Wątek: Zakonna Krew
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-11-2009, 20:58   #117
Radagast
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Odpowiedź Theodore'a zaskoczyła starca. Od początku podejrzewał, że chce władzy w drużynie dla siebie. Tymczasem chciał ją tak po prostu oddać.
Wieśniacy rzucili się do grabienia zwłok. Maldred miał ochotę ciosem w czerep uświadomić kilku z nich, jak surowo karane jest bezczeszczenie nieboszczyków, ale po pierwsze poniekąd dostali na to pozwolenie, po drugie miał ważniejsze rzeczy na głowie niż szukanie sprzeczki.
Kobieta, którą kapłan poprosił o wodę nie spieszyła się z jej przyniesieniem. I nie wyglądało na to, żeby w ogóle pamiętała o jego prośbie. Typowa ludzka niewdzięczność. Ktoś naraża życie, żeby ratować wieśniaków, a gdy potrzebuje drobnej pomocy, to nikt nie zaprząta sobie tym głowy. Przez całe życie Maldred spotkał się z niewdzięcznością wielokrotnie, ale nigdy do niej nie przywykł. Miał zamiar powiedzieć im kilka słów do słuchu, nie wiedział tylko, czy starczy mu czasu.
Na razie zajmował się ciągle nieprzytomnym Mikhailem. Na szczęście zioła wspomagane magią okazały się dostatecznie skuteczne i krew przestała z niego wyciekać w takim tempie jak na początku, ale nadal trzeba było z nim postępować ostrożnie.
W końcu czarodziej przyjechał ponownie, oferując swoją pomoc.
- Nie podoba mi się to... - odparł kapłan wyciągnąwszy ręce nad rannym. Prawą uniósł dość wysoko, trzymając ją nad raną, a lewą nieco niżej, z boku. Opuścił głowę, zamknął oczy i począł mruczeć coś pod nosem. Przez dłuższą chwilę trwał w bezruchu. W końcu rozległ się dość głośny trzask, a oszczep wbity w barda pękł centymetr od ciała. Kapłan szybkim ruchem lewej ręki złapał go, nim zdążył upaść i wyrzucił gdzieś przed siebie. W ciągu całego procesu ranny nawet nie drgnął. I o to właśnie chodziło - mieli pewność, że rana nie otworzy się ponownie.
- ..., ale chyba możesz go przenieść. - dokończył w końcu zdanie i westchnął, jak po dużym wysiłku. - Obawiam się, że i tak będziemy musieli zostać tu na noc, albo go zostawić pod czyjąś opieką, ale na razie trzeba się upewnić, że rządny krwi i łupów tłum go nie stratuje.
Zgarnął swoje medykamenty, wrzucił do plecaka i zarzucił go sobie na ramię. Podszedł do Szafira i poklepał go po pysku, po czym wskoczył na siodło.
- Ja wezmę kuca krasnoluda i zaraz do Was dotrę. - dodał rozglądając się za wierzchowcem.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline