W końcu zjawił się i mag, Theodore. Zaprezentował parę magicznych sztuczek, typu lewitacja czy wyciąganie dużych rzeczy z małej sakiewki. Potem obdarował Zoi, Karanica i Blake’a prezentami w postaci łupów zebranych na pokonanych bandytach. - Wstawaj, przejdziemy się. Niech cię, nie zwiedzie to, że nie mam broni. – powiedział do jeńca i zaprezentował kolejną czarodziejską sztuczkę, wbijając magiczny pocisk w ziemię. "Cóż, odbierasz mi moją robotę, ale jak chcesz" – pomyślał Hasvid i przyglądał się dalej, siedząc pod stogiem.
Ruszyli przed siebie, w kierunku przeciwnym niż wioska. Gdy byli dziesięć kroków od niego, Hasvid wstał i poszedł za nimi utrzymując dystans.
Po około pięćdziesięciu krokach zatrzymali się. Cały czas jeniec znajdował się trzy kroki przed magiem. Hasvid zatrzymał się również i patrzył co mag zrobi. Ten wykonał jakiś gest i po czym zaczął przepytywać łucznika na temat okolicy, bezpiecznych miejsc i ukrytych skarbów, jakie banda mogła zrabować. - Odbierasz mi robotę – nie wytrzymał Hasvid. – Ale pytania zadajesz dobre. No szybciej, przyjacielu. Bo nie dość, że mag zrobi ci to co zapowiedział to i ja dorzucę swoje trzy grosze. |