Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-11-2009, 17:42   #108
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
_________________________________________
____________________________

Zapomniana Forteca


ozeszliście się po Twierdzy jak po własnym domostwie. Zwiedzanie, odpoczynek, trening, szabrowanie... no, może nie do końca szabrowanie, gdyż Madrag zapewne nie miał krewnych którym moglibyście zwrócić jego rzeczy; a własność drowów cóż - należała do zwycięzców, prawda? Zresztą i tak pewnie były kradzione. Zarówno wóz jak i Wasze sakwy pełne były wszelakiego dobra, a znalezione mieszki zawierały kwotę, jakiej nigdy wcześniej na oczy nie widzieliście. Za te pieniądze mogliście wszyscy podróżować spokojnie przez najbliższy miesiąc z okładem (oszczędzając), a znalezione w stajni konie wartały pewnie cztery razy tyle (o rumaku paladyna nie wspominając). Na wartości ksiąg poznała się tylko półelfka - za leżące w jej rzeczach tomy można by było kupić całą tą ruderę i jeszcze Podkosy z okolicą. No, może bez rudery... i bez okolicy... w sumie to okładki nie były w żaden sposób zdobione, a same księgi dość mocno zniszczone brudem i niestarannym użytkowaniem; najwyraźniej mag traktował je nie jako inwestycję a wyłącznie źródło wiedzy. Choć i tak widać było porządne wykonanie. Poza tym broń, fiolki, żywność, ubrania... wszystko leżało na wozie czekając, aż się tym podzielicie. Wasze zaciekawienie wzbudzał zwłaszcza niewielki słój z pijawkami... kto to ze sobą wozi?

Gdy w końcu zebraliście się w jednym miejscu, zjedliście, odpoczęliście i już na prawdę nie było co robić przyszła długo odwlekana pora na podjęcie decyzji co dalej.

Maeve milczała, pozostawiając na razie dyskusję innym; podobnie zrobiła półelfka. Verna była niepewna: bała się ścigać drowy, ale jeszcze bardziej bała się oddzielać od drużyny; Tua zaś skłaniała się by wrócić do wsi z dowodami Waszej niewinności. Kalelowi nie w smak było wracać do wsi bez pierścienia, choć i ściganie drowów obarczone było nie mniejszym ryzykiem; wahał się więc czekając na wypowiedź wszystkich. Ranga wyraźnie poruszyła przemowa Lususa, ale nadal miał wątpliwości.

- Znam ja się na paladyńskich powinnościach i ani czci Ci za twoją decyzję nie ujmuję ani zatrzymywać nie będę - uroczyście rzekł wojownik. - Mym druhem i przyjacielem była paladynka Torma i od niej wiem, że gdy obowiązek boski wzywa to nie człowieka rola się mu sprzeciwiać. Chcesz jechać karać winnych - niech prowadzi Cię szczęśliwie ręka twojego boga - zamilkł na chwilę namyślając się.
- Ale - podjął tonem, jakim człowiek niższego stanu zwraca się do szlachcica i przywódcy - jak sam rzekłeś naszym zadaniem jest pojmanych uwolnić i dowieść naszej niewinności. Kradzieży pierścienia-śmy nie winni, a jego odzyskanie miało być za naszą zbrodnie zadośćuczynieniem. Skoro nie zabilim to i pierścienia niech sami podkosianie szukają i bitkę z drowami ryzykują. Rozmawialiśmy już z Kalelem i Verną. Ja nie chcę rozdzielać sił i ryzykować, że wieśniacy mi nie uwierzą i na stryczek poślą. Nasze łupy to na wykup za mało, a nawet z twoim listem - z całym szacunkiem - nie wiemy, czy ktoś go będzie w ogóle umiał przeczytać. Razem w to wdepliśmy i razem wykaraskać się powinnim.
- Kalela pomysł im powiedz - szepnęła do niego Verna.
- No właśnie. Kalel pomysł miał dobry, co by cichaczem do zielarza pójść i mu całą sprawę przedłożyć. On sądem w Podkosach rządzi to od razu się dowiemy, czy li tylko z więźniami na wolność mamy szansę. A jeśli odmówi, to zwiejemy ze wsi i wtedy na Jarmark pojedziem pierścienia szukać. Może przynajmniej nam ten skarb ichni opisze.

_________________________________________
____________________________

Wheelon

Sorg, wczesnym rankiem obudziła Cię krzątanina. W Whellon rozpoczynał się targ i wszyscy przybyli z tej okazji kupcy śpiesznie opuszczali gospodę, co by rozłożyć swoje kramy w najlepszym miejscu i tym samym wygryźć konkurencję. Mimo, że od czasu opuszczenia Sticka minęły ze dwa-trzy tygodnie nie mogłaś przyzwyczaić się do wczesnego wstawania - bard lubił pospać zwłaszcza po nocnych koncertach, a długi czas spędzony w jego towarzystwie zupełnie rozregulował Ci organizm. Życie na szlaku wymagało jednak wstawania przed wschodem słońca, toteż z trudem zwlekłaś się z siana i ruszyłaś zakupić jakieś śniadanie.

- Czego lezie jak ta ciućma! Nie widzi, że tu się spieszy?! - ofuknął Cię jakiś rosły kupiec, któremu zaplątałaś się pod nogi. - Rzępoli to po nocy, pracy uczciwej się nie chyci, zamiast jak dobra dziewka w domu siedzieć i chleb robić... - marudzenie zdenerwowanego mężczyzny ścigało Cię aż do wrót stajni. No cóż... mogłaś wymyślać ludziom w głowie od chamów i prostaków, ale prawda była taka, że miną lata nim swoją sztuką zarobisz na szacunek innych i doskonale o tym wiedziałaś. Co więcej: Twoje występy nie starczały na więcej niż właśnie taką widownię. W tych kilku podrzędnych knajpkach w Mitrhilaran, w których grywałaś wyrobiłaś sobie jaką-taką opinię, ale od czasu wyjazdu z miasta to Stick robił na Wasze utrzymanie - ty co najwyżej latałaś po sali z kapeluszem, albo w zaciszu pokoju powtarzałaś nuty. Poza tym wzniosłe ballady Twojego mentora nie pasowały zbytnio do środkowej części Królestwa. Może gdybyś pojechała do Darrow, albo zupełnie na północ to kto wie... Tyle że wstyd Ci trochę było cudze ballady śpiewać; nie było to w złym tonie, ostatecznie takim sposobem rozprzestrzeniano historię, ale własne kompozycje... to by było to. Ballady, nie wiejskie rymowanki... Rozmarzyłaś się i dopiero gdy ktoś potrącił Cię klnąc głośno zorientowałaś się, że stoisz w drzwiach karczmy.



W środku było pełno. Kupcy, rzemieślnicy, duża liczba wszelkiej maści pomagierów - wszyscy pośpiesznie kończyli swoje owsianki (czy też w przypadku bogatszych ludzi: jajecznice z kiełbasą i boczkiem), regulowali należność i biegli do swoich spraw. Usiadłaś na jednym z niewielu wolnych miejsc pomiędzy chudym wyrostkiem od którego czuć było potem i spalenizną, a starszawym mężczyzną ze znakiem cechu bartników u pasa. Dyskretnie sprawdziłaś stan swojego mieszka. No tak... Efektem ubocznym podróżowania ze Stickiem było to, że to on zarabiał - a więc i on trzymał kasę. Wtedy żyło Ci się dostatnio, ale własnej gotówki nie miałaś wiele. Drobne zajęcia jakimi parałaś się w trakcie podróży starczały jedynie na bieżące wydatki. Jeśli szybko nie znajdziesz roboty znów będziesz musiała zadowalać się znalezionymi na szlaku płodami natury. Ale - jak powiedział wczoraj karczmarz - dziś był dzień targowy. Cotygodniowy, więc szansa że zjechali się tu podróżni bardowie jest niewielka. Konkurencję stanowili lokalni, ale nowe przyśpiewki i opowiastki zawsze były więcej warte. Ostatecznie można się było nając do pomocy u byle kupca - na to zawsze był popyt. Ziewając i rozmyślając zawołałaś karczmarza i zamówiłaś śniadanie.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 09-11-2009 o 17:02. Powód: UWAGA: to tylko update posta, terminem odpowiedzi pozostaje czwartek
Sayane jest offline