Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2009, 23:50   #118
Krakov
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację
Nie prosił nikogo o pomoc. Nie zamierzał też organizować wyprawy przeciwko sukkubowi. Phaere wciąż nazywała go zdrajcą, jednak wojownik wcale tak się nie czuł. Nie zrobił nic co byłoby sprzeczne z jego sumieniem (o ile w przypadku drowa można mówić o czymś takim). Jeśli mógłby sobie zasłużyć na miano zdrajcy to właśnie teraz pozostając Anzelma na pastwę Liliel. Nawet jeśli demony były tymczasowymi sojusznikami stanowiły większe zagrożenie niż jakikolwiek z wrogów. No, może poza jedną głupią drowką...

"Pomyśleć tylko, że miałem ją na wyciągnięcie miecza i darowałem życiem... Istotnie muszę być bardzo głupi..."

Potrafił bardzo długo znosić jej obelgi, jednak teraz czuł, że zbliża się do kresu wytrzymałości. Gdy się nad tym przez chwilę zastanawiał nie mógł uwierzyć, że jej słowa - bo do niczego więcej się przecież jeszcze nie posunęła - aż tak wyprowadzą go z równowagi. Jego! Tak nie powinno być. Powinien być skupiony na tym co powinien zrobić, na walce, która jest przecież esencją jego życia. Nie ma miejsca na niepotrzebne myśli. Nie ma czasu.

I co się okazuje? Wiedźma również chce iść? Po co? Żeby się mścić za parę blizn i urażoną dumę? "Jakże wielką wagę do niej przykłada, cholerna idiotka. [A mnie oskarża, że nie liczy się dla mnie nic więcej niż przetrwanie? No proszę..."

Nie mógł i nie zamierzał się na to godzić, dlatego odwrócił się i odszedł. W każdym bądź razie próbował, bo drogę zagrodził mu ten parszywy lilend.

Nathiel zatrzymał się przez Elorenem. Zniecierpliwienie na jego twarzy szybko ustępowało miejsca wyrazowi gniewu. Nie bardzo wiedział co ten osobnik w ogóle tutaj robił, a w całym tym zamieszaniu zapomniał zapytać o to Fosht'kę... to znaczy Selenę czy jak jej tam było. Mniejsza o nią i o tego jegomościa z resztą. Najwyraźniej też był uczestnikiem "świętej wojny". W tej chwili stał mu jednak na drodze i jego prawdziwe intencje czy zamiary mało interesowały drowa.

Nie bez wysiłku udało mu się przekonać swe ciało, że należy użyć słów a nie ostrzy. Lilend mógł się okazać sojusznikiem lub nie i nie trzeba było tego tak wcześnie rozstrzygać. Z całą pewnością zaś nie można było niepotrzebnie tracić czasu i sił na walkę z nim. Tylko jakich słów miał użyć by dogadać się z tym stworzeniem, które najwyraźniej zamierzało tańczyć tak jak wiedźma mu zagra?

- Tutaj nic nie ma sensu - zaczął półszeptem, bardziej do siebie niż do swego przymusowego rozmówcy.
- Phaere o nic nie prosiła. Nie umie prosić tak samo jak nie umie wielu rzeczy zrozumieć. Wszyscy razem powiadasz? Razem z nią? Nie wiem czyjego ataku miałbym się spodziewać wcześniej: jej czy Liliel. Rozumiesz przesłanie?

To zadziwiające, ale mimo całego gniewu który w nim kipiał i tego przekonania, że każda marnowana tutaj sekunda jest bardzo cenna, udało mu się ani razu nie podnieść głosu. Nie był nawet bardzo niemiły. Po raz kolejny starał się komuś wyjaśnić sytuację. Rola "wyjaśniającego" zaczynała być męcząca.

- A teraz zejdź mi z drogi z łaski swojej.

Poprzednie słowa były spokojnym wyjaśnieniem, tym razem jednak ton wypowiedzi drowa nieco się zmienił. O nic nie prosił. Żądał. I jeśli zajdzie potrzeba poprze swoje żądania tymi dwoma kawałkami żelastwa, które nosi przy pasie. Nie musiał wykonywać żadnych teatralnych gestów w rodzaju dotykania rękojeści mieczy. Wydawało się, ze obaj rozumieli sytuację wystarczająco dobrze.
 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.
Krakov jest offline