Grajek, krasnolud i kislevita zamykali pochód. Tworzyli już całkiem zgraną paczkę i rozumieli sie praktycznie bez słów. To dobry znak w takim miejscu. Zagłębiając się w otchłani kopalni mężczyźni wymieniali drobne uwagi i żarty. Jak zwykle docierały do nich fragmenty ożywionych dysput jakie nieprzerwanie prowadziła świeżo zadurzona parka. Bazanov już miał rzucić jakiś kąśliwy żarcik gdy panienka Aria, w iście teatralnym stylu zasymulowała potknięcie, tylko po to by spaść jak sokół łowny na przedramię Leonarda.
- Dziękuję ci, Leonardzie, gdyby nie twoje silne ramię, z pewnością zbiłabym sobie kolanka. – wdzięczyła się szlachcianka. Bazanov zwyczajowo klepnął się w czoło otwartą dłonią a Caleb wybałuszył oczy spoglądając z niedowierzaniem, co rusz to na przedstawienie to na Lieva i Leonarda. Kozak znał takie kobiety. Owijały sobie mężczyzn wokół palca skrzętnie plotąc misterną pajęczynę pożądania i zazdrości. Szlachcianki nie były mu obce. W Kislevie poznał nie jedną gdy służył w Cesarskiej gwardii. Od kurtyzan różniły się tym że już miały pieniądze.
W tym miejscu wybuchła zwyczajowa kłótnia. Bazanov już nawet nie słuchał. Odwrócił się do krasnoluda i wyszczerzył zęby w sarkastycznym uśmiechu kręcąc głową. Caleb odpowiedział tym samym.
Parka doszła wreszcie do porozumienia. Wycieczka ruszyła. Mijali kolejne krasnoludzkie sztolnie i wyrobiska. Wszystkie zagłębiały się po kilka metrów w ścianach chodnika i kończyły się ślepo. Następne rozwidlenie było dosyć kontrowersyjne. Szlachcic Valdue oraz młody Axel ku zaskoczeniu reszty drużyny postanowili wejść w spółkę. Zaproponowali eksploracje "en face" gdy reszta optowała za tunelem biegnącym w prawo. Bazanov nie pałał zbytnią sympatią do oby dwóch "jegomościów". Po drugie zwyczajem było iż bada się wpierw odnogi korytarzy.
-Niech lezą- pomyślał i już głośno odparł - Idę w prawo. |