Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-11-2009, 22:28   #86
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Bitwa to chaos...
Owszem generałowie mogą paplać o strategii, planach ataku manewrach oskrzydlających etc...
Ale czy żołnierz idący w szeregu widzi genialność owych planów? Nie. Dla niego walka to chaos, to umierający wokoło wrogowie i sojusznicy. To machanie desperacko mieczem w nadziei na rozpłatania brzucha przeciwnikowi, zanim on zrobi to jemu. To unikanie strzał i modlenie się do bogów, by wrodzy magowie ciskali kule ognia w oddział obok.

I ten właśnie chaos ogarnął obszar przy wrotach miasta.

Kapłanka Maski mamrotała czar, gdy elf go próbował skontrować i przejąć moc jej magii. Przez chwilę moc boska szamotała się pomiędzy Teu, a służką Maski. Jednak ostatecznie wyrwała się z jego objęć. I kapłanka była w stanie rzucić swój czar. Elf otoczył się cieniami i skrył w ciemności nocy. Mógł pogardzać kapłanką Maski, ale musiał przed sobą przyznać, że tym razem to ona wygrała.
Nad kapłanką i jej dwoma ochroniarzami pojawiła się widmowa głowa niedźwiedzia w niemym ryku. I w obu ochroniarzy wstąpiły jakby nowe siły. W tym i w tego który pędził na znikającego w ciemności elfa. A gdy go zgubił, rozejrzał się za nowym celem...którym była magini . Bowiem...

...sytuacja pod i wokół wozu, bardzo się zmieniła wraz pojawieniem żarłocznej wersji dinozaura i mega Kaktusika. Sabrie i Castiel na widok potwora zareagowali tak samo. Oboje starali się trafić gada, Castiel w głowę, Sabrie w brzuch. Oba miejsca były jednak trudno dostępne, bo nie dość, że dinozaur był duży, to jeszcze stał na wozie. I jego brzuch, gardło i głowa, były poza zasięgiem ich mieczy. Pozostawało więc kłucie bestii w nogi, w nadziei że to rozsierdzi ją na tyle by, zaatakowała któreś z nich, zbliżając wrażliwe obszary w zasięg ich broni.
Taktyka działała, potwór schylał się raz w jedną raz w drugą stronę próbując ugryźć drażniące ją osoby. A Sabrie i Castiel starali się uniknąć zębów potwora, i trafić go boleśnie... Uniki na razie wychodziły, gorzej z trafieniem. Ale to pojawienie się olbrzymiego Kastusa zmieniło sytuację. Megaraptor stracił zainteresowanie drażniącymi go istotami i zaatakował większy cel. Paszcza potwora trafiła w ramię kapłana, wbijając mocno kły. Kastus jednak zacisnął zęby z bólu i zdzielił megaraptora w łeb swym buzdyganem. Zaś towarzystwo spod wozu ewakuowało się poza obszar Ciszy. Chowaniec Teu zdołał już pozbawić łuku kolejnego łucznika, więc szansa na snajperski postrzał znacząco zmalała. A gdy Kastus uwolnił się od zębatego pyska, Dru wyraziła mu swoje polecenia. A kapłan natychmiast je wykonał, delikatnie podnosząc swą przełożoną.
Alara odwdzięczyła swemu wybawicielowi przyspieszając jego ruchy. Zaś magini... klnąc siarczyście posłała jedną kulę ognia w ochroniarzy i kapłankę.

Ten bliższy magini szczupakiem wyskoczył poza zasięg czaru, ten dalszy nie miał tyle szczęścia. Sama kapłanka stojąc wśród płomieni dopalających się beczek uśmiechała się pogardliwie, kula ognia nie zrobiła na niej wrażenia.

Za to strzała Morgana, która ją dosięgła, już tak. Rogerowi w końcu bowiem udało się ją trafić. Poprzednie użycia łuku zakończyły się chybienie, oraz ponownym przyjęciem kolejnej strzały na klatę przez jednego z jej ochroniarzy.

Strzała wystrzelona przez Morgana, stercząca z boku kapłanki, to było za mało, by zaspokoić głód krwi Sylphii. Wypowiedziała kolejne słowa magii pomiędzy jej dłoni wystrzelił stożek zimnego powiewu natychmiastowo zmieniający wodę w powietrzu w lód. I stożek ten objął swym zasięgiem obu ochroniarzy, jak i kapłankę. Całą trójką poważnie raniąc. Ale to nie wystarczyło, by zabić którekolwiek z nich. A rozwścieczony ochroniarz pędził na nią. Czarodziejka była w tarapatach, mogła co prawda rzucić na niego jakiś czar, lecz jeśli ten zawiedzie...to nie zdąży uniknąć, ani uciec i skończy w dwóch kawałkach rozpłatana dwuręcznym mieczem. W dodatku pojawił się ból w boku. To ostatni ze strzelców, postrzelił maginię, zanim dopadł go migopies Teu. Czarodziejka zdecydowała się uciec, ta walka od początku nie przebiegała po jej myśli. Dobrze chociaż że strzała uwięzła w fiszbinach gorsetu i rana nie była tak poważna, jak poprzednia. Większy problemem był rozwścieczony mężczyzna z wielkim dwuręcznym mieczem i soplem zwisającym z nosa...i z pretensjami do magini. W umyśle Syplhii instynkt samozachowawczy zatriumfował tymczasowo nad wściekłością... Tymczasowo.

W tej samej chwili Drucilla triumfowała nad otoczeniem stojąc na dachu i wypowiadając modlitwę zakończoną słowami. – O wielki Gondzie, opiekunie wynalazców, ześlij narzędzie kary, na tych co twe sługi napadają.
Modlitwę gnomka zakończyła maniakalnym śmiechem, patrząc jak "narzędzie kary" zlatuje z niebios.

Mając dobrą pozycję do obserwacji pola bitwy i niebios Morgan i Teu cofnęli się pod budynki. Inni nie mieli tyle szczęścia. Po chwili meteor łupnął o ziemię...wywołując falę wstrząsową, zabijając odłamkami jednego z ochroniarzy i raniąc kapłankę, oraz obalając ją na ziemię. Wstrząs też doszedł do magini i jej napastnika. Ale obu jakoś udało się utrzymać na nogach. Jednak nie dinozaurowi stojącemu na chybotliwym wszak wozie. Zwierzę straciło równowagę i spadło do tyłu, poza wóz. Spadł akurat na obszar, na którym stała magini i atakujący ją ochroniarz. Sylphii udało się uskoczyć, jej prześladowcy już nie. Głośne chrupnięcia świadczyły o tym, że megaraptor sporo ważył.
A i sam potwór był lekko oszołomiony upadkiem. Sytuacja, której nie można było nie wykorzystać. Przyspieszony Castiel i Sabrie dopadli jak najszybciej dinozaura. Ich oręż wbijał się w ciało bestii, zadając śmiertelne rany. Do których to ran, dołączył pocisk z łuku Morgana.

Po śmierci ciało bestii znikło, zostawiając po sobie pamiątkę, pogruchotane ciało ochroniarza.
Rozwścieczona obrotem sytuacji kapłanka Maski wypowiedziała kolejne słowa magii i znikła w błysku światła.
Także pozbawieni broni zasięgowej łucznicy, zaczęli ewakuować się z dachu, a ukryty w cieniu budynku tajemniczy osobnik również się wycofał.

Logain obserwował ten przebieg akcji z uśmiechem. Cios magii czarownika jaki poczuł, okazał się poważniejszy niż mu się wydawało. Ledwie stał, opierając się na orężu, a po chwili zemdlał i upadł na ziemię.

Kastus zabrał z dachu gnomkę, zanim czar który na siebie rzucił, przestał działać. Zmęczony i dość poważnie ranny kapłan usiadł pod ścianą budynku i zaczął zużywać przygotowane czary lecznicze. Dru zaś zadowolona z przebiegu akcji i z tego, że jej dziecinka nie odniosła poważnych uszkodzeń, wdrapała się na dyszel wozu i wyjąwszy z tajnej skrytki butelkę alkoholu przyglądała się z satysfakcją pamiątce jaką zostawiła Waterdeep, meteorytowemu kraterowi.

Strażniczy miejscy którzy dotąd obserwowali przebieg bitwy ukryci za rogami budynków, postanowili wyjść z ukrycia. Jeden udał się otworzyć bramę, drugi podszedł w pobliże wozu i krzyknął.- Hej, wy?! Chcecie opuścić miasto, prawda? Więc zabierajcie swoje manatki i zjeżdżajcie stąd, zanim zjawi się tu więcej straży miejskiej. I zaczną nam wszystkim zadawać niewygodne pytania! No już! Wynocha mi stąd!
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 09-11-2009 o 11:03.
abishai jest offline