Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-11-2009, 17:01   #111
 
Mivnova's Avatar
 
Reputacja: 1 Mivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemu
Latien, starający się zwykle zachować dość niewzruszony wyraz twarzy w towarzystwie obcych, dał teraz prawdziwy popis mimiki, słuchając rozmowy. Rzemieślnik wykonujący teatralne maski mógł by go użyć jako pierwszorzędnego modela.
Najpierw uśmiechnął się ukradkiem, dumny z Seleny i jej decyzji powiedzenia prawdy. Potem zawitał na jego obliczu niepokój, nie był wszak pewny reakcji towarzyszy Fosth’ki. Następnie, kolejno, odmalowała się na czole ulga, brwi wzniosły w zdumieniu na relację drowa i ( wreszcie) prawdziwy gniew. Został oszukany. Liliel nie była żadną tei’ner, a on wyszedł na ostatniego głupca. Naprawdę zawstydzony, nie miał nawet pomysłu, co mógłby w danej chwili rzec.
Sukkub! To dlatego bez oporów opuścił broń. A przynajmniej tak to sobie tłumaczył. Nie miał pewności, czy działała jakakolwiek magia, czy była to tylko kwestia zdolności krasomówczych demo nicy. Gdyby jego bracia się o tym dowiedzieli, naśmiewaliby się z niego przez tydzień. Latien Eloren rozbrojony i przegadany przez sukkuba. Latien Eloren, którego rozum schował się poniżej pasa, w ogonie! Sentencja ‘ ta zniewaga krwi wymaga’ aż cisnęła się do wprowadzenia w czyn. Krzyczała o spełnienie.

- Ja…- lilendy nie zwykły się przed nikim korzyć, zdecydowanie wolały szybko puszczać swoje błędy w niepamięć i długo kontemplować sukcesy- Ja… jestem winny przeprosiny waszej dwójce.
Spojrzał to na Nathiela, to na Phaere. Na Phaere, swoją drogą, patrzył o wiele dłużej.

Eloren, zawstydzony, pozwolił, by prawdziwa męska duma wzięła górę nad całą zniewieściałością artysty.

- Poczekaj- chciał położyć rękę na ramieniu Nathiela, ale się zawahał. Ostatecznie wykonał tylko nienaturalny gest, wskazując drogę- Ruszę z Tobą. Twój przyjaciel jest w niebezpieczeństwie. Pani stan, pani Phaere, wyklucza, aby dotrzymała nam pani towarzystwa. Zresztą ty, Seleno, również nie powinnaś się narażać. Zaopiekuj się proszę na ten czas naszą ranną- nawet nie zauważył, że użył zaimka w liczbie mnogiej.- Sukkuba i jej demona trzeba przegonić.

Bądź zabić, pomyślał. I w istocie taki miał plan. Bez jakiejkolwiek możliwość modyfikacji. Rozpostarł skrzydła, gotów, by trzymać tempo wierzchowca drowa.
 
Mivnova jest offline  
Stary 02-11-2009, 16:18   #112
 
Lyssea's Avatar
 
Reputacja: 1 Lyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skał
Phaere już myślała, że wraz z Fosht’ką ruszą w drogę kiedy niespodziewanie podszedł ‘wielki przyjaciel succuba’ Nathiel prosząc dziewczynę o rozmowę… Na osobności. Modląc się w duchu, aby drow nie wypaplał za dużo, postanowiła nie wtrącać się w rozmowę, aby nie wzbudzić podejrzeń co do prawdziwej osobowości Lilie. Jednakże obserwowała swoich towarzyszy z daleka zwracając szczególnie uwagę na mimikę Fosht’ki.
Nie mogła uwierzyć własnym oczom kiedy nagle Nathiel pocałował Fosht’kę. Idiota, myśli, że coś tym zdziała. Widocznie przestraszył się miecza dziewczyny i postanowił załagodzić sytuację. Jednak w jakże bezczelny sposób. Czyżby życie w Pomroku niczego go nie nauczyło ? Ech… Głupców nie sieją, rodzą się sami.
Oby dwoje wyglądali na zaskoczonych zaistniałą sytuacją, ale w przypadku drowa mogła być to tylko doskonała gra aktorska, o której przekonała się między innymi przy okazji walki z Lilel. Postanowiła nie komentować na głos, marszcząc jedynie brwi i kiwając głową. Poczekała aż ich nowy towarzysz drogi zbierze swoje rzeczy i wyruszą w drogę.
Nie pożegnała się ani z Lilie, ani z Anzelmem uznając granie w jego grę wystarczającą dobrocią serca.

Wkrótce dogonił ich Liled, który jak widać zmądrzał przez te kilka minut i opowiedział się po ich stronie, a nie marnego succuba.
Tłumaczenie się Nathiela było żałosne. Po raz kolejny postanowił wykorzystać swoją starą wymówkę „utraty kontroli nad sobą samym”.
Otworzyła szeroko oczy kiedy usłyszała, zdziwienie Fosht’ki na wiadomość o relacjach (a raczej ich braku) jakie łączą ją z drowem.

Nie mogła uwierzyć w to co usłyszała z ust ”Fosht’ki”. Udawała kimś, kim nie była, więc nawet teraz nie można jej ufać. Tym bardziej w stanie w jakim była Phaere, nie mogła sobie na to pozwolić. Nie wiadomo czy Selena nie postanowi znowu wymienić sobie ciała, zwalając przy tym całą winę na Zilvin.
„Jasne, jasne. Bogini tak chciała” – pomyślała drowka, patrząc podejrzliwie na swoją towarzyszkę.
Wysłuchała całej opowieści Seleny nie przerywając jej. W końcu jednak musiała pozwolić sobie na jakiś komentarz do tej sprawy.
- Prosisz o wybaczenie i myślisz, że wszystko jest w porządku ? Ruszymy dalej bez słowa ? Zabiłaś naszą przyjaciółkę, tłumacząc się swoją boginią. Ale skąd mamy mieć pewność, że jesteśmy z tobą bezpieczni ? Przecież z tego wynika, że Zylvin w każdej chwili może zażądać nowego ciała dla ciebie.- powiedziała spokojnie, lecz surowo. -Fosht’ka starała się ci pomóc i sama zobacz jaki los ją spotkał. Dobre istoty tak nie postępują.- skarciła Selenę, jakby sama była ekspertką jeśli chodzi o dobre charaktery.

Po chwili jak zwykle „wspaniałomyślny” Nathiel postanowił wygadać wszystko na temat succuba. Idiota to jedyne słowo, które pasowało do tego drowa jak żadne inne. Po prostu elf ten chodzi i jakimś cudem jeszcze żyje, w ogóle przy tym nie myśląc.

- Może teraz Nathielu pochwalisz się nam, jak dzielnie próbowałeś mi pomóc w pokonaniu succuba ? – zapytała sarkastycznie, wywołując po raz kolejny otępienie umysłu podczas rozgrywającej się walki na śmierć i życie. - Nie można na ciebie liczyć tak samo jak nie można liczyć na demona!- krzyknęła w jego stronę.

Przemilczała przeprosiny Latiena, nie wiedząc już kto jest najpewniejszym sojusznikiem w grupie.
-Hej, stać !- krzyknęła kiedy mężczyźni zaczęli zbierać się do powrotu do obozowiska.
-Chciałabym jednak wyjść z życiem z tej sytuacji, a jeśli nikt jej nie będzie pilnował, kto wie czy nie spotka mnie los podobny do Fosht’ki.- powiedziała mając nadzieję, że Liled zostanie, aby nikomu nie stała się krzywda. - Trochę odpocznę i razem ruszymy ratować biednego Anzelma z rąk succuba - powiedziała, bagatelizując przy tym powagę swoich ran i ból jaki cały czas dawał jej w kość. Drowce jednak nie przystoi narzekać na rany i łkać w rękaw najbliżej stojącej osobie.
 
__________________
Żeby ujrzeć coś wyraźnie, wystarczy często zmiana punktu widzenia.
Lyssea jest offline  
Stary 02-11-2009, 23:49   #113
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Phaere, Nathiel, już myśleliście, że wiecie na czym stoicie, a tu znów wszystko wywróciło się do góry nogami. Najpierw Liliel nie była zwykłą Liliel a podstępnym sukkubem, teraz znów "Wasza" naiwna Fosth'ka nie była Fosth'ką a ostatnia z tei'ner. Co więcej: tą samą, którą z narażeniem życia wyławialiście z głębin jeziora, która swoimi czarami wiatru mało Was nie zabił, która zamknęła Was na całą dobę w kłopotliwej barierze. Ponoć bezpiecznej barierze, w której zginęła Maureen... Mieliście teraz do wyboru szalonego sukkuba, lub tkniętą przez bogów (jak sama twierdziła) tei'ner. W takim układzie Anzelm - jak wcześniej łowczyni - wydawał się Wam oazą spokoju. I chyba był - mimo wyznawania mrocznego bóstwa - najbardziej normalny i godny zaufania z Was wszystkich. Co prawda zostawał jeszcze naiwny lilend, ale raz, że był Wam zupełnie obcy, a dwa - nie okazał zdziwienia na rewelacje Fosth'ki-Seleny, co znaczyło, że może być z nią w zmowie. Mimo tego z entuzjazmem wyraził chęć pozbycia się Liliel, co zgodnie z drowimi standardami stawiało go na pozycji tymczasowego sojusznika.


Seleno
, ze smutkiem wysłuchałaś słów zarówno Phaere jak i Nathiela. Nie zdziwiła Cię zbytnio reakcja drowki, choć w głębi duszy miałaś nadzieję, że okaże się bardziej... wyrozumiała? Cóż, przynajmniej nie oskarżyła Cię, że umyślnie rozdzieliłaś ich siły, a i Latienowi się upiekło - do jego osoby drowy nie wydawały się mieć chwilowo żadnych zastrzeżeń. Nagły poryw lojalności w stosunku do kapłana zdziwił Cię niego, ale ponieważ i lilend wyraził chęć przepędzenia sukkuba (chwilę zajęło mu wyjaśnienie Ci czym jest to stworzenie) nie miałaś zbytniego wyboru. Fosth'ka miała bardzo dobrą opinię o kapłanie, a i jego zachowanie w świetle wyjaśnień drowa nabrało nieco sensu. Gdy wszystkie kłamstwa się wyjaśniły (taką przynajmniej miałaś nadzieję) nie było sensu rozdzielać sił i samotnie ukrywać się w świątyni. Mimo, że nadal współpracowałabyś z nekromantą i drowami pozbędziesz się przynajmniej demonów...

- Nie... to znaczy pójdę z Wami - rzekła Selena z wahaniem. - Rozumiem waszą nieufność i nie przeczę, że macie do niej podstawy bo sama nie do końca rozumiem co się ze mną stało, ale - jak powiedział Nathiel - jednak jednoczy nas wspólny wróg. Przynajmniej na razie więc powinniśmy zostać razem. Odpocznijmy trochę, posilcie się zapasami z juków, a ja uleczę rany Phaere. Potem wyruszymy.
- No, niech będzie
- łaskawie zgodziła się drowka. Nie ufała oczywiście tei'ner, nie mogła jednak przepuścić okazji na całkowite wyleczenie. - Tylko pamiętaj, żadnych sztuczek - ze mną nie pójdzie Ci tak łatwo jak z Fosth'ką - ostrzegła. Tiloup radośnie kręcił się wokół swej pani, ocierając się przy okazji o nogi Seleny. Drowka miała nadzieję, że zaufanie kota nie było bezpodstawne...

Seleno
, usiadłaś naprzeciw drowki i zaczerpnęłaś tchu. Trochę obawiałaś się korzystać z mocy natury w tym przeklętym miejscu, lecz z drugiej strony do tej pory Matka Cię chroniła... Położyłaś lewą dłoń na ranie drowki, a prawą uniosłaś w górę. Pozwoliłaś, by wiatr swobodnie przepływał Ci między palcami... jego pasma z wolna zaczynały być coraz gęstsze, formować się wokół Twoich palców w dobrze znaną Ci moc...

Tylko bogini wiedziała jakie modlitwy czy prośby wypowiadała w myślach Selena. Ważne było jednak, że rany Phare błyskawicznie zaczęły zasklepać się i znikać, by wkrótce pozostawić jedynie cztery cienkie, bladoróżowe kreski. Kolory wróciły na policzki drowki - co w tym wypadku oznaczało, że jej cera przestała być brudnoszara - a nowe siły wlewały się w jej ciało z każdym głębokim oddechem. Musicie przyznać, że żadna magia kapłańska nie działała tak błyskawicznie - nawet mikstury leczące pozostawiały po sobie długotrwałe uczucie zmęczenia i lekkiego oszołomienia gdy ciało nadrabiało straty.

- Mam nadzieję, że czujesz się już dobrze - rzekła Selena nie do końca pewna, czy w jej obecnym stanie modlitwa zadziałała w pełni. - Oczywiście odpoczynek nadal jest konieczny, w końcu energia nie bierze się znikąd i Twoje ciało musi poradzić sobie z wysiłkiem leczenia. Ale potem wrócisz do pełni sił, prawda kotku? - pogłaskała Tiloupa.

- Nie przypominam sobie bym prosił was, byście mi towarzyszyli - odezwał się nagle Nathiel z mieszaniną zaskoczenia i irytacji w głosie. Do tej pory w milczeniu przyglądał się zabiegom Seleny, ale fakt, że i obie kobiety uznały wspólną wyprawę po kapłana za oczywistą wprawił go w złość. - A już na pewno nie zgodzę się na to, by była to "pani Phaere" - kontynuował, celowo przedrzeźniając lilenda. - Przecież ty nie masz się czego obawiać. - zwrócił się do drowki - Jeśli ty jej czegoś nie zrobisz albo nie doprowadzisz swoim gadaniem do wylewu to z jej strony nic złego nie powinno cie spotkać, kimkolwiek by nie była. Jeśli jednak mimo wszystko się jej boisz, to nie widzę powodu, dla którego szanowny Latien nie miałby tutaj zostać by mieć nad tobą pieczę.

Po tych słowach wojownik odwrócił się na pięcie i ruszył swoją drogą nie oglądając się na resztę. Niedaleko, nad pobliskimi górami zobaczył dwa czarne punkty - kołowały niezależnie od siebie i nie wydawało się, żeby zwracały na Was uwagę, toteż je zignorował.



***


Anzelm, Liliel
, chaotyczna walka z harpiami szybko się zakończyła. Pozostał tylko smród, kupa piór, trzy trupy i jedno ranne ptaszysko bezmyślnie patrzące się w przestrzeń. I wierzchowce, którym wyczerpała się cierpliwość. Wystarczająco przerażała ich obecność Xera, a stado śmierdzących, kołujących nad nimi stworów sprawiła, że wpadły w panikę. Gdy tylko Anzelm ruszył z mieczem na harpie puszczone przez niego konie pocwałowały w stronę gór, wierzgając i rżąc dziko. Cóż - i tak w obecności demona nie było z nich wiele pożytku.

W oddali widzieliście cztery czarne punkty kołujące nad górami - to harpie przeszukiwały kamienne ściany wypełniając rozkaz lileil. Nie mając nic innego do roboty ruszyliście w stronę karczmy - jeśli stwory zdecydują się zdradzić ochronna bariera powinna zapewnić Wam wystarczające schronienie. Minęło niewiele ponad pół godziny, gdy harpie zaczęły wracać. Dwie przybyły z niczym - próbowały co prawda się targować, lecz ich przerażone spojrzenia świadczyły o tym, iż po prostu bały się zapuszczać w miejsca, gdzie mogły by spotkać silniejsze od siebie stworzenia. Pozostałe dwa ptaszyska - najwyraźniej na tyle młode i głupie by szukać guza - przyniosły więc wieści: w kopalni na wschodzie krył się stary yochlol, a północne zbocza były siedzibą sporej kolonii abishai'ów. To drugie nie było dla Was specjalnie interesujące - tereny te mieściły się za siedzibą thana i harpia pewnie podzieliła się wiedzą uzyskaną wcześniej. Jednak obie przyniosły żądane informacje i domagały się zapłaty.

- Gdzie skarb, gdzie skarb, gadaj błoniasta wywłoko!! - darły się wszystkie na raz, powtarzając zdania jak papugi.
- Oj, to proste... ukryty pod ołtarzem w świątyni Matki, w świątyni Zivilyn. Przewróćcie ołtarz, to go dostaniecie - rzekła Liliel. - Tam właśnie ukryty jest błyszczący kamień. Uśmiechnęła się niewinnie. Albo harpie zginą próbując się tam dostać... albo zbezczeszczą świątynie. Tak czy siak, Liliel zyska
- Kłamiesz, kłamiesz, łżesz, łżesz, łżesz! Nikt nie wejdzie do świątyni, nikt nie wejdzie, nikt, nikt, nikt! Than chce skarbu stąd, che skarb, dawaj skarb! - harpie stawały się coraz bardziej rozwścieczone. Wyraźnie bały się thana bardziej niz demonów i nie chciały wracać z pustymi rękami. Wyglądało też, że naczelna samica przełamała w końcu urok Liliel, bo szybkim lotem zbliżała się do resztki swojego stadka
- Głupie kurczaki... - rzekła Liliel, wzruszając ramionami - dlatego tam kamień ukryty. By than nie mógł go zdobyć. Znajdźcie sposób by wejść do świątyni, a zdobędziecie go.
- Nie! Nie! Nie! Skarb jest tu! Than mówił, że jest tu, na widoku, nie w zabójczych bańkach jest, nie! - rozdarły się harpie.
- Na widoku powiedziano wam, lecz czy zapewniono, że na wyciągnięcie ręki? - zawołał pogodnie i zarazem zagadkowo kapłan przekrzykując harpie. - Świątynia jest na widoku z najdalszego zakątka doliny. Gdyby było łatwo, czemu pan wasz nie wysłał szkielety, czy inną bezmózgą trzodę. Czy nie dlatego, iż liczył, że kto jak kto, ale harpie podołają zadaniu? - spróbował zagrać na próżności i inteligencji stworzeń, odwracając jak tylko mógł uwagę od sedna sprawy - skarbu. Dumnie oparty o wbity w ziemię miecz obserwował przeciwniczki. Z rozmysłem milczał dłuższą chwilę, by małe móżdżki harpi przetrawiły informacje. Harpie faktycznie zastanawiały się nad jego słowami. Stara tymczasem dotarła do stada i przez chwilę wszystkie skrzeczały ostro w swoim własnym języku.
- Idź sobie głupia! - wrzasnęła na starą Liliel, lecz harpia tylko potrząsnęła kilkakrotnie głową i nadal unosiła się nad Wami.
- Bariera jest do przebycia, potrafię ją oszukać, choć mnie odrzucała, potrafię każdego przez nią przerzucić. - kontynuował wyjaśnienia Anzelm widząc, że harpie się wahają. - W pobliżu przy karczmie osłona jest podobna, przejdźmy tam, udowodnię me słowa. Czyż nie dlatego nas zatrzymałyście, aby zapytać o barierę? Ta drobna sprzeczka musi być wynikiem nieporozumienia. Możemy pomóc sobie wzajemnie, lecz nasza pomoc wiele wpierw przysług kosztować będzie. Ma wiedza jest mym skarbem i wraz ze mną zginie, Than nie byłby zadowolony, gdyby z nasza sprzeczka zamknęła jedyną drogę do świątyni i prawdziwych skarbów?

-Skarb jest tu. Na polanie. Tu. Nie oszukasz nas, obcy. Imil to nasz dom. Znamy każdy kąt. Znajdziemy co nowe. Nie pójdziemy na śmierć w tarczę. Skarb jest tu - powoli i wyraźnie wydeklamowała przywódczyni harpii. Na znak dany przez nią znak pozostałe cztery ptaki zaczęły śpiewać. Mimo, że głosy miały skrzeczące, to śpiew - jak każde zauroczenie - brzmiał pięknie. Co prawda na sukkubie nie robił on wrażenia, ale oczy Xer i Anzelm zrobiły się szkliste. Cztery młode rzuciły się w stronę Liliel otaczając ją ze wszystkich stron. Mimo przewagi liczebnej nie czuły się zbyt pewnie, starały się jednak ograniczyć jej ruchy bijąc skrzydłami i machając w jej stronę kościanymi maczugami. Tymczasem stara podleciała do Anzelma.

- Dawaj skarb! - zaskrzeczała, a kapłan powoli, jak w transie zaczął wypakowywać swoją podręczną torbę. Chwilami zastygał, jakby fragmenty świadomości opierały się rozkazom poczwary, lecz wtedy stara wznawiała śpiew. Kolejno na trawie lądowały rzeczy z karczmy i jego rzeczy osobiste: nóż ofiarny, symbol Nerulla i inne...
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 03-11-2009 o 12:10.
Sayane jest offline  
Stary 04-11-2009, 23:00   #114
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Oczy succuba wypełniał gniew. Rozwścieczona Liliel pokazała harpiom język i znikła w błysku czerwonego światła, by pojawić się kilkanaście metrów w podobnym błysku światła.
Harpie ruszyły w jej kierunku, ale succub nie marnował czasu wyrzucając z siebie dysharmoniczne sylaby i wykonując szybkie gesty spoglądała na zbliżające się do niej stwory. Jej działania przyniosły efekty, Liliel „podzieliła” się na kilka succubów podobnych do niej, jak dwie krople wody. Iluzoryczne kopie Liliel zaczęły obscenicznymi gestami witać zdezorientowane tym widokiem harpie. Latające bestie rzuciły się za wrzaskiem za Liliel, wymachując maczugami, ale iluzoryczne kopie utrudniały dopadnięcie prawdziwej. A zauroczony pieśnią harpii, kapłan powoli wypakowywał swe skarby.

Niemniej był to początek ofensywy Liliel. Succub rozpoczął wykonywać szybko kolejne gesty dłońmi mówiąc coś pod nosem. I po chwili na obszarze pod nimi pojawiły się błyszczące klejnoty, zmieniające swe położenie co chwila.
- Patrzcie!- krzyknęła demonica, lecz stwory nie dały się nabrać. Choć ta przekonująca iluzja dała nieco czasu Liliel. Succub rozpoczął kolejne mamrotanie i gesty przywołujące cztery kule stworzone z błyskawic. Zaczęła ciskać jedną po drugiej, w każdą z harpii uderzając jedną kulę piorunów. W powietrzu rozszedł się swąd palonego mięsa i paniczne wrzaski ranionych harpii.
Stwory wycofały się na bezpieczną ich zdaniem odległość od Liliel i jej dwóch ostatnich kopii i śpiewać zaczęły.
Succub zaś też nie próżnował, kolejne ruchy jej dłoni i słowa, przywołały czarne lustro, które, zmniejszyło się do miniaturowych rozmiarów i spoczęło na jej piersi.

A że harpie nie były już tak chętne do atakowania Liliel, dłonie i słowa succuba w spokoju utkały kolejną kulę piorunów. Większą i potężniejszą niż poprzednie. I tą kulę cisnęła w przywódczynię harpii sięgającą po coś na ziemi. Kula oderzyła w bestię poważnie raniąc staruchę. Ta wydała z siebie skrzek bólu i kuśtykając zaczęła na piechotę uciekać. Zranione magią skrzydła nie pozwoliły jej unieść się do lotu.
-Jeszcze któraś chce ze mną zadrzeć, parodie drobiu! Wynocha mi stąd i żebym więcej was nie widziała.- wrzasnęła Liliel głośno i niedobitki harpii rozpierzchły się w panice.
A Xer i Anzelm powoli odzyskiwali świadomość, którą im harpie odebrały. Zaś Liliel pofrunęła za staruchą. Kulejąca przywódczyni harpii była zbyt wolna by uciec, była też łatwym celem dla kolejnego pioruna kulistego Liliel. Succub wylądował i przetrząsnął śmierdzące i usmażone błyskawicami zwłoki przywódczyni. Zdobyczą tych „łowów” był złoty wisiorek.

Liliel podeszła z wisiorkiem do przytomniejącego Anzelma i rzekła.- Byłbyś tak milutki i przytargał z karczmy balię i napełnił ją wodą ze studni?...- palec Liliel przesunął się po torsie kapłana.-...w nagrodę będziesz mógł popatrzeć jak się kąpię nago.
Uśmiechnęła się niewinnie machając w drugiej dłoni złotym wisiorkiem.- Zrób to dla mnie, kobieta musi być zawsze czyściutka. Nie chcesz chyba bym śmierdziała harpiami?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 05-11-2009 o 10:29. Powód: POPRAWKI
abishai jest offline  
Stary 04-11-2009, 23:31   #115
 
Mivnova's Avatar
 
Reputacja: 1 Mivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemu
Jakim cudem ta banda lekkomyślnych egoistów tak długo trzymała się w grupie?, zastanawiał się Latien, spoglądając na Nathiela, który, niczym obrażona młynarka odrzucająca zaloty kowala, ruszył nie poczekawszy na Lilenda. Przecież Eloren zapowiedział mu pomoc w starciu z sukkubem… Czy drowy zawsze odrzucały potencjalnych sojuszników?

Phaere
dla odmiany rozkazała- tak, to dobre słowo- rozkazała mu zostać. Rozdarty, spojrzał na nadgorliwego Nathiela, znów na Phaere, w końcu na Selenę. Niemożność podjęcia żadnego konkretnego działania dała mu odpowiedź na wcześniejsze pytanie. Tej zbieraninie brakowało lidera. Najwyraźniej Anzelm pełnił w grupie nieformalną rolę przywódcy, kogoś, kto potrafił to wszystko trzymać w jako takich ryzach.

A Selena… kochana Selena chociaż niczego nie utrudniała. Pocieszał się o tyle, że mógł teraz na nią liczyć. Zmieniła ciała, ale nadal wykazywała się rozsądkiem i kierowała naukami Zivilyn.

Latien nie zamierzał odpuszczać sukubowi, wydał na demonicę wyrok śmierci w chwili, gdy się dowiedział o jej tożsamości i wyjaśnienie to tłumaczyło wszystkie wątpliwości, jakie w stosunku do Liliel miał. Ale zawsze mógł odroczyć egzekucję, skoro wymagała tego sytuacja.

Zaczął kalkulować.
Mógł ruszyć za Nathielem, wywołując gniew Phaere lub zostać, skazując drowa na śmierć. Nie znał umiejętności bojowych Nathiela, ale, skoro Liliel potrafiła wpływać na umysły, oczywistym było, iż stawianie jej czoła bez liczebnej przewagi oznaczało porażkę. Zresztą, Phaere podjęła próbę walki… rany, jakie zadał Xerrtixellsen dawały wyobrażenie o mocy dysponowanej przez jego ‘właścicielkę’.

Z dwojga złego wolał nie narażać się miłującej bluzgi drowce. Selena zapewne dałaby sobie radę i nie miała żalu, ale, jeśli ta ‘ drużyna’ miała cokolwiek osiągnąć, musiała wreszcie zacząć działać jednomyślnie. Nawet, jeśli oznaczało to narzucenie woli co bardziej opornym.
Wytaczanie celów przychodziło mu łatwo, czemu sam się zdziwił. Nie był osobą nadającą się na czyjegoś zwierzchnika, ani tytularnego, ani faktycznego, jednak zarówno obie kobiety jak i wojownik wymagali… opieki? Poprawić stan Phaere, ruszyć drużyną, odbić Anzelma, uśmiercić sukkuba. Nie trzeba było geniuszu taktycznego, by wpaść na coś tak oczywistego. Teraz pozostała sprawa koordynacji.

Zdając się na żywioł, wreszcie jak prawdziwy Lilend, śmignął bez słowa do Nathiela, zagradzając mu drogę.

- To nie ma najmniejszego sensu. Phaere poprosiła o czas, więc jej go damy. I ruszymy wszyscy, razem- Latien nie umiał grozić na poważnie. Ale wiele lilendów miało talent aktorski, wiedział, jak się to powinno robić. Wyprężył się na ogonie, by okazać całą swoją muskularną sylwetkę. Rozłożył skrzydła, w symbolicznym geście blokowania przejścia.- Wasz przyjaciel jest pod wpływem sukkuba. Liliel zabawiła się również twoim kosztem, wiesz, do czego jest zdolna. Sam mu nie pomożesz.
 
Mivnova jest offline  
Stary 08-11-2009, 19:18   #116
 
Glyph's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwu
Post napisany przy wspólpracy z Abishai'em

Anzlem

Kapłan powoli ogniskował wzrok na sukkubie, który wciąż dwoił mu się przed oczami. Prośba Liliel przypominała mu o Adamie, ceniąca wolność natura kapłana buntowała się przeciwko jej wykonaniu. Mężczyzna wiedział, że w końcu musi ustalić granice. Sukkub był wyczerpany po walce, on zaś bardziej oszołomiony, czyż nadarzy się lepsza okazja.
-Zapasy w karczmie wystarczyłby na długie oblężenie, woda też musiała im być wydać się potrzebna sądzę więc, że znajdziemy ją tam, będzie czystsza niż ze studni.-odparł ostrożnie i wymijająco, w końcu jednak zebrał się na wyrażenie dalszego zdania-Zdążysz się obmyć, ale szybko. Powinniśmy wyruszać dalej, harpie pewnie jeszcze jakiś czas nie pokażą się swemu panu, ale w końcu opowiedzą o zdarzeniu. Lepiej nie stać w jednym miejscu.

- Co?!- wrzasnęła niemal płaczliwie kobieta i łkając zaczęła się żalić kapłanowi.- Po tym...co... dla ... ciebie zrobiłam....Uratowałam ...dwa razy skórę. A ty nadal...- błoniaste skrzydła otuliły płaczącą sylwetkę Liliel.-...Ani razu mnie nie pochwaliłeś. Nawet nie zwróciłeś uwagi...na to jak wyglądam. Nie pochwaliłeś za przepędzenie harpii...-głos succuba stawał się drżący. Liliel całkiem się duchowo rozkleiła.- Jesteś okropny...w ogóle nie dbasz o moje potrzeby...Nieczuły prostak z ciebie.

Kapłan w milczeniu słuchał wymówek, zbierając przy tym rozrzuconą w transie zawartość torby. Demon tymczasem zbliżył się do Anzelma. Nie wiedział jaką kapłan krzywdę zrobił jej pani. Ale gotów był rozszarpać zagrożenie dla Liliel. Czekał tylko rozkazu.
- Jak ja mogę iść taka śmierdząca? Jak ja się będę prezentować. W ogóle nie rozumiesz kobiet Anzelmie?-Rozpłakana Liliel czyniła kolejne wyrzuty kapłanowi.

Mężczyzna poderwał się zaciskając dłoń na rękojeści przytroczonego przy pasie miecza. Zrobił kilka ostrożnych kroków obchodząc przeciwnika tak, aby karczma znalazła się za jego plecami. Słowa sukuba wyprowadzały go powoli z równowagi. Nikt nie miał prawa go oceniać, nie po tym co przeżył. W myślach powtórzył przysięgę złożoną na pogrzebie Maureen, pragnienie zemsty, które wypełniało mu cały świat.

-Zniszczenie bariery i thana.-wycedził zdenerwowany-Do tego dążymy podróżując razem. Teraz nie liczy się dla mnie nic więcej, tylko temu poświęcam uwagę. Chcesz siedzieć i wypocząć udaj się do świątyni, tam obradują, ja będę działać, póki mam możliwość.

Wciąż cofając się obserwował demona póki nie pochłonęła go zamknięta przestrzeń wokół karczmy.
-Mam wobec Ciebie dług i bogowie mi świadkiem, gdy nadejdzie czas spłacę go. Tymczasem rozważ czego naprawdę pragniesz, jak ważna jest dla Ciebie twa zemsta na thanie.

Drzwi karczmy, kopnięte z wściekłości, otworzyły się z hukiem. Kapłan minął sień i szybko przedarł się do głównej izby. Przeszedł do spiżarni, która obdarzyła go kuflem przedniego piwa. Wypił zawartość duszkiem, po czym zszedł do biblioteki w piwnicy.
Roztrącił wszystkie leżące na laboratoryjnym stole naczynia robiąc miejsce dla map. Studiował je dłuższą chwilę szukając na nich oznaczenia kopalń, próbując przy tym przypomnieć sobie jakiekolwiek przydatne wskazówki zaczerpnięte z traktatów na pólkach, jak i tych z biblioteki w Mie'stil.

Zmęczony odwrócił wzrok od map. Wokół panowała cisza, upragniona chwila spokoju. Nadszedł czas, uznał Anzelm, by zasięgnąć rady. Mężczyzna wyciągnął z torby ofiarną czarkę. Odwiązał bandaż na swym przedramieniu. Obrócił rękę, zaciskając i rozluźniając dłoń. Rana prawie się już zabliźniła. Kaplan pożałował, że nie może w inny sposób zadośćuczynić ofierze, ale rytuał wymagał krwi, a dotychczas nie natknęli się na żadnego kandydata. Naciął znów ranę sycząc z bólu.
-Panie sługa Twój prosi Cię o radę.-wyszeptał-Moje ciało Twoją wykonuje wolę. Czy chcesz, bym szukał tei'ner? Kłamstwem wplatał ich w twą intrygę, lub złożył w ofierze. Wskaż mi drogę. Ukaż motywy mych sojuszników, by oręż ich i zdrada nie powstały przeciwko twemu słudze, nim sam zdradzi dla twej chwały.
 

Ostatnio edytowane przez Glyph : 08-11-2009 o 19:28. Powód: Poprawka
Glyph jest offline  
Stary 09-11-2009, 21:00   #117
 
Lyssea's Avatar
 
Reputacja: 1 Lyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skałLyssea jest jak klejnot wśród skał
Phaere

- Ostrożnie - mruknęła, gdy Selena dotknęła jej rany. Drowka patrzyła uważnie i trochę nieufnie na zesłana przez obcą bogini moc, która miała uleczyć, ją – istotę w nie mającą nic wspólnego z Zilvyn. Co prawda uwierzyła w dobre intencje Seleny, gdyż w przeciwnym razie Tiloup ostrzegłby ją o zagrożeniu, jednak nie miała pewności czy modlitwy tei’ner zdołają przebłagać Zilvyn, aby przymknęła oko na charakter drowki, zdecydowanie różny od typowej osobowości wyznającej jej nauki.

Po chwili poczuła, że jej rany goją się, a ona sama nabiera sił. Popatrzyła na blizny, które już na zawsze będę przypominać o porażce i zakryła je pośpiesznie potargana koszulą.
-Doceniam twoje czyny. - odpowiedziała na pytanie o swoje samopoczucie. Jak się okazało oceniła Selenę zbyt pochopnie, albo… tei’ner chciała uśpić czujność mrocznej elfki. Tak czy inaczej, na obecna chwilę nie wzbudzała większych podejrzeń, co do knucia przeciwko Phaere.
Tiloup ocierał się o bok Seleny, jak gdyby chciał jej podziękować za uzdrowienie swojej pani. Wiedział, że Phaere też jest jej za to bardzo wdzięczna, jednak trudno jej było okazywać te dobre emocje.

-Świetnie! Idź zdrajco! Akurat na twoim towarzystwie najmniej mi zależy! Już pokazałeś jak można na ciebie liczyć. Tylko współczuć Anzelmowi, który jeszcze się na tobie nie poznał. „Pani Phaere” nie zamierza ci pomagać… I dobrze ci radzę, uważaj na słowa.- odpowiedziała na zaczepkę Nathiela. Jeśli jest kolejną osobą, która chce wojny to proszę bardzo. Pozazdrościć głupoty, gdyż drowki prowadzą konflikty nie tylko na płaszczyźnie przemocy fizycznej.

Latien jak zwykle starał się załagodzić sytuację. Chociaż tym razem stanowczo. Co więcej stanął po stronie Phaere, co bardzo jeszcze bardziej utwierdziło ją w przekonaniu, że ma rację. Poza tym liled wykazał się w tej chwili dużym szacunkiem wobec niej, co sprawiało, że była gotowa odwzajemnić się mu tym samym.
 
__________________
Żeby ujrzeć coś wyraźnie, wystarczy często zmiana punktu widzenia.
Lyssea jest offline  
Stary 09-11-2009, 23:50   #118
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację
Nie prosił nikogo o pomoc. Nie zamierzał też organizować wyprawy przeciwko sukkubowi. Phaere wciąż nazywała go zdrajcą, jednak wojownik wcale tak się nie czuł. Nie zrobił nic co byłoby sprzeczne z jego sumieniem (o ile w przypadku drowa można mówić o czymś takim). Jeśli mógłby sobie zasłużyć na miano zdrajcy to właśnie teraz pozostając Anzelma na pastwę Liliel. Nawet jeśli demony były tymczasowymi sojusznikami stanowiły większe zagrożenie niż jakikolwiek z wrogów. No, może poza jedną głupią drowką...

"Pomyśleć tylko, że miałem ją na wyciągnięcie miecza i darowałem życiem... Istotnie muszę być bardzo głupi..."

Potrafił bardzo długo znosić jej obelgi, jednak teraz czuł, że zbliża się do kresu wytrzymałości. Gdy się nad tym przez chwilę zastanawiał nie mógł uwierzyć, że jej słowa - bo do niczego więcej się przecież jeszcze nie posunęła - aż tak wyprowadzą go z równowagi. Jego! Tak nie powinno być. Powinien być skupiony na tym co powinien zrobić, na walce, która jest przecież esencją jego życia. Nie ma miejsca na niepotrzebne myśli. Nie ma czasu.

I co się okazuje? Wiedźma również chce iść? Po co? Żeby się mścić za parę blizn i urażoną dumę? "Jakże wielką wagę do niej przykłada, cholerna idiotka. [A mnie oskarża, że nie liczy się dla mnie nic więcej niż przetrwanie? No proszę..."

Nie mógł i nie zamierzał się na to godzić, dlatego odwrócił się i odszedł. W każdym bądź razie próbował, bo drogę zagrodził mu ten parszywy lilend.

Nathiel zatrzymał się przez Elorenem. Zniecierpliwienie na jego twarzy szybko ustępowało miejsca wyrazowi gniewu. Nie bardzo wiedział co ten osobnik w ogóle tutaj robił, a w całym tym zamieszaniu zapomniał zapytać o to Fosht'kę... to znaczy Selenę czy jak jej tam było. Mniejsza o nią i o tego jegomościa z resztą. Najwyraźniej też był uczestnikiem "świętej wojny". W tej chwili stał mu jednak na drodze i jego prawdziwe intencje czy zamiary mało interesowały drowa.

Nie bez wysiłku udało mu się przekonać swe ciało, że należy użyć słów a nie ostrzy. Lilend mógł się okazać sojusznikiem lub nie i nie trzeba było tego tak wcześnie rozstrzygać. Z całą pewnością zaś nie można było niepotrzebnie tracić czasu i sił na walkę z nim. Tylko jakich słów miał użyć by dogadać się z tym stworzeniem, które najwyraźniej zamierzało tańczyć tak jak wiedźma mu zagra?

- Tutaj nic nie ma sensu - zaczął półszeptem, bardziej do siebie niż do swego przymusowego rozmówcy.
- Phaere o nic nie prosiła. Nie umie prosić tak samo jak nie umie wielu rzeczy zrozumieć. Wszyscy razem powiadasz? Razem z nią? Nie wiem czyjego ataku miałbym się spodziewać wcześniej: jej czy Liliel. Rozumiesz przesłanie?

To zadziwiające, ale mimo całego gniewu który w nim kipiał i tego przekonania, że każda marnowana tutaj sekunda jest bardzo cenna, udało mu się ani razu nie podnieść głosu. Nie był nawet bardzo niemiły. Po raz kolejny starał się komuś wyjaśnić sytuację. Rola "wyjaśniającego" zaczynała być męcząca.

- A teraz zejdź mi z drogi z łaski swojej.

Poprzednie słowa były spokojnym wyjaśnieniem, tym razem jednak ton wypowiedzi drowa nieco się zmienił. O nic nie prosił. Żądał. I jeśli zajdzie potrzeba poprze swoje żądania tymi dwoma kawałkami żelastwa, które nosi przy pasie. Nie musiał wykonywać żadnych teatralnych gestów w rodzaju dotykania rękojeści mieczy. Wydawało się, ze obaj rozumieli sytuację wystarczająco dobrze.
 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.
Krakov jest offline  
Stary 09-11-2009, 23:54   #119
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Nathiel, nagły szum skrzydeł i lądujący przed Tobą lilend powstrzymały nieco Twoje ratunkowe zapędy. Trzy metry w górę i dziesięć na boki robiło wrażenie... Drowka rzecz jasna wyraziła głośno swoją opinię o Tobie, podgrzewając tylko sytuację.
Tymczasem ciemne punkty na niebie wkrótce skierowały się na północ i zniknęły Ci z oczu.

Za to Selena z wdzięcznością skinęła Latienowi głową, po czym odeszła na bok i zaczęła przeszukiwać swoje rzeczy. Wyciągnęła... chyba książkę, ale nie jesteście pewni.

Phaere,
powiedziałaś drowowi do słuchu po czym westchnęłaś i zaczęłaś zastanawiać się nad sytuacją. Dobrze, że ruszacie razem na sukkuba, tylko co dalej? Lilend był potężnym sojusznikiem, ale już raz Liliel go przegadała, więc i teraz nie byłaś pewne jego skuteczności. Ech, mężczyźni... W zamyśleniu skubałaś trawę, gdy nagle twoja dłoń natrafiła na fragment kości, który skruszył się pod Twoim dotykiem. Z obrzydzeniem otrzepałaś dłoń i już miałaś zmienić miejsce odpoczynku, gdy coś odbiło promienie słońca. Eliptyczny, idealnie czarny i gładki kamień z małym wgłębieniem pośrodku.


***

Anzelm
, ponowne rozcięcie ręki nie było przyjemne. Co prawda tym razem nie miałeś powodu obawiać się niełaski Nerulla i ciągłego krwotoku, ale mimo wszystko towarzyszył Ci lęk. I wspomnienia. Wspomnienia delikatnych dłoni odwijających bandaże, obmywających wciąż krwawiącą ranę, łagodnych, krzepiących słów... Zacisnąłeś zęby dusząc w sobie falę bólu i wściekłości, po czym dokończyłeś rytuał.
Powoli, niemal niezauważalnie krew w misie zaczęła mętnieć, szarzeć i rozrzedzać się, zmieniając się w końcu w brunatną, śmierdzącą zgnilizną kałużę. Kałuża z kolei zaczęła parować, a powstający dym ukształtował się w postrzępioną, amorficzną istotę, która zaczęła deklamować głuchym, monotonnym głosem:


W skale, w kamieniu nie znajdziesz nas.
My tam, gdzie zamarznięty czas.
Władcy żywiołów zginą. Ty
zaś wprost przed siebie drogą idź.

Ofiary żąda pan nasz, bóg.
W dolinie śmierci los jest twój.
Zdrajców masz wokół, zdrajcą i ty
A więc wraz z nimi po zdrajcę idź.

Prosto przed siebie, w morze, w las.
Moc tam, gdzie zamarznięty czas.
Gdzie wróg jest wspólny i sojusz jest,
a wróg twój czeka w najwyższej z wież.

Stare historie mają swój kres
lecz w nich pradawna mądrość jest.
Gdzie liść, gdzie śpiew, gdzie życie - tam
znajdziesz odpowiedź. I moc Ci dam.
Zjawa rozmyła się z cichym jękiem a Ty westchnąłeś. Jak zwykle przepowiednia była kretyńską rymowanką bez ładu i składu, jednak dało się z niej wyłuskać potrzebne informacje. Teraz tylko trzeba było wprowadzić je w życie...


Liliel, taktyczny odwrót Anzelma nie wprawił Cię w dobry humor. W zasadzie to wprawił Cię w humor fatalny. Bałaś się jednak podążyć za nim nie wiedząc, czy czar zmiany charakteru nadal działa. Na niego w każdym razie działał. Klnąć i psiocząc pokręciłaś się wokół karczmy, kopnęłaś zauroczoną harpię, po czym poszłaś się wykąpać. Choć kąpiel to było za dużo powiedziane - nabieranie lodowatej wody ze studni rozklekotanym wiaderkiem i polewanie się nią nie było Twoim marzeniem. Zwłaszcza, że woda śmierdziała zbutwiałym drewnem, gnijącymi liśćmi i żabami. Mimo to rozebrałaś się do naga i zaczęłaś po kolei przemywać fragmenty swojego ciała. Xer patrzył na Twoje zabiegi obojętnym wzrokiem - nie byłaś samicą jego gatunku i Twoja golizna nie robiła na nim najmniejszego wrażenia. Brak widowni (bo za widownie nie można było uznać garstki szkieletów i martwych harpii) jeszcze bardziej Cię rozdrażnił. Przez chwilę pobawiłaś się wisiorkiem ściągniętym ze starej samicy, po czym ciepnęłaś go do studni. Nic nie warta, niemagiczna błyskotka... na co Ci złoto na tym pustkowiu? Ech... Nudy...

***

Gdzieś między światami...




"Night upon Loch Dubh", copyrights by *Versatis



- ... To jak, przystajesz na moją propozycję? - słodki, wysoki głos przerwał ciszę. Zgarbiony, chorobliwie chudy mężczyzna milczał przez chwilę nim w końcu przemówił.
- Skąd mam wiedzieć, że twój plan się uda? Że mnie nie zdradzisz?
- Ależ oczywiście, że Cię zdradzę, mój panie. Tak samo, jak ty kiedyś zdradzisz mnie - zagruchała smagłolica kobieta. Mężczyzna roześmiał się chrapliwie.
- No tak, no tak... Jednak... ten świat to domena Angharradh. Nie boisz się jej ingerencji? - słowa mężczyzny sprawiły, że bursztynowe oczy rozmówczyni zwęziły się ostrzegawczo.
- Nie wymawiaj przy mnie imienia tej dziwki! Dopilnowałam żeby miała zajęcia na jakiś czas. Na dłuższy czas. Nie musisz się nią martwić. Wystarczy, że będziesz robił co powiem.
- No tak, no tak... Jednak... co ty z tego będziesz mieć
- pan zemsty i podstępu nadal miał wątpliwości. - Ciężko mi uwierzyć, że podbój tak niewielkiego światka leży w twoim interesie.
- W moim interesie leży wszystko, co pognębi dzieci Corellona. Wszystko, rozumiesz? Plenią się jak kąkol po wszystkich światach! Nie tylko Aber-Torilu! Drwią z mojej mocy! Świetliste bękarty! - pierś tej, którą dawniej zwano Araushnee unosiła się i opadała w rytm gniewnego oddechu.
- Już dobrze, dobrze, nie gorączkuj się tak - zmitygował ją mężczyzna otulając się szczelniej wystrzępionym szarym płaszczem. - Zgadzam się. Ten plan niesie korzyści i mnie. W końcu co to za świat bez boga śmierci? A później... później się zobaczy.

Oboje roześmiali się śmiechem od którego zadrżały okoliczne skały, po czym idąc ramię w ramię wtopili się w mrok.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 10-11-2009 o 10:26. Powód: kosmetyka
Sayane jest offline  
Stary 11-11-2009, 12:54   #120
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Imil - rozbijanie obozu w strażnicy.

Selena była zadowolona z efektów leczenia Phaere. Miała nadzieję, że dzięki temu gestowi pojednania choć trochę zjednała sobie zaufanie drowki. Znacznie jednak gorzej sprawia miała się z Nathielem. Selena nie miała pojęcia dlaczego odrzuca ich pomoc, dlaczego uparł się, by wyruszyć samotnie przeciwko demonowi. Jego wyjaśnienia znacznie rozjaśniły sytuację, ale jego zachowanie jeszcze bardziej wszystko zagmatwało. Nie było sensu przekonywać go, czy próbować zatrzymać siłą, być może miał swoje powody, by tak postąpić – oby tylko nie miało to nic wspólnego z tym, co Selena przed chwilą wyznała.


- Latienie, odpuść – powiedziała łagodnie i uspokajająco. - Dość już kłótni i nieporozumień. Jeśli Nathiel tak postanowił, niech idzie. Anzelm rzeczywiście może być w wielkim niebezpieczeństwie, a w towarzystwie Nathiela zawsze będzie mu raźniej. Szkoda, że nie chcesz na nas poczekać, ale najwyraźniej masz swoje powody – zwróciła się bezpośrednio do drowa. - Jak tylko będziemy mogli, wyruszymy za tobą i będziemy kierować się w stronę gór, tam gdzie rzekomo mają być przetrzymywani moi bracia. Mam nadzieję, że powiedzie ci się cokolwiek zamierzasz.


Gdy Nathiel odszedł, należało nie tracić więcej czasu i zająć się odpoczynkiem, przygotowaniami i ustalaniem co dalej.


- Latienie, czy mógłbyś zatroszczyć się o rozpalenie ogniska? Musimy zjeść coś ciepłego, zwłaszcza ze względu na chorą. Phaere, może zechcesz odpocząć w strażnicy, przespać się pod dachem? Spróbuję ci zorganizować jakieś posłanie.


Selena ostrożnie weszła do strażnicy i rozejrzała się dookoła. Budowla wyglądała na opuszczoną i od dawna nie używaną. Po krótkich oględzinach doszła do wniosku, że nic nie powinno im tutaj zagrażać, przygotowała więc prowizoryczne posłanie dla Phaere. Potem rozjuczyła konia i zdjęła z niego ciężar bagaży, wyszukując w nich derkę, by przykryć nią drowkę.


- Wszystko już gotowe, możesz się położyć, a Tiloup będzie cię pilnował. - Pogłaskała kociaka za uchem. - Obudzimy cię, gdy jedzenie będzie gotowe.


Zostawiła Phaere w strażnicy i wyszła na zewnątrz, by skorzystać z odrobiny czasu i przejrzeć księgi, które wzięła ze swojej kryjówki. Rozłożyła jedną z nich na kolanach i zaczęła ją kartkować, by wybrać najodpowiedniejsze czary do nauczenia się. Księga była pełna zaklęć bojowych i obronnych, a Selena nie mogła się zdecydować które z nich będą najodpowiedniejsze, które żywioły będą w stanie zranić thana. Czy lepiej polegać na naturalnych dla niej żywiołów wiatru i wody, czy równie dobrze będzie czuła się z zaklęciami ognia, które reprezentuje natura Fosth'ki?


Wreszcie zatrzasnęła księgę i zaczęła przyglądać się krzątaninie Latiena przy rozniecaniu ogniska.


- Musimy się zastanowić co dalej, przyjacielu. Wyruszenie śladem Anzelma i tej przebrzydłej demonicy wydaje się najodpowiedniejsze, tym bardziej, jeśli w kopalni naprawdę uwięzieni są tei'ner. Boję się tylko, że zarówno Anzelm, jak i Nathiel, będą pod wpływem Lilliel i jeśli przyjdzie do walki, staniemy po przeciwnych stronach. Nie spodziewałam się, że spotkamy tutaj towarzyszy Fosth'ki, do tej pory wydawali mi się istotami przesiąkniętymi złą naturą, ale ten krótki czas z nimi spędzony sprawił, że obdarzyłam ich zaufaniem. Nie wiem, może to wpływ Fosth'ki, kiedy z nią rozmawiałam i myślałam, że to oni zbrukali świątynię Matki w Miee'sitil używając nieznanej mi mocy, stanęła w ich obronie i powiedziała, że ich negatywna powierzchowność to tylko pozory. Nie chciałabym rozlewu krwi między nami, zwłaszcza jeśli byliby pod wpływem demona. Musimy być ostrożni. Powinnam jak najszybciej rozpocząć naukę i przyswoić sobie nowe czary, w przeciwnym razie nie damy rady pokonać sług thana.


Po chwili ciszy dodała:


- Latienie, myślę, że powinnam wyruszyć do świątyni Zivilyn, póki Phaere śpi. Chciałabym się tam rozejrzeć, pomodlić, znaleźć jakieś wskazówki... Gdybym wyruszyła teraz, konno, zdążyłabym wrócić zanim będziemy szykować się do dalszej drogi. W ten sposób zaoszczędzilibyśmy czasu, a Phaere i tak nie będzie mogła przekroczyć bariery. Zostań tu z nią, a ja wrócę jak najszybciej, oby z dobrymi wiadomościami... Zgadzasz się?
 
Milly jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172