Wątek: Łaska wyboru
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2009, 17:57   #130
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Dziewczyna niewątpliwie została obudzona. Pewnie robota Ves. Może też wyczuła niebezpieczeństwo? Ciekawe jak to jej udało się? Musiała walić ja po twarzy, czy wystarczyło zwyczajne potrząśnięcie? Od Angie śmierdziało okowitą niczym od znoszonego kapcia starego krasnoluda … tyle, ze wyglądała ładniej, nawet z tak rozwichrzoną czupryną, której każdy włos bujał się własną drogą, zupełnie różną od drogi jego pozostałych kolegów. Widocznie jednak szybkie trzeźwienie należy do stałych elementów pirackiego rzemiosła, bowiem gdyby mu normalnie pokazano kogoś tak schlanego, oceniłby, iż pewnie jeszcze dłuuuuugi czas nie wyjdzie z rynsztoka. Tymczasem Angie nie dość, że miała otwarte, słodkie oczęta, których wprawdzie nie widział po nocy, ale pamiętał, co wcześniej zaobserwował, to jeszcze stała, ruszała się, ba, nawet gadała coś. Niestety, na tym się kończyły zapewne możliwości jej organizmu, bo sensu w tym gadaniu nie było za grosz. Przynajmniej, jeżeli chodzi o zabranie broni. Niewątpliwie, byli jej wdzięczni, że tak się postarała i nie pamiętając o niewieścim wstydzie, dla dobra drużyny, postanowiła obnażyć swe jędrne piersi, byle tylko wyjąć perłę …
- Co ja pieprzę? – zreflektował się nagle zdenerwowany Callisto. – Widocznie jestem jeszcze zaspany. Naturalna rzecz. Organizm puszcza – powiedział sobie mając wrażenie, że gdzieś już słyszał tą frazę. Zresztą: najpierw kopalnia, potem ucieczka, walki, rany, wędrówka do miasta, wreszcie trochę alkoholu. Wprawdzie nie pił dużo, więcej starał się zjeść, ale nawet ta niewielka stosunkowo karafka wystarczyła, żeby poczuł rozkoszną bimbrozję, smakującą niczym napój na ucztach królewskich podany. Potem zaś smacznie zachrapał, tuląc się w poduszkę, ba, nawet dwie mięciutkie, jędrne poduszeczki, pod którymi czuł równomierne bicie czyjegoś serca. Wszakże nie miał ochoty budzić się, aby przeanalizować fenomen tych niezwykłych elementów pościeli. Było dobrze, tak jak było.

Obudził chłopaka sygnał Vereny. Nie miał czasu się zastanawiać, dlaczego leżą w trójkę stłoczeni na jednym łóżku, a leżanka obok jest wolna. Pamiętał, jak zaniósł podchmieloną Ves, ułożył na podwójnej leżance sam się zwalił obok. Angie trzymała się dzielnie, ale jeżeli ktoś by ją w nocy niechcący zdzielił po okaleczeniu, które jeszcze się nie zabliźniło, mimo pomocy Szuraka, byłoby nieciekawie.
- Lepiej niech sobie piratka pośpi wygodnie osobno – uznał. Jak widać bezsensownie, gdyż i tak znaleźli się wszyscy razem w jednym łóżku. Albo Angie lubiła trójkąty, albo była zbyt zalana, żeby patrzeć, gdzie się kładzie? Ewentualnie obydwa elementy jednocześnie także wydawały się dopuszczalne.

Wrócił niemal biegiem.
- Trójka gości opodal schodów – rzucił szybko dziewczynom zakładając rygiel na drzwi. Może kilkanaście sekund wytrzyma.
- Tam na dole jeszcze para kolejnych – odpowiedziała Ves ubrana szykownie. – Ale skręcili za węgieł.
Mieli dosłownie chwilę na ucieczkę. Gdzie? Droga przez schody wydawała się zablokowana. Trzech strażników stanowiło wystarczającą barierę, nie licząc tego ze spluwą, trzymającego karczmarza na muszce. Nie było bata, znajomy Angie zdrowo zapłaci za ich wizytę. Pewnie wyłga się płacąc łapówki, ale … czy to znaczy, że ktoś ich sypnął? Niewątpliwie, jednak najbardziej narzucająca się myśl o Szaraku miała poważny mankament: po co miałby karmić Angie miksturką? Dlatego stawiał na jakiegoś znajomego Angelique, który dla szmalu zdecydował się na wsypanie dziewczyny.

Ale nie mieli czasu na rozmyślanie. Okno. Piętro. Strach poczwarza siły, Callisto się zaś bał, jak jasny piernik. Nie tylko o własne cztery litery zresztą. Schwycił miecz dla siebie oraz Alberta, o którym truła mu czarodziejka. Zawiesił na paskach przez ramiona. Nie było durniejszej opcji, niż bieganie mając długie ostrze przy boku, mogące zaplątać się między nogami. Lepiej chwilę obciążyć bary, potem zaś trzymać w dłoniach. Ciapnął przez okno worek z ciuchami, po czym skoczył, opuszczając się na obydwu rękach. Żebra zabolały, ale śpieszył się. Nogi ledwo wytrzymały. Błocko pod oknem tym razem się przydało, choć troszkę neutralizując skok. Bardziej brudny, czy śmierdzący, niżeli jest, ocenił realnie, pewnie nie będzie

Wszyscy się śpieszyli. Odłożył miecze. Skoczyła. Złapał Vestine. Miał wprawę. Nawet nie przytuliła swoich piersi do jego policzków. Aczkolwiek w wypełnioną błotnistą breją kałużę przyfasolił kolejny raz. Sprytna Angie wprawiona na wantach oraz linach okrętowych poradziła sobie sama. Kozica górska nieomal. Szum wiatru, morza trochę tłumiły dźwięki, ale nie było możliwości, by zaraz nie mieli na karku strażników. Jakoż jeden wychylił się raptem zza naroża, szczęśliwie jednak oni właśnie chowali się za swoim. Ale tylko jeden. Callisto zobaczył go już na zakręcie. Strażnik przez moment wahał się, czy za nimi nie popędzić, ale chyba wolał zaczekać na kamratów. Jakby nie było, pewnie dostał informację, że poszukiwani są odrażający, brudni, źli, przy czym każdy z nich jest uzbrojony i niebezpieczny.
- Tutaj! – wrzasnął. – Tutaj! Zimo, kończ to pierdzielone lanie. Tutaj biegną.
Fart! Przynajmniej tyle było ich przy całym usmarkanym pechu. Cokolwiek robili, wdeptywali w kupsko, jak stąd do Altdorfu. Tym razem szczęśliwie Zimo, pilnujący na zewnątrz, musiał się odlać, jego kamrat zaś nie zdecydował się pobiec samodzielnie. Pewnie uznał, że nawet wysoka nagroda nie jest warta ryzykowania starcia przeciwko zdesperowanym uciekinierom.

Miał rację. Wiatr świszczał im w uszach, gdy gryząc z bólu oraz zmęczenia wargi pomykali niczym szaleni uliczkami portu. Potykali się, ślizgali, ale biegli, jak wariaci za przewodem znającej miasto Angelique. Dookoła rozciągały się magazyny, baraki oraz inne knajpy, niewiele różniące się od przybytku „Wujcia.” Nie było jeszcze wielkiego ruchu. Niestety, bo za dnia port stanowił najbarwniejszą, najbardziej zróżnicowaną dzielnicę miasta wypełniona tłumem obcych marynarzy, tłumem pracowników, kupców, urzędników. Tu nie pytało się nikogo, nikt nie wydawał się zainteresowany, kim jesteś. Jeżeli tylko zapłaciłeś odpowiednie podatki, albo dałeś w łapę portowcom, miałeś spokój. Zresztą nawet straż miejska zapuszczała się tutaj od wielkiego dzwonu. Zbyt wielkie wścibstwo gwardzistów, byłoby zdecydowanie nie na rękę wielu pleveńskim figurom, które niekiedy po cichy czerpały zyski z przemytu. Tylko właśnie w takim zakazanym miejscu mogli mieć nadzieję na chwilowe odsapnięcie i ułożenie jakiegokolwiek sensownego planu. Trzeba było spylać.
 
Kelly jest offline