Wątek: Cena Życia
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-11-2009, 14:54   #43
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Wtorek, 25 październik 2016. 16:36 czasu lokalnego.
Pięć kilometrów na północ od West Lake Stevens


Bywały chwile w życiu, że należało podejmować ryzykowne, instynktowne decyzje. Dwóch mężczyzn nie spodziewało się oporu, kto by się spodziewał w takiej sytuacji? Oszołomieni wypadkiem ludzie, dzieciak i kobieta, ktoś w rozbitym fordzie, zasłonięty przez kobietę w kitlu. Przestraszeni epidemią nieznanego wirusa. Może nawet sparaliżowani ze strachu?
Nikt nie mógł przewidzieć, że tam siedzi lubiący strzelać policjant, reporter bez skrupułów czy dzieciak z kuszą. I że oni zaczną walić do nich ze wszystkiego, co mieli pod ręką.
Padł nagły rozkaz, a ubrani w garnitury zareagowali za wolno.
Kobieta rzuciła się na asfalt. Na szczęście dla niej samej głównie, zachowała rozsądek, zdolność myślenia i działania. Nie zdarzało się to często w takich sytuacjach.
Tamci nawet nie dostrzegli lufy pistoletu służbowego, dopiero pocisk i błysk z lufy, które wyrwały dziurę w popękanej szybie. Pierwsza kula chybiła, ale za nią nadlatywały kolejne. Jeden z nich dostał w bark, potem w brzuch. Zgiął się, a odruchowo naciśnięty spust wystrzelił pocisk, który zarykoszetował od asfaltu. Ale drugi z nich już strzelał.
*bum* *bum* *bum*
Większy kaliber lepszego pistoletu. Zgrzyt blachy i brzęk tłuczonego szkła. Thomson poczuł jak coś ociera się o jego udo. Krew zaczęła spływać powoli, ale to tylko draśnięcie.
White wypadł z samochodu, długa lufa strzelby szybko została wycelowana w tego, co jeszcze stał. Nacisnął spust.
*klik*
Nie odbezpieczone. Szybki ruch ręką i ponowne szarpnięcie za spust. Lufa rzygnęła ołowiem. Nie trafiło centralnie, ale i tak było nieźle - śrut przejechał mu po twarzy, pojawiły się krwawe szramy.
Obcy nie był idiotą, szybko zaczynał się wycofywać, ostrzeliwując się. Przestraszony, zbyt niecelny.
Bełt świsnął mu koło ucha.
Kula trafiła prosto w głowę. Krew trysnęła wszędzie, zraszając asfalt tuż przed tym jak padło na niego bezwładne ciało. Drugi z nich wykrwawiał się, jęcząc głośno. Walka była wygrana, walka o życie przypłacona jedynie lekkim zranieniem detektywa, który wyszedł z samochodu, kulując lekko.
Nikt nie mógł wygrać walki o życie Tima, który właśnie wydawał ostatnie tchnienie.


Dorothy nie wyszła z samochodu, kurczowo ściskając broń w swoich bladych dłoniach. Dzieci płakały. Nathan stał i wpatrywał się z przerażeniem w niezaładowaną kuszę. Kobiety powoli wstawały z ziemi, rozglądając się. Mężczyźni wyszli już z forda i przynajmniej jeden zainteresował się sprzątaczami z Umbrelli. Pasowało to określenie, nawet bardzo.
Jeden był już całkiem martwy, drugi wydawał właśnie ostatnie tchnienie, a jego krew zbierała się w coraz większą kałużę tuż obok.
Kobieta w kitlu w końcu opanowała swoje drżące członki i podbiegła do Tima, sprawdzając jego puls. A gdy nic nie wyczuła, jej ciałem wstrząsnął powstrzymywany szloch.
-Biedny chłopak... Przepraszam was, ja... nie mam usprawiedliwienia. Mogłam chociaż trochę uważać... To ktoś z rodziny? Tak bardzo mi przykro...
Opadła na kolana, twarz chowając w dłoniach i czekając na wyrok, osąd i złość, jaka musiała przyjść.

Tuż obok na niskich obrotach pracował czarny Land Rover. Przy ciałach znaleźli krótkofalówki, a poza leżącymi na asfalcie berettami jeszcze cztery zapasowe magazynki. W samochodzie nic więcej, poza sprawnym radiem, radiem CB a w bagażniku jeszcze pistoletem maszynowym H&K i kolejnymi sześćdziesięcioma nabojami.
Dookoła nie było wielu ludzi, nikt nie zwrócił uwagi na wydarzenia na ostatnim skrzyżowaniu West Lake Stevens.
Nie przyjechała policja, nie przyjechało wojsko. Wezwanie karetki było bezcelowe, z lekką raną Davida poradziła sobie kobieta w kitlu. A sama rana tylko trochę przeszkadzała w prowadzeniu samochodu, kula tylko drasnęła mięsień. Radio w czarnym samochodzie ożyło.
**Siódemka zgłoś się! Czekam na raport. Siódemka, co z tą kobietą?**
Wystarczyło wyłączyć. Samochód był sprawny, potrzebowali samochodu. Przenoszenie rzeczy odbyło się całkiem sprawnie. Niewiele zostało trwale uszkodzonych, na szczęście.
Czy przenieśli Tima? Czy tego dnia chowanie kogokolwiek miało jakiś sens?


Kobieta w końcu się odezwała, gdy ścisk gardła ustąpił chociaż trochę.
-Nazywam się doktor Maria Boven. Jestem, byłam raczej, jednym z biologów zajmujących się szczepionką na wirusa, który wydostał się teraz na wolność. W firmie Umbrella Corporation. Rząd nam wierzył, ci debile uwierzyli skurwysynom tworzącym broń biologiczną!
Wybuchła zupełnie nagle. Znów się rozpłakała.
-Musimy uciekać. W Land Roverze na pewno mają GPS, ale najpierw musimy uciec stąd. Proszę, wiem, że zabiłam człowieka. Ale teraz chcę uratować chociaż kilku innych!
Nie wydawało się, by miała powód kłamać. Dwa samochody ruszyły, oddalając się od miejsca wypadku i strzelaniny. Trupy pozostały na asfalcie, czekając aż ktoś je posprząta. Lub zje. Obrzydliwa wizja nowego świata, który się właśnie kreował wokół nich.

Stanęli kilka kilometrów dalej. Nie było wśród nich mechanika, ale w końcu doszli do tego, co należy wyrwać i zrobili to, unicestwiając system pozwalający zlokalizować Land Rovera. Zakopali go, licząc, że to wystarczy. I tak nie mieli przecież zamiaru się tu zatrzymywać. Maria wróciła do odpowiadania na niezadane jeszcze pytania.
-Wiem dużo o tym wirusie. Nie da się go powstrzymać, a to co wciskają teraz ludziom to nieprzetestowany syf, jeśli nawet zatrzyma infekcję to tylko na chwilę. Ale Umbrella ma co innego, to nad czym i ja pracowałam. Szczepionkę, skuteczną. Nie na ugryzienie, na to nie ma szczepionki, ale na wszystko inne. Powietrze, nawet ślinę. Wirus się uwolnił, a rozprzestrzenia się bardzo szybko. Tylko jeden procent ludzi jest odpornych sama z siebie. My... musimy zdobyć tę szczepionkę. Inaczej i tak umrzemy, gdy nas dorwie.
Przełknęła ślinę. Była śmiertelnie blada i cała się trzęsła. Bliska paniki. Ale zdeterminowana, przynajmniej do tego, o czym mówiła.
-Jeden z zakładów Umbrelli jest kilkanaście kilometrów stąd. Dobrze ukryty, ale prawie na pewno uda mi się tam jeszcze dostać. Oni też mają problemy. I tam mają szczepionkę. A gdyby jeszcze udało mi się zabrać trochę dokumentów i przyrządów, może miałabym szczęście i opracowała coś skuteczniejszego! Proszę.
Opanowała się troszkę, wpatrując się głównie w Thomsona. W końcu on w tej grupie wyglądał najpoważniej, prawie godnie zaufania. Nawet jeśli były to tylko pozory.
-Wiem, że nie macie powodu mi ufać! Ale możemy ocalić wielu ludzi. Albo przynajmniej nas samych. To niedaleko, znam drogę. Was nie ścigają, nie będą podejrzewać. A jeśli nie... to zostawicie mnie tam samą. Proszę, chociaż tyle. A potem zrobicie co zechcecie, nawet zabijecie za tego chłopaka, który przeze mnie...
Bardzo starała się nie płakać, ale dreszcze i drżenie prawie całkiem już panowały nad jej ciałem. Pomijając wszystko inne, to biały kitel zdążył całkiem zamoknąć, a i ochrony przed zimnem nie stanowił żadnej.
 
Sekal jest offline