Był bardzo wczesny ranek. W zasadzie to była późna noc kiedy
Tomasz dojechał do Hotelu "Jantar". Znał ten hotel z wcześniejszych pobytów i uważał go za... odpowiedni. Nie jakiś strasznie wykwintny, ale również nie pośledni...
Wysiadł z samochodu z przyjemnością i przez chwilę rozprostowywał kości. Te kilka minut z papierosem w ręce... Patrząc na jarzący się w półmroku hotelowego podjazdu ognik uświadomił sobie, że w ostatnich dniach... Od wczoraj - pali zdecydowanie więcej. Zdenerwowanie? Podniecenie? Chyba mieszanka wszystkiego... Może po prostu papieros pozwalał mu się skupić na czymś... Czymkolwiek... Ziewnął szeroko wyuczonym odruchem zasłaniając usta. Pytań było wiele, a właściwie coraz więcej... Rozejrzał się po uśpionej okolicy... Wolne Miasto Gdańsk... Oczywiście - w tej nazwie "wolne" było synonimem "niemieckie"... Flagi, nazwy ulic, wszystko świadczyło o tym, że był w Rzeszy. Już od kilku lat był to Danzig... kolejny kawałek ziemi podarowany Hitlerowi, aby zaspokoić jego imperialne ambicje i choć na chwilę odwlec... wojnę. Chyba każdy, kto miał jakikolwiek umysł i ogląd świata o tym wiedział i był w stanie to przewidzieć... Zbyt mocno ustępowano Hitlerowi w przeszłości i teraz, kiedy potęga Niemiec była zbyt duża... To była tylko kwestia czasu...
Odsunął od siebie te myśli.
Czy naprawdę dał się wciągnąć w grę
Weroniki? - zaciągnął się papierosem i przez chwilę patrzył na szarzejące niebo. Po części na pewno tak - jest przecież w Gdańsku mając w nosie prośbę urzędnika państwowego o pozostanie w Stolicy... Tylko co
Weronika by tym wszystkim zyskiwała? Nie znali się jakoś specjalnie... nie utrzymywali zażyłych kontaktów, w zasadzie żadnych kontaktów nie utrzymywali... Pytanie "dlaczego ja?" przez chwilę obijało się w jego czaszce... "Diplomatenpass" - to słowo było tutaj odpowiednie. Dla niego całkiem naturalna rzecz, tak naturalna, że prawie o niej zapominał... Dla wielu nieosiągalne dobro zapewniające znaczny stopień bezpieczeństwa i... nietykalności... Oczywiście - jeżeli coś trzeba byłoby gdzieś przewieźć to dyplomacie będzie zdecydowanie prościej... Prawie nie zauważył tej małej gierki... Gra. To też było tutaj właściwym słowem. "Zgadnij kto, zgadnij co" - salonowa gra wielu warszawskich studentów. Ktoś wymyślał zagadkę, reszta bawiła się w detektywów... Tu może obszar był inny i zadanie bardziej skomplikowane, ale to była taka sama gra...
"Ja nie przegrywam Weroniko..." - zgasił papierosa i wyjął płaszcz z bagażnika.
- Bagaże szanownego pana? - zapytał boy kiedy tylko
Dunin zwrócił na niego uwagę...
- Niekoniecznie... Jutro... Proszę tylko przestawić samochód. - powiedział podając kluczyki i wszedł do hotelu...
Formalizm recepcji hotelowej, kilka, z pozoru nieznaczących pytań... Z pozoru. Z uśmiechem na ustach i zmęczeniem na twarzy
Tomasz wymigał się z wszystkich udzielając odpowiedzi w stylu "zdecydowanie, jednak niekoniecznie"; "jestem za choć ze zdaniem przeciwnym". Informacja o zdemolowaniu sali poruszyła
Dunina, choć zewnętrznie wyglądało, że całkiem ją zignorował. Wolał mieć spokój w hotelu niż narażać się na burdy z wyrostkami z narodowców... Nazwisko
Dunin nie było "czysto polskim" - a przynajmniej wielu mogło tak uważać, bo nie kończyło się na -ski... Ale wolał nie konfrontować tej teorii z rzeczywistością... Zamówił herbatę i śniadanie. W końcu znalazł się w pokoju i z przyjemnością zanurzył w kąpieli. Mocna herbata momentalnie go uśpiła...
Minęła godzina... Najwyżej dwie, kiedy jakieś hałasy i odgłosy spadania czegoś obudziły
Tomasza. Od spania na siedząco na kanapie bolał go kark... Wypił łyk zimnej herbaty i podszedł do okna. Na ulicy...
filiżanka zawisła gdzieś w połowie drogi do ust...
Na ulicy wojska SS zajmowały pozycje...
Gdzieś w głębi ulicy dokonywano pierwszych kontroli czy może nawet zatrzymań...
"Zaczęło się" - pomyślał
Tomasz i podniósł filiżankę. Herbata nie miała ani temperatury, ani smaku. Przecież wiedział, że wojna wybuchnie, nie był więc zaskoczony... A może, raczej, był na tyle zszokowany, że... Mieszanka "to oczywiste" i "to niemożliwe" eksplodowała w głowie
Tomasza pozostawiając... pustkę. Nie... wyrachowanie. Wyuczone na studiach i w życiu wyrachowanie. Nie było miejsca na pomyłkę, jakąkolwiek pomyłkę. Gra zaczynała się toczyć o znacznie wyższą stawkę...
Huk i łomot kilka domów dalej przywrócił go do rzeczywistości bardziej niż walenie w drzwi i paniczne krzyki na korytarzu. Podszedł do telefonu i podniósł słuchawkę... Oczywiście głuchy... Błyskawicznie się ubrał i wyszedł na korytarz... Służba hotelowa, goście - wszyscy na przemian wrzeszczeli, klęli, płakali, a wszystko wśród poleceń zejścia do piwnicy, prób pakowania bagaży i wzywania Wszystkich Świętych oraz Jezusa Nazaretańskiego... On również zszedł na dół, do przestronnego hallu, gdzie kilka osób usiłowało skorzystać z telefonu. Przez wielkie szklane drzwi widać było przebiegających żołnierzy, biegających we wszystkich kierunkach ludzi...
Dunin ustawił się w kolejce do telefonu - bardziej, aby zyskać na czasie niż, aby faktycznie z niego skorzystać. Schodzenie do piwnicy, owszem zabezpieczało przed ewentualnym zawalaniem się budynku podczas bombardowania, ale równocześnie odcinało od informacji...
Radio po raz kolejny powtórzyło komunikat o wybuchu wojny...
"Jeżeli pociąg nie zdążył przekroczyć granicy przed wybuchem wojny... to został zatrzymany na granicy" - pomyślał -
"Nikt nie odda wrogowi lokomotywy i wagonów - to oczywiste... Ale to znaczy, że ani Cywiński, jeżeli zdobył bilety; ani Mostowicz nie dotrą do Gdańska" To znacznie zmieniało jego położenie. Postanowił zadzwonić na dworzec i potwierdzić swoje przypuszczenia. Drugi telefon mógłby wykonać do Komisariatu Rzeczpospolitej Polskiej w Gdańsku... Choć zapewne został on w pierwszej kolejności zajęty przez Niemców...
"Paszport dyplomatyczny może teraz okazać się wyjątkowo kłopotliwym dokumentem" - pomyślał patrząc na kobietę która wrzeszczała do telefonu jakby to miało czemuś pomóc -
"Muszę trzymać się bajki, że jestem tu służbowo. Informacje, które miałem do przekazania w chwili obecnej nie mają już żadnego znaczenia... Informacje. Koniecznie zebrać więcej informacji. Dopiero potem można myśleć co dalej..."