Razill jechał w milczeniu, tak jak chyba każdy, bo nie słyszał rozmów. Wiał lekki wiatr, przez który złośliwe falował mu jego płaszcz, długa siwa broda i włosy. Co kilka chwil musiał też poprawiać kapelusz. Po kilku godzinach jazdy, stawała się ona nudna i bolesna, ponieważ siedzenie nie było wygodne dla łowcy. Nie wiedząc co ma już począć, niespodziewanie zwrócił się do przywódczyni wyprawy: -Eeee... długo jeszcze będziemy tak jechać?
Kobieta spojrzała na las. Byli już jakieś 1 do 2 mili od wejścia. Przebyli trochę drogi. - Możemy rozbić obóz. Wchodzenie do tego lasu byłoby głupstwem w nocy. - Odparła. -Rozumiem. -odparł lekko zaskoczony rusznikarz. Zresztą miała racje, powoli zaczynało się już ściemniać. -Ale... dokąd właściwie zmierzamy? - Do pewnego czarnoksiężnika , który pomoże nam w ... w naszym zadaniu. - Odpowiedziała -Naszym zadaniu? A na czym ono polega? - Musimy zdobyć zaufanie przyszłych Worgenów. Tak w skrócie. -Tylko tyle? Taka nagroda za taką drobnostkę? - Nagroda... hahaha -Wybuchnęła śmiechem -Nie wiesz czy przeżyjesz tą wyprawę , a mówisz, że to drobnostka. Ale wszystko w swoim czasie. Cierpliwości -Zmieniła ton na bardziej tajemniczy.[/i]
Dalsze próby wymuszenia innych odpowiedzi za każdym razem szły na marne. Elfka milczała. W końcu jednak dotarli do lasu.
__________________ Some things will never change
2pac |