Wątek: Łaska wyboru
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2009, 23:08   #131
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Postaci użyczyli Jakoob i Oktawius

Niespokojny, porwany sen towarzyszył Albertowi całą noc. Ból, gorączka, senne mary i niewygoda nie pozwalały mu zasnąć na dłużej. Twarze z przeszłości, niespełnione obietnice, pochopnie złożone przyrzeczenia… i porażki minionych tygodni.

Sen ciężki niczym praca w kopalni. Nocny odpoczynek wyciskający więcej potów niż gorączka trawiąca jego organizm… mimo wszystko jednak przynoszący zadziwiający powrót sił.

Na chwilę wrócił do świadomości gdy przyszli Aleam i Valdred z parą podróżnych szarlatanów. Ale nic więcej z siebie nie wykrzesał jak krótkie „dziękuję”. Chwilę po ich odejściu opadł na posłanie by walczyć z kolejnymi smokami w swojej głowie.

Rano obudziła go Astria chcąca zmienić opatrunek. Usiadł i poddał się jej dotykowi. Zgrabna dłoń dziewczyny delikatnie muskała jego skórę… Co się z tobą dzieje! Napomniał się w głowie. Nic tylko głupoty ci chodzą po tym zakutym czerepie.

Rana goiła się jak na przysłowiowym psie. Zadziewające jak bogowie są dla niego łaskawi… jakiekolwiek by mieli imiona. Gdy skończyła zabiegi dała mu jeszcze fiolkę z miksturą przyniesioną przez Guatro. - Wypij to. Powinno Ci pomóc.

- Na pewno. Dziękuję. – Wziął małą flaszeczkę i przez chwilę obracał ją w dłoni obserwując znajdujący się w środku płyn. Zastanawiał się jak pomoże to w gojeniu rany. Raczej nie zaszkodzi.

Kolejna smutna myśl toczyła powili młodego blondyna, który kiedyś chciał mienić się rycerzem. Kolejna próba.

Po śniadaniu, czymś bardziej znajomym jego żołądkowi niż skorupiaki. Niewiele bo niewiele ale smak chleba ze smalcem i kwaśnego mleka podziałał na niego bardzo pozytywnie. Przez chwilę póki jego pusty od wielu dni brzuch nie dopominał się o więcej. Z grubsza wiedział co zamierza rodzeństwo. Zostało dowiedzieć się co sądzi reszta.

- A ty, co zamierzasz dalej zrobić?
Zwrócił się do ulicznika.

- Nie wiem. - Odparł zgodnie z prawdą. - To zależy. Od Was i od tego, co przyniesie czas. - Masz już jakieś plany?

- Ja będę ruszał do Pleven, być może trafię i do Piskorza. Rodzeństwo, wskazał głową Astrię i Val’a - chyba nie ma ochoty wchodzić nikomu pod oczy. Tak czy siak chcę zaczekać na resztę i dopiero wtedy iść dalej. Chociaż nie wiem czy nie byłoby rozsądnie zmienić jaskinię, jakby ta dwójka nas wydała.

- Zmiana jaskini to konieczność, nie możemy ryzykować. Tamta dwójka była, co najmniej podejrzana. Co do mnie - nie mam zamiaru podróżować samotnie. Złe czasy, nieznane ziemie.

- No tak… zastanawiał się chyba nad odpowiednim słowem, - jeżeli my im nie wydaliśmy się podejrzani to oni muszą mieć sporo na sumieniu. - Trzeba by poszukać nowego miejsca i jednocześnie obserwować okolicę czy Vestine i reszta nie wraca.

- Chętnie bym skorzystał z twojego doświadczenia w mieście. Nie chodzi mi o umiejętności oczywiście, bo wiesz, że tego nie popieram… ale znasz się dużo lepiej na sprawach Gildii i więcej udałoby mi się dowiedzieć z tobą, tak sądzę.

- Nad rankiem znalazłem odpowiednie miejsce - jaskinia, podobna do tej. Niedaleko stąd, nieco bliżej traktu.
- Sam nie wiem, Pleven z jednej strony wydaje się najbardziej niebezpiecznie, ale z drugiej jedynym sensownym rozwiązaniem. Poczekałbym na resztę, może przywiozą jakieś cenne informacje.

- Dla mnie może być. Zobaczymy, co na to reszta.

- Kurt, co ty na taki pomysł? Zagadał siedzącego przy wejściu gladiatora.

Wiedział, że i takie pytanie zostanie zadane jemu. Nie wiedział, co odpowiedzieć. Spoglądał raz to na młot, raz na Astraitę. Pokręcił głową
- Nie wiem.... Chciałbym zakończyć sprawę z tym o - wskazał głową na młot - ale... Val.. nie wydaje się dobrym opiekunem siostry...

Albert nie krył zdziwienia. To co właśnie usłyszał od Kurta dalekie było od tego do czego go przyzwyczaił Nie czuł się na siłach, aby mieszać się w prywatne sprawy rodzeństwa. A tym bardziej stawać między gladiatorem a bratem w prawie do opieki nad Astrią. – Ja bym utopił go w morzu. A co do opieki to nie mnie oceniać. Chyba…

- Ja... ja nie chcę. On coś ma w sobie. Chcę się dowiedzieć jak bardzo to zagraża mi ... i jej. Wam. Póki jestem z wami. Potem? Może wrócę na arenę. Może zajmę się najemnictwem. Kurwa. Nie wiem. Może Tobie pomogę - uśmiechnął się do niego, jednak ze smutnej miny, nie dało się wiele wykrzesać.

- Po co się dowiadywać jak bardzo zagraża skoro wiesz, że zagraża? Zapytał zdając sobie jednocześnie sprawę z faktu, że zastawia pułapkę sam na siebie.

- Bo jeżeli to tylko mi będzie mogło przeszkodzić, sam się z tym uporam. Nie jestem słaby, może nie bystry, ale głowę mam na miejscu. Przekonamy się. Dowiem się, co i jak. A Ty, po co chcesz szukać Piskorza?

- Nie mogę tego tak zostawić. To miejsce jest złe. To, co robi Bachmann jest złe. Ktoś to musi przerwać. A Piskorz, jest jednym ze sposobów. Świątynia jest drugim… pewno jest jeszcze kilka innych ale jakoś to trzeba przerwać.

- Przerwać co?

- Bachmann wiedział o spaczeniu, pewno wiedział o świątyni. A mimo to nic z tym nie robił.


- Czym jest kurwa spaczeń?

- Lepiej wyjaśniłby to jakiś mag, spróbował swoich sił Albert – sam tego do końca nie rozumiem. To coś, co może dać ci olbrzymią moc jednocześnie wysysając z ciebie coś ważnego. To moc, która daje ci iluzję siły zjadając cię od środka… odbierając ci kawałek po kawałku samego siebie. To diabelstwo powoduje mutacje… Nie wiem, jak to powiedzieć… Po prostu nie wiem! Powiedział nieco zirytowany młodzian. - Ale tego było w kopalni pełno.

- Mówisz, że młot ma coś wspólnego z tym? Trochę zdezorientowany Kurt, spojrzał się na swoją "nową" broń

- Był częścią tego miejsca. Nie dodał miejsca, w którym Valdred chciał atakować siostrę płaczącą perłowymi łzami. Miejsca, w którym Aleam prawie wyzionął ducha po otworzeniu jakiejś pudełka. Miejsca, które sprowadzało na wszystkich jakieś omamy. – Chyba może. Ale to twój młot.

- Przenosimy się?
Zmienił temat. - Idziesz do miasta jak tamci wrócą?

- Ale ja nie miałem jeszcze żadnych omamów ani nic... Zobaczymy Albercie, zobaczymy. Podejmę decyzję jak tamci wrócą.


- Jeśli bogowie są ci łaskawi to będziesz mieć rację. Powiedział, wstając i poklepując go po ramieniu. Powiedział to z dużym smutkiem w głosie.

- Jak dla mnie... taaa. Trzeba spieprzać stąd jak najszybciej
 

Ostatnio edytowane przez baltazar : 05-11-2009 o 00:06.
baltazar jest offline