Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-11-2009, 15:16   #13
Arango
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Port Royal, dwie godziny do świtu. Nów.


Grace i Camille kluczyli po zaułkach dzielnicy portowej zagłębiając się coraz ciemniejsze i bardziej smrodliwe uliczki. Pod ich nogami walały się odpadki i resztki jedzenia, czasem wdepnęli w cuchnącą kałużę, tak, że ich wędrówce towarzyszyły ciche, lecz za to regularne przekleństwa.
Wtem Lambert nagle przystanęła, aż rozpędzony Camille wpadł na nią i zanurkował nosem w burzy jasnych loków. Poczul delikatny zapach morskiej bryzy, soli i czegoś jeszcze, może kwiatów, słodki i aromatyczny. Otworzył usta by coś powiedzieć...
- Cicho - nakazała dziewczyna podnosząc dłoń i przerywając chwilę zapomnienia Sept Toura.

Rzeczywiście dal się słyszeć tupot kilku par butów. Cofnęli się nieco, ale u wylotu uliczki z której wybiegli majaczyły już czerwone kurtki. Po lewej zaułek kończył się osmiostostopowym murem, od prawej zbliżali się jeszcze niewidoczni biegnący.
- Do diaska - zaklęli zgodnie.
Mogli skryć się jedynie w wąskiej i ledwo zauważalnej wnęce przy załomie, lub spróbować pokonać pokryty liszajami wilgoci mur, stary i mocno nadgryziony zębem czasu. Mieli jedynie sekundy na podjęcie decyzji.
* (Grace i Camille)





Tygrys chwilę odpoczywał po meczącej ucieczce ciężko łapiąc oddech. Sięgnął po drewniany kubek i zaczerpnął nim wody ze stojącego w kącie wiadra. Pił długo i chciwie, a strużka płynu spływała mu po szyi.
Wreszcie odetchnął i rozejrzał po swej izbie. Słowo izba była raczej na wyrost, bowiem pomieszczenie przypominało bardziej zawilgoconą norę niż miejsce gdzie mogliby mieszkać ludzie.
Pożegna się z nim bez żalu. Szybko spakował swe rzeczy do marynarskiego worka i wybiegł w parną czerń nocy.

Przemykał pod murami, wykorzystując każda plamę cienia.
Przystawał, widząc czerwone kurtki, czasem kryl się w brudnych bramach, czasem musiał zawracać i kluczyć, ale wreszcie dotarł do Line Street i znalazł nad Chocolate Bay.
Na wodach zatoki kołysał się zgrabny ni to szkuner, ni kecz, ciemny jednak i jakby wymarły. Miał co prawda opuszczony trap, ale nigdzie nie widać było ani jednego światła, ruchu, statek zdawał się być widmem w świetle księżyca.
Jednocześnie poczuł się nieswojo, jakby ktoś go obserwował.
* (Tygrys)




Krwawa Diablica


Oiser patrzył na odbijający się w świetle zatoki księżyc i brzdąkał na swej gitarze. Jednak nawet najpiękniejsze melodie nie mogły ukoić bólu złamanego nosa. Przerywał więc co chwile i dotykał swój imponujący organ powonienia. Zapewne nie wyglądał teraz pięknie. Pod palcami czuł opuchliznę, domyślał się też, że nie obędzie się bez bolesnego nastawienia. Westchnął ciężko.
Już teraz wskutek licznych polemik z nadmiernie krytycznymi słuchaczami przypominał on przysłowiowa cygańską drogę, a jeszcze teraz...
Jego humoru nie poprawiał fakt, iż o te bolesną pamiątkę przyprawiła go dziewczyna.
Znów zagrał kilka akordów, gdy za sobą usłyszał uprzejme chrząkniecie.
- Tak ? - spytał nie przerywając gry.
Gdy odpowiedziało mu milczenie, odwrócił się.
Naprzeciw niego stal oficer w czerwonym kubraku ze złotymi epoletami i uśmiechał się szeroko. Towarzyszyło mu dwóch żołnierzy.
- Porucznik Jego Królewskiej Mości Barnaby Small - przedstawił się - chyba czeka cię niedługo daleka podróż ku chwale Anglii przyjacielu...
* (Oiser)




Barnaba Small


Skręcił raz, skręcił drugi wymijając patrole i... zgubił się.
Ssąc na wpół wypaloną fajkę zastanawiał się skryty w podcieniu bramy gdzie dalej. Jednak o ile wzrok go zawodził, głowa bolała jak diabli po ciosie butelką w tawernie, jednak węch go nie mógł mylić.
Intensywny zapach ryb, soli, i morza oznaczał tylko jedno. Znajdował się w pobliżu Targu Rybnego. Jeśli pamięć go nie myliła, gdzieś za nim miała kotwiczyć "Krwawa Diablica"

Ostrożnie posuwał się od opustoszałych o tej porze straganów, wymijając leżące tu i ówdzie leżące bez świadomości cielska pijanych do nieprzytomności. A może nie tylko pijanych ? W końcu gdzie lepiej podrzucić ciało niewiernego kochanka, czy kochanki, albo wiarołomnego kolegi.
Tym którzy oszukiwali w kości czy przy kartach poświęcano daleko więcej uwagi choć i ich w końcu można było odnaleźć przed rankiem w okolicach Targu. Najczęściej w czasie porannego posiłku. Mięso rekinów cieszyło się spora renomą na Karaibach i sporo rybaków polowało na nie z przynętą. Najlepiej brały o świcie,a przechowywano je w małych basenach. Niestety miały spory apetyt, stad handlujący nimi karmili je dosłownie wszystkim co wpadło im w ręce.
Lub co znaleźli.

Wkrótce jednak minął szeregi byle jak splecionych bud i znalazł się na piaszczystej plaży. Ukryty za niskim płotkiem obserwował ledwo widoczny zakotwiczony okręt i człowieka, który zdawał się również poświęcać mu sporo uwagi.
* (Arthur)


Krwawa Diablica
 
Załączone Grafiki
File Type: jpg sschooner.jpg (33.4 KB, 5 wyświetleń)
lastinn player

Ostatnio edytowane przez Arango : 05-11-2009 o 17:54.
Arango jest offline