzucającego z ambony gromami i rewelacjami typu „woda to grzech”, „zapomnijcie o cielesności”. Dlaczego miałaby zapominać o swoim ciele? Bardzo je lubiła, a nawet podobało jej się. Ekhm – nie tylko mi – mruknęła do siebie, rozsiadając się wygodnie w balii i przymykając oczy, by pozwolić napłynąć miłemu wspomnieniu.

Te jego zachwycone oczy i te piekielne źdźbła siana, kłujące ją dosłownie wszędzie. Z pewnością nie był najwprawniejszym z kochanków, lecz dzięki niemu nauczyła się wystarczająco, by umieć oceniać, wybierać, a przede wszystkim nie omdleć w byle jakich ramionach. On zaś nauczył się bolesnej lekcji, że ze szlachtą można sypiać, ale nie żenić się. Ona wiedziała o tym od początku, nie czuła żalu, gdy w kościele przysięgał córce młynarza i swemu nienarodzonemu jeszcze, a już widocznemu pod suknią, potomkowi.

Skończyło się. Ale to, po co tu przyjechała, dopiero się zaczynało – wróciła do rzeczywistości, w czym skwapliwie pomogła jej ostygła woda. Czując, że straciła zbyt wiele czasu na ablucje, jęła szybko się osuszać i ubierać. I wtedy właśnie dotarło do niej, że – och jakże to typowe – nie ma co na siebie włożyć – Roześmiała się z własnej kokieterii. - Na szczęście nikt tego nie usłyszał, moja droga. Trza było karocą podróżować i orszak służby, której nie masz, do twoich sukien zatrudnić. Ubawiona swoimi ciągotkami ku zadawaniu szyku, przywdziała spodnie i świeżą koszulę. Potem, chcąc przydać sobie trochę więcej kobiecości jęła układać sploty w misterną fryzurę. Ręce jej omdlewały, gdy skończyła. Już miała wychodzić, gdy zdanie nagle zmieniła. -Dość błazenady. Nie przyjechałaś się tu mizdrzyć, zresztą i do kogo? - Warczała do siebie, burząc konstrukcję na głowie. Przeczesała włosy grzebieniem i spletła je w prosty warkocz. - Tak lepiej – upewniła się, schodząc do czekającego już na nią Raula.

- Jestem, wuju – wycedziła, uśmiechając się złośliwie. - Możemy iść na plebanię, o ileś pewien, że ten święty dom nie odrzuci grzesznych gości? - pytanie raczej retoryczne, gdyż wcale nie czekała na odpowiedź, zakładając płaszcz i kierując się do stajni, gdzie czekała na nią wierna Perła.

- Jak się masz ma chérie? - pogłaskała klacz po chrapach, ignorując podążającego za nią mężczyznę.
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?
Nimue jest offline  
Stary 02-11-2009, 17:00   #15
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Porozmawiamy przy kolacji, na którą zaprosił nas proboszcz, wielebny Alojzy Guignon, proboszcz tutejszej parafii. - Sierżant uciął w zarodku wszelkie próby zasięgnięcia informacji.
- Luise pokaże państwu pokoje - dodał.

Wizja dobrej kolacji również odpłynęła.
Pierre przypomniał sobie, jak podejmował go kiedyś wielebny Ferney, proboszcz w Tourville, niedaleko Batz. Chleb, parę jaj, odrobina sera, kawałeczek kiełbasy... Wino bardziej przypominające ocet... Wielebny Ferney starał się jak mógł, ale spiżarnia na probostwie była równie pusta, jak skrzynie i sakiewki okolicznych mieszkańców.
Jeśli tu będzie tak samo...

Luise, młoda i obdarzona licznymi wdziękami pokojówka zaprowadziła Tess i Pierre'a na piętro.
Otworzła drzwi do niewielkiej,lecz bardzo gustownie urządzonej komnaty.

- To dla pani, madame - dygnęła przed Tess. - Pana pokój, monsieur, jest kawałek dalej.

Widać pan d'Avigny, prefekt tutejszy, uznał, że nawet najbardziej zakochana w sobie para musi mieć od siebie nieco odpoczynku.

- Czy życzy sobie pani, madame, jeszcze czegoś? - Luise ponownie dygnęła.

- Kąpiel - powiedziała Tess. - Duża balia z dużą ilością goracej wody.

- Jak pani sobie życzy, madame. Za chwilkę Philippe i Francois przyniosą wodę. A wtedy wezmę do odświeżenia pani suknie i oddam za parę chwil.


Pokój Pierre'a był nieco większy i urządzony nieco bardziej po męsku.
Ale łoże było wygodne, zaś kąpiel
Co prawda znacznie przyjemniejsza byłoby wzajemne mycie sobie pleców, lecz skoro umieszczono ich w różnych pokojach, to wypadało zachować konwenanse.
Przynajmniej na razie, dopóki dokoła było wiele osób.


Służba pana prefekta potrafiła stanąć naa wysokości zadania.
Odświeżonemu strojowi Pierre'a nic nie mógłby zarzucić sam hrabia d'Essais, zaś w lśniących butach można by się przeglądać. A gdyby śmiała na nich stanąć jakaś nieostrożna mucha, to z pewnością by się poślizgnęła i złamała sobie nogę.



Mimo wszystko nie można było zbyt długo korzystać z rozkoszy wolnego czasu i gościnnego domostwa. zapowiadana przez de Villau kolacja zbliżała się szybkimi krokami.
Odświeżeni zeszli na dół.

- Pan de Villau oczekuje na państwa przybycie u wielebnego pana proboszcza - oznajmił Francois, który z nosiwody przekształcił się w lokaja. - Czy wskazać państwu drogę? - spytał.

- Nie, dziękujemy - odpowiedział Pierre. - Trafimy bez problemów.



Wieczór nadciągał powoli.
Bardzo powoli.
Do zmroku pozostawało jeszcze wiele czasu, gdy Tess i Pierre wkroczyli do sieni, powitani w progu przez gospodynię.

- Ojciec Guignon zaprasza państwa do salonu.


Pierre na sekundę zatrzymał się w progu.
Zdecydowanie nie był to biedny gaskoński proboszcz.
Albo wielebny Guignon odziedziczył po przodkach niezły kawałek grosza, albo też nie tylko pasał owieczki, ale i przystrzygał je regularnie.

- Maria Teresa... - Tess dygnęła wdzięcznie.

- Pierre de Batz - Pierre skinął uprzejmie głową.

- Zapraszam do stołu. - De Villau, niczym gospodarz, uprzejmym gestem wskazał im miejsca. - Jak tylko przybędzie reszta i zaspokoicie państwo pierwszy głód - dodał - postaram się zaspokoić państwa głód wiedzy.

Nawet jeśli wielebnemu proboszczowi coś się w zachowaniu muszkietera nie podobało, zachował to dla siebie.

Pierre ponownie skinął głową, odsunął krzesło dla Tess, a gdy ta zasiadła wygodnie sam usiadł przy stole obok niej.
 
Kerm jest offline  
Stary 02-11-2009, 23:05   #16
 
Athos's Avatar
 
Reputacja: 1 Athos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputację
Słabe źródło światła, jakie dawała świeca, rzucało cienie na ścianach. Zbyt małe, zbyt nietrwałe, lecz jednocześnie mogące wzbudzić niewielki dreszczyk strachu. Młody mężczyzna tylko pozornie zajęty był pisaniem. Po raz kolejny studiował ten sam wers. Po raz kolejny zastanawiał się nad swym czynem. Dokonał wyboru, kiedy w przyszłości ktoś sięgnie po owe dzieło, co pomyśli o autorze. Czy dotrze do końca lektury czy przerwie ciskając je do ognia.
- Czy jesteś ofiarą czy katem? A może diabłem wcielonym Robercie – zastanawiał się, a wyraz twarzy z każdą chwilą się zmieniał. Już nie był bezwzględnym człowiekiem lecz bezradnym chłopcem.
Niewielka słona kropla spadła na blat, nie towarzyszyły jej kolejne. Drżące usta skupiły się nad modlitwą. W słowach do Boga mężczyzna nie szukał przebaczenia, bo nie mógł prosić o rozgrzeszenie, to wciąż się nie zakończyło, a on wciąż był ważną postacią dramatu.
Tylko ściany, na których cienie toczyły walkę o przetrwanie wraz z dogasaniem świecy, słyszały słowa, a właściwie łkanie duchownego:
- Kocham Cię Marie, na zawsze...

*

- Jak się masz wuju – i ten uśmiech, który próbował ukryć prawdziwe emocje...

A wtedy Raul de Roche zawsze uśmiechnięty, zawsze czujny na grę we dwoje przyjmuje stosowną pozę. Będą walczyć, choć oboje znają wynik walki. Kiedy spojrzy jej w oczy, ona je opuści jeśli obok będzie jej mąż, a Raul bezczelnie pochłonie jej myśli, zawładnie zmysłami. Co gorsza odgadnie to, czego ona od dawna pragnęła. Znał to, mógłby spisać pamiętniki, wówczas nazwałby je jakoś intrygująco, zbyt śmiało, lecz on znalazłby w tym radość.
Bywało i inaczej, raz nawet musiał wziąć siłą. Pomylił się, potrzebowała zrozumienia, ciepła, uczucia, a on nie dał jej wyboru. Kiedy zabrnęła zbyt daleko, nie pozwolił się jej wycofać. Zagroził, że zabije jej męża, poddała się więc jego woli. A później i tak zabił naiwnego rogacza w pojedynku. Miała córkę, lecz wówczas i to go bawiło. Matka wówczas mogła być niewiele starsza od Cecilii, córka aktualnie w jej wieku.

Teraz Raul de Roche już nie żył. A mężczyzna, który choć wyglądał tak samo jak ów lubieżnik i hulaka, zwał się tylko Raulem, zatrzymał się nad swym koniem, pozornie ignorując złośliwości młodej damy. Grzesznych ludzi – powtarzał w myśli, jakby starając się zrozumieć prosty, a zarazem niosący z sobą coś więcej, sens słów.
Jechali więc w milczeniu. Ona pewnie ku celu, jak można by mniemać z satysfakcją, że nieświadomie celną uwagą, zbiła z tropu towarzysza. On zaś wciąż zadumany, raz tylko zerknął w jej kierunku, zanim dotarli na umówioną wieczerzę.
 

Ostatnio edytowane przez Athos : 02-11-2009 o 23:09.
Athos jest offline  
Stary 03-11-2009, 18:45   #17
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Gra, w którą grali, zdawała się wymykać wszelkim akceptowalnym zasadom. Reguł nikt nie nakreślił, każde z nich stosowało je więc dowolnie. Nie lubiła takich sytuacji. Zawsze chciała wiedzieć czego może się spodziewać od przeciwnika, lub przynajmniej, czego na pewno od niego nie zazna.
Tymczasem,w tym przypadku, nie wiedziała nic. Nie potrafiła go rozgryźć.

Zmienił się, nie pił już tyle, co za tym idzie nie zionął winem, pamiętał co działo się wieczór wcześniej. To nie nie pomogło jej w niczym. Jeszcze bardziej zagmatwało sytuację. Spodziewała się jednoznacznie złego człowieka. A on był tak skryty, że trudno było nawet powiedzieć, czy jest człowiekiem czy jego cieniem. Zważywszy na jego przeszłość amanta, była pewna, że nie przepuści żadnej sukience, które przed nim nie ucieknie, co chyba nie zdarzało się zbyt często dawniej. Spotkało ją rozczarowanie. Nie lgnął, nie szukał, nawet nie spoglądał w stronę niewiast. Nie wiedziała, czy udaje, czy realizuje sprytny plan, czy może to jakaś chwilowa niedyspozycja? To wszystko sprawiało, ze popadała w coraz większą humorzastość. Co więcej, to miotanie się od milczenia do obrzucania go złośliwościami, zaczynało ją mierzić. Źle się z tym czuła.

- Skoro nie wiesz co czynisz, czyń to z zasadami ogólnie przyjętej etykiety – przemknęło jej przez głowę zasłyszane gdzieś zdanie.- Stawka jest duża, więc nie powinnaś zmarnować tego, co już udało ci się osiągnąć – skarciła się. - Tańcz bez względu na płochliwy rytm melodii, pozwól się poprowadzić, by ostatecznie, przejąć wolę partnera... - Nie, to nie była kolejna lekcja tańca dworskiego. To było życie.

Borykając się tak z własnymi wątpliwościami, nie dostrzegła nawet, że osiągnęli cel przejażdżki.

- Cecylio... - imię wypowiedziane głosem Raula, rozgrzmiało w jej głowie z hukiem gromu. - Mon Dieu! A nazwisko! Czy on zna jej nazwisko? Czy była aż tak nierozważna, że zdradzając mu je, zaprzepaściła szansę? Rozpaczliwie próbowała sobie przypomnieć wszystkie wydarzenia i rozmowy od wieczoru, gdy spotkali się pod karczmą. Nie stało czasu, zostali zauważeni i grzecznie zaproszeni do środka. W ostatniej chwili wpadła na koncept:

- Raulu, ciekawość mnie trapi wielka, czy w owym liście z gwardyjską pieczęcią, wspominano o mnie? Czy było tam moje nazwisko?
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?
Nimue jest offline  
Stary 04-11-2009, 14:21   #18
 
Solis's Avatar
 
Reputacja: 1 Solis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemu
Pierre był nader miły, usłużny i nieoczekiwanie wręcz elegancki. Na szlaku poznała go jako dobrego kompana nie żywiącego uprzedzeń ani do jej pochodzenia, ani nieciekawej przeszłości, którą dawkowała mu z umiarem, lecz czasem i tak czuła przed nim wstyd.
Po wejściu do urządzonego ze smakiem wnętrza plebanii poczuła się niemal jak w innym świecie.
Przystojny muszkieter, odważny, waleczny i energiczny, czego dowody rozliczne zbierała wieczorami, zabiegał o nią i traktował z niespotykaną i nieznaną jej rewerencją.
Kiedy przysunął jej krzesło, a wcześniej pozwalał wspierać się na swym ramieniu, Tess wiedziała, że może przyzwyczaić się szybko do takiego życia. Nie może - ona już pokochała życie w towarzystwie tego szlachcica, który dostarczył jej niezwykłych przeżyć i przy którym rodzinna wieś zdawać się zaczynała jakimś złym snem, z którego wybudzono ja łagodnie lecz stanowczo.

Wyglądała bardzo dobrze. Postarała się, by kąpiel i każdą chwilę po niej wykorzystać na swa korzyść. Odświeżone suknie przystroiła szalem wydobytym z juków, nałożyła odrobinę barwiczki na policzki i czernidła dla rzęs i brwi. Niebanalna uroda w połączeniu z głębokim wejrzeniem ciemnych oczu od razu przykuły uwagę wielebnego proboszcza.
Ksiądz, biorąc jej dłoń do ucałowania, zdecydowanie, bo o pół uderzenia serca za długo trzymał ją przy ustach.

Pochlebiłoby jej to bardzo, kiedyś... teraz zwróciła tylko spłoszone spojrzenie w stronę kawalera z Batz, kawalera którego zaczęła nazywać po cichutku swoim, by ocenić , czy nie uznał tego zdarzenia za zbyt frywolne.
Zabawne, jak zmiana otoczenia narzuca łatwo dbałość o skomplikowane formy etykiety, podczas gdy nadejście zmroku karze martwić się tylko o to, czy starczy im sił na przetrwanie kolejnego dnia po wyczerpującej, upojnej nocy.

Dreszcz jaki przebiegł po jej ciele, wynikający z przecudnego wspomnienia, usłużny klecha przyjął jako coś zupełnie odmiennego. Obdarzył ją wiec promiennym uśmiechem kompletu białych zębów i z zaangażowaniem godnym lepszej sprawy począł im usługiwać wlewając w puchary trunki wedle preferencji.

Tess zbiła całkowicie z tropu Guignona, który wierzył zdecydowanie bardziej w moc swej aparycji, niż w moc przemiany eucharystycznej. Przytuliła się ostentacyjnie na krótką chwile do rękawa siedzącego obok niej Pierre'a, burząc wesołe wizje imć pana proboszcza, który ewidentnie męskie rozrywki uważał za dopuszczalne mimo obowiązującego celibatu.

- Proszę o jeszcze chwilę zwłoki moi mili goście. Spotkamy się tu w nieco szerszym gronie. Z pewnością dzielny Gaskończyku, ucieszy Cię fakt, iż w spotkaniu uczestniczyć będzie jeden z naszych byłych kompanów, pan Roche, słynny bądź osławiony pewnymi dawniejszymi sprawy.
- Franciszek Villau zwrócił się bezpośrednio do Pierre'a z ciepłym uśmiechem.
- Pani zaś będziesz jeszcze milej zaskoczona towarzystwem innej damy przy obiedzie, a kto wie czy nie większe wrażenie wywrzeć może osoba kolejnego artysty, uzdolnionego młodzieńca, który wespół z wami może stanowić dla mnie wielce pomocna dłoń w sprawie z jaką zaraz was zapoznam. - Kiwnął głową pannie de Villanova - Po brzmieniu nazwiska wnoszę, żeś młoda damo z południowych krain, czyżby z królestwa Nawarry? Służyłem niegdyś na rubieżach naszego kraju i wielce sobie chwalę ten okres, mimo ciężkich bojów z aragońskimi panami.

Dalsze słowa nie padły, bowiem doszło uszu sierżanta obwoływanie przed wejściem przez strażnika kolejnych nadchodzących person.
 
__________________
Cóż lepszego może nas spotkać, niż przelanie pieśni z duszy wprost w uporządkowane nuty wielkiej symfonii opowieści?
Solis jest offline  
Stary 04-11-2009, 22:57   #19
 
Athos's Avatar
 
Reputacja: 1 Athos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputację
Ciemne chmury, które od kilku godzin można było zaobserwować nad pokaźnych rozmiarów budowlą, właściwie od dawna wisiały nad zarządcą „owej owczarni”. Pasterz od miesięcy czuł nad sobą ich ciężar, z początku z wielką obawą spoglądał więc w górę, z czasem nabył pewność, że grom z jasnego nieba nie nadejdzie. Chmury jednak wciąż wisiały.
Kiedy owego ranka przechadzał się na pobliskiej łące, nerwowo rozglądał się za siebie. Decyzja została podjęta blisko trzy miesiące wstecz, lecz na rozwiązanie należało jeszcze poczekać. Perspektywy były obiecujące. Zmycie brudu, oczyszczenie wśród lokalnej społeczności, a nawet bardzo dostatnie życie, lecz jeśli istniało coś więcej, a w to kto jak kto, ale on nie powinien wątpić, to wymiar czynu z pewnością będzie ciążył po wiecznośc.
Po raz kolejny spojrzał w stronę niewielkiej zabudowy. Skryta cieniem ukrywała prawdę. Dla wtajemniczonego, ironicznym wydawać by się mógł napis, który mówił wszystko. Clement zastanowił się czy i to było dziełem Roberta, a może ich wspólnym? Jeśli tak, to musiał przyznać, że wyhodowanie diabła nie jest trudną sztuką. Takoż u kogoś jak i w sobie. Ksiądz zastanowił się, który z nich obarczony zostanie winą za ów czyn i choć to dziwne, niezależnie od odpowiedzi na powyższą wątpliwość, miał nadzieję, że śmierć jest ostatecznym końcem.

*

Pytanie Cecyli wybiło go z rytmu. Wszystko dotychczas było tak poukładane, prosty scenariusz, wchodził, brał zadanie nie targując się nigdy, wykonywał je bezwzględnie w jak najszybszym czasie, a potem gospoda, wino i ukojenie.
Raulu.. - dźwięczność w głosie, jakby obawę chciała ukryć pod nutką serdeczności. Dlaczego młoda damo tak właśnie zaczęłaś swe pytanie? Raulu... Raulu... Raulu.... tylko to słyszał. A potem zeskoczył z konia i podał jej rękę, jeśli nawet stracił w tym wprawę, niezręczność nie została przyuważona. Kiedy stanęła obok niego poczuł się nieswojo. Wtedy dotarł do niego sens jej pytania. Nie zastanawiał się dotychczas na trzeźwo, a więc i zbyt wnikliwie, czemu podróżują wspólnie, czemu zostali połączeni na te kilka dni, a może tygodni. Teraz kiedy pojawiła się u jego boku, kiedy starała się zachować anonimowość, jak łatwo było się domyśleć, zaczął się zastanawiać nad powodami. Czy znasz mnie, czy też obawiasz się kogoś innego, być może obecnego tutaj?
Zanim więc weszli do środka nachylił się i szepnął:
- Przybyłaś tutaj ze mną, a to oznacza, że ufam ci, cokolwiek powiesz nie zaprzeczę... - jeśli miała powody się ukrywać, sama rozegra to lepiej pomyślał, jeśli to ja jestem powodem to i tak wydawało się to najlepszym rozwiązaniem.
 

Ostatnio edytowane przez Athos : 04-11-2009 o 23:00.
Athos jest offline  
Stary 06-11-2009, 22:41   #20
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Jego odpowiedź, jak zwykle, do tego zdążyła już się przyzwyczaić, nosiła piętno, którego wkład w jej rozeznanie sytuacji można było nazwać jednoznacznie : żadnym.

Nic jej nie wyjaśnił, lecz zachowanie i ton głosu podrażniły jej, wyczuloną na to co niewidoczne i niewysłowione, stronę natury. Nie zbywało już czasu na dywagacje, lecz pozostała czujną, nie mogąc kontynuować rozmowy, postanowiła wznowić ją tylko gdy nadarzy się ku temu okazja.

Wkraczali właśnie w progi, o dziwo, nie tak skromne i pozbawione zupełnie ducha ascezy. Spodziewała się czegoś dalece innego, dlatego jęła z zaciekawieniem i atencją przyglądać się otoczeniu. W zdumienie, którego za wszelką cenę starała się nie okazać, wprawiła ją mnogość obecnych osób.

- To zgoła grubsza sprawa – pomyślała jedynie, czyniąc zadość konwenansom powitalnym. -Towarzystwo doprawdy urozmaicone. Dwóch, oceniając na chybił trafił, wojaków, towarzysząca im, lub jednemu.. - tak, jednemu – po dokładniejszym zgłębieniu okiem, dostrzegła pieszczotliwy ruch znamionujący rozkład przynależności, do tego ona – kiepsko przebrany muszkieter, lub pseudo-muszkieterka, którą rozgryzie nawet dziecko. To nie dodawało jej splendoru ni wigoru. Owszem, była coraz lepsza aktorką, to zacierało ślady, pozostawało w sferze domysłów kiedy widzowie domyślą się spekulacji? Kiedy upomną się o prawdę?

Widząc spoczywające na sobie spojrzenia, odrzuciła na razie dręczące ją wątpliwości. Spojrzała śmiało w stronę zgromadzonych przy stole i przedstawiła się:

- Cecylia de la Roque – oznajmiła dobitnie, po czym odwróciła na chwilę wzrok w stronę Raula.
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?

Ostatnio edytowane przez Nimue : 06-11-2009 o 22:43.
Nimue jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172