Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-10-2009, 16:03   #61
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Tylko niosący pochodnię bretończyk Jacques nie wykazywał zainteresowania cuchnącą narzędziownią. Przeszedł przez rozgałęzienie i zatrzymał się, widząc że inni przystanęli.
- Po co sprawdzać co jest w środku? – zapytał. – Skoro nie wyskoczyło na nas do tej pory, to znaczy że jest martwe, oui? Ja bym tam nie wchodził... ale skoro nalegacie, to nieco wam poświecę.

Wrócił i stanął tuż obok Arii, która starała się opanować przyspieszony ze strachu, a może podniecenia oddech.
- Cóż to, mademoiselle? Boimy się? – zagadnął. – Nie ma czego. Mowię wam, tam nic nie ma...

Alex ostrożnie podszedł do rozlatujących się drzwi. Jego ręka powoli sięgnęła do okrągłego, zardzewiałego uchwytu. Krasnolud czule pogładził ostrze swojej zaufanej broni i wraz z dobywającym topora kislevitą podeszli do drzwi, przy okazji popychając kanciarza, który potknął się i siłą rzeczy naparł na odrzwia. Zmurszałe drewno i zardzewiałe zawiasy nie wytrzymały naporu i chłopak runął do wnętrza ciemnego pomieszczenia. Ze środka dobiegły piski i szuranie. Coś poruszało się w rogu. W świetle pochodni trzymanej przez bretończyka, ponad leżącym w resztkach drzwi i jęczącym Axelem, ujrzeli drgającą masę szarego futra, czerwonych ślepii i wijących się ogonów.



Rój, spłoszony nagłym hałasem rozproszył się w mgnieniu oka. Setki szczurów rzuciły się do ucieczki. Większość z nich w popłochu skierowała się do wyjścia, przebiegając wokół i po wrzeszczącym teraz i starającym się zrzucać małe szkodniki, Axelu. Stojący w przejściu odnieśli wrażenie, że podłoga ożyła. Że stałą się żywą istotą, zbudowaną z futra i ogonów. Effendi zaklął. Liev z obrzydzeniem splunął na szczury. Aria zaczęła przeraźliwie piszczeć, a Jacques chyba zwymiotował. Tylko krasnolud zachował zimną krew. Pozostałe szczury poznikały w szczelinach skalnych bądź też idiotycznie biegały piszcząc, w kółko w rogach małej komnaty.

Kiedy szczury się rozbiegły, dało dostrzec się to na czym żerowały i co wydzielało nieprzyjemny fetor. W kącie zagraconej komnaty leżały zwłoki. Zwłoki mężczyzny w prostym, burym ubraniu. Teraz przeraźliwie pogryzione i okrwawione. Pozbawione przez żerujące na nich szczury wszystkich wystających części ciała. Palców i części dłoni, stóp i twarzy.
 

Ostatnio edytowane przez xeper : 31-10-2009 o 18:43.
xeper jest offline  
Stary 24-10-2009, 10:21   #62
 
Serge's Avatar
 
Reputacja: 1 Serge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputację
Post (jak zawsze?) pisany wspólnie z Sami-Wiecie-Kim

Szczury!


Nienawidziła szczurów! Były małe, wredne, brudne, piskliwe, wszędzie ich było pełno i... i ich nienawidziła!
Aria stanęła w miejscu i zaczęła tak przeraźliwie piszczeć, że biedne szczury bardziej się jej wystraszyły, niż ona ich. Kilka w miejscu zawróciło, biegnąc na powrót do pomieszczenia. Kobieta ani myślała przestać, zaczęła tupać nogami i dopiero po chwili zabrakło jej tchu. Effendi'ego zamroczyło i nawet zaczął się zastanawiać, czy nie ogłuchł.
- Na brodę Ulryka! Przestań się drzeć, dziewucho! - warknął. - Jak dobrze poszło, to już wszyscy w tej kopalni wiedzą, że tutaj jesteśmy. Dzięki tobie! Masz szczęście, że tunele nam się nie zawaliły na głowę... Jeszcze. - dodał po chwili.

- To zrób coś z tymi szczurami! - zażądała szlachcianka.
- Niby co mam zrobić?! - warknął w odpowiedzi rozzłoszczony łowca, któremu nadal dzwoniło w uszach.
- Przepędź je stąd!
- Po co, przecież one i tak już pozdychały ze strachu, słysząc, jak się drzesz! Pewnie w Behemsdorfie cię nawet słyszeli!
- Nie musisz krzyczeć, przecież stoję obok i słyszę - prychnęła Aria, krzyżując przedramiona na piersiach i robiąc obrażoną minę.
- I kto to mówi? Też stałem obok, a teraz przez to dzwonienie w uszach nie słyszę nawet własnych myśli - jęknął.

Po odbytej dyskusji z panną Estari, Effendi postanowił wejść do środka i zbadać sprawę. Intrygowało go, czemu się tak przyglądają jego towarzysze. Gdy tylko zwłoki znalazły się w jego polu widzenia, od razu pożałował swojej ciekawości. Z trudem powstrzymał odruch wymiotny i szybko wycofał się do Arii.
- Lepiej tam nie wchodź, bo zobaczymy twoje śniadanie na podłodze - stwierdził, łapiąc w płuca powietrze, by uspokoić żołądek.
Kątem oka zerknął na szlachcica, który przed chwilą pozbył się porannego posiłku i teraz nie wyglądał najlepiej. Stał blady pod ścianą i trzymał się za żołądek.
- O, tak jak on. - wskazał na Jacquesa.

W innych okolicznościach szlachcic zapewne pozbawiłby łowcę głowy za taką zniewagę, ale Behemsdorfczyk przekonał się, że z Bretończyka jest miękka dupa i w jego obecności może sobie na wszystko pozwolić. Bez żadnych konsekwencji. Nawet zaczynało mu się to podobać i zamierzał wykorzystać każdą okazję, by rzucić jakąś uszczypliwą uwagę na temat odwagi czy męskości szlachcica. Aria chichotała pod nosem, więc jej się chyba też podobało to, jak Effendi go ośmiesza.

W końcu łowca odwrócił się do pozostałych.
- Myślę, że powinniśmy ruszać dalej, bo temu nieszczęśnikowi i tak już w niczym nie pomożemy. - powiedział, zastanawiając się, czy znał tę osobę. Miał nadzieję, iż to był tylko jakiś przejezdny i w pamięci zaczął szukać, czy ktoś z jego wioski ostatnimi czasy nie zaginął w kopalni.
- Ale o co chodzi? - zapytała Aria z pretensją.
- A ty jak zwykle nie w temacie - westchnął łowca kręcąc głową.
- Sam mi nie pozwoliłeś iść, to teraz nie miej do MNIE pretensji, że TY mi czegoś nie powiedziałeś! - fuknęła, tupiąc nogą. - Idę to sama sprawdzić.
To mówiąc zawinęła się i dziarskim krokiem skierowała do narzędziowni. Drużyna po chwili usłyszała plusk śniadania uderzającego o kamienną posadzkę, który to echem rozniósł się po korytarzu. Mężczyźni tylko się uśmiechnęli pod nosem.
- A nie mówiłem? - zawołał uradowany Effendi.

Po chwili kobieta wyszła, powoli człapiąc i trzymając się za żołądek i usta.
- Jesteś niedobry! - wycedziła. Była bledsza niż zwykle.
- Ja czy moje kanapki? - zapytał, nie mogąc opanować śmiechu.
- Wrr! Pierwszy raz w życiu widziałam coś tak obrzydliwego! Mógłbyś okazać trochę zrozumienia! - warknęła wściekle.
- Ej, no to świetnie, że chrzest bojowy masz już za sobą, Słonko - stwierdził, obejmując ją ramieniem. - Potem będzie już tyyylko gorzej - dodał z uśmiechem wymalowanym na twarzy. Kobieta pogroziła mu palcem.
- Jak to się skończy, to cię uduszę, panie Effendi.
- Mrrrau! Ario, nie znałem cię od tej strony... Obiecujesz? - zapytał i widząc, jak dziewczyna czerwieni się ze złości, zaśmiał się w duchu. Przynajmniej już się nie bała i nie myślała o szczurach, czy o tym co zobaczyła w narzędziowni. Szlachcianka tupnęła nogą, wyrywając się z silnego uścisku.

- Ruszajmy dalej! - powiedział do towarzyszy. - Nie ma na co czekać. Im szybciej zbadamy, co się tutaj działo, tym szybciej wrócimy do wioski.
Zabrał pochodnię od Jacquesa, który aktualnie nie był chyba do niczego przydatny i podał ją Arii.
 
__________________
Non fui, fui. Non sum, non curo.

Ostatnio edytowane przez Serge : 24-10-2009 o 12:19. Powód: drobna korekta ;)
Serge jest offline  
Stary 25-10-2009, 15:09   #63
 
katai's Avatar
 
Reputacja: 1 katai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputację
Post wspólnie z Jaskrem.

Nie czekając aż młody kanciarz otworzy drzwi obaj wojacy pchnęli nieszczęśnika
na wrota komnaty. Zmurszałe deski i przerdzewiałe zawiasy nie wytrzymały naprężenia
i poddały się pod ciężarem chłopaka.
Z hukiem, wzbijając kłęby leciwego kurzu dźwierze runęły na kamienną posadzkę.
Zaskoczony młodzik łypał dookoła próbując przezwyciężyć panująca wewnątrz pomieszczenia ciemność.
Z otchłani zamigotały setki czerwonych punkcików, którym zawtórował wielokrotny pisk. Ciemność zafalowała i ruszyła przez otwarte drzwi.
Futrzasty mrok przeskakiwał nad wrzeszczącym z trwogi Axelem wylewając
się na korytarz.
Szczury! Całe setki włochatych paskud korzystały z chwili konsternacji, szukając drogi ucieczki.
Świdrujący czaszkę pisk przeszył uszy kislevity. Kątem zmrużonego oka zauważył wykrzywione w dezaprobacie oblicze krasnoluda.
Panienka Estari próbowała wokalnie zniszczyć gryzonie wypływające z narzędziowni. Zdezorientowane szczury biegały bezładnie dookoła nóg wszystkich członków drużyny.

-Na Tora!- pomyślał Bazanov marszcząc boleśnie brwi. - Jeszcze chwila a własnoręcznie oskalpuję tę dziewkę.

Wraz z ulatującym ze szlachcianki powietrzem ustał również piekielny sopran.
Po krótkiej wymianie zdań pomiędzy młodymi, panienka ostentacyjnie wkroczyła do komnaty narzędziowni, malowniczo zwracając posiłek na widok ogryzionych zwłok.

- Jesteś niedobry!- wycedziła do łowcy.

Krasnolud wyszczerzył się w szyderczym uśmiechu.
Bazanov również rozdziawił japę spoglądając porozumiewawczo na Grajka,
który taktownie zakrył usta próbując daremnie ukryć rozbawienie.

Kobieta odgrażała się jeszcze starając się odwrócić uwagę od zażenowania.

- Ruszajmy dalej! - powiedział do towarzyszy Effendi. - Nie ma na co czekać. Im szybciej zbadamy, co się tutaj działo, tym szybciej wrócimy do wioski.

-Hola, hola!- zakrzyknął Liev.- A sprawdzić komnatu nie lzja?-zawtórował rozglądając się po towarzyszach.
Jedynie krasnoludzki najemnik kiwnął twierdząco głową. Pozostali nie bardzo garnęli
się do tej wątpliwej przyjemności.
Bazanov nie był tak wrażliwą istotą jak Panienka Estari
więc wraz z krasnoludem bez większych ogródek wkroczyli do narzędziowni i zabrali
się za przeszukiwanie pomieszczenia i zwłok nieszczęśnika obgryzionego przez szczury.
Przechodząc obok wciąż jeszcze leżącego Axela kislevitachwycił go za pasek
oraz kołnierz i postawił do pionu racząc młodzika szyderczym uśmiechem.
W narzędziowni znajdowały się głównie ...narzędzia. Pordzewiałe i nadszarpnięte zębem czasu. Znaleźli kilka lamp naftowych oraz paliwo.
Komnatę zalał blask pełgających za brudnymi szybkami płomyków.
Caleb gestem ręki wskazał na leżące w kącie sterty starych skorodowanych kilofów
i młotów. Podszedł i wziąwszy jeden z kilofów zatknął za pas.

Hej Liev! - zakrzyknął krasolud - Weź jeden z tych młotów!
-Mogą się później przydać.-

Bazanov podszedł do narzędzi i krytycznie przyjrzał się żelastwu.
Wybrał po chwili najbardziej obiecujący młot, zważył go w ręce zamachnął się lekko i zatknął stylisko za pas.
Teraz na spokojnie można było przeszukać zwłoki.
--------------------------------------------------------------------------
Post w imieniu Raphaela.

Leo stał z tyłu trzymając się z dala od ziejącego czernią portalu narzędziowni.
Wciąż blady, przełknął głośno ślinę i zanucił pod nosem jakąś raźną piosenkę by dodać sobie otuchy.
Spoglądając niepewnie za wojakami odruchowo trzymał ręce na sztyletach.
Próbował nie dać poznać po sobie zdenerwowania.
Kislevita i najemnik zniknęli w ciemnościach komnaty, z której dobiegał teraz rumot przerzucanych klamotów.
Niecały kwadrans później Grajek ujrzał niewielki błysk przeradzający się w bardziej obfitą poświatę, niepewnie omiatającą mężczyzn wewnątrz pomieszczenia.
Zapłonęły jeszcze dwie latarenki i można było obejrzeć wnętrze komnaty.
Młodemu bardowi nie spieszyło się szczególnie przetrząsać narzędziownie.
Wolał pozostawić to zajęcie mocniejszym żołądkom.
 

Ostatnio edytowane przez katai : 25-10-2009 o 15:31.
katai jest offline  
Stary 25-10-2009, 19:06   #64
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Leżące w kącie ciało wydzielało nieprzyjemną woń rozkładu. Jednak wiedzeni ciekawością, krasnolud i kislevita zignorowali ten fakt. Dużym łukiem ominęli kałużę wymiocin – pamiątkę jaką pozostawiła w narzędziowni szlachcianka.

Ciężko było cokolwiek powiedzieć o zwłokach. Większość odsłoniętych części ciała była obgryziona aż do kości. Trup leżał w kałuży krwi i szczurzych odchodach. Po pogryzionym ubraniu można było ocenić, że zwłoki należały do mężczyzny. Strój jaki miał na sobie świadczył o tym, że należał raczej do niskiej warstwy społecznej. Nic nie wskazywało też na to aby był kapłanem lub czarodziejem.

Podczas oględzin trupa, krasnolud odkrył najprawdopodobniejszą przyczynę śmierci mężczyzny. W obgryzionej ze skóry czaszce, pod resztkami włosów na potylicy Caleb dostrzegł głębokie wgłębienie. Przyglądnął się mu bliżej i zbadał palcami ranę. Krawędzie dziury były nierównomierne, a kawałki kości powbijały się w mózg. Mężczyzna zginął od uderzenia tępym narzędziem w tył głowy.
W czasie gdy krasnolud przyglądał się ranie głowy, Liev przeszukiwał resztki odzienia trupa. W sakiewce znalazł kilka miedziaków, w resztce cholewy buta drewnianą łyżkę. Zabrał się za przetrząsanie kubraka. Z wewnętrznej kieszeni wyciągnął zapisaną odręcznym pismem kartkę papieru. Pomiętą, nadtarganą i poplamioną krwią ale czytelną.

- Coś znalazłem. Niech ktoś to przeczyta – kozak pomachał kartką w stronę towarzyszy. Effendi wszedł do narzędziowni i wziął notatkę od Lva. Wychodząc rozwinął i rozprostował kartkę ale w tym momencie wyrwała mu ją Aria.
- Ja. Ja przeczytam – pisnęła z entuzjazmem. Najwidoczniej chciała zatuszować chwilę słabości, w jakiej przed chwilą się znalazła.


Przy zwłokach nie było nic więcej. Wyszli więc z pomieszczenia i dyskutując o znalezionej kartce ruszyli dalej w głąb kopalni.

Axel wciąż roztrzęsiony po bliskim spotkaniu z masą szczurów, szedł na końcu wraz z Jacquesem. Cały czas rozmawiali ze sobą ściszonymi głosami, milknąc za każdym razem gdy ktoś z pozostałych znalazł się na tyle blisko aby coś usłyszeć.

Po lewej stronie minęli jeszcze dwa identyczne jak poprzednio, krótkie szyby wydobywcze. Przy trzecim zatrzymali się. Znowu znajdowali się na rozwidleniu. W lewo, jak sprawdzili, był właśnie ten trzeci, długi na kilka metrów korytarzyk, kończący się skalną ścianą, ze śladami wierteł i kilofów. Główny korytarz i szyny biegły dalej prosto, ku wnętrzu góry. Podłoga korytarza prowadzącego w prawo delikatnie się obniżała, a wraz z nią tory tej odnogi kopalnianej kolejki. W świetle płonących górniczych latarek, widać było że korytarz zakręca w prawo.

Po raz kolejny musieli zdecydować co robią. Czy idą dalej prosto, czy też badają obniżający się korytarz?

- Jestem za tym abyśmy poszli prosto – powiedział bretończyk. – W każdym razie ja tak uczynię. A wraz ze mną Axel. Jeśli wam to nie pasuje, to trudno. Zawsze przecież możemy się rozdzielić. Mamy teraz wystarczająco dużo źródeł światła, oui?
- A do tego będzie szybciej – wtrącił młody kanciarz patrząc na Effendiego. – Dwie grupy szybciej zbadają kopalnię i wrócimy do wsi na czas, aby ustrzec ją przed mutantami. A więc kto z nami idzie prosto?
 

Ostatnio edytowane przez xeper : 31-10-2009 o 18:42.
xeper jest offline  
Stary 01-11-2009, 19:32   #65
 
Serge's Avatar
 
Reputacja: 1 Serge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputację
Post napisany wspólnie z Żoną .

Łowca spoglądał od czasu do czasu na Arię, gdy krasnolud z kislevitą poszli na mały rekonesans narzędziowni. Młody Skjelbred nie miał zamiaru się zagłębiać w szczegóły jeśli chodziło o tę komnatę, a szlachcianka chyba tym bardziej, skoro zostawiła śniadanie na progu pomieszczenia. Effendi patrzył tak na nią i zastanawiał się, kiedy będzie miała dosyć tych wilgotnych jaskiń. Na razie trzymała się dzielnie, czym go zaskoczyła. No ale jak się nie chce wracać do rodzinnego domu, to i każde miejsce jest lepsze niż ciepło domowego ogniska.

Rozmyślania przerwał mu kozak, który wybiegł z komnaty jak poparzony dzierżąc w dłoni kawałek pergaminu. Effendi podszedł do niego i przejął zapisaną kartę. Nie na długo, chwilę potem wyrwała mu ja z rąk Aria. Łowca zacisnął zęby i warknął po cichu patrząc, jak szlachcianka namiętnie zabiera się za czytanie. Czy ona miała go za takiego prostaka? Przecież też potrafił składać literki w całość…

Mężczyzna tak naprawdę słuchał na raty jej deklamacji, wyłapując co drugie, trzecie słowo. Wiedział tylko, że chodziło o jakiegoś pomagiera czarodzieja. Chyba. Zresztą, nie to było teraz najważniejsze. Pewnie ten cały czarodziej zginął już dawno w tym miejscu.

- Zadowolona? – mruknął, patrząc na Arię, gdy skończyła.
- O co ci chodzi? – zapytała.
- O nic. Ruszajmy dalej, ta kartka niewiele nam pomogła. – rzucił przygotowując swój łuk.
- Nie musisz być niemiły.
- Przecież nie jestem niemiły.
- Oczywiście, słyszę po głosie. – stwierdziła szlachcianka.
- To chyba masz problemy ze słuchem. – uśmiechnął się krzywo. – Nie ma sensu marnować czasu, chodźmy dalej.

Skinęła mu głową i ruszyła za nim, tak jak i pozostali towarzysze. Tak naprawdę nie mogła go do końca rozgryźć, stanowił dla niej książkę z niewiadomym finałem, ale właśnie to chyba najbardziej ją w nim fascynowało. Okazywał się inny niż reszta wieśniaków, a takich rzadko kiedy się spotyka. Może bogowie okazali się dla niego nadto łaskawi? Kilka razy czytała o ludziach wychowanych w ciemnych rodzinach, którzy do czegoś w życiu dochodzili. Albo ginęli młodo. W sumie na jedno się składało. Niemniej nie zamierzała schodzić z wcześniej obranej drogi, w końcu Effendim można było tak łatwo sterować bazując na najprostszych instynktach.

Potknęła się nagle teatralnie, obejmując ramię idącego obok niej Leonarda. Zwróciła uwagę, czy łowca patrzy, po czym uśmiechnęła się zachęcająco do grajka.
- Dziękuję ci, Leonardzie, gdyby nie twoje silne ramię, z pewnością zbiłabym sobie kolanka. – zaczęła swą grę. – Może zaśpiewałbyś nam jakąś ze swoich ballad? Nudzi mi się i spragniona jestem dobrej muzyki.
- No chyba całkiem oszalałaś! – warknął Effendi. – Chyba chcesz żeby do końca odkryli naszą obecność tutaj… Byłem samobójcą pozwalając ci iść z nami.
- Wolisz, bym tu umarła z nudów? – zapytała, zaciskając zęby i mrużąc oczy.
- Umrzesz… wszyscy umrzemy, jak tylko Leoś zacznie śpiewać, a ktokolwiek tu jest odkryje naszą obecność. – Effi ściągnął brwi.
- Każdego kiedyś czeka śmierć. – Kobieta wzruszyła ramionami, robiąc obrażoną minę i mierząc mężczyznę chłodnym wzrokiem. – No już nie bądź taki. Może dla ciebie chodzenie po tych tunelach jest zabawne, ale JA potrzebuję od życia nieco więcej rozrywek. Wątpię, byś mógł to pojąć, ale…
- To chyba dla ciebie jest zabawne! – przerwał jej Effendi. – Ja nie chodzę po lochach, nie krzyczę, nie każę bardowi grać dla siebie zwiewnych piosnek. Więc kto tu się bawi? Może jak wreszcie natkniemy się na jakichś wrogów, to się przekonasz, co znaczy trzymać język za zębami. Typowa szlachcianka… - rzucił, kręcąc głową.
- Typowy prostak! – odwarknęła.
Effendi zrównał się z nią i spojrzał jej w oczy. Nie cierpiał, gdy ktoś nazywał go prostakiem.
- Prostak, który dba o twoją dupę, młoda damo! – warknął, po chwili opamiętując się. Chyba za bardzo się uniósł. Teraz jego mogli słyszeć, ktokolwiek czaił się w mrokach kopalni.
- Nie zaprzeczysz, że nie wiesz, jak zabawiać damę – zauważyła, krzyżując przedramiona na piersi i rzucając mu wyzywające spojrzenie. – I nie podnoś na mnie głosu, bo każę cię tu i teraz wychłostać, Kochanie…

Nie wierzył. Po prostu nie wierzył w to, czego jest uczestnikiem i nawet zastanawiał się, czy aby się nie uszczypnąć, bo to musiał być tylko zły sen. Przecież ta rozpieszczona dziewucha nie mogła z nimi łazić po lochach. A jednak, kurwa! Ulryku, dlaczego jesteś tak niedobry dla swojego wyznawcy! Effendi wziął głęboki wdech i po chwili wypalił.
- A któż by mnie miał tu wychłostać? Nie jesteśmy na dworze twojego tatusia, więc się pilnuj, bo zaraz przełożę cię przez kolano i poczujesz co to znaczy pewna ręka, „KOCHANIE”! – mruknął robiąc groźną minę.
Aria ujęła silne ramię Effendi’ego.
- Uwielbiam, kiedy jesteś taki… stanowczy – zamruczała.
Łowca uniósł prawą brew w górę i zrobił dziwną minę. Nie potrafił już za nią nadążyć, ale chyba w tym tkwił jej urok. Tylko na miłość boską, niech się opamięta wreszcie…
- Może już idźmy? Te tunele chyba szkodzą ci na głowę. – rzucił.
- To ty tak na mnie działasz. A żebyś wiedział, jak się czuję… - stanęła na palcach i wyszeptała mu do ucha kilka słów, po czym zarumieniła się lekko. Effendi odkaszlnął zakłopotany.
- Zdecydowanie musimy iść już dalej.

Mijając kolejne krasnoludzkie wyrobki doszli w końcu do kolejnego rozwidlenia. I tu Effendi nieco się zdziwił, bo spokojny i raczej małomówny ostatnio Jacques miał własny pomysł na rozwiązanie tej sytuacji.
- Jestem za tym abyśmy poszli prosto – powiedział bretończyk. – W każdym razie ja tak uczynię. A wraz ze mną Axel. Jeśli wam to nie pasuje, to trudno. Zawsze przecież możemy się rozdzielić. Mamy teraz wystarczająco dużo źródeł światła, oui?
- A do tego będzie szybciej – wtrącił młody kanciarz patrząc na Effendi’ego. – Dwie grupy szybciej zbadają kopalnię i wrócimy do wsi na czas, aby ustrzec ją przed mutantami. A więc kto z nami idzie prosto?
- Pomysł z rozdzieleniem się jest dobry. – behemsdorfczyk skinął głową i spojrzał na pozostałych towarzyszy. – Skoro Jacques i Axel wyrazili chęć zbadania tunelu który biegnie prosto, ja i Aria pójdziemy w prawo, obniżającym się korytarzem. Który z szanownych panów idzie z nami? – łowca obrzucił spojrzeniem krasnoluda, kislevitę i barda.
 
__________________
Non fui, fui. Non sum, non curo.
Serge jest offline  
Stary 02-11-2009, 13:48   #66
 
katai's Avatar
 
Reputacja: 1 katai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputację
Grajek, krasnolud i kislevita zamykali pochód. Tworzyli już całkiem zgraną paczkę i rozumieli sie praktycznie bez słów. To dobry znak w takim miejscu. Zagłębiając się w otchłani kopalni mężczyźni wymieniali drobne uwagi i żarty. Jak zwykle docierały do nich fragmenty ożywionych dysput jakie nieprzerwanie prowadziła świeżo zadurzona parka. Bazanov już miał rzucić jakiś kąśliwy żarcik gdy panienka Aria, w iście teatralnym stylu zasymulowała potknięcie, tylko po to by spaść jak sokół łowny na przedramię Leonarda.
- Dziękuję ci, Leonardzie, gdyby nie twoje silne ramię, z pewnością zbiłabym sobie kolanka. – wdzięczyła się szlachcianka.
Bazanov zwyczajowo klepnął się w czoło otwartą dłonią a Caleb wybałuszył oczy spoglądając z niedowierzaniem, co rusz to na przedstawienie to na Lieva i Leonarda.
Kozak znał takie kobiety. Owijały sobie mężczyzn wokół palca skrzętnie plotąc misterną pajęczynę pożądania i zazdrości. Szlachcianki nie były mu obce. W Kislevie poznał nie jedną gdy służył w Cesarskiej gwardii. Od kurtyzan różniły się tym że już miały pieniądze.
W tym miejscu wybuchła zwyczajowa kłótnia. Bazanov już nawet nie słuchał. Odwrócił się do krasnoluda i wyszczerzył zęby w sarkastycznym uśmiechu kręcąc głową. Caleb odpowiedział tym samym.
Parka doszła wreszcie do porozumienia. Wycieczka ruszyła. Mijali kolejne krasnoludzkie sztolnie i wyrobiska. Wszystkie zagłębiały się po kilka metrów w ścianach chodnika i kończyły się ślepo. Następne rozwidlenie było dosyć kontrowersyjne. Szlachcic Valdue oraz młody Axel ku zaskoczeniu reszty drużyny postanowili wejść w spółkę. Zaproponowali eksploracje "en face" gdy reszta optowała za tunelem biegnącym w prawo.
Bazanov nie pałał zbytnią sympatią do oby dwóch "jegomościów". Po drugie zwyczajem było iż bada się wpierw odnogi korytarzy.
-Niech lezą- pomyślał i już głośno odparł - Idę w prawo.
 
katai jest offline  
Stary 03-11-2009, 14:45   #67
 
Ouzaru's Avatar
 
Reputacja: 1 Ouzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumny
* * *


Na dworze było jeszcze zupełnie ciemno, gdy obudziło ją ciche skrzypnięcie drzwi. Razem z Effendim, do domku wpadły zbłąkane płatki śniegu i poczuła powiew mroźnego powietrza. Cicho, starając się jej nie obudzić, podszedł do łóżka i ucałował ją delikatnie w czoło.
- Jesteś zimny - Aria mruknęła cicho i przeciągnęła się. - Ale dobrze, że już wróciłeś...
- Jak jestem zimny, to mnie rozgrzej...
Objęła go ramionami i przyciągnęła do siebie, uśmiechając się do niego lekko. Ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku, gdy na dworze powoli zaczynało świtać. Mały domek na skraju lasu idealnie się komponował z niewysokimi górami, pokrytymi czapami białego puchu.


Cieszyła się, że jej ukochany mąż już wrócił z polowania. Zaczęła ściągać z niego skórzaną kurtę, gdy Buran wskoczył im do łóżka.
- Sio, idź mi stąd! - zawołała, ale wilk ani myślał się ruszyć. Patrzył się na złączonych w uścisku ludzi i wywiesił jęzor, w uśmiechu cichego zadowolenia.
- Kocham cię, Ario - Effendi szepnął jej do ucha. - Ario...


* * *


- Ario? ARIO!? ARIO!!!
- Um? - głos Effi'ego wyrwał ją z zamyślenia. Dziewczyna odwróciła się szybko w jego stronę, momentalnie się rumieniąc.
- Ogłuchłaś, czy co? - łowca skrzywił się i pokręcił głową. - Czasami naprawdę ciężko za tobą nadążyć. Rozdzielamy się i idziemy w PRAWO, jakbyś nie zauważyła... bo pewnie ZNOWU ci umknęło... Więc rusz się w końcu, nie będziemy tu stać cały dzień.
- Ej, nie musisz być taki niedobry dla mnie. Ja cię naprawdę lubię - rzuciła, dodając do wypowiedzi smutne spojrzenie zbitego psa.
- Przecież nie jestem dla ciebie niedobry - odpowiedział trochę łagodniej. - Po prostu chcę jak najszybciej wrócić do wioski, bo mam przeczucie, że dzieje się coś złego.
- No to sprawdźmy ten tunel i wracajmy - zaproponowała. - Zresztą i tak nic ciekawego się tu nie dzieje. Te tunele są potwornie nuuudne...
Skinął jej głową z aprobatą, w jego oczach można było dostrzec błysk porozumienia. Uśmiechnął się lekko do dziewczyny, po czym spojrzał na Axela i Jacquesa.
- Uważajcie tam na siebie. Spokojnego powrotu - mruknął. Uścisnęli sobie dłonie i udali się w dwóch różnych kierunkach.

- A może byśmy sobie wybudowali domek gdzieś na obrzeżach wioski, hm?
Effendi aż się zakrztusił, słysząc pytanie szlachcianki.
- C o ? Ty to masz naprawdę świetne pomysły... Czy możemy przełożyć tę rozmowę, jak już będziemy bezpiecznie w wiosce?
- Ale ty jesteś - mruknęła. - Ja ci tu opowiadam o naszych wspólnych planach na przyszłość, a ty mnie tak zbywasz - fuknęła na niego.
- Eee... Naszych? - zapytał, przełykając głośno ślinę.
- Nawet już mam plan, jaki to będzie domek... - rozmarzyła się. - Ja mam fundusze, ty umiejętności. I koniecznie musimy zabrać twojego wilka, żeby nam przeszkadzał w łóżku - pogroziła mu palcem.
- W łóżku? - Effendi się całkowicie załamał. Zupełnie nie wiedział, o czym ona mówi i wolał się nie pytać. - Możesz przestać gadać? Zdradzasz naszą obecność - szepnął.
- Dobrze, Panie Dowódco, już się nie będę w ogóle odzywać! - wyrzuciła z żalem.
"W końcu" - pomyślał z ulgą i przyspieszył kroku, nim Aria by się rozmyśliła. Zaczynało go niepokoić, że dziewczyna robiła już jakieś wspólne plany na przyszłość. Dom? Łóżko? Może nawet dzieci? To brzmiało nazbyt poważnie jak na nerwy młodego łowcy...
"Cholera, przecież ona nawet nie będzie umiała tego łóżka pościelić!" - dodał w myślach z trwogą.
 

Ostatnio edytowane przez Ouzaru : 03-11-2009 o 14:49.
Ouzaru jest offline  
Stary 03-11-2009, 18:50   #68
 
Raphael's Avatar
 
Reputacja: 1 Raphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znany
Od momentu szczurzej inwazji minęło już wystarczająco dużo czasu, żeby żołądek grajka wrócił do normy. Ciągle jednak nie dawało mu spokoju to, że powinni wracać do wioski.

Starsi gotowi pomyśleć, że wystrychnęliśmy ich na dudka, pomyślał. Poza tym coś zabiło tego gościa z narzędziowni. Nie jestem pewien, czy chciałbym owe coś spotkać. Powinniśmy wracać i pomóc Behemsdorfczykom w obronie wioski!

Z rozmyślań wyrwała go Aria, która, potknąwszy się (teatralnie!), opadła z wdziękiem na jego ramię.

- Dziękuję ci, Leonardzie, gdyby nie twoje silne ramię, z pewnością zbiłabym sobie kolanka. – powiedziała. – Może zaśpiewałbyś nam jakąś ze swoich ballad? Nudzi mi się i spragniona jestem dobrej muzyki.

- No chyba całkiem oszalałaś! – warknął Effendi. – Chyba chcesz żeby do końca odkryli naszą obecność tutaj… - Prawda. - Byłem samobójcą pozwalając ci iść z nami.

- Efendi ma rację, pani. – podjął rękawicę Leo. Nie miała szans omamić swoimi gierkami kogoś, kto wychował się wśród aktorów. – Lecz po powrocie do wioski pierwszą rzeczą, którą zrobię, będzie występ specjalnie dla ciebie. – uśmiechnął się czarująco. Widzisz? Też tak umiem.

To, że przejrzał grę arystokratki nie oznaczało, że nie zamierza dać się w nią wciągnąć. Aria była wyjątkowo ładna, jak na jedną ze skłonnych do tycia szlachcianek. A Leo był estetą i koneserem…

Gdy dotarli do rozgałęzienia, Leo stwierdził, że zaufa osądowi kozaka i Caleba, których całkiem nieźle poznał. Sam nie znał się na chodzeniu po jaskiniach.

- Idę w prawo. – odpowiedział rzeczowo na wywody pozostałych Liev.

No to z Arią… – uśmiechnął się pod nosem Leo.

- Idę z kozakiem. – zerknął flirciarsko na Arię – I z panienką Arią…
 
__________________
W każdej sekundzie rozpadamy się i stajemy się nowym człowiekiem, w którym coraz mniej jest tego, kim byliśmy przed laty.
Raphael jest offline  
Stary 04-11-2009, 09:14   #69
 
Ouzaru's Avatar
 
Reputacja: 1 Ouzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumnyOuzaru ma z czego być dumny
Post pisany z Serge'em - gościnnie użyczył mi swojego Tileańczyka, Lucę

* * *

- Effendi ma rację, pani. – powiedział Leo. – Lecz po powrocie do wioski pierwszą rzeczą, którą zrobię, będzie występ specjalnie dla ciebie. – uśmiechnął się czarująco.
W odpowiedzi Aria aż zapiszczała z radości i klasnęła w dłonie, co spotkało się z grymasem niezadowolenia na twarzy łowcy.
- Och, uwielbiam takie dedykowane występy! - stwierdziła szlachcianka, a na jej twarz wszedł rumieniec wywołany podekscytowaniem. - Dobrze, że wśród tylu mężczyzn jest choć JEDEN gentleman...
Effi już nawet nie zwrócił uwagi na to, że raz się do niego kleiła, a raz traktowała jak zwykłego wieśniaka. Pokręcił jedynie głową, bo cóż innego mu zostało w starciu z humorkami szlachetnie urodzonej, rozpieszczonej dziewczyny, która najwidoczniej sama nie wiedziała, czego chce?
- Wracajmy szybko do wioski, chciałabym już posłuchać jakiejś wzruszającej, romantycznej pieśni... - dodała, uśmiechając się szeroko do barda.

* * *
(Dalsza część absolutnie nic nie wnosi do sesji... To są jedynie retrospekcje.)

Prawda była taka, że Aria miała jedynie dedykowane występy, lecz grali dla niej tylko albo bardzo starzy, albo wyjątkowo brzydcy bardowie. Innych ojciec nie spraszał na dwór, gdyż bał się, że mogliby omamić jego córkę. Właściwie to do swoich dziewiętnastych urodzin Aria poznała zaledwie kilku mężczyzn. Ostatnią wolą jej matki było, by dziewczyna została kapłanką Myrmidii, jednak nic z tego nie wyszło. Ojciec, widząc niezwykłą urodę swej córki, postanowił dopilnować, by nie straciła dziewictwa i planował wydać ją bogato za mąż. Nigdy jej nie wypuszczał na miasto, ani nie pozwalał, by sama przebywała w obecności jakiegoś mężczyzny. Zawsze obecny był albo on, albo jego zaufany doradca - stary i stetryczały Fabio, oraz ze trzy przyzwoitki.

Jedynym wyjątkiem były lekcje szermierki, gdyż ojciec postanowił nająć pewnego sławnego i wpływowego szlachcica, Tileańczyka, do tej roboty. Z początku Aria miała się uczyć strzelać z pistoletu, ale nie mogąc się skupić przy charyzmatycznym Luce Orlandonim, postanowiła zamienić broń palną na coś mniej hałasującego. Tileańczyk był przystojnym mężczyzną w sile wieku, dlatego szermierka bardzo się jej podobała, ale do czasu...


Luca Orlandoni

- Ruszaj nogami i biodrami, nie stój jak kołek! - Luca zganił ją, grożąc ostrzem rapiera. - Musisz się poruszać jak w tańcu. Tańczysz, bella? - zapytał.
Ochoczo skinęła głową. To jej się naprawdę zaczynało podobać!
Wykonał kilka kroków, kładąc dłonie na biodrach dziewczyny i pokazał, jak ma się poruszać. Szybko przeszedł do ataku i nim się Aria zorientowała, upadła dupskiem na ubitą ziemię.
- Wystarczy tego, panie Orlandoni! - donośny głos Fabio popsuł wszystko.
- Spokojnie, musi złapać kilka siniaków, żeby się czegoś nauczyć - odparł Luca, wpatrując się pewnie w oczy starszego mężczyzny. - Przeciwnicy na pewno nie będą się z panienką Arią cackać, więc z łaski swojej pozwól mi robić dalej to, co...
- Powiedziałem, że już wystarczy! Przestań paplać jęzorem i zabieraj się stąd, zanim powiem panu Estari, co żeś wyprawiał z jego córką przed chwilą!

- Wybacz, drogi panie, ale skoro mam ją czegoś nauczyć, to najpierw musi poczuć, czym jest ból. Nie widzę inaczej sensu by o czymkolwiek dyskutować. - przystojny Tileańczyk wpatrywał się pewnie w mężczyznę.
- To nie pan będzie tu decydował, co jest dla młodej Arii dobre, a co nie. Pan Estari nie chce, by jego córka miała jakieś paskudne siniaki czy zadrapania, za dwa dni będzie ją prezentował na balu - mruknął Fabio, groźnie ściągając brwi i kładąc dłoń na rękojeści rapiera.
- Więc po co mnie zatrudniał?! - Luca, jak to miał w zwyczaju, uniósł głos. - Jeśli jego córeczka ma być gładka jak pupcia niemowlaka, mógł zatrudnić jakiegoś masażystę, a nie marnować mój cenny czas. - Orlandoni nie przejął się groźną miną starego sługi. Widząc, że jego dłoń schodzi na rękojeść rapiera, uśmiechnął się spod wąsa. - Nie radzę, chyba nie wiesz, z kim masz do czynienia, panie...

- Radzę się nie unosić i ochłonąć, gdyż już pan zaczyna bredzić. - Fabio wysunął prawą stopę do przodu, szykując się do ataku. - Ario, wracaj do domu. Teraz mężczyźni będą dyskutować, a młoda dama nie powinna być tego świadkiem.
- Młoda dama tutaj zostanie i będzie świadkiem tego, jak się powinno walczyć. Jak daję ci odpowiednią lekcję, staruszku! - rzucił Luca, zwieszając dłoń na swym rapierze. Był przygotowany na atak.


Tak jak się spodziewał, Fabio zaatakował go z zadziwiającą jak na starca szybkością. Jednak Luca walczył już z niejednym przeciwnikiem i w trudniejszych warunkach, niż spokojny plac ćwiczebny. Dobywając w mgnieniu oka swej broni, zblokował nacierający niczym żądło rapier Fabia, po czym wykonał dwa kroki do przodu spychając przeciwnika do tyłu. Początkowo stary sługa radził sobie całkiem dobrze, lecz z czasem ataki Luci stawały się coraz szybsze i silniejsze, co stało w opozycji z powolnym i słabnącym z każdą chwilą mężczyzną. W końcu Orlandoni wykonał fintę, którą zmylił Fabia i natarł na niego z pełnym impetem. Sługa nie mogąc zablokować, potknął się i wywrócił na plecy wypuszczając rapier. Nim zdołał podnieść wzrok, ostrze broni Tileańczyka przylegało do jego krtani nieprzyjemnie kłując.

- Lekcję uważam za zakończoną, monsieur. - Luca uśmiechnął się zawadiacko, po czym odsunął ostrze od gardła mężczyzny i schował broń do pochwy.
Aria stała jak zauroczona, wpatrując się w swego bohatera, który jako jedyny postawił się staremu słudze i uratował ją. Podziwiała jego odwagę, szybkość, determinację i finezję, a także całkiem zgrabne pośladki...
- Pani... - skłonił jej się wpół, mijając ją z uśmiechem, po czym skierował się do wyjścia. Miał już dość tej szopki. Ta rodzina była jakaś nienormalna.

Oczywiście pozostałe lekcje zostały odwołane, gdyż Fabio doniósł jej ojcu, że Luca jest niebezpieczny dla otoczenia i mógłby mieć zły wpływ na Arię. Dziewczyna dodatkowo dostała zakaz opuszczania swojego pokoju, aż sobie nie wybije dalszej nauki z głowy, czy w ogóle kontaktowania się z kimkolwiek z rodziny Orlandonich. Niecały miesiąc później Estari wysłał ją do Imperium i miała tam na niego czekać w ich drugiej posiadłości. Żałowała, że opuszcza ciepłą i piękną Tileę, na rzecz parszywego dworku, ale wtedy też w jej głowie zrodził się pomysł z ucieczką.

* * *

Teraz jednak denerwowała się i smuciła, że nikt jeszcze nie zauważył tego zniknięcia i nawet nie zaczął szukać Arii. Dziewczyna cicho westchnęła na wspomnienie starych dobrych czasów i zwiesiła głowę. Mimo wszystko nie zamieniłaby tego, co teraz mogła przeżywać, na siedzenie w swoim pokoju i jedynie słuchanie ballad o niebezpiecznych przygodach czy miłości. W końcu sama mogła coś przeżyć i za żadne skarby nie zamierzała z tego rezygnować!
 

Ostatnio edytowane przez Ouzaru : 04-11-2009 o 12:42. Powód: Dodane zdjęcie Luci Orlandoniego ;)
Ouzaru jest offline  
Stary 05-11-2009, 19:26   #70
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Decyzje zapadły. Jacques i Axel wzięli jedną z lamp, kilka butelek oleju i pożegnawszy się z pozostałymi ruszyli głównym tunelem wgłąb kopalni. Ich sylwetki oświetlane wątłym płomieniem już po chwili zniknęły w mroku. Słychać było tylko zwielokrotnione przez echo niezrozumiałe strzępy ich rozmowy oraz stukot butów na skalnej podłodze korytarza. Jeszcze chwila i nawet blask z ich latarni został pochłonięty przez wszechobecne ciemności.

- Dobra – powiedział krasnolud. – Ruszajcie tym korytarzem w prawo. Mi coś przyszło do głowy. Dajcie mi jedną latarnię i flaszkę oleju. Widzimy się później.
Zabrał podane mu przedmioty i ignorując pytania o to gdzie idzie oraz w jakim celu, odwrócił się na pięcie i ruszył z powrotem w kierunku, z którego przed kilkoma minutami nadeszli. I jego obecność po krótkiej chwili była tylko wspomnieniem. Zniknął odblask latarni, kroki ucichły.

Pozostali weszli w prowadzący w prawo korytarz. Był on niemalże tych samych wymiarów co główny chodnik. Na jego podłodze również ułożone były zardzewiałe, metalowe tory. Korytarz ten obniżał się miarowo, równocześnie zakręcając cały czas w prawo. Po jakimś czasie wszyscy zorientowali się, że tworzy on coś w rodzaju ślimaka prawdopodobnie prowadzącego na niższy poziom krasnoludzkiej kopalni. I rzeczywiście przypuszczenia te okazały się słuszne.
Po wykonaniu pełnego obrotu korytarz znów stał się poziomy i prosty. Tuż przed ciekawskimi oczami bohaterów znajdował się wyrzeźbiony portal z jakimś napisem. Oczywiście runy były krasnoludzkie i tym razem nikt nie był w stanie ich przetłumaczyć. W świetle górniczych latarek widzieli krótki odcinek chodnika, który znów rozdzielał się.

Jedna odnoga wiodła dalej prosto. Druga natomiast była na tyle krótka, że dostrzec można było iż prowadzi do obszernej sali. Jednak ciemności skrywały to, co znajdowało się w jej wnętrzu.

Jedyną rzeczą jaką można było dostrzec z rozwidlenia były dwa szkielety leżące w miejscu, gdzie korytarz zaczynał się rozszerzać. Nie było wątpliwości, że jeden ze szkieletów jest ludzki. Odziany w resztki pordzewiałej kolczugi, z metalowym poczerniałym ostrzem sterczącym z rozłupanej czaszki. Drugi szkielet ludzki nie był na pewno. Prawdopodobnie należał do jakiegoś stwora zrodzonego z Chaosu. Stwór ten miał wielką, wydłużoną i rogatą czaszkę przywodzącą na myśl głowę barana. Na szkielecie widać było resztki skóry porośniętej czarnym, długim futrem. Potwór w momencie śmierci, w ręce ściskał prawdopodobnie broń, która przyczyniła się do śmierci leżącego obok człowieka.


Obok szkieletów dostrzegli coś co połyskiwało w migoczącym świetle trzymanych przez nich górniczych lampek. Przedmiotem tym okazała się być złocona sprzączka przytwierdzona do kawałka wybłyszczonego, naoliwionego paska.
 
xeper jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:15.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172