Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2009, 23:54   #119
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Nathiel, nagły szum skrzydeł i lądujący przed Tobą lilend powstrzymały nieco Twoje ratunkowe zapędy. Trzy metry w górę i dziesięć na boki robiło wrażenie... Drowka rzecz jasna wyraziła głośno swoją opinię o Tobie, podgrzewając tylko sytuację.
Tymczasem ciemne punkty na niebie wkrótce skierowały się na północ i zniknęły Ci z oczu.

Za to Selena z wdzięcznością skinęła Latienowi głową, po czym odeszła na bok i zaczęła przeszukiwać swoje rzeczy. Wyciągnęła... chyba książkę, ale nie jesteście pewni.

Phaere,
powiedziałaś drowowi do słuchu po czym westchnęłaś i zaczęłaś zastanawiać się nad sytuacją. Dobrze, że ruszacie razem na sukkuba, tylko co dalej? Lilend był potężnym sojusznikiem, ale już raz Liliel go przegadała, więc i teraz nie byłaś pewne jego skuteczności. Ech, mężczyźni... W zamyśleniu skubałaś trawę, gdy nagle twoja dłoń natrafiła na fragment kości, który skruszył się pod Twoim dotykiem. Z obrzydzeniem otrzepałaś dłoń i już miałaś zmienić miejsce odpoczynku, gdy coś odbiło promienie słońca. Eliptyczny, idealnie czarny i gładki kamień z małym wgłębieniem pośrodku.


***

Anzelm
, ponowne rozcięcie ręki nie było przyjemne. Co prawda tym razem nie miałeś powodu obawiać się niełaski Nerulla i ciągłego krwotoku, ale mimo wszystko towarzyszył Ci lęk. I wspomnienia. Wspomnienia delikatnych dłoni odwijających bandaże, obmywających wciąż krwawiącą ranę, łagodnych, krzepiących słów... Zacisnąłeś zęby dusząc w sobie falę bólu i wściekłości, po czym dokończyłeś rytuał.
Powoli, niemal niezauważalnie krew w misie zaczęła mętnieć, szarzeć i rozrzedzać się, zmieniając się w końcu w brunatną, śmierdzącą zgnilizną kałużę. Kałuża z kolei zaczęła parować, a powstający dym ukształtował się w postrzępioną, amorficzną istotę, która zaczęła deklamować głuchym, monotonnym głosem:


W skale, w kamieniu nie znajdziesz nas.
My tam, gdzie zamarznięty czas.
Władcy żywiołów zginą. Ty
zaś wprost przed siebie drogą idź.

Ofiary żąda pan nasz, bóg.
W dolinie śmierci los jest twój.
Zdrajców masz wokół, zdrajcą i ty
A więc wraz z nimi po zdrajcę idź.

Prosto przed siebie, w morze, w las.
Moc tam, gdzie zamarznięty czas.
Gdzie wróg jest wspólny i sojusz jest,
a wróg twój czeka w najwyższej z wież.

Stare historie mają swój kres
lecz w nich pradawna mądrość jest.
Gdzie liść, gdzie śpiew, gdzie życie - tam
znajdziesz odpowiedź. I moc Ci dam.
Zjawa rozmyła się z cichym jękiem a Ty westchnąłeś. Jak zwykle przepowiednia była kretyńską rymowanką bez ładu i składu, jednak dało się z niej wyłuskać potrzebne informacje. Teraz tylko trzeba było wprowadzić je w życie...


Liliel, taktyczny odwrót Anzelma nie wprawił Cię w dobry humor. W zasadzie to wprawił Cię w humor fatalny. Bałaś się jednak podążyć za nim nie wiedząc, czy czar zmiany charakteru nadal działa. Na niego w każdym razie działał. Klnąć i psiocząc pokręciłaś się wokół karczmy, kopnęłaś zauroczoną harpię, po czym poszłaś się wykąpać. Choć kąpiel to było za dużo powiedziane - nabieranie lodowatej wody ze studni rozklekotanym wiaderkiem i polewanie się nią nie było Twoim marzeniem. Zwłaszcza, że woda śmierdziała zbutwiałym drewnem, gnijącymi liśćmi i żabami. Mimo to rozebrałaś się do naga i zaczęłaś po kolei przemywać fragmenty swojego ciała. Xer patrzył na Twoje zabiegi obojętnym wzrokiem - nie byłaś samicą jego gatunku i Twoja golizna nie robiła na nim najmniejszego wrażenia. Brak widowni (bo za widownie nie można było uznać garstki szkieletów i martwych harpii) jeszcze bardziej Cię rozdrażnił. Przez chwilę pobawiłaś się wisiorkiem ściągniętym ze starej samicy, po czym ciepnęłaś go do studni. Nic nie warta, niemagiczna błyskotka... na co Ci złoto na tym pustkowiu? Ech... Nudy...

***

Gdzieś między światami...




"Night upon Loch Dubh", copyrights by *Versatis



- ... To jak, przystajesz na moją propozycję? - słodki, wysoki głos przerwał ciszę. Zgarbiony, chorobliwie chudy mężczyzna milczał przez chwilę nim w końcu przemówił.
- Skąd mam wiedzieć, że twój plan się uda? Że mnie nie zdradzisz?
- Ależ oczywiście, że Cię zdradzę, mój panie. Tak samo, jak ty kiedyś zdradzisz mnie - zagruchała smagłolica kobieta. Mężczyzna roześmiał się chrapliwie.
- No tak, no tak... Jednak... ten świat to domena Angharradh. Nie boisz się jej ingerencji? - słowa mężczyzny sprawiły, że bursztynowe oczy rozmówczyni zwęziły się ostrzegawczo.
- Nie wymawiaj przy mnie imienia tej dziwki! Dopilnowałam żeby miała zajęcia na jakiś czas. Na dłuższy czas. Nie musisz się nią martwić. Wystarczy, że będziesz robił co powiem.
- No tak, no tak... Jednak... co ty z tego będziesz mieć
- pan zemsty i podstępu nadal miał wątpliwości. - Ciężko mi uwierzyć, że podbój tak niewielkiego światka leży w twoim interesie.
- W moim interesie leży wszystko, co pognębi dzieci Corellona. Wszystko, rozumiesz? Plenią się jak kąkol po wszystkich światach! Nie tylko Aber-Torilu! Drwią z mojej mocy! Świetliste bękarty! - pierś tej, którą dawniej zwano Araushnee unosiła się i opadała w rytm gniewnego oddechu.
- Już dobrze, dobrze, nie gorączkuj się tak - zmitygował ją mężczyzna otulając się szczelniej wystrzępionym szarym płaszczem. - Zgadzam się. Ten plan niesie korzyści i mnie. W końcu co to za świat bez boga śmierci? A później... później się zobaczy.

Oboje roześmiali się śmiechem od którego zadrżały okoliczne skały, po czym idąc ramię w ramię wtopili się w mrok.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 10-11-2009 o 10:26. Powód: kosmetyka
Sayane jest offline