Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2009, 03:00   #643
Oktawius
 
Oktawius's Avatar
 
Reputacja: 1 Oktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłość
Siedząc sobie spokojnie pod ścianą, Gabriel obserwował całe to zamieszanie, wywołanie ich wygraną i przybyciem bogini małpopodobnych. Cieszyli się jak dzieci, z tego że odzyskali wcześniejszą "wolną wolę". Jeżeli oczywiście zdawali sobie w ogóle sprawę, że coś takiego istnieje. Uśmiechnął się sam do siebie, widząc jak bardzo naiwnym i prosym plemieniem byli. Ale może to lepsze niż rozmyślanie nad każdym krokiem i ponoszenie za niego odpowiedzialności? Taaa, sumienie czasem potrafi człowieka dobić. Całe szczęście, że umysł Gabriela nie był jeszcze za bardzo zbrukany.

Po krótkiej chwili, podszedł do niego Albert. Sam wyglądał na zmęczonego i wyczerpanego, ale bardziej mentalnie niż fizycznie. Moc nadesłana mu przez jego boga, musi być naprawdę ciężkim brzemienim, a używanie jej najwyraźniej, niczym wymachiwanie mieczem, też jest wyczerpujące. Gabriel na szczęście nie znał tego rodzaju zmęczenia.
Bez słowa kapłan zajął się jego ranami. A raczej jedną i to konkretną. Z idealną precyzją po chwili odciął grot od strzały i wyciągnął pocisk. Ból jaki odczuwał przy tej czynności... oj ciężko było trzymać zęby zaciśnięte. Krzyk zebrał mu się w gardle, ale czy to ze zmęczenia czy z obawy żeby nie wyjść na słabego przed Albertem, zaraz w owym gardle został stłumiony.
Gdy Kapłan w końcu pozbawił jego ramienia i tarczy i bełtu, odetchnął z ulga. Obdarzył "lekarza" ciepłym uśmiechem.
-Dzięki Ci- Uścisnął jego dłoń
-Mam nadzieję, że nudno nie będzie. - Wstał opierając się na prawej ręce. Razem podeszli do rannego Lorda. W międzyczasie Gabriel zastanowił się nad tym, jak zachowywał się wilkołak podczas walki. Teraz powróciły wspomnienia o tym człowiek w ciągu kilku chwil zamienił się w bestię. Niezapomniany widok, trochę straszny.. ale w końcu Lord był po ich stronie. Można mu więc to było wybaczyć. Blondyn, choć ciekaw, nie mógł teraz nawet wypytywać o jego przemianę. Likantrop był nieprzytomny. Zresztą nawet gdyby było inaczej, chyba też nie czułby się pewnie rozpoczynając taka rozmowę, no i może zaczepianie wyczerpanego sprzymierzeńca, też nie koniecznie jest wskazane.

Potem nagle zawirowało, trzasnęło, prasło i po chwili czuł już zamiast zapachu lasu i krwi, smród starego domu. Podobny zapach był pamiętał z opuszczonej chaty, w lesie nieopodal Talgi, ale tutaj śmierdziało jeszcze rybami. Co za dno...
Choć w sumie jak się zastanowić lepsze to niż nic. Po za tym Gabriel nie był jeszcze przyzwyczajony do tych dziwacznych, nagłych podróży i gdy tylko dosięgnęli celu, nogi pod nim stały się miękkie: Czy chciał, czy nie chciał, klapnął sobie na ubitej polepie, która stanowiła podłogę w tym miejscu. Rozejrzał się bacznie po pomieszczeniu, westchnął i spróbował wstać. Niefortunnie oparł się na lewej dłoni. Jęknął z bólu, ale zacisnął zęby i podniósł dupę z ziemi.

W oczy zdecydowanie rzucały się pozostałości po elfach, nic więc dziwnego, ze zwrócił na nie uwagę. Broń i zbroje leżały zwalone w bezładnym stosie na środku chaty. Obejrzał każdą część dokładnie, ale wtedy Sillia powiedziała, że częśc z tych rzeczy jest magiczna, a ona dopiero jutro da je rade wszystkie zidentyfikować. Lepiej było poczekać niż chwytać za pierwszą lepszą.
Wziął tedy swój plecak i położył na jednym z łóżek, rozpakowując go, sprawdzał czego mu brakuje. W sumie wszystko było, ale ubranie podniszczone, zapasów jedzenia też niewiele. Należało zdecydowanie uzupełnić ekwipunek.
Podeszła do niego Alexandra. Zaproponowała mu wzięcie pod opiekę kuszy, z twierdzy krasnoludzkiej. Co prawda Gabriel nie był specjalistą w używaniu kuszy, ale odmówić nie potrafił. Podziękował, uśmiechnął się i obejrzał prezent. Po chwili odłożył go obok reszty swoich rzeczy.

~I co teraz? W sumie zero planów. Już tak trochę późno na zakupy, a z drugiej strony dzień jeszcze się nie skończył...~ Siedząc tak i rozmyślając, wpadł w końcu na genialny pomysł, gdy do jego uszu dobiegł, w sumie monolog raczej, niż dialog Silli z Jensem. Głupio było się tak przysłuchiwać, ale trudno było tego nie usłyszeć. Wkońcu głosy ucichły, a z pokoju wyszła Sill. Z trochę zdezorientowaną miną Gabriel spoglądał na nią, lecz ona nie zwróciła na niego uwagi i wyszła z chaty. Przez chwilę Jens jeszcze siedział wpatrzony takim niezdecydowanym wzorkiem w zamknięte za czarodziejką drzwi, a potem wstał i rzucił swoje manatki w kąt, opuścił izbę i chatę. Po drodze tylko zauważył, że Gabriel przygląda się to Silii, to jemu ze zdawać by się mogło, skwapliwą nieco miną.
- Idę się napić – rzucił w stronę wojownika, jakby potrzeba było jeszcze tłumaczyć cokolwiek. Po chwili zastanowienia dodał – Idziesz?
Tylko na to czekał. Uśmiechnął się na tą propzycję. Oj dawno Blondyn nie pił, a towarzystwo dla Jensa też się przyda.
- Nie musisz pytać dwa razy- odpowiedział i podniósł dupę z łóżka. Poklepał go tylko po ramieniu. Wyjął część pieniędzy, resztę schował do plecaka.
-Jak się bawić, to do upadłego- Wyszli obydwoje z domku i ruszyli w stronę... którąś tam, szukając karczmy, czy innego miejsca gdzie napić się, nie koniecznie w spokoju, będzie można.
Miasto nocą wydawało się opustoszałe i nieprzyjazne. Jeszcze bardziej niż Midd. Nie znali kierunków, ani okolicy. Ale przecież gospody były we wszystkich miejscach gdzie tłumnie przybywali ludzie. Kierowanie się więc za drażniącym nos, smrodem ryb musiało doprowadzić do portu. Bramy Dalekiego Wschodu rzeczywiście okazały się żywsze gdy zapuścili się w same ich trzewia. Zapach unoszący się tu, był mdły i płuca obu przybyłych z lasu chłopaków wolno przyzwyczajały się do nowego powietrza, które zdawało się z początku kleić w gardle i samo prosić o przepłukanie czymś mocniejszym. Nocne córy Tsurlagol powyłaziły z ukryć na widok zdrowo wyglądających Talgan. Blade dłonie wyciągnęły się w ich stronę w geście błagania o zapomogę, lub kuszenia obietnicą taniej niczym lokalne sikacze, rozkoszy. Gdyby nie mrok, można by było głowę dać sobie uciąć, że parę z nich należało do dziewczynek nie mogących mieć więcej jak trzynaście lat. Parę chciwych spojrzeń zawiesiło na nich przelotne spojrzenia...
Nie musieli jednak długo szukać celu tej krótkiej podróży. Tawerna o wdzięcznej sentymentalnej nazwie Kurwi Kwiat zapraszała szerokim dębowym szyldem z wypaloną na nim podobizną pokaźnego statku. Gdzieś w dali za następną uliczką pobrzękiwały dzwonki przycumowanych statków. Głos morza jednak musiał ustąpić głodowi alkoholu.
Cel podróżników został osiągnięty. Drzwi do karczmy kusiły zapachem piwa i .. wymiotów? No jednak opowiastki o takiego rodzaju przybydkach były prawdą. Weszli do środka, a ich oczom ukazał się widok pełen pijackich mord, brzydkich karczemnych pań, grubego i łysego karczmarza i masy różnych i dziwnych ozdób na ścianach.
Znaleźli dla siebie stolik, gdzieś na uboczu. Wykrzywiony blat, był lekko zalany, ale łatwo dało się z tym uporać. Gabriel trochę niepewnie zajął jedno z miejsc, rozglądając się po otoczeniu. Nie zauważył żadnego innego "obywatela" podobnych mu rozmiarów, więc noc raczej będzie spokojna. Do czasu...
Po chwili do ich stolika zawitała jedna z "kelnerek" i zaoferowała swoje usługi. Tzn, zamówienie chciała przyjąć. Jens, jeszcze nie był skory do gadki, więc zajął się tym blondyn.
- Dzban dobrego piwa i jakieś mięsiwo ciepłe dla zagryzienia. - Gabriel uśmiechnął się, a dziewczyna "zwiewnie" odwróciła się, na pożegnanie obdarzając ich uśmiechem.
-Noooo.... Jens. Jak się czujesz? - Tak dosyć nie pewnie zaczął rozmowę. Przeważnie nie rozmawiali ze sobą, wsumie to prawie nigdy, ale teraz można wszystko nadrobić
- [/i]A dla mnie...[/i] - Jens przez chwilę się wahał... - to samo co piją tamci – wskazał ruchem głowy czwórkę marynarzy krzyczących jeden przez drugiego opowieści nad antałkiem jakiegoś znakomitego zapewne sądząc, po ich przepitych głosach, trunku.
- Wybacz Gabriel... ale naprawdę nie chcę teraz gadać. A już na pewno nie o sobie. Chcę się po prostu spić do nieprzytomności... - rzekł trochę ponuro, ale nagle zaśmiał się tylko nieznacznie wymuszenie - ale chętnie posłucham w międzyczasie co sądzisz o tej naszej wyprawie.
Gabriel sądził że ten dzban piwa to będzie na ich dwóch, ale chyba Jens nie zamierza stąd wyjść o własnych siłach. Uśmiechnął się lekko na samą myśl o tym. "Oj będzie ciężko".
Marynarze o których mówił Jens, pewnie piją coś, co jeden kufel zgasił by młodego wojownika, ale jak się bawić to na całego.
Nie zdziwiło Blondyna to, że łowczy nie chce mówić o swoich problemach, a przynajmniej nie teraz.
-Wasza wyprawa... W sumie już nasza- przez chwile się zastanowił, szukając odpowiednich słów - no sam nie wiem. Dużo dziwnych rzeczy się dzieje. Do tej pory pewnych nie potrafię sobie wyjaśnić. Zmieniliście się. Wszyscy. Co prawda nie biegał z wami, jak gówniarz byłem, ale... No każdy teraz jest inny - Trochę Gabriel zakręcił się. Nie lubił mówić o innych, nie chciał nikogo urazić.
- Nawet Ty sam się zmieniłeś. A ja właśnie po to przybyłem za wami. Dla zmiany. Nudno jest życie strażnika wioski...
- Zmiany...
- Jens kiwnął głową – Tak. Chyba wcześnie o tym w ten sposób nie myślałem – Na stole wylądowały zamówione rzeczy, a kelnerka o pulchnym tyłeczku zgarnęła należność. Jens napełnił zawartością antałka oba brudne kubki
- To na początek – powiedział wręczając wojownikowi jeden z nich – jak nie wystarczy to doprawimy piwem – dokończył jakby oznajmiał idealny niemal plan i wzniósł lekko kubek uderzając nim o drugi znajdujący się w dłoni towarzysza – Twoje zdrowie Gabriel.
Smak był obrzydliwy. Słabszy od spirytusu, którym częstowały ich krasnoludy, ale przez marny dobór słodkawo, kwaśnych przypraw sprawiał, że alkohol pozostawiał swój smak w buzi na długo po przełknięciu. Ponoć nazywali to grogiem.
-Zdrowie Twoje, w gardło moje! - No to chluś. Toast przyjęty, a trunek wlał się w gardło. Chyba jednak za szybko. Automatycznie Gabriel zaczął kaszleć i mało brakowało zwrócił by to co wypił. Twarz przybrała kolor purpurowy, potem zielony, a na końcu się uspokoiła. Pokaszlał jeszcze trochę, a że głos miał donośny, zwrócił uwagę paru osób siedzących nie opodal. Również tych marynarzy.
-Cholera... khe khe, jak można takie gówno pić? To chyba tylko przechodzi przez totalnie zjarane gardło - Ledwo wykaszlał to z siebie, szybko nalewając sobie piwa i wypijając praktycznie cały kufel na raz. Trzeba zabić jakoś ten paskudny smak
- No. Więc wracając... ekh... - myśliwy zakrył rękawem usta i przez chwilę ciężko pracował nad odruchami wymiotnymi – Zmiany, jak tak na nie teraz patrzę, to z żadnej się nie cieszę. Aldym zginął... a my brniemy gdzieś do przodu za tymi świeczkami, jak jakieś ćmy... Na początku miało to sens... Eh... Napijmy się jeszcze.
Kubki ponownie stuknęły. Za drugim razem już nie było tak źle. Znieczulone kubki smakowe dały za wygraną.
- Tak sobie myślę, że najchętniej to bym to wszystko zostawił w diabły i wrócił, ale tak jak mówisz. Zaszły zmiany. Zdaje się, że nieodwracalne. Talga się teraz wydaje takim śmiesznym zadupiem w tym wielkim świecie... Jeszcze po jednym!
- I oby na tym się nie skończyło! - Przyjął wyzwanie i wypił kolejnego brudzia. Smak dalej pozostał w gardle, ale już tak bardzo nie ingerował w wyrzucanie zawartości żołądka.
- Wiesz... bo to jest tak. Się jedzie gdzieś, to i wrócić się chce. Ale po co wracać, skoro reszty się nie zobaczyło? Tyle przed nami, tak nie wiele w sumie zostawiliśmy gdzieś tam z tyłu - mimo wolnie odwrócił się za siebie, gdzie siedziało kilku zakapiorów. Gabriel uśmiechnął się do nich, co raczej nie przyjęło się z uznaniem. Wzrok Blondyna wrócił na stolik.
- Nie odwracaj się plecami od problemów! Tak mi starszy mówił, ale czy to prawda. Ehhh. Nie wiem po co ja tu jestem. Może następny kubeczek nam to wyjaśni co ?

Rozmowa trochę się rozluźniła. Poprzez tematy ich dotychczasowych osiągnięć, których Gabreil był dość ciekaw, zeszła wkrótce na sprawy egzystencjalne i być może Jens wyrzuciłby by w końcu z dobrze się już kołyszącej głowy bóle tego świata gdyby jeden z mocno pijanych dryblasów siedzących za Gabrielem, kierowany urazą sprzed godziny wstał nagle i pustą flaszką zamachnął się na wojownika. Ciśnięty przez Jensa dzban po piwie ubiegł jego zamiary roztrzaskując się na brudnej głowie ozdobionej resztkami rudych włosów. Dryblas upadł na podłogę z hukiem, któremu towarzyszyła wyłącznie cisza. Cisza przed burzą. Trzech jego koleżków o zakazanych gębach zakapiorów podniosło się jednocześnie chwytając za pierwsze lepsze przedmioty. Stary trubadur wznowił rzępolenie, parę kobiet krzyknęło, poleciały pierwsze flaszki. Burdy wszystkim brakowało.
Jest taboret? Jest imprezka!
Gabriel na początku trochę zmulonym wzrokiem obejrzał się za siebie, ale widząc idących w jego stronę paru oprychów z czym tam mają pod ręką, wstał szybko i chwycił taboret będący nie odłącznym elementem burd karczemnych. Wziął go w dwie ręce i jak to bywa przez alkohol, zapomniał o bólu w ręce. Szybko runął na pierwszego lepszego i wymierzył mu sprawiedliwość siarczystym ciosem prosto w brzuch. Ten zgiął się i postanowił wyrzucić wszelkie smutki i jedzenie. Zwymiotował wprost przed siebie, a potem w to upadł.
Jednak broń Gabriela uległa rozpadowi na czynniki pierwsze, ale Blondyn długo nie czekał i rzucił się, korzystając ze swojej masy na następnego trutnia. Ten jednak, jakimś cudem uchylił się od ponad 100 kilowej masy i popchnął Gabriela na stolik marynarzy.
Upadek był dokuczliwy, ale fortunnie pod ręką znalazła się butelka jeszcze z jakimś płynem w środku. Szkoda marnować trunku, więc zanim się zebrał, łyknął sobie "na odwagę".
Bywalcy statków jednak nie respektowali jego gościnności i pomogli mu, wypychając go z ich stoliku, wprost na jednego z pozostałych oprychów.
Trzeba to było oddać Gabrielowi. Wielki był chłop i umiał się tłuc. Szybko stał się celem paru co gorliwszych marynarzy. Myśliwy na to nie mógł pozwolić. Wszedł chwiejnie na stół i nieco pokracznie utrzymując na nim równowagę, zeskoczył na najbliższego przeciwnika przewracając go na kolana. Silny kopniak przyozdobił brudnożółtą bluzkę biuściastej matronę stojącej nieco dalej w dwa okrwawione siekacze. Złapał flaszkę od przelatującego obok Gabriela i również z niej pociągnął. Jakiś grubas w szarym fartuchu mignął mu przez mglistym spojrzeniem, a potem była jego pięść wbijająca się w żołądek myśliwego. Bez skrupułów, wyrzygał wypity grog czym zapewnił sobie chwilowy immunitet. Nie zamierzał z niego długo korzystać. Mosiężny kandelabr, aż prosił się o trzaskanie w głowy.
Jak to mówił... w sumie nie wie kto to mówił, ale fajnie mówił, więc przypomniało się dla Gabriela. No to ten ktoś powiedział tak że... no ten... "Cholera... zapomniałem" zreflektował się Blondyn, a cios wymierzony od marynarza, lecący prosto w jego policzek, wcale mu w przypominaniu nie pomagał.
Gabriel zakręcił się w koło widząc jak Jens leci w tym momencie.
- Wooooooow, też tak chcę - Ale niestety nie zobaczył dalszej części lotu, bo obrócił się już o pełne 360 stopni. Chcąc czy może przypadkiem, zacisnął pięść i jakoś tak na odlew trafił owego marynarza gdzieś tam w głowę. Ten zakręcił się i padł na stolik, rozlewając co popadnie.
Gabriel omotał wzrokiem szukając kolejnego przeciwnika, ale zobaczył tylko łowczego, najwyraźniej już wylądował. Podszedł do niego i przytulił jak brata, w dość niedźwiedzi uścisk.
- Wszystko będzie dooooobrze malutki - Po czym dał buziaka w czółko i rzucił się na następnego jakiegoś pijaczka. A CO !


Słabo pamiętał powrót. Tylko jak szli podpierając się wzajemnie o siebie jak starzy bywalcy portowych knajp. Obici, pijani i śmiejący się niemal do łez. Chyba też próbowali śpiewać jakąś starą talgijską piosenkę, przy której ich ojcowie pili w gospodzie Andersonów, ale nie bardzo im wychodziło zgranie głosu i w tym samym czasie śpiewali różne fragmenty. Potem były już tylko drzwi domku i gleba na deski.

W świetlisty dzień .... coś tam rośnieeeeeee
bawimy się cały dzień!
Coś tam coś tam coś tam
A potem pójdziemy w cień!
Zaaaaaaaabiorę caaaaałe słońce
Zabiorę je o tam.
Coś tam coś tam.
Siala sialala


Mniej więcej tyle tekstu pamiętał Gabriel. Zresztą w tym momencie nie wiele pamiętał. Kojarzył tylko jedno. Wielkiego, dokuczającego siniaka, gdzieś na brzuchu. Zresztą. Kogo to teraz obchodzi?
Jakoś trafili do domu, a jedyne co byli w stanie zrobić to...
- Dzieeeeń Dooooo bryyyy - Po czym Gabriel runął na wznak gdzieś nie opodal łóżka. Sprawdzał jakość podłogi.

Poranek... BOGOWIE! Za jakie grzechy?!
Nie opisany ból w ręku, zbite pięści, siniaki i na twarzy jak i na brzuchu. BÓL! Tętnił w głowie Blondyna.
-O jaaa..- Wyjęczał z siebie. Każdy, nawet najmniejszy szmer, słyszał w swojej głowie 30 razy głośniej. Pierwszy raz w życiu miał kaca.
Schował twarz w dłoniach i teraz dopiero poczuł zakrzepniętą krew. Dotknął swojego łuku brwiowego i tylko syknął.
-Co się wczoraj działo?- Starał sobie przypomnieć wszystkie zajścia z poprzedniego wieczoru. Bezsensownie. Pamiętał tyle że usiedli i napili się tego obrzydliwego grogu.
Nieludzkie. Wstał... Jakoś. Oparł się o wszystko co można było tylko wykorzystać do podparcia się i sięgnął po bukłak z wodą. Wypił cały od razu. Troszkę lepiej, jednak dalej dziwnie suszyło go.
Rozejrzał się, ale Jensa nie mógł nigdzie dostrzec. W sumie nawet nie pamiętał powrotu z nim... Może został w knajpie? No nie możliwe raczej.
Znalazł gdzieś kolejny bukłak z boskim trunkiem i uścisnął go jak kochankę. Szybko się z nim nie rozstanie.

Tego sameg dnia każda zbroja i miecz, a nawet jeden amulet został zidentyfikowany przez Sillię. Opisała funkcje, zalety, a Gabrielowi od razu spodobał się jeden konkretny sejmitar. Okazało się, że dla Jensa również. Zmierzyli się wzrokiem, wymienili argumentami i finalnie, łowczy przegrał walkę w starej jak świat zabawie w papier, kamień, nożyce.

Wojownik chwycił nowy oręż i wykonał nim kilka zamachów. Jednak jego głowie to bardzo przeszkadzało. Nie mógł machać tym tak na lewo i na prawo teraz. Ale musiał przyznać że, o wiele lepiej leżał w dłoni niż jego krótki miecz i łatwiej się nim manewrowało, pewnie dlatego że był węższy, od od tamtej broni. Na dodatek był dłuższy o jakieś 30 cm. Zadowolony Gabriel doszedł d wniosku, że wygląda teraz o wiele lepiej, nie jak z wykałaczką przy pasie, lecz jak z większą wykałaczką przy pasie. Oj marzyła mu się prawdziwa broń: Duża, odpowiednia do jego rozmiarów. Widział kiedyś miecz półtoraręczny. ~Oj to jest cudeńko.~ pomyslał ~I jak machniesz, to siłę ma, a i tarczę nosić możesz przy tym. Lecz z drugiej strony to pewnie nie takie łatwe, trza się nauczyć tym władać. Ale od kogo? Ciężko będzie kogoś znaleźć kogoś, kto swój czas poświęci. Można też samemu próbować. Ba, nawet lepsze rozwiązanie. Tyle że cieślę trza odwiedzić, by zrobił wierną kopię z drewna. A nawet kupić normalny, żeby przyzwyczaić się do ciężaru i rozmiaru. Ale to potem, zabawimy parę dni w tym mieście, a trening w budynku, to nie najlepszy pomysł.~

Doszedł też do wniosku, że skoro i jego skórznia poszła w strzępy, to wypadałoby sie zaopatrzyć w nową zbroję. Lśniące kółeczka elfiej roboty, szeptały mu, że kryją w sobie jakąś tajemnicę.
I rzeczywiście: Silla, po dokładnym jej zbadaniu, powiedziała że ta zbroja chroni przed zwykłymi czarami. Najprostszymi. Albert również rozglądał się za pancerzem, ale nie zaprotestował, gdy Gabriel sięgał po tę niezwykłą, umagicznioną. Blondyn, zadowolony z wyboru i z tego, że nikt nie miał uwag do rzeczy które zdecydował się zabrać dla siebie, przymierzył kolczugę. Trochę uwierała w rękę z powodu rany, ale po za tym była idealna. Miał nadzieję, że kiedy wyzdrowieje wszelkie niedogodności znikną jak ręką odjął. Przyjrzał się teraz jeszcze dokładniej swojej "zdobyczy". Wiedział, że ten rodzaj zbroi wraz z przeszywnicą, tworzył naprawdę wytrzymały pancerz. Tak więc zakupy miał w zasadzie zaplanowane.
Jednak teraz nie miał zamiaru ruszyć dupy po nie. Jeszcze nie. Posiedzi trochę, a dopiero później. Po południu wybyje na miasto....

Po paru godzinach odnalazł szynkwasy których potrzebował. Nie za bardzo wdawał się w rozmowę z sprzedawcami. W ogóle cały ten gwar był aż nad to dokuczliwy. Nie dość że ledwo się poruszał, to teraz jeszcze musi zakupy nosić. A co kupił? Tak jak planował.
Nowe ubranie, podróżnicze dobrej jakości. Jakiś płaszcz przeciwdeszczowy i buty za kostkę. Lepsze spodnie i wytrzymałą, ale przewiewną koszulę. Ciepłą kamizelkę i jakiś sweter. Cholera wie, gdzie ich potem posieje.
Potem odwiedził płatnerza i tam zakupił miecz półtoraręczny. Nie znał się specjalnie na broni, ale głąbem w tej dziedzinie też nie był. Tutaj najdłużej zabawił i wymienił parę zdań z właścicielem. Dowiedział się co nieco i wybrał najzwyklejszy i niedrogi miecz. Zastanowił się jeszcze nad zakupem tarczy. Chwilę pomyślał, wydukał parę zdań i wziął
dużą stalową tarczę. Podziękował ślicznie za towar i wskazówki.
Wracając zaszedł jeszcze do cieśli i poprosił o zrobienie w miarę wiernej kopii miecza. Trochę to potrwało, ale Gabriel zapłacił troszkę więcej za prędkość wykonania. Cieśla był chyba w dobrym humorze, bo ani nie skrzywił się na prośbę, a z uśmiechem zajął się pracą. Zrobił dokładnie to o co prosił Blondyn. "Chyba starczy na początek " pomyślał młodzian. Zapłacił i wyruszył do domu.
Co jak co... ale nie lubił pożyczania, ale był zmuszony do tego i wziął nie małą kwotę od Jensa. Trochę wkurzony tym powodem wrócił do chaty, obiecując sobie że odda jak najszybciej. Na razie ma tylko parę złotych monet, ale miał nadzieję że szybko jego mieszek napęcznieje i pozbędzie się tego jedynego długu.
 
__________________
Wolę chodzić do studia niż na nie po prostu,
palić piątkę do południa niż mieć ją na kolokwium.

511409

Ostatnio edytowane przez Oktawius : 03-11-2009 o 12:17.
Oktawius jest offline