- A niech to... Roger nie dokończył.
Bynajmniej nie z braku słów, a z braku czasu.
Powiększający się z każdą chwilą, coraz jaśniejszy punkt zwiastował zdecydowanie niebezpieczeństwo.
I nie było na co się oglądać, tylko szukać schronienia. Dru była całkowicie nieodpowiedzialna i równie dobrze mogła spuścić to nadlatujące coś na głowę tamtej kapłanki, jak i na któregoś ze sprzymierzeńców. A chociaż widok z pewnością byłby wspaniały, to jednak była to chwila, w której rozsądek liczył się bardziej niż odwaga i zamiłowanie do podziwiania pięknych efektów wizualnych. Roger chwycił wodze swego wierzchowca i nie czekając na rozwój sytuacji schował się za najbliższym rogiem.
Huk, po którym zatrzęsła się ziemia, świadczył o tym, że decyzja była ze wszech miar rozsądna.
Ledwo grunt na którym stał uspokoił się nieco, Roger wysunął się zza rogu.
Akurat w czas, by poczęstować leżącego potwora celną strzałą.
Gdy wroga kapłanka rozpłynęła się w powietrzu, najwyraźniej mając chwilowo dosyć konfrontacji, Roger ruszył w stronę wozu, zatrzymując się tylko na moment, by obszukać łucznika, który nie przeżył zetknięcia się z brukiem.
To, co znajdowało się przy zwłokach nie stanowiło być może oszałamiającego majątku, ale zawsze mogło się przydać, szczególnie komuś, kto wyruszał w dłuższą podróż.
Świetnej roboty łuk i dziesięć tej samej jakości strzał, które szybko znalazły miejsce w kołczanie Rogera. Reszty strzał też nie warto było pozostawiać, podobnie jak świetnego sztyletu i misternie zdobionych karwaszy.
Omijając łukiem meteorytowy krater Roger dotarł do wozu, akurat w odpowiednim momencie, by usłyszeć nad wyraz rozsądne słowa strażnika.
Rada była na tyle trafna, że warto było z niej skorzystać, i to jak najszybciej. Nie było na co czekać.
- Zmykajmy stąd, nim lokalne władze każą nam zapłacić za te całe zniszczenia - powiedział Roger, gdy znalazł się obok wozu. - Rannych zapraszam na wóz, można im pomóc jak już będziemy poza murami miasta.
- Castielu? Mógłbyś sprawdzić, czy któryś z tych osiłków - wskazał na leżących ochroniarzy - nie ma czegoś cennego? Lub umożliwiającego identyfikację? Ja zobaczę, co z Logainem...
Sprawę poganiania i użerania się z szaloną kapłanką pozostawił tym razem komu innemu. Logain leżał niedaleko bramy, tuż obok zabitego przez siebie maga.
Nim jednak Roger zdążył podejść do Logaina, ten otworzył oczy.
- Żyjesz... - W głosie Rogera zabrzmiał cień zadowolenia. - Pomóc ci wstać? - zaproponował.
Co prawda Logain mógł potrzebować leczenia, ale mieli w drużynie kapłana. I kapłankę, chociaż, sądząc z zachowania tej ostatniej, Dru bardziej nadawała się do sprowadzania kłopotów, niż leczenia ran.
Ale... któż mógł wiedzieć. Może alkohol nie był jedyną dobrą rzeczą tkwiącą w 'Mówcie mi'...
Podszedł do ciała maga.
Przedmiotów przy nim było parę i to dość ciekawych. Przynajmniej na pierwszy rzut oka.
Różdżka, płaszcz, jakiś zwój. I flakonik. Pełen.
Pozostawiając na potem problem identyfikacji i podziału zdobyczy zgarnął wszystko i wrzucił na wóz.
Wskoczył na konia i podjechał do strażnika, który w tym czasie zdążył już do końca otworzyć bramę.
- Macie tu maga - wskazał na leżące na ziemi ciało - mam więc nadzieją, że nie będzie problemów ze znalezieniem sprawcy tego całego bałaganu - powiedział jak najbardziej przekonującym tonem.
Odwrócił się w stronę wozu i gestem zaprosił wszystkich do pośpiechu.
- Nie guzdrać się - powiedział. - Do Wrót daleka droga, zaś Amn jest jeszcze dalej. |