Wątek: Łaska wyboru
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-11-2009, 22:14   #140
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Szli wolni. Przynajmniej takie mieli wrażenie, że wśród setek czy tysięcy przechodniów są jednymi z wielu. Kompletnie nierozróżnialnymi spośród wielorasowego tłumu rodowitych Pleveńczyków i odwiedzających metropolię gości. Odwiedzali sklepy, przechadzali się, napawali słońcem, którego tak długo byli pozbawieni. Obydwoje tego pragnęli, spleceni dziwnym warkoczem niesamowitych przypadków. Uwięzienie, kopalnia, ucieczka. Wreszcie miasto, znienawidzone, lecz również pociągające niczym młoda kobieta, którą kroczyła obok sycąc oczy widokiem dziesiątek barw. Kopalnia czernią oraz szarością jedynie kwitła, czasem jakimś brunatnym kolorem. Wszystko zlewało się tworząc jednostajną, straszna dla oka monotonię. Nienawidził tego, zresztą, jak chyba wszyscy. Tymczasem na powierzchni miasto wabiło kolorami, zapachami, pieszczota dotyku, którymi uciekinierzy sycili się na równi z pozyskana wolnością. Wśród tych wszystkich ludzi, elfów, niziołków, krasnoludów, tylko oni, oraz piratka Bobby, mieli wspólną tajemnicę. Wiedzieli coś o sobie, o czym zielonego pojęcia nie miał nikt inny. Łączyło ich to dziwnie intymnym związkiem, który spajał bardziej niż wspólna praca, czy dzielenie łóżka. Tym bardziej, że Angie nie było. Samowolnej, kompletnie pozbawionej poczucia wspólnoty, która jednocześnie oddała im swoje ostatnie grosze. Dziwna kobieta, dziwna … kłębek sprzeczności, któremu nie można było: ani wierzyć, ani nie wierzyć.
- Jak myślisz? Wróci do nas? - zapytał Ves otwierając dyskusję. - Ryzykujemy powrót do magazynu, bo przecież tam chyba szukałaby nas?
Czarodziejka wierzyła piratce, Callisto także był pewny jej uczciwych, ogólnie, zamiarów.

Jakaś grupa igrców stała na niewielkim podeście. Młoda, ciemnowłosa bardka śpiewała głębokim głosem opiewając uroki pięknej właścicielki czarodziejskiego ogrodu. Bohaterka piosenki lubiła swoje kwiaty ...
- Może Ves także? - Zastanowił się.

Korzystając z okazji, ze dziewczyna zajęła się kupowaniem soku od kramarza – niziołka, on zakręcił się przy kwiatku. Tak, to było … właściwie, hm, marnowanie pieniędzy, ale … nie mógł się powstrzymać. Ten kwiat miał być nie tylko obrazem jego sympatii do czarodziejki, ale także złamaniem pewnej granicy. Kupując go oraz ofiarując jej rzecz po prostu piękną, lecz niepraktyczną, łamał spajające ich okowy. Kopalnia uczyła surowej, prymitywnej wersji oszczędności, która wielu po pewnym czasie prowadziła do zezwierzęcenia. Tam stworzono ludzki rezerwat, gdzie takie zachowanie stanowiło prawidłowość oraz zapewniało przetrwanie. Ten kwiat tymczasem, ofiarowany kobiecie przez mężczyznę cieszącego się jej urodą, czarem, uśmiechem miał być dla obydwojga symbolem powrotu dawnych chwil.

Tego właśnie szukał. Kobieta ubrana w biała bluzkę i niebieska spódnice bardziej przypominała Callisto z urody Cygankę niżeli Plevenkę. Czarne oczy i włosy splecione w warkocz oraz pewien nieokreślony sposób mówienia narzucał takie skojarzenie. Stała pod ścianą sukiennic, w reku trzymała jeden kosz, pozostałe zaś stały tuz obok pilnowane przez jakąś dziewczynkę, pewnie córkę.


Ale gadała niczym najęta czystym akcentem stolicy:
- Kwiatek, jaśnie panie. Rozumie się, rozumie się. Piękny, oczywiście. To dla żony? Właśnie, Juanita potrafi odkryć tajemnice swoich klientów. Dlatego ciągle utrzymuje się na rynku, nie to co ci – wskazała na jakąś konkurencję, która zachwalała swój towar w identyczny sposób. – Oczywiście, coś się znajdzie, żeby mógł pan okazać miłość damie swojego serca. Tak. Aaa, oczywiście, Juanita potrafi takie cuda. Kwiat dobry na wszystko. Onegdaj jednego z moich klientów żona przepatrzyła z jaką szynkarką, co nieopodal ich mieszkała. Skopała biednego chłopa, który se chciał tylko ulżyć, a samemu trudno mu było, bo się wstydał. To wolał z kobitą, skoro własna mu nie dawała, bo ciągle to niby głowa boli. Toż zadek mu miała nadstawiać, nie głowę, przynajmniej tak mówił ten biedaczyna. Chłop był chucherko, ona postawna, to skopała go i dała wałkiem po grzbiecie krzycząc, żeby się nie pokazywał, ale przyszedł do mnie, kupił kwiaty i wiecie co? Wybaczyła, bo kwiat to droga do serca dziewczęcia.

Tak trajkocząc wybierała okazy najładniejsze. Po chwili jednak odrzucała i znów wybierała wkładając te, które wydały jej się najlepsze.
- I co pan na to? – Spojrzała pytająco.
- A jakbym się zdecydował na coś z tego? - Callisto wskazał na jeszcze jedną grupę kwiatów.
- Hm, zobaczmy – kwiaciarka znowu zaczęła łączyć w szklanym słoju kompozycje dokonując wreszcie prezentacji.
Był rzeczywiście piękny, godzien Ves.
- Róż to niezwykły kolor dla kwiatów, choć fatałaszek różowych, to by żem nie nosiła, ale kwiaty … kwiaty to co innego. Zestawienie amarantu – gorącości uczucia z bielą szlachetnej uczciwości. Róż, dostojny panie, jest właśnie najlepszy dla delikatnej miłości, która budzi się niczym natura po deszczu. Nie odstrasza prawdziwie niewinnych kobiet, jak drapieżny, purpurowy szkarłat, nie jest także tak nieokreślona, jak czysta biel, kolor nadający się na wszelkie okazje. Tak, znakomity wybór, jak dla pana ...


Kwiat rzeczywiście był niezwykle piękny. Callisto wybrał go już na swój prezent dla czarodziejki. Widząc, że dziewczyna jeszcze delektuje się sokiem, nie przeszkadzał pytlującej handlarce. Nie prostował, gdy nazwała Ves jego żoną, tym bardziej … właśnie … dziewczyna widziała elfa. Splunął niemal przez ramię. Szukali ich, ale jeśli … doskonały pomysł. Przecież szukali zbiegłych więźniów, nie dobrze urodzonego małżeństwa, które zabija nudy spacerując po ulicach miasta. Postanowił przedstawić, jej ten pomysł, jednakże … zastanowiwszy się zrezygnował. Któż wie, czy dawny, spokojny okres w jej życiu nie stanowił dla niej najważniejszego miejsca ucieczki? Takiego, którego pamięci nie można naruszać nawet małym, przydatnym kłamstewkiem.

- Piękny kwiat dla pięknej dziewczyny – powiedział poważnie. Pewnie wolałaby, żeby ofiarował go jej Albert, ale cóż, biedak został ranny w jaskini. Przyzwoity właściwie gość. Zrobiło mu się głupio, że zapomniał o reszcie, ale … co mogli zrobić? Bez lekarza nie było szans, a lekarza miała ściągnąć Angie. Trzeba jej było zaufać, że nie zdradzi, że będzie pamiętać, że wróci prowadząc konowała. Teraz zaś, jakby przemożna siła kierowała jego drogami. Nie znał Pleven, tymczasem szedł. Nie wiedział gdzie idzie, tymczasem kierował krokami obydwojga. Niby panował nad swoim postępowaniem, tymczasem ta sprawa wymykała mu się spod kontroli. Ale nawet ta dziwna siła nie potrafiła go odwieść od zabrania się za zdradzieckiego elfa! Vestine także wyglądała na całkowicie zdeterminowaną. Obmyślili plan. nie byli takimi sparszywiałymi kundlami, jak elf. Nie uciekł z nimi,był więźniem, teraz zaś chodził na wolności, czyli musiał się dogadać jakoś, obiecując coś władzom kopalni.


Najpierw myślał, że kobieta zasłabła. Potem, że zwariowała, a potem dostrzegł, że nosi emblematy wysokiej kapłanki Vereny. Na takie pozycje nie wybiera się fikuśnych psychicznie. Musiała go zatem wziąć za kogoś innego. Jakaś wyjątkowo poważana persona tego miasta, albo zakonu pewnie wyglądała identycznie. Chciał szybko wyjaśnić nieporozumienie, szybko jednak przypomniała mu się maksyma: Strzeż się swoich pierwszych odruchów, zwykle są szlachetne, lecz niekoniecznie mądre. Toteż przygryzł wargi, urywając nagle rozpoczęte zdanie. Uznał, że najlepiej będzie nadrabiać bezczelnością, udając takiego, co to wszystko wie, ale z oczywistych powodów, nie ma ochoty dzielić się swoją wiedzą. Kiwanie głową oraz poważne, czy srogie miny czasem zastępują najmądrzejsze dywagacje. Chciał po prostu, żeby kapłanka jak najwięcej mówiła. Jak wygląda sytuacja? Jak to się zaczęło? Co sądzą inni? Wiele takich pytań na tyle ogólnych, że nie można niczego negatywnego przypisać je zadającemu. Chłopak miał nadzieję, że słuchając odpowiedzi dowiedzą się czegokolwiek przydatnego.
- Wstań. Wstań – pochylił się podnosząc klęczącą kobietę. - Nie tutaj – rzucił szybkim słowem, niby dzieląc się jakąś zakazaną informacją. - Są problemy. Oczywiście, sama rozumiesz - zaznaczył. - Chodźmy w miejsce, gdzie będziemy mogli swobodnie porozmawiać. Notabene – wskazał na Vestine ona pełni funkcję mojego … zresztą, nieważne. Jest ze mną.
 
Kelly jest offline