Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-10-2009, 14:06   #101
 
Callisto's Avatar
 
Reputacja: 1 Callisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znany
Uwolnienie Kalela z pewnością rozluźniło atmosferę. Wszyscy czuli się pewniej będąc razem, nawet Meave. Ostatnie wydarzenia coś w niej zmieniły. W murze który oddzielał ją od reszty pojawiły się pierwsze pęknięcia. Rudowłosa z pewnością zmieniła nieco swoje nastawienie, zwłaszcza w stosunku do Lususa. W końcu złożyła Bogom obietnicę, aby mogli go odzyskać. A Meave Talaudrym zawsze dotrzymuje danego słowa.

Przyglądając się towarzyszom z boku, uśmiechała się tylko pod nosem. Nie była typem osoby, która przepadała za takimi zbiorowiskami, ale na pewno miło było widzieć towarzysza całego i zdrowego. Podekscytowanie szybko jednak minęło i już wkrótce podróżnicy zaczęli dzielić się zadaniami. Ciągle jednak nie byli w stanie uzgodnić, co chcą zrobić w związku ze sowim zadaniem – ścigać drowy, czy też może wziąć jeńca ze sobą do Podkosów.

Dlatego, po uzgodnieniu, kto jest odpowiedzialny za co, rozdzielili się. Meave i Kalel wyruszyli na małe rozpoznanie po zamku. Rudowłosa była ciekawa, co ciekawego znajdą. Dawno już nie miała do czynienia z magami, a z kimś o takiej reputacji nie miała się przyjemności (lub nie) spotkać.

Przemierzając korytarze, żadne nie wydawało się było zbyt rozmowne. Z resztą, otoczenie bynajmniej do tego nie zachęcało. Ząb czasu nie naruszył może murów, jednak z pewnością zostawił swój ślad wewnątrz. Niemalże wszystko w środku było zniszczone, budowla zbyt długo stała pusta. Co prawda, ślady wskazywały, że ktoś tu mieszkał mniej niż wiek temu, ale to pewnie byli tylko jacyś wędrowcy, którzy chcieli się gdzieś zatrzymać.
Mijał czas, a oni ciągle nie znaleźli komnaty, którą mieli nadzieję znaleźć. Rudowłosa nie miała pojęcia ile czasu minęło zanim w końcu dotarli do siedliska maga.
Gdy otworzyli drzwi Meave dostrzegła coś, co było jak jej prywatny raj. Całe mnóstwo ziół, ksiąg zwojów… Po prostu raj.

Spoglądając na Kalela, parsknęła cicho śmiechem. Jego mina wyrażała obrzydzenie. Biedaczek, widocznie nie był przyzwyczajony do takich widoków. „I to ma być mężczyzna…” pomyślała, z ironicznym uśmieszkiem rozglądając się. Z sufitu zwisało wiele, według Podkosowego zielarza, użytecznych ziół. Przeglądając leżące w skrzyni sakiewki, przypomniała sobie to, co miał przy sobie Hourun. Uśmiechając się czule do wspomnień, odruchowo pogładziła jedną z nich. Tęsknota za dawnym towarzyszem powróciła, jednak tym razem udało jej się to stłumić. To nie był czas na rozklejanie się. Musiała dorosnąć i nauczyć sobie radzić bez niego. Tego by w końcu chciał. Kończąc przeglądanie sakiewek, jej wzrok zwrócił się w kierunku ksiąg. Ilość świec i cennych materiałów wskazywała jej, że mag poświęcał sporo czasu na naukę.

Podchodząc do biurka, przejrzała księgi, ciesząc się, że jeszcze nie zapomniała jak się czyta. Kiedy Kalel ją zostawił trochę się ucieszyła. Mogła wszystko przejrzeć na spokojnie, zdecydować co można wziąć.
Po przejrzeniu rzeczy w komnacie, zdecydowała się wziąć księgę o magii i kilka sakiewek, a także trochę ziół. Miała nadzieję, że nawet jeśli jej się to nie przyda to będzie mogła to sprzedać za niezłą sumę. Poza tym, nigdy nie wiadomo, co mogło się przydać.

Wychodząc z komnaty, ostrożnie rozejrzała się dookoła, po czym ruszyła by odnaleźć resztę towarzyszy.
 
Callisto jest offline  
Stary 28-10-2009, 15:01   #102
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Post W innym czasie, w innym miejscu... [wstępniak dla Sorg]

Sorg, po osiągnięciu dojrzałości porzuciłaś rodzinę swojej matki i przez jakiś czas szwendałaś się po Mirthilaran. Duże miasto dawało możliwości nawet takiemu mieszańcowi jak ty. Szybko przekonałaś się też, że uprzedzenia względem półelfów dotyczyły głównie twojego rodu - reszta mieszkańców Srebrnej Rzeczki (zarówno elfów jak i innych ras) nie miała z tym problemu. Przez dłuższy czas zarabiałaś na utrzymanie pracą w karczmach - tam najłatwiej było o robotę, a trzeba było gdzieś mieszkać i coś jeść. Wieczorne przyśpiewki tak mało znanej dziewuszki jak Ty nie przynosiły praktycznie żadnego dochodu. Mimo to jednak nie poddawałaś się; często podpierałaś ściany co lepszych gospód, słuchając opowieści sławnych bardów i pieśni wędrownych grajków. Słuchałaś i uczyłaś się. Po kilku miesiącach i Twoje opowieści zaczęły przyciągać uwagę, a po kolejnych kilkunastu mogłaś porzucić zmywanie naczyń i szorowanie podłóg w karczmach - Twoje ulubione zajęcie dostarczało Ci srebra w ilości wystarczającej na skromne życie. Wtedy też na Twojej drodze stanął Stick.

Gdy potem zastanawiałaś się nad tym nieodmiennie dochodziłaś do wniosku, że miałaś niesamowite szczęście. Stick nie był byle bardem z Królestwa. Był podróżnikiem przemierzającym Faerun wzdłuż i wszerz, i tylko czysty przypadek rzucił go do Waszego maleńkiego kraju. Od niego dowiedziałaś się, że otaczające Was od północy potężne góry to zaledwie niewielkie wzniesienia, przyczółek leżącego za nimi olbrzymiego Grzbietu Świata, największych gór Torilu. Że głębokie rzeki przecinające tutejsze równiny są niczym w porównaniu z szeroką Mirar czy Dessarie. Że Srebrna Rzeczka - miasto, po którym mogłaś wędrować godzinami - a nawet Darrow, stolica w której nigdy nie byłaś, to tylko prowincjonalne miasteczka w kontraście z błyszczącym Silverymoon czy kipiącym życiem Waterdeep.

Stick opowiadał i opowiadał, a Ty słuchałaś zastanawiając się, czy starczy Ci życia by poznać te wszystkie cuda... czy zdołasz poznać choćby własny kraj? Wiedziałaś, że Królestwo ma własną historię, legendy i ballady; i choć fascynowały Cię opowieści Stika traktowałaś je bardzie jak bajki dla dzieci niż prawdziwie historyczne przekazy. W końcu - kto to widział latać na smokach, czy mieszkać w podziemnych pieczarach? Mimo to nie mogłaś odmówić mu kunsztu i znajomości fachu. Tłumy na twoich występach były niczym w porównaniu z widownią, jaka zbierała się gdy Stick brał instrument do rąk. Jak każdy bard uczyłaś się w zasadzie sama: słuchając, obserwując, ćwicząc...

Spędziliście razem w Mirthilaran kilkanaście tygodni. W tym czasie Stick przeszukał dokładnie całą bibliotekę, sklepy z antykami i magicznymi przedmiotami. Twoim zadaniem było mu towarzyszyć - czasem jako pomocnik, czasem jako obserwator, czasem szłaś w miejsca gdzie - jak mawiał - "lepiej się spiszesz", choć dla Ciebie nie różniły się one od sklepów odwiedzanych przez samego barda. Takie zajęcia - choć nudne - były również kształcące. Uczyłaś się targować, szacować wartość nietypowych przedmiotów, rozpoznawać magiczne znaki, a przede wszystkim wreszcie nauczyłaś się porządnie czytać i pisać - umiejętności, do których nigdy specjalnie się nie przykładałaś, woląc wymykać się do Północnego Lasu i marzyć o niebieskich migdałach.
- Księgi to wiedza i potęga - mawiał awanturniczy bard. - Mimo, że to nasza pamięć przenosi opowieści, to jednak w zwojach leży prawdziwa wiedza... Dawniej to bardowie przekazywali historię, tradycje i zwyczaje... Ale nie ma już Akademii Bardów, nasza sztuka zanika, teraz byle chłystek z lirą może śpiewać po gospodach - zachmurzał się, a Ty miałaś wrażenie, że pije do Ciebie. Miał jednak rację - zwoje i inkunabuły dostarczały Ci wiedzy o historii i zwyczajach Królestwa... a raczej dostarczyły by, gdybyś miała na tyle czasu i cierpliwości by je studiować. Poza tym to twój towarzysz wprowadzał Cię do bibliotek - najwyraźniej miał jakiś znak czy list polecający dający mu dostęp do cennych woluminów; ktoś z ulicy nie miałby szans obejrzeć ich nawet z daleka.

Stick pokazał Ci jak obserwować ludzi i wyciągać wnioski z ich zachowania, a także jak wykorzystywać tę wiedzę na swoją korzyść. Wydawało się jednak, że wszystko to robi jakby mimochodem, ot tak przy okazji załatwiania swoich własnych spraw. Spisał trochę nowych historii, poznał kilka osób, do których ktoś z Twoja pozycją nie mógłby się nawet zbliżyć... nie wydawał się jednak zadowolony. Któregoś dnia wrócił obładowany zapasami, prowadzać niewielką, krzepką klacz.
- To dla Ciebie - rzekł rzucając Ci wodze, po czym zaczął pakować prowiant do juków przy swoim siodle. - Jutro rano ruszamy.

I wyruszyliście na południe, jednym z dwóch traktów w stronę Esper. Występy Sticka zapewniały Wam darmowe noclegi w karczmach, a jego tajemnicze koneksje wstęp na pokoje wielmożów i do bibliotek. Szczególnie długi zabawiliście w Bibliotece - niewielkim mieście przechowującym całą historię i tradycję Królestwa, domu wielu szkół i akademii. I choć bard śmiał się w kułak nazywając Bibliotekę popłuczynami po Candlekeep Ty coraz bardziej doceniałaś zalety tego typu miejsc. Sumiennie studiowałaś zwłaszcza opowieści o Rudej Wiedźmie i inne historie o magach z doświadczenia wiedząc, że jest na nie nie mniejszy popyt, niż na miłosne ballady. A poza tym - jak twierdził Stick - opowieści te były prawdziwe, w nich kryło się całe Królestwo...

Kolejne wsie i miasteczka dawały Wam zarobek, ale... Stick robił się coraz bardziej ponury i małomówny. Często burczał, że nuży go zaściankowość Królestwa, brak ciekawych historii, puste - w jego mniemaniu - sklepy i ograniczeni ludzie. Gdy dotarliście do Esper było jeszcze gorzej. Całe dnie spędzałaś na bieganiu od kupca do rzemieślnika, od sklepu do karczmy, wypytując się o różne
- w Twoim odczuciu - nie związane ze sobą i bezsensowne rzeczy. Rzecz jasna: bezowocnie. Oboje traciliście humor - bard, bo jego poszukiwania nie wiadomo czego spełzały na niczym; Ty - bo nie dość, że traciłaś cenny czas, który mogłaś przeznaczyć na naukę, to jeszcze coraz więcej osób patrzyło na Ciebie spode łba. Zwłaszcza stare rasy oganiały się od Ciebie jak od upierdliwej muchy, a jeden krasnolud wprost wrzasnął, żebyś nie ściągała klątwy na jego dom i przegnał Cię wymachując toporem. Miarka przebrała się, gdy Stick ni z tego ni z owego stwierdził, że jutro ruszacie do Marathiel. A jeśli tam nie będzie nic ciekawego... to może w góry? Natomiast ty wcale nie miałaś ochoty jechać na północ; tym bardziej do elfiego miasta. Co prawda poza rodzinnym domem praktycznie wcale nie spotykałaś się z przejawami dyskryminacji, jednak nie czułaś się jeszcze na siłach by wejść w elfią społeczność. Elfy były najlepszymi bardami w Królestwie, nawet głos i czar Sticka nie mógł się z nimi równać. O Twoich umiejętnościach nie wspominając. Poza tym od wielu tygodni Twój mentor nie nauczył Cię niczego, czego byś już nie wiedziała i najwyraźniej nie miał zamiaru edukować Cię dalej. Bardziej interesowały go własne sprawy. Więc któregoś pięknego poranka, gdy słońce nie wzeszło jeszcze nad górami chwyciłaś spakowany wcześniej dobytek, wyprowadziłaś klaczkę ze stajni i ruszyłaś galopem w stronę Whellon.

Był początek sierpnia; ciepłe noce zachęcały do snu na świeżym powietrzu, trakty wypełniały wozy załadowane zebranymi plonami, na polach uwijali się chłopi. Handlowe karawany przemierzały drogi sprzedając i wymieniając co się da, nietrudno było więc przyłączyć się do jakiejś - w końcu samotna podróż zawsze jest niebezpieczna. I choć niektórzy podejrzliwie patrzyli na wałęsającą się po trakcie młodą dziewczynę z własnym koniem, Twoje opowieści i odpowiednie podejście do ludzi, którego nauczyłaś się od Sticka zjednywały Ci kompanów.


Wędrując bez konkretnego celu zatrzymywałaś się we wsiach i miasteczkach, zbierając i przenosząc plotki, opowieści, wiadomości lub po prostu zatrudniając się do pomocy przy zbiorach, pisaniu i czytaniu listów. I tak dzień za dniem, tydzień za tygodniem posuwałaś się wzdłuż brzegów Srebrnego Jeziora w stronę przystani Uran - miejsca corocznego Jarmarku. Już sobie wyobrażałaś te kolorowe kramy, występy błaznów, walki rycerzy, a przede wszystkim: konkurs bardów. Wiedziałaś, że nie będziesz mogła równać się z najlepszymi bajarzami Królestwa, którzy na tę okazję przybędą do Uran, ale sam fakt, że będziesz mogła być świadkiem ich występów sprawiał, że nie mogłaś doczekać się jesieni.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 28-10-2009 o 15:06.
Sayane jest offline  
Stary 28-10-2009, 19:02   #103
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Sorg mając dość humorów Sticka i coraz bardziej pragnąc wolności, przewracając się z boku na bok czekając na sen który nie chciał nadejść, postanowiła coś zmienić. Otaczała ją noc, ale jej to nie przeszkadzało, jej błyszczące radością oczy widziały więcej, potrafią zobaczyć to czego inni nie dostrzegali, nie straszne więc jej były wędrówki w ciemności. Podjąwszy już decyzję wstała po cichu, spakowała swoje rzeczy i wyprowadziła kona ze stajni, owijając mu kopyta szmatami. „Nie kradnę go” zapewniała się w duchu „przecież go dostałam, już dawno na niego zapracowałam, jest mój i nic tego nie zmieni” odeszła jednak spory kawałek od stajni zanim zdecydowała się dosiąść konia. Odwinęła szmaty z jego kopyt i wskoczywszy na grzbiet, uderzyła piętami w jego boki zmuszając go do galopu. Wiatr rozwiewał jej kasztanowe włosy, wdzierał się pod brązowa pelerynę, uśmiechała się czując wreszcie wolność, znów będzie żyć na własny rachunek, nikt nie będzie jej mówił co ma robić.

Pędziła przed siebie na razie bez celu, poszuka go w kolejnym mieście albo wiosce, na razie musiała jak najdalej odjechać od miejsca gdzie porzuciła swojego „mistrza”. Z nastaniem świtu zwolniła tempo jazdy. Powoli budzący się do życia dzień i ciepło słońca które coraz wyżej pięło się po nieboskłonie zmusiło ją do zdjęcia peleryny. Zwinęła ją i schowała do plecaka, pozostając w brązowej koszuli, takiego samego koloru spodniach i butach sięgających o kolan. Brązowy to jej ulubiony kolor, zlewa się z jej kasztanowymi włosami i pozwala wtopić się w tło, bardzo często jest to dla niej przydatne. Dużo historii można wtedy usłyszeć, wykorzystać to w swoich opowieściach, pieśniach jak również przekazać komu trzeba, aby czerpać z tego korzyść. Lekcje jakich udzielił jej Stick nie poszły na marne. Już nie jest naiwną dziewczyną, która wierzy, że sam talent wystarczy aby zostać dobrym bardem.

W oddali zamajaczyły mury miasta, drogą do niego ciągnęły wozy, poboczem zmierzali w jego kierunku ludzie. „Chyba jakiś targ się w tym mieście szykuje” pomyślała „tutaj może wypróbuje swoje umiejętności i rozejrzę się zanim postanowię co robić dalej”. Skierowała konia w stronę miasta. Mijając bramę rozglądała się dookoła z ciekawością. Wzrok jej przesuwał się po budynkach poszukując jakiejś karczmy, w której mogłaby coś zjeść i stajni dla swojego konia, aby dać mu odpocząć i mieć gdzie się przespać. W nozdrza uderzył ją zapach miasta, skrzywiła się, tego właśnie nie lubiła najbardziej w miastach, intensywnego zapachu wydobywającego się z rynsztoków, bijącego od mieszkańców i przybyszów nie zawsze dbających o higienę i czystość swoich ubiorów.

Zsiadła z konia i szła wolnym krokiem rozglądając się dalej, prowadząc go za sobą. Do uszu dobiegł ją gwar dochodzący z placu na którym kupcy rozkładali swoje towary, przepychając się przez tłum ruszyła ku karczmie w odległym rogu placu, której szyld bujał się nad głowami ludzi poruszany podmuchami wiatru. Przywiązała lejce do wystającej belki i weszła do środka. Karczma pękała w szwach, ledwie się zdołała dopchać do właściciela karczmy.

- Chciałabym znaleźć miejsce dla mojego konia u Ciebie w stajni karczmarzu i miejsce na nocleg.

Zmierzył ją krytycznym spojrzeniem od stóp do głowy, parsknął śmiechem i rzekł:

- Naiwna jesteś dziewczyno? Z księżyca się urwałaś? Rozejrzyj się, szpilki nie można wcisnąć, dziś dzień targowy jest wszystkie kąty zajęte a Ty noclegu szukasz.

Niezrażona odmową rzekła:

- Wystarczy mi kąt w stajni koło mojego konia i wiązka słomy, w zamian umilę wieczór Twoim gościom opowiadając im jakąś ciekawą historię lub pieśń zaśpiewam. Decyduj się szybko karczmarzu, albo ruszę do kolejnej karczmy gdzie przyjmą mnie może bardziej gościnnie...
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.

Ostatnio edytowane przez Vantro : 28-10-2009 o 23:10.
Vantro jest offline  
Stary 28-10-2009, 20:27   #104
 
Lynka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemu
„Ach, co ja tu robię? W tak beznadziejnej sytuacji, w jakiej się znajdujemy, tylko tu zawadzam.” myślała Tua pomagając Vernie opatrywać Ranga. Rozmyślała właśnie nad tym co powinni robić dalej. Jechać za drowami? Niemal nie możliwe jest ich odnalezienie na jarmarku, a dogonienie ich również, a nawet gdyby to zrobili to co? Znów walka, w której zostaną głęboko ranni i zapewne nic nie osiągną. Jechać do Podkosów? Brak pierścienia jest równoznaczny z wydaniem na siebie wyroku śmierci. A może ucieczka? Gdyby tak wzięli konie i pojechali hen daleko, aż poza granice Królestwa… Rozmyślając tak doszła do dwóch wniosków. Po pierwsze jedyne wyjście, jakie pozwoli im wyjść z honorem i – przy odrobinie szczęścia - żywym to wrócić do Podkosów z tym, co mają i zdać się na łaskę tamtejszych wieśniaków. Po drugie, młoda, praktycznie nic nieumiejąca dziewczyna, to tylko przeszkadza w tej drużynie. Bo przecież na co przydać może się dziewka ze wsi, nie umiejąca walczyć, a której marzeniem i ambicją jest zostanie magiem?

Lecz cechą charakteru Tui, nie było mimo wszystko użalanie się nad sobą. Dziewczyna stwierdzała fakty i szukała w myślach rozwiązania swojego problemu.

Wielkimi oczyma spoglądała na Ranga. Ten, który niedawno leżał w gorączce bezwładny na ziemi, teraz był niemal w pełni sił, a rana, która napawała ją takim strachem stała się już niemal niewidoczna. Z podziwem myślała o mocy tej mikstury, którą Lidia podała rannemu.

Gdy Kalel rozmawiał z towarzyszami przebywającymi w stajni, Tua uważnie się przysłuchiwała. W rozmowie jej towarzyszy znalazła tylko potwierdzenie swoich wcześniejszych wniosków. Postanowiła zabrać głos:
- Kalelu, i ja bym chciała pogonić za drowami, odebrać im pierścień i dokończyć tą sprawę w Podkosach. Ale chyba rzeczywiście, nie mamy na to zbyt wielkich szans. Myślę tak sobie, że możemy jednak przekonać tamtych wieśniaków, żeby nas oczyścili z winy. Toż to my przecież znaleźli i zabójcę Hallusa, i jak uda nam się przekonać kupca to właściwie to mu życie też ocaliliśmy! Tylko myślę, że musimy z nim po dobroci. Mimo, że to tchórz to jednak możny i jak tylko odejmiemy mu sztylet od gardła to zaraz zacznie rozpowiadać, jaką to mu krzywdę wyrządziliśmy.

Tu zamilkła czekając na odpowiedź towarzyszy i spoglądając po ich twarzach. Potem znowu odezwała się do Kalela:
- A co w ogóle odkryłeś z Meave na zamku? Czy coś istotnego?
 
__________________
"A może zmieszamy wszystko razem i zobaczymy co się stanie?"
Lynka jest offline  
Stary 29-10-2009, 08:23   #105
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Na ustach karczmarza wykwitł ironiczny uśmieszek.

- A idź... poszukaj.... gościnniejszej karczmy, przecie ja Cię tu nie trzymam, droga wolna.....

Przyjrzała mu się, po czym nie mówiąc już nic, odwróciła się na pięcie i ruszyła ku drzwiom. Uszła ze trzy kroki jak poczuła czyjąś rękę na ramieniu. Mimowolnie dłoń jej powędrowała do rękojeści krótkiego miecza przytwierdzonego do pasa. Do uszu dobiegły ją słowa:

- Poczeka! - karczmarz wiedział, że przeganianie bardów nie jest dobre dla interesu - Mam jeszcze trochę miejsca w stajni. Weź sobie słomy i tam możesz przenocować... Za siano dla konia i miejsce musisz jednak zapłacić. Wieczorem oczekuję, że umilisz pobyt moim gościom tak jak to zapowiedziałaś.

Miała na końcu języka „wypchaj się”, ale rozsądek wziął górę, więc skinęła głową na zgodę. Wyszła z karczmy, odwiązała konia i poprowadziła do stajni. Rozejrzała się, spostrzegła wiadro, napełniła je wodą i podsunęła mu pod chrapy. Stała spoglądając jak zwierze zaspokaja pragnienie. Oporządziła go, wyszczotkowała, dała mu siana. Rozłożyła sobie wiązkę słomy i wepchnąwszy plecak pod głowę powoli zapadła w sen.

Obudziło ja szarpnięcie za ramię. Otworzyła oczy i ujrzała właściciela karczmy nad sobą.

- Wstawaj! Czas abyś zapracowała na miejsce do odpoczywania, a dopiero potem sobie spała. Goście czekają na występ jaśniepani – dodał z ironią.

„Prostak” pomyślała, ale wstała, zabrała swoją lutnię i ruszyła za nim do karczmy.



Rozejrzawszy się w środku wybrała miejsce, gdzie usiadła na zydlu i zaczęła grać.
Już po chwili usłyszała:

- Ej! Nie rzępol, bo głowa boli, jak nie umiesz nic innego to lepiej już nic nie graj! – krzyknął zapijaczony grubas z drugiej strony karczmy.
„Ech i na co mi to przyszło, pijaczyny i prostacy” – pomyślała – „ale zaraz Wam pokaże że nie rzępole”
Odchrząknąwszy zaczęła śpiewać:

Jeden Pan do jednej Panny
Smarował cholewki
Ona jednak go nie chciała
Dała mu polewki
A że biedak nie rozumny
Dalej do niej chadzał
Kwiatkami ją obsypywał
Czułe słówka gadał
Panna z cierpieć już nie mogła
Amanta takiego
Zdzieliła go w łeb patelnią
Kończąc tak amory jego.


Już pierwsze słowa wywołały na ustach siedzących najbliżej ludzi uśmiech. Gdy skończyła w karczmie wybuchł śmiech.
- Taurusie!!! Czy ona o Tobie nie śpiewa? – krzyknął gruby jegomość do chłopka siedzącego po drugiej stronie stołu. Taurus zaczerwienił się po uszy i nic nie odrzekł. Z drugiego końca izby dochodziły okrzyki:

- Zaśpiewaj jeszcze coś dziewczyno, tylko tak samo skocznego i dowcipnego jak ta śpiewka.

Śpiewała więc grając na instrumencie cały wieczór, mimo wszystko zadowolona, ze udało jej się przykuć uwagę bywalców karczmy. „Na nocleg dzisiejszy zarobiłam” - pomyślała uśmiechając się pod nosem – „O jutrzejszy będę się martwić jutro”. Jej palce zwinnie poruszały się po instrumencie.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
Stary 30-10-2009, 00:47   #106
 
madman's Avatar
 
Reputacja: 1 madman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemumadman to imię znane każdemu
Po niespokojnym śnie nie ma nic lepszego na rozprostowanie kości i rozbudzenie mięśni jak trening z mieczem. Było to coś co Lusus uwielbiał, zwłaszcza teraz gdy odzyskał swoje ostrze. Najpierw z czcią wyjął je z pochwy i naostrzył osełką wykonując powolne lecz precyzyjne ruchy od siebie, tak jak go uczyli. Następnie nasmarował je oliwą aby nie zaszło rdzą. Błyszcząca, świeża stal połyskiwała na słońcu powodując, że miecz zdawał się płonąć odbijając promienie słońca. Tak, teraz ostrze Derre Sul jest gotowe do tańca.
Na miejsce treningu Lusus wybrał plac na dziedzińcu zamku, było tam dosyć miejsca i wyrównana, twarda nawierzchnia. Ciszę opuszczonej twierdzy zakłóciły gwizdy rozcinanego powietrza gdy młody paladyn wraz ze swym stalowym partnerem rozpoczęli taniec wojny. Młodzieniec miał uśmiech na twarzy, miecz oburęczny to była jego pasja. Miał swoją wagę i olbrzymi zasięg. Gwizdy jakie powodował były o wiele głośniejsze i jeżyły włosy na karku. Z tak ciężkim ostrzem mógł sobie pozwolić na to aby dać się ponieść, pozwolić aby to ostrze prowadziło go w tańcu, odpowiednio wprawione w ruch samo wyznaczało śmiercionośne kręgi. Ta niebezpieczna taktyka walki pozwalała na oszczędność sił i odpoczynek podczas zwarcia, nieznaczne choć kontrolowane ruchy dawały chwilę wytchnienia przy czym nie spowalniało to ostrza. Po chwili Lusus zmienił taktykę, napiął mięśnie i nakazał swej broni posłuszeństwo. Teraz to on prowadził i wyznaczał rytm. Teraz ostrze wirowało wokół niego z większą precyzją ale za cenę sił wojownika. Młodzieniec czuł jak na jego ciele pojawiają się krople potu. Ciężar miecza i kolczugi dawały o sobie znać.
„Koniec ćwiczeń na dzisiaj, słabym jeszcze.”
Rozejrzał się dokoła, dostrzegł Ranga niosącego ostatnią partię rzeczy do załadunku. Cieszył oko fakt, że wojownik pomagał innym, jeszcze tak niedawno poważnie ranny teraz będąc w pełni sił.
„To dobrze.” Myślał Lusus. „Przyda nam się teraz każda para rąk i każde ostrze.”

Po treningu zszedł do piwnic zamku. Bastor siedział nieco spokojniejszy w swej celi. Obserwował każdy ruch młodzieńca, który nie zwracając na niego uwagi umieścił pochodnię w jednym z uchwytów w ścianie, usiadł naprzeciwko bestii kładąc swój miecz przed sobą, zamknął oczy… oddech miał głęboki… regularny.

„Czym jesteś i na co zasługujesz? Każda istota ma swój cel w życiu. Każdy zasługuje na drugą szansę. Prawdziwy paladyn zawsze wie kto zasługuje na śmierć a kto na miłosierdzie. Nie dla wszystkich jest nadzieja na poprawę, są istoty złe do szpiku kości dla których nie ma nadziei na nawrócenie. Dla nich zostaje jedynie godna śmierć. Paladyn co przejdzie obojętny obok takiej istoty winien jest wszystkich śmierci które ona przyniesie. Pokaż mi swe prawdziwe zamiary!” Lusus otworzył oczy i ponownie spojrzał na Bastora lecz nie mógł go dojrzeć, stwór spowity był jakby smoliście czarną mgłą, widoczne były tylko jego czerwone ślepia. Czarna mgła była gęsta niemal namacalna, wydzielała odór śmierci. Młodzieniec zdał sobie sprawę, że istota siedząca przed nim jest zła, że będzie zabijała wszystko co stanie jej na drodze i nie przestanie dopóki nie zostanie zgładzona. Zasłaniając usta od odoru powstał, zabrał miecz i pochodnie i chwiejnym krokiem wyszedł z piwnic twierdzy.
U góry minął związanego elfa, zatrzymał się na chwilę. „To chyba było to… dostrzegłem złą aurę tego stworzenia… czy to znaczy, że… jestem paladynem?”
Usiadł naprzeciwko oparzonego więźnia i ponownie zamknął oczy.

Na dziedzińcu już nikogo nie było, Lusus skierował się w stronę stajni. W środku dostrzegł wszystkich siedzących na około improwizowanego stołu. Wrócił pamięcią wstecz do poranka gdy razem śniadali przy dziczyźnie ustrzelonej przez Lidie, to wspomnienie wywołało uśmiech na twarzy młodzieńca. Oczy wszystkich zwrócone były na niego. Lusus grzecznie skinął im na powitanie i przeszedł na bok, ściągnął kolczugę i obmył się w wiadrze z zimną wodą. Dosiadł się do towarzyszy i w ciszy zabrał się za spożywanie posiłku. Wysłuchał tego co każdy miał do powiedzenia. Gdy skończył jeść powstał dając tym samym znak innym, że ma zamiar zabrać głos. Gdy rozmowy ucichły przemówił pewnym i donośnym głosem.

- Posłuchajcie mnie… przyjaciele. Choć wydaje się wam zapewne jak i mnie, że znamy się od lat to prawda jest taka, że jeszcze nawet jeden zachód słońca nie minął. Owszem, przeszliśmy razem wiele, a niektórzy z was przelewali ze mną krew walcząc o życie ze wspólnym wrogiem. Kilkoro z was nadstawiało swego karku i bogowie wiedzą czego jeszcze próbując mnie ocalić z objęć śmierci…- młodzieniec zrobił krótką pauzę posyłając wymowne spojrzenie Mave i Lidi. Po chwili kontynuował.
- Normalnym więc jest, że budzą się w nas pewne odczucia... to braterstwo. Jednak zanim zechcecie bratać się ze mną są rzeczy o których wiedzieć musicie. Mianowicie jestem… Jestem Paladynem. Wiąże to ze mną pewne obowiązki jak i nakazy. Nakazy, które zmuszony jestem narzucić także memu otoczeniu i towarzyszom. Obowiązki te zmuszają mnie do następujących działań. Po pierwsze, muszę rozprawić się z bestią w lochu, czy mi pomożecie czy też nie. Istota ta jest zła i musi ponieść śmierć, lecz śmierć godną, w walce. Nie zostawię jej aby zdechła z głodu i nie pozwolę ustrzelić jej w klatce gdzie nie ma szans na ucieczkę. Po drugie, zamierzam ścigać Drowy w drodze na jarmark. Ponieważ wiem, że są to istoty złe, wiem dokąd zmierzają i ta wiedza nie pozwala mi zignorować zagrożenie jakie stanowić będą dla otoczenia. Jeżeli nie uda się ich dogonić to zapytacie zapewne jakie mamy szanse aby wytropić ich w tym tłumie. Odpowiedz jest taka, że szanse są na pewno większe jeżeli będziemy próbować, a tamtejsze straże na pewno nam pomogą gdy opowiemy im o wszystkim. Doskonale rozumiem i zdaje sobie sprawę z tego jak niebezpieczne będą wszystkie te działania ale taka moja dola, wy nie musicie jej ze mną dzielić… chociaż było by mi niezmiernie miło. Ci z was, którzy zdecydują się pójść swoją drogą mają inne wyjście, a raczej zadanie z którego również musicie się wywiązać. Trzeba wrócić do wsi Podkosy i uratować waszych kompanów. Pierścienia co prawda nie macie ale sam wóz z łupem i koń, dodatkowo kupiec i elf powinny wystarczyć za okup lub dowód waszej niewinności. Dla pewności napiszę list który oddacie sołtysowi w którym objaśnię mu sprawę, powiem, że jestem na tropie tego pierścienia i zagrożę karą za samosąd na niewinnych ludziach. Z szlacheckim nazwiskiem i podpisem jak i rodzajem pisma powinno wystarczyć aby list został potraktowany poważnie. – młodzian zamilkł na moment i wpatrywał się w Ranga.
- Przydało by się aby powóz był w obstawie choć jednego wojownika, dlatego, jeżeli nie masz nic przeciwko, prosiłbym ciebie Rangu o pełnienie tej roli obrońcy. Jeżeli serce twe rwie się do dalszych przygód i do pomocy w szerzeniu dobra i ściganiu Drowów to możesz zaczekać na nas we wsi, po odzyskaniu pierścienia na pewno tam wrócimy… Tak więc pozostała w zasadzie tylko jedna kwestia… kto ze mną?...- w powozowni zapadła cisza.
 
__________________
D&D is a Heroic Fantasy.
Not a Peasant-oic Fantasy.
Know the difference.
Feel the difference.

Ostatnio edytowane przez madman : 05-11-2009 o 23:04.
madman jest offline  
Stary 01-11-2009, 02:26   #107
 
Bażna =^^='s Avatar
 
Reputacja: 1 Bażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumny
Rana młodego wojownika zniknęła w mgnieniu oka. Na jego i Verny pytania, tropicielka poczęła odpowiadać a młodziutka Tua jej wtórowała. Lidia patrzała na trojkę swoich towarzyszy... całych i zdrowych... spojrzała na Tuai i uśmiechnęła się. Gdy skończyły opowiadać, łuczniczka zapytała:

- A co Wy chcecie teraz zrobić? – jednak towarzysze najwyraźniej nie byli jeszcze pewni. Rang uraczył dziewczęta swoimi przemyśleniami usłyszawszy co się wydarzyło, w czasie gdy on leżał w gorączce. Po czym razem ze szpiczastouchą wyszli z powozowni aby przyciągnąć z powrotem wóz do środka. Tropicielka spojrzała na śpiącego Lususa. Ze smutkiem zmarszczyła brwi widząc jak wciąż rzuca się przez sen. Nie wybudzała go jednak, wiedziała jak bardzo jest mu potrzebny wypoczynek - lepszy taki niż żaden.

Verna wraz z posłusznym pupilem pilnowała kupca w powozowni. Zanim się obejrzała, towarzysze wspólnymi siłami przenieśli prawie cały dobytek z zamkowej komnaty wprost na wóz. W między czasie szpiczastoucha zgarnęła swoją pelerynę, umazaną krwią Lususa. Popatrzyła raz jeszcze po komnacie, w której miał miejsce cud.

- Dziękuję Ci o Selune - wyszeptała uśmiechając się do siebie po czym zeszła na dół. Widząc, że wynieśli już prawie wszystko z komnaty, łuczniczka zwróciła się do Ranga:

- Dacie sobie radę z tą resztą? - młodzieniec kiwnął głową po czym spojrzał na nią pytająco - Chce to wyczyścić - odparła pokazując mu swoją pelerynę - I rozejrzę się.
Rang wzruszył ramionami i skierował się do stajni. Półelfka rozejrzała się po dziedzińcu. Postanowiła sprawdzić miejsca, do których nie zdążyły z Tuai zajrzeć wcześniej. Nie znalazła jednak nic co było warte uwagi. Barak, szałerki i inne pomieszczenia pod murami twierdzy były brudne, puste i jedynie zamieszkane przez lisy i wszędobylskie szczury. Półelfka znalazła przy jednej z baszt balię z wodą, w której wypłukała pelerynę z krwi i brudu podróży. "Sama bym się chętnie wyprała" pomyślała patrząc po sobie i spojrzawszy ponownie na ociekające wodą ciemne nakrycie. Po chwili zwinęła je, wykręciła z niego wodę i przewiesiła przez poręcz schodów prowadzących na górę jednej z baszt. Spojrzała w niebo. Południe już minęło. Niebo było wciąż słoneczne. Półelfka poczęła się przyglądać wieży będącej sercem całej twierdzy. Spojrzała w stronę śpiącego Lususa a potem na towarzyszy niosących ostatnie toboły. Po chwili weszła do twierdzy trzecim, jeszcze nie zbadanym wejściem. Ta część zamku wyglądała podobnie jak poprzednie skrzydło budynku. Zrujnowane mienie w komnatach, stare korytarze, pustka i melancholia. Mimo tego łuczniczka ostrożnie zaglądała do każdej komnaty z napiętym łukiem. Po dłuższym czasie błądzenia po korytarzach i wspinaniu się po kolejnych schodach, Lidia natrafiła na pokój zupełnie inny niż wszystkie poprzednie. "Bez wątpienia to jego komnata..." pomyślała wchodząc do pokoju pełnego porozrzucanych papierów, zwojów i kilku ksiąg. Jednak po chwili uderzyło ją, że po magu o tak niechlubnej sławie spodziewała się czegoś bardziej... odrażającego niż taki bałagan. Nie było żadnych słoi z wnętrznościami czy umazanych krwią ścian. Stół niczym uczonego, umazany inkaustem i okryty zapisanymi papirusami czy słomiany kapelusz leżący nieopodal to nie to czego się spodziewała zobaczyć w pokoju po magu Margacie. Podwieszone pod sufitem różnorakie zioła takie jak krwawnik pospolity, naparstnica wełnista czy męczennica cielista były tylko niektórymi jakie rzuciły się jej w oczy. Półelfka wspomniała wtedy zielarza z wioski i zaczęła się zastanawiać ile mogło być prawdy w tym co opowiadano o magu. "Ziółka zbierał, mikstury warzył i coś tam sobie o potędze śnił..." zadumała się i wspomniała jak zielarz opowiadał, że mag raz po pijaku zarzekał się, że odzyska swojej dawne imię. Wtem popatrzyła na butelki i fiolki. Odkorkowała je, ale ich woń głownie świadczyła o wysokoprocentowej zawartości. Natomiast fiolek z kolorowymi cieczami łuczniczka nie była w stanie rozpoznać. Wiedziała jednak, że nie są to nalewki jej babuni a na pewno za leczniczymi naparami to też nie pachniało. W innych pojemnikach i mieszkach znalazła jeszcze inne zioła takie jak szałwia, rumianek, mięta czy czarci pazur oraz parę rzadszych, których z pewnością nie dodawało się do zupy czy zwykłych naparów.

- No tak... jak przyzwałeś takie cholerstwo to na pewno używałeś i takich ziółek... - mruczała pod nosem szperając w skrzyniach i pudełkach - ... ciekawe czy masz do nich komponenty... o! - Lidia podniosła za ogonek małą wysuszoną jaszczurkę - Jest wszystko co trzeba - uśmiechnęła się z przekąsem a w jej pamięci formowały się specyficzne przepisy... podobne komponenty już kiedyś widziała.

Szperając nieboszczykowi po pokoju natrafiła na drewniany symbol Galian. Przez chwilę się mu przypatrywała i sama nie wiedziała czy być zdziwioną swym znaleziskiem czy wręcz przeciwnie, coś sobie tym uświadomić. W jej myśli wdarły się słowa kupca Dimitrija, mówiące dlaczego mag przywołał Bastora, co miało miejsce później i jak na to zareagowały mroczne elfy... Po dłuższej chwili odłożyła symbol na stół. Jej uwagę przykuły leżące na nim książki. Bez wątpienia były one najcenniejsze z jego całego dobytku.

- "Siedem życzeń - prawda czy mit?"... "Gdy spotkałem smoka..." - półelfka kolejno odczytywała tytuły i sięgała po kolejne - ... "Artefakty naszego milenium". Ciekawe... - tropicielka wspomniała kiedy ostatni raz czytała książkę... i było to nie aż tak dawno jednak te, które podarował jej stryjek Gerard nie miały aż tak zachęcających do czytania tytułów - Nad czym ty rozprawiałeś starcze... - rzekła pół tonem a jej wzrok spoczął na porozrzucanych na stole papierach. Były zabazgrane dziwnymi znakami. Na niektórych kartach był naszkicowany jeden na innych po kilka symboli. Na pierwszy rzut oka wyglądały jak nie dokończone a szpiczastoucha nie rozumiała tych znaków. Było w nich coś intrygującego jednak Lidia nie mogła skupić na nich wzroku na dłużej, gdyż od patrzenia na nie bolały ją oczy. Odłożyła książki na bok i znalazła kolejne zapisane papiery. Wyglądało to jak pamiętnik, jednak jego zawartość była brudna, poplamiona i zabazgrana a do tego chaotyczna. Łuczniczka przekartkowała go parę razy po czym odłożyła razem do książek. Pośród sterty papieru znalazła czyste pergaminy, puste tuby oraz kałamarz z gęsim piórem.

- No i świeczki… a jakżeby inaczej... - odłożyła na bok sześć sztuk i wróciła do stołu aby przenieść gdzieś dalej bolesne dla oczu naszkicowane symbole. Znalazła pod nimi parę listów do maga jak i jeden przez niego napisany. Złote oczy półelfki wędrowały od brzegu do brzegu papirusów.

- Hmm... – zmarszczyła ciemne, ładnie rozłożone brwi - oj magu... - obraz Margata wciąż nie był dosyć wyraźny gdyż nie wszystko było jeszcze jasne. Odkładając je zwróciła uwagę na szykowne pudełko. Gdy je otworzyła okazało się, ze w środku było miejsce na jakiś owalny przedmiot.

- Ciekawe co tu było... - rzekła do siebie i rozejrzała się raz jeszcze po pokoju. W kącie leżały niedbale zwinięte ubrania, jednak po przeszukaniu ich nie znalazła nic nowego czego nie było w sakiewkach ze skrzyni. Wtem szpiczastoucha usłyszała świst. Jego źródło nie znajdowało się w komnacie... tylko na zewnątrz. Łuczniczka ostrożnie podeszła do okna skąd dźwięk wydawał się wyraźniejszy. Powoli wyjrzała na niebo po czym spojrzała w dół. Na dziedzińcu zobaczyła Lususa wymachującego długim oburęcznym mieczem. Kroki, pchnięcia, piruety... młody giermek tańczył ze swym ostrzem. Lidia odetchnęła i uśmiechnęła się zarazem. "Jesteś silny" pomyślała w duchu "Bogowie Cię mają w swej piecze". Patrzała jeszcze chwile jak młodzieniec ćwiczył i po czym wróciła do przebierania w mieniu nieboszczka Margata, niegdyś maga. Tropicielka wśród tego całego bałaganu znalazła wiele przydatnych rzeczy. Widać Margat miał tu zaiste swoje miejsce... albo przynajmniej starał się je takim uczynić. Półelfka znalazła starą, ale w dobrym stanie skórzana torbę. Schowała do niej owe książki, tubę z czystymi kartami papieru, kałamarz, gęsie pióro oraz świece i zamknięte w pojemniczkach przeróżne zioła, które ilościowo przeważały nad resztą przedmiotów w starej torbie. Do środka powędrowały też sakiewki z osobliwościami oraz komponentami, znajdującymi się w skrzyni. Znalazła się też szpulka nici z igłą, kilka pustych dobrej jakości sakiewek, nożyce, kawał jasnego płótna oraz wełniany zielony koc. Wszystko to wraz z butelczynami alkoholu powędrowało do owej torby. Lidia postawiła ją na podłodze. "Lekka toś ty nie jest" pomyślała , ale jak przyszło jej grabić to nie było co wybrzydzać. Łuczniczka raz jeszcze popatrzyła na pudełko wyścielone aksamitem. Ponownie ogarnęła cały pokój bystrym spojrzeniem i... wzrok jej zatrzymał się przy starej szafie. Każda półka obstawiona była podobnymi skarbami jak w sakiewkach czy też kolejnymi fiolkami lub papierami. Niby nic ciekawego, ale skoro już tu była...
Szperając po pułkach z ponurą miną czuła się jak... no tak, jak hiena cmentarna. I nawet myśl, że pozostawienie tu tego porostu będzie marnotradztwem, jakoś nie usprawiedliwiała jej przed samą sobą. W tym momencie przestała osądzać a zaczęła dociekać... dlaczego te cegły w ścianie nie są...

- Uuu... - pod naciskiem ukryta malowana płytka ustąpiła i z cichym skrzypnięciem otworzyła się niewielka wnęka w ścianie za półką. Lidia wyciągnęła z niej niedużą skrzyneczkę. Była zamknięta a łuczniczka nie natknęła się wcześniej na żaden zbłąkany klucz. Złotooka przyjrzała się dokładnie znalezisku.


- Od jakich wiele... zapewne z nie przeciętną zawartością skoro - spojrzała na ukrytą wnękę - tak pieczołowicie ukryta.
Tropicielka schowała skrzyneczkę do swojej torby, zamknęła ukrytą wnękę i przerzuciła drugą torbę przez ramię. Po raz ostatni popatrzała po komnacie maga Margata i wyszła na korytarz wypatrując kolejnych schodów prowadzących na górę - oby tym razem na wieżę. Po pewnym czasie natrafiła na kręte schody wiodące na górę.

- To musi być to... - pomyślała na głos stawiając obie torby przy schodach. Naciągnęła cięciwę i ruszyła do góry.

Widok z wieży był zaiste niezwykły. Samo wzgórze było dobrym punktem widokowym, lecz najwyższy punkt zamku przewyższał je pod każdym względem. W ciepłych promieniach popołudniowego słońca mogła zobaczyć znaczną część Królestwa, rozciągającą się pod jej stopami jak wielobarwny kobierzec. Na południu połyskiwała srebrna rzeczka Uran i wielka tafla Srebrnego Jeziora. Cieniutkie strużki dymów znaczyły położenie Podkosów. Daleko, hen za nimi półelfka dostrzegła wielką, czarną plamę - Wilczy Las, jej dom... Poczuła wtedy zalewającą ją falę nostalgii a przede wszystkim tęsknoty za rodziną. Była Tak daleko... Ukłucie w sercu, zaś w oczach... wtedy szybko przeniosła wzrok na północ. Bielały tam ośnieżone szczyty Lodowych Gór. Nawet z tej odległości mogła rozróżnić ich ostre krawędzie, podobnie jak niewiele niższych Skał. Kolejna srebrna wstęga oddziela Słoneczne Wzgórza od Północnego Lasu. Przez chwilę tropicielka pomyślała o Robie i Jakobie. Zastanawiała się czy dotarli bezpiecznie do niziołczych wsi, czy też ominęli je i poszli w stronę traktu. W sumie od rozstania z nimi nie minęła nawet doba, a ona czuła, jakby minęły wieki. Tyle się wydarzyło... Po chwili przeniosła wzrok na Północny Las. Stryjek Nikkodem wiele razy opowiadał jej o potężnej Rudej Wiedźmie, która miała tam swój dom. Co prawda nie uważał za praktyczne mieszkanie w miejscu, gdzie nawet po bochen chleba trzeba teleportować się do miasta (albo jechać tydzień konno), nie umniejszał jednak zasług Elethieny dla Królestwa. "Gdyby nie ona - mawiał - jęczelibyśmy pewnie teraz pod butami zombich i wampirów. Wspaniała magini, wspaniała... Szkoda, że od lat nikt jej nie widział... teraz dla ludzi jest bardziej historią, legendą niż żywą istotą... Dobrze, że przynajmniej stare rasy pamiętają..."

Wspomnienie stryjka znów poruszyło czułą strunę w jej duszy. Mimo, że półelfka nie przejawiała talentu do magii to jego opowieści były tak samo ciekawe jak reszty drużyny. I - co najważniejsze - prawdziwe. Spojrzała raz jeszcze na ciągnące się na dole równiny, ale nie zobaczyła na nich nic ciekawego. Nikt nie skradał się do twierdzy. Wśród wysokich traw, nigdzie nie było też widać drowich jeźdźców – tropicielka podejrzewała, że postanowili przeczekać największy blask w ukryciu. Jeszcze przez jakiś czas Lidia napawała się owym widokiem, gdyż nie co dzień miała taka okazję. Wyciągnęła z lewego buta sztylet ojca. Podziwiała jego piękno i kunszt z jakim został wykonany. Zwróciła złote spojrzenie w stronę Srebrnej Rzeczki.

- Mitrhilaran... - wyszeptała a wiatr poniósł jej słowa. Westchnęła głęboko, schowała sztylet po czym zeszła na dół.
Gdy wyszła na dziedziniec, Lususa już tam nie było. Nie widząc go nigdzie miała nadzieje znaleźć go w powozowni i z tymi myślami chciała pchnąć drzwi gdy w ich progu pojawił się Kalel.

*


"Zdaje się Lususie, że potrzebujesz czasu..." pomyślała odkładając nową torbę wypełnioną zdobycznym na wóz i zasiadła pośród kompanów. Na ich pytające spojrzenia odparła:

- Znalazłam jeszcze parę rzeczy w zamku co nam się przydadzą - odparła i sięgnęła po ser i chleb. Jej towarzysze akuratnie jedli ze smakiem iście smakowite kąski; różne wędzonki, chleb oraz aromatyczny żółty ser. Po tych paru dniach podróży i dzisiejszym mizernym śniadaniu z dziczyzny, była to prawdziwa uczta. Kupiec patrzył na nich łapczywym wzrokiem. Półelfka podeszła do niego, przykucnęła i wyjęła mu zatknięty kawałek szmaty z ust.

- Będziesz jadł? - zapytała a kupiec nerwowo pokiwał głową.
- Dobra pani... - zaczął służalczym tonem, ale Lidia przerwała mu w pół zdaniu słowami - Dopóki nie postanowimy, to nie rozwiążę Cię tedy nie marnuj czasu i jedz jak masz okazję - odparła łagodnym tonem. Kupiec potulnie zgodził się na to aby go nakarmiła. Po chwili do środka wszedł Lusus.

*

Po skończonym posiłku Lidia zapytała:

- A co Wy chcecie teraz zrobić? – patrzyła po kolei na każdego z towarzyszy - Zostajecie czy rozchodzicie się każdy w swoją stronę?W odpowiedzi odezwał się Rang i przedstawił dokładnie o czym wcześniej rozmawiali z Kalelem i Verną. Półelfka przysłuchiwała się jego słowom przenosząc spojrzenie z jednego na drugiego, rozpraszając się co jakiś czas pogodną myślą, że jasnowłosy wojownik jest już zdrów i podśmiewała się w duchu na wspomnienie jego miny, świadczącej, że "zmarnowała taką kosztowną miksturę od tak na niego". Wtem, chwile po nim głos zabrał Lusus. Lidia słuchała uważnie. Gdy młody paladyn wspomniał o swoim ocaleniu, Lidia popatrzyła młodzieńcowi w jego zielone oczy gdy ten posłał je wymowne spojrzenie. Czarnowłosy mówił dalej a szpiczastoucha postanowiła poczekać na to, co powiedzą inni.
 

Ostatnio edytowane przez Bażna =^^= : 05-11-2009 o 20:38.
Bażna =^^= jest offline  
Stary 01-11-2009, 17:42   #108
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
_________________________________________
____________________________

Zapomniana Forteca


ozeszliście się po Twierdzy jak po własnym domostwie. Zwiedzanie, odpoczynek, trening, szabrowanie... no, może nie do końca szabrowanie, gdyż Madrag zapewne nie miał krewnych którym moglibyście zwrócić jego rzeczy; a własność drowów cóż - należała do zwycięzców, prawda? Zresztą i tak pewnie były kradzione. Zarówno wóz jak i Wasze sakwy pełne były wszelakiego dobra, a znalezione mieszki zawierały kwotę, jakiej nigdy wcześniej na oczy nie widzieliście. Za te pieniądze mogliście wszyscy podróżować spokojnie przez najbliższy miesiąc z okładem (oszczędzając), a znalezione w stajni konie wartały pewnie cztery razy tyle (o rumaku paladyna nie wspominając). Na wartości ksiąg poznała się tylko półelfka - za leżące w jej rzeczach tomy można by było kupić całą tą ruderę i jeszcze Podkosy z okolicą. No, może bez rudery... i bez okolicy... w sumie to okładki nie były w żaden sposób zdobione, a same księgi dość mocno zniszczone brudem i niestarannym użytkowaniem; najwyraźniej mag traktował je nie jako inwestycję a wyłącznie źródło wiedzy. Choć i tak widać było porządne wykonanie. Poza tym broń, fiolki, żywność, ubrania... wszystko leżało na wozie czekając, aż się tym podzielicie. Wasze zaciekawienie wzbudzał zwłaszcza niewielki słój z pijawkami... kto to ze sobą wozi?

Gdy w końcu zebraliście się w jednym miejscu, zjedliście, odpoczęliście i już na prawdę nie było co robić przyszła długo odwlekana pora na podjęcie decyzji co dalej.

Maeve milczała, pozostawiając na razie dyskusję innym; podobnie zrobiła półelfka. Verna była niepewna: bała się ścigać drowy, ale jeszcze bardziej bała się oddzielać od drużyny; Tua zaś skłaniała się by wrócić do wsi z dowodami Waszej niewinności. Kalelowi nie w smak było wracać do wsi bez pierścienia, choć i ściganie drowów obarczone było nie mniejszym ryzykiem; wahał się więc czekając na wypowiedź wszystkich. Ranga wyraźnie poruszyła przemowa Lususa, ale nadal miał wątpliwości.

- Znam ja się na paladyńskich powinnościach i ani czci Ci za twoją decyzję nie ujmuję ani zatrzymywać nie będę - uroczyście rzekł wojownik. - Mym druhem i przyjacielem była paladynka Torma i od niej wiem, że gdy obowiązek boski wzywa to nie człowieka rola się mu sprzeciwiać. Chcesz jechać karać winnych - niech prowadzi Cię szczęśliwie ręka twojego boga - zamilkł na chwilę namyślając się.
- Ale - podjął tonem, jakim człowiek niższego stanu zwraca się do szlachcica i przywódcy - jak sam rzekłeś naszym zadaniem jest pojmanych uwolnić i dowieść naszej niewinności. Kradzieży pierścienia-śmy nie winni, a jego odzyskanie miało być za naszą zbrodnie zadośćuczynieniem. Skoro nie zabilim to i pierścienia niech sami podkosianie szukają i bitkę z drowami ryzykują. Rozmawialiśmy już z Kalelem i Verną. Ja nie chcę rozdzielać sił i ryzykować, że wieśniacy mi nie uwierzą i na stryczek poślą. Nasze łupy to na wykup za mało, a nawet z twoim listem - z całym szacunkiem - nie wiemy, czy ktoś go będzie w ogóle umiał przeczytać. Razem w to wdepliśmy i razem wykaraskać się powinnim.
- Kalela pomysł im powiedz - szepnęła do niego Verna.
- No właśnie. Kalel pomysł miał dobry, co by cichaczem do zielarza pójść i mu całą sprawę przedłożyć. On sądem w Podkosach rządzi to od razu się dowiemy, czy li tylko z więźniami na wolność mamy szansę. A jeśli odmówi, to zwiejemy ze wsi i wtedy na Jarmark pojedziem pierścienia szukać. Może przynajmniej nam ten skarb ichni opisze.

_________________________________________
____________________________

Wheelon

Sorg, wczesnym rankiem obudziła Cię krzątanina. W Whellon rozpoczynał się targ i wszyscy przybyli z tej okazji kupcy śpiesznie opuszczali gospodę, co by rozłożyć swoje kramy w najlepszym miejscu i tym samym wygryźć konkurencję. Mimo, że od czasu opuszczenia Sticka minęły ze dwa-trzy tygodnie nie mogłaś przyzwyczaić się do wczesnego wstawania - bard lubił pospać zwłaszcza po nocnych koncertach, a długi czas spędzony w jego towarzystwie zupełnie rozregulował Ci organizm. Życie na szlaku wymagało jednak wstawania przed wschodem słońca, toteż z trudem zwlekłaś się z siana i ruszyłaś zakupić jakieś śniadanie.

- Czego lezie jak ta ciućma! Nie widzi, że tu się spieszy?! - ofuknął Cię jakiś rosły kupiec, któremu zaplątałaś się pod nogi. - Rzępoli to po nocy, pracy uczciwej się nie chyci, zamiast jak dobra dziewka w domu siedzieć i chleb robić... - marudzenie zdenerwowanego mężczyzny ścigało Cię aż do wrót stajni. No cóż... mogłaś wymyślać ludziom w głowie od chamów i prostaków, ale prawda była taka, że miną lata nim swoją sztuką zarobisz na szacunek innych i doskonale o tym wiedziałaś. Co więcej: Twoje występy nie starczały na więcej niż właśnie taką widownię. W tych kilku podrzędnych knajpkach w Mitrhilaran, w których grywałaś wyrobiłaś sobie jaką-taką opinię, ale od czasu wyjazdu z miasta to Stick robił na Wasze utrzymanie - ty co najwyżej latałaś po sali z kapeluszem, albo w zaciszu pokoju powtarzałaś nuty. Poza tym wzniosłe ballady Twojego mentora nie pasowały zbytnio do środkowej części Królestwa. Może gdybyś pojechała do Darrow, albo zupełnie na północ to kto wie... Tyle że wstyd Ci trochę było cudze ballady śpiewać; nie było to w złym tonie, ostatecznie takim sposobem rozprzestrzeniano historię, ale własne kompozycje... to by było to. Ballady, nie wiejskie rymowanki... Rozmarzyłaś się i dopiero gdy ktoś potrącił Cię klnąc głośno zorientowałaś się, że stoisz w drzwiach karczmy.



W środku było pełno. Kupcy, rzemieślnicy, duża liczba wszelkiej maści pomagierów - wszyscy pośpiesznie kończyli swoje owsianki (czy też w przypadku bogatszych ludzi: jajecznice z kiełbasą i boczkiem), regulowali należność i biegli do swoich spraw. Usiadłaś na jednym z niewielu wolnych miejsc pomiędzy chudym wyrostkiem od którego czuć było potem i spalenizną, a starszawym mężczyzną ze znakiem cechu bartników u pasa. Dyskretnie sprawdziłaś stan swojego mieszka. No tak... Efektem ubocznym podróżowania ze Stickiem było to, że to on zarabiał - a więc i on trzymał kasę. Wtedy żyło Ci się dostatnio, ale własnej gotówki nie miałaś wiele. Drobne zajęcia jakimi parałaś się w trakcie podróży starczały jedynie na bieżące wydatki. Jeśli szybko nie znajdziesz roboty znów będziesz musiała zadowalać się znalezionymi na szlaku płodami natury. Ale - jak powiedział wczoraj karczmarz - dziś był dzień targowy. Cotygodniowy, więc szansa że zjechali się tu podróżni bardowie jest niewielka. Konkurencję stanowili lokalni, ale nowe przyśpiewki i opowiastki zawsze były więcej warte. Ostatecznie można się było nając do pomocy u byle kupca - na to zawsze był popyt. Ziewając i rozmyślając zawołałaś karczmarza i zamówiłaś śniadanie.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 09-11-2009 o 17:02. Powód: UWAGA: to tylko update posta, terminem odpowiedzi pozostaje czwartek
Sayane jest offline  
Stary 02-11-2009, 20:58   #109
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Od samego rana Sorg włóczyła się pomiędzy straganami na targu, nie mogąc sobie znaleźć miejsca. „Co dalej robić? Zostać tutaj? Nie ma nic co by mnie tu trzymało. Karczmarz nadal patrzy na mnie krzywo, zdzierając kolosalne sumy za kąt w stajni. Chociaż z drugiej strony nie widziałam tu nigdzie barda, więc może uda mi się zarobić trochę grosza” Poczuła jak jej burczy w brzuchu. Wyjęła ostatniego miedziaka i podeszła do straganu z owocami. Popatrzyła chwile i wybrała piękne dorodne jabłko. Pokazała przekupce owoc i podała jej bez słowa zapłatę. Przepychała się dalej przez tłum, polerując jabłko o koszulę. Dopchawszy się w kąt targowiska usiadła opierając plecami o ścianę. Podciągnęła nogi pod brodę i obserwując mijających ją ludzi uniosła jabłko do ust. Już miała ugryźć jak jej uwagę przykuł wzrok dziecka stojącego naprzeciw niej. Dziewczynka mogła mieć z 6/7 lat. Stała i z uwaga się jej przyglądała. „Kolejny ciekawski dzieciak” pomyślała. Jednak wzrok dziecka nie był skierowany na nią lecz na owoc trzymany w jej dłoni. Odsunęła jabłko od ust i przyjrzała się dziewczynce z zainteresowaniem. Dostrzegła jej wychudzoną twarz i ogromne oczy wpatrujące się w jej jabłko z namaszczeniem. Stała tak naprzeciw i widać było jak przełykała ślinę. „Ehhhhh, że też to zawsze na mnie trafi” pomyślała i wyciągając rękę z owocem w kierunku dziecka


Dziewczynka podeszła niepewnie, chwyciła jabłko i uciekła w pośpiechu. Sorg patrzyła za nią i powoli podniosła się kierując w stronę stajni. W głowie kołatały jej słowa piosenki zasłyszane kiedyś od wędrownego barda.....
Całe życie czekam
Dzień po dniu
Płynie czasu rzeka
Wieczny nurt
Gdzie mnie niesie życia prąd?
Ciągle pytam: Dokąd? Skąd?
.....”
Wzięła zgrzebło i raz za razem zaczęła przesuwać po grzbiecie konia. Nieświadomie zaczęła do niego mówić na głos...

- Daleko mi jeszcze do tego, żeby moje śpiewanie zostało uznane za dobre, a śpiewanie ballad innych bardów nie jest rozwiązaniem. Chociaż i moje rymowanki wpadają w ucho i chyba tez się podobają. Musze rozejrzeć się za jakaś pracą. Nie sadzisz? Samym śpiewaniem nie zarobię zbyt wiele na utrzymanie Ciebie i siebie. Ale nie martw się damy sobie radę – rzekła przytulając twarz do szyi konia.

Odłożyła zgrzebło, podsypała siana koniowi i raźnym krokiem wyszła ze stajni kierując się w stronę targu. Postanowiła rozejrzeć się po mieście, a przy okazji poszukać sobie dodatkowego zajęcia, bo jeść przecież trzeba. Chodziła od straganu do straganu pytając czy nie potrzebują pomocnika. Powoli przepychała się przez tłum mijając stragany poszczególnych rzemieślników, podziwiała kunsztownie wykonaną broń, pancerze, odzież, obuwie, garnki. Swoje stragany wokół rynku miasta rozłożyli, kowale, szewcy, garncarze, kaletnicy, złotnicy i wszelkiego rodzaju rzemieślnicy. Do jej uszu docierały okrzyki kupców zachęcających do zakupu swoich towarów.
- Może panienka buty kupi? – zapytał szewc zerkając na nią ze swojego zydla - z przedniej skóry, długo posłużą, na każda pogodę, wygodne. I na miarę mogę uszyć, tylko trzeba sobie wybrać z jakiego materiału mają być i jakie – zachęcał żwawo gestykulując rękoma.
- Nie raczej, nie, pracy poszukuje a nie nowego obuwia – odparła Sorg – nie miałbyś jakiejś dla mnie? Mogę z zamówiony towar do klientów odnosić, rachunki Ci posumować, właściwie to wszystko mogę tylko pokaż mi co i jak.
- Pracy to ja dziewczyno dla Ciebie nie mam, jak nie kupujesz to mi czasu nie zajmuj, a rachunki to sobie sam w głowie rachuje, papieru szkoda – odparł i wrócił do przerwanej pracy.
Postała chwile mając nadzieję, że szewc może jeszcze zmieni zdanie, po czy wolnym krokiem ruszyła dalej rozglądając się z uwagą dookoła. Nikt nie był chętny do zatrudnienia dziewczyny. Zniechęcona oparła się plecami o ścianę domu i zaczęła zastanawiać co robić dalej. Po chwili zdecydowała sie nie poddawać i poszła dalej wzdłuż straganów. W końcu udało jej się zatrudnić u przekupki sprzedającej owoce.


Zabrała się wartko za pracę. Nucąc sobie pod nosem. Uwijała się jak w ukropie sprzedając towar ze straganu. Do jej uszu dolatywały strzępki rozmów przechodzących ludzi. W między czasie zagadywała przekupkę z zainteresowaniem.
- Mieszkacie tu oddawana?
- Od urodzenia, jeszcze mój ociec na targ tutaj owoce przywoził, jako dziecko jeździłam z nim i pomagałam mu sprzedawać. Zawsze mnie fascynował targ, dużo towarów, dużo ludzi kolorowe miasto wtedy się staje, ulice zapełnione. Po targu sama zobaczysz miasto opustoszeje już nie będzie to samo.
- A jakieś opowiastki o mieście znacie? – zagadała znów Sorg
- A różne to, różni ludzie przyjeżdżają, różne rzeczy gadają, u nas można jakieś stare papiery w świątyni obejrzeć, nie wiem tylko czy kapłani pozwolą w nie zajrzeć, może jak jakiś datek im dasz to może i pozwolą. Cmentarzysko za murami miasta jest jak Cie interesuje dziewczyno, tam tez zajrzeć możesz.
Sorg w myślach układała sobie plan, kolejnych dni.... „zajrzę do świątyni może pozwolą mi zajrzeć do ksiąg które posiadają, cmentarz sobie zwiedzę, połażę po pracowniach rzemieślników, a wieczorem oprócz zabawiania gości podpytam karczmarza o ciekawostki z życia miasta”
Pod wieczór pomogła zwinąć kram przekupce i ruszyła w strugach deszczu, w stronę karczmy. Weszła do środka przemoczona i usiadła pod ścianą, patrząc na innych gości, którzy zjadali strawę i pospiesznie wychodzili z karczmy. Zamyślona zaczęła układać kolejny wiersz...

"Siedzę w karczmie patrzę w okno
Jak tam przed nią ludzie mokną
Nikt nie włazi nikt nie puka
Towarzystwa nikt nie szuka
Wpada jeden chlebek chwyta
I już myk za drzwiami znika
Ust otwierać nie mam po co
Bo już za nim drzwi łomoczą
Gdy do karczmy Waszmość wpada
„Hej” powiedzieć też wypada
Dobre słowo nie kosztuje
Jednak drugiego raduje."

Spojrzała z uwagą na chłopaka siedzącego na sąsiednim zydlu i uśmiechając się zagadnęła
- Mieszkasz tutaj czy tylko na targ przyjechałeś?
Chłopak podniósł głowę znad miski i patrząc na nią mruknął
- Mieszkam, a co? - po czym dalej zajadał swoją strawę, Sorg spojrzała na niego i już nic nie mówiąc, zjadła swój posiłek.
Podniosła się z ociąganiem i poszła do stajni, gdzie oporządziwszy konia, sama legła na posłaniu i zapadła w niespokojny sen.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.

Ostatnio edytowane przez Vantro : 02-11-2009 o 21:10.
Vantro jest offline  
Stary 03-11-2009, 13:15   #110
 
Callisto's Avatar
 
Reputacja: 1 Callisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znany
Gdy wszyscy zebrali się razem, przyszła pora na podjęcie jakichś decyzji. Meave na razie milczała. Mówienie pozostawiła innym, wtrącić się miała zamiar dopiero, kiedy uzna to za stosowne. Czasem, więcej można się było dowiedzieć jedynie nasłuchując. Każdy z nich miał inny pomysł. Cóż, tak to bywało gdy spotykał się zbitek odmiennych ludzi, z których każdy miał inne poglądy. Rang wyraźnie był poruszony przemową Lususa, rudowłosą jednak ona nie wzruszyła. Mimo iż zaczęła lubić młodego wojownika, mur otaczający jej serce jeszcze nie runął.
Wreszcie, na wierzch wypłynął pomysł Kalela. „Nareszcie coś rozsądnego.” Pomyślała Meave, uśmiechając się lekko.
- Nareszcie coś, na co mogę przystać. – Powiedziała, zakładając ręce na piersi. –Wiecie, nasze znaleziska są dość… cenne. Może uda nam się przynajmniej tak odkupić nasze winy. Zielarz rzeczywiście zdawał się przyjaźnie nastawiony. Więc, kto jest za powrotem do Podkosów? – Zapytała, rozglądając się po towarzyszach. Bawiąc się swoimi włosami, oczekiwała na odpowiedzi. Teraz, kiedy byli już "Zgrani" wszystko powinno pójść łatwiej.
A przynajmniej tak jej się wydawało...
 
Callisto jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172