Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-11-2009, 22:30   #641
Nadiana
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
Ofiary. Ofiary, to słowo niczym krasnoludki młot tłukło się po głowie oszołomionej teleportem Lilli. Kogo oni przywrócili do władzy? Komu oddali rządy w kniei? I to najważniejsze: ile osób przez to poniesie śmierć?
Nie można było teraz znaleźć odpowiedzi na te pytania, czując ogromny cień na sercu paladynka wzięła się za sprawy, na które mogła mieć wpływ tu i teraz. Z zaciśniętymi zębami wzięła się do pomocy Silli, a raczej do schodzenia jej z drogi i poprawiania tego, co zaniedbała. W swym dziwnym szale omijała wiele miejsc, byle szybciej, byle dalej. Pucowanie kątów i szpar między deskami zostało na sporych barkach Kalvarówny. Skończyła późno w nocy i zadowoleniem rozejrzała się po chacie, pałac to może nie był, ale do zamieszkania się nadawał. Zresztą, większość z nich i tak nienawykła do luksusów. O, Angela też chyba nie, siedziała jak to ona smętna w kącie bawiąc się nożem. Zawsze gdy na nią patrzyła po plecach Lilli przebiegał dreszcz. O nie, ich kompanka stanowczo nie była dobra osobą. Tym razem postanowiła się jednak przełamać, potrzebowała informacji.
- Powiedz mi.. to prawo z zakazem magii, skąd ono się wzięło i kto pilnuje przestrzegania, ci strażnicy, Ostrza? – spytała prosto z mostu przysiadając się.
Wojowniczka wzruszyła tylko ramionami.
-Ostrza tylko egzekwują, pilnować muszą jakieś nałożone na miasto zaklęcia. Nikt tak na prawdę nie wie czy wyłapują wszystkie przejawy użycia kapłańskich mocy. A skąd się wzięło, to pytać uczonych w księgach, nie mnie.
- No cóż, ryzykować nie zamierzam, dziękuje za odpowiedź.


Nie kontynuowała tej rozmowy, nie było co; światy jej i Angeli były zbyt odległe. Czując straszne zmęczenie położyła się spać.


Ranek jak zwykle przyniósł pewne ukojenie. Ludzie z bezimiennej wioski nie skarżyli się na porwania, więc Elistrea'skixx nie zagrażała im, może ofiary składane były ze zwierząt?
Pokrzepiona tą myślą (nadzieją?) wzięła należne jej złoto i ruszyła w miasto. W planach miała odwiedzenie zakupienie kilku mikstur na rany i odwiedzenie biblioteki z zapisaną historią miasta. Niestety, to co w planach wyglądało całkiem prosto, już po przekroczeniu progu stało się problemem. W każdym innym mieście skierowała by swe kroki do świątyni Oghmy, albo jakiegokolwiek innego boga, którego kapłani zajmowali się archiwami. Ale tu? Pewnie w ciemnym gmaszysku zamku były jakieś pisma, wątpliwym jednak by ktoś ją tam wpuścił.
Czując się skołowaną pokręciła się trochę, by ostatecznie usiąść na bruku blisko niewielkiego ryneczku. Do tej pory nie była zaczepiana, pokaźny miecz odstraszał intruzów, a symbole bogów ukryte były pod koszulą. Lilla z pewną niechęcią przyglądała się miastu: było brudne, śmierdzące i nieładne po prostu. W niczym nie przypominało majestatycznych krasnoludzkich twierdz z rynsztokami pełnymi ekskrementów i pijaków.
- Da panienka miedziaka… - o jeden z nich podszedł właśnie i zaczął żebrać. Paladynka znała zasady, wiedziała co powinna powiedzieć; wspomóc słowem i poradą, a nie monetą, która i tak zostanie wydana na alkohol. Niestety nic z tego nie wyszło, zapach z bezzębnych ust mężczyzny był tak oszałamiający, że marzeniem było pozbyć się go jak najszybciej. Starając się wstrzymać oddech wysupłała kilka miedziaków i wcisnęła je w dłoń pijakowi.
- Niech wszyscy panienkę błogosławią! – darł się na cały ryneczek, gdy uciekała w strefę w miarę świeżego powietrza. Oddech złapała po dobrych kilkunastu metrach, kiedy stała w pobliżu jakiegoś sklepu opierając się o mur. Nad nią wisiała drewniana tabliczka z wygrawerowaną miotłą. To musiał być jeden z tych sklepów magicznych, które tak bardzo chciała odwiedzić Silia. Co prawda nic nie było widać poprzez zasłonięte ciężkimi kotarami witryny, ale Lilla zdecydowała się wejść do środka.

Zapach, który się na tam roznosił również zwalał z nóg. Był ciężki, korzenny i przypominał kadzidła ze świątyni. Zasłony nie wisiały tylko przy oknie i drzwiach, ale także w głębi oddzielając od siebie różnorakie części sklepu. Kierując się cichymi rozmowami dziewczyna kierowała się coraz bardziej w głąb, w końcu dotarła do miejsca, gdzie w otoczeniu kilku świeczek siedziała dziwna staruszka.
- Aaaa goście, zobacz mój miły jaka śliczna panienka do nas przyszła, powiedz słodziutka co może dla ciebie zrobić stara Ravela?
Osobą z którą właścicielka rozmawiała był kto, stary, gruby wyleniały kocur łypiący na Lillę podejrzliwie.
- Potrzebowałabym kilku eliksirów leczenia – rozejrzała się niepewnie; przy ścianach stały półki, na których piętrzyły się oczy, języki i zakonserwowane jaszczurki. Po raz kolejny tego dnia żołądek podjechał dziewczynie do gardła.
- Miksturki leczenia, leczenia –mamrotała starucha grzebiąc rękami wśród buteleczek stojących za ladą, co jakiś czas wybierała jedną ścierała z niej kurz i z niezadowoleniem odkładała powrotem – O jest! Pięć sztuk złota za jedną się należy, co nie kochanieńki?
- Poproszę cztery.

Paladynka ponownie wysupłała z mieszka pieniądze i położyła je na ladzie. Sklepikarka obejrzała monety dokładnie, a potem jedną nadgryzła. Dopiero, gdy upewniła się co do ich prawdziwość położyła zakurzone flakoniki na ladę.
- Cosik jeszcze kochanieńka? Może oko traszki? Zupełnie świeże, niedawno wyłupione..
- Eeee, to ja jednak podziękuje.


Nie czekając na kolejne propozycje wojowniczka zapakowała zakupy do plecaka i wycofała się ze sklepu. To miasto było straszne na swój sposób i Lilla nie mogła się doczekać chwili kiedy je opuszczą. Czując się coraz bardziej nieswoja ruszyła w kierunku „ich” domu, mając szczerą nadzieję, że nie pobłądzi i jak najszybciej wyruszą szukać Ellendila. Wszak elf powinien przebywać w ładnym miejscu, prawda?
 
Nadiana jest offline