Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-11-2009, 23:20   #106
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Spotkanie z przedstawicielami warstwy szlacheckiej parę tygodni temu nie nastawiło Yona zbyt pozytywnie do owej warstwy.
I chociaż może były to zbytnie uogólnienia, to jednak Yon był pełen wątpliwości co do intencji pana Anglay'a. Czy faktycznie Luna tak zauroczyła Bruilla, czy też miał on jakieś, sobie tylko znane, plany.
Oczywiście nie miał zamiaru nikomu nic mówić o jakichkolwiek wątpliwościach.


- Jak rozumiem - Yon skończył obserwować wyposażenie wnętrza i delektować się posiłkiem - bez pana wstawiennictwa dotarlibyśmy najwyżej do tamtej bramy...

- Oj proszę mi tak nie pochlebiać panie Early, mądra głowa znajdzie sposób na pokonanie przeszkody, wy z kolei pewnie macie ich już tuziny za sobą - Szlachcic lekko się uśmiechnął.

- Co innego pokonywać przeszkody - uśmiech Yona był równie lekki - a co innego sprawiać, by przestawały istnieć. A panu to drugie się udaje w taki... naturalny sposób. Bez najmniejszego wysiłku.

- Oj tam - Anglay potrząsnął głową. - Jak się ma znajomości... ja z kolei uważam, że im większy wysiłek, tym większe zwycięstwo - Mężczyzna w trakcie rozmowy z Yonem spojrzał na moment równy mgnieniu oka na Lunę.

Yon nie musiał nawet ruszyć głową by wiedzieć, w czyją stronę skierowane było przez mgnienie oka spojrzenie Anglay'a, Kolejny cel i ochota na zwycięstwo?

- Tu już wkraczamy w dziedziny raczej filozoficzne. Co jest cenniejsze - zwycięstwo okraszone wielkim wysiłkiem i poświęceniem, czy takie pokierowanie sprawami, by zwycięstwo łatwym się stało i nie kosztowało zbyt wiele. Jedno i drugie cenione być powinno, choć to pierwsze, szczególnie gdy morzem krwi okupione, bardziej okazałym się zdaje, zaś w tym drugim przypadku mało kto zwycięzcę doceni.

Szlachcic przysłuchując się słowom Yona napił się wina, po czym potarł swoją bródkę.

- Zgadza się, to już tematy bardziej filozoficzne, dosyć wyniosłe, i... mogące trwać godzinami - Zaśmiał się - Lepiej więc przypadkiem nie zanudzajmy reszty towarzystwa panie Early. Długo już w Melvaunt przebywacie, no i oczywiście co was tu sprowadza, jeśli można wiedzieć?.

- A różnie z tymi interesami, prawdę mówiąc. - Yon w stronę okna popatrzył, jakby porę dnia oceniając. - Doba niecała, jak tu bawimy. I nudno, prawdę mówiąc, nie jest. Jeśli kto lubi rozrywki tego typu.
Nie sprecyzował, o jakie chodzi.
- Spotkaliśmy się czas jakiś temu, przypadkiem, w ciut liczniejszej kompanii i postanowiliśmy razem mokradła Thar przebyć. W grupie zawsze raźniej i bezpieczniej. A ja, na przykład, broń swą, jak już mówiłem, naprawić chciałem, bo o kowalach tutejszych słów parę dobrych do mnie dotarło.

W zasadzie nikt nie mógł zarzucić Yonowi, że choćby słowo nieprawdy powiedział. Nawet sama, wiecznie do niego mająca o coś pretensje, Luna.

- Wyczuwam tajemniczość... - Mężczyzna przymrużył oczy, ale odezwał się szybko wesołym głosem - Ale to dobrze, każdy powinien mieć jakieś tajemnice!. To czyni życie atrakcyjniejszym. Wnioskuję więc że zwiedziliście kawał świata, a byliście może w Cormyrze ostatnio?.

- Życie bez tajemnic nic nie byłoby warte - zgodził się Yon. Wesoły błysk w oku Anglay'a sugerował, że szlachcic pretensji o tajemniczość ową nie ma. - A Cormyr? - Yon pokręcił głową. - Dawno mi się nie zdarzyło tam być. Działo się tam coś ciekawego ostatnimi czasy?

- A bo ja wiem... - Roześmiał się szlachcic - Myślałem, że może wy coś wiecie, dawno kontaktu z przyjaciółmi nie miałem, a tam te wojny z Goblinami... .

- Nie lubię wojen. Z najrozmaitszych powodów. Poza tym zawsze panuje za duży tłok i człowiek może przez przypadek oberwać.
- Wolę przygody w mniejszym gronie - dodał.

- Hmmm... - Zamyślił się szlachcic - dosyć małe te wasze grono, ledwie trzy osoby.

- Niektórzy twierdzą, że troje to już tłok - zażartował Yon. - A w gruncie rzeczy wszystko zawsze sprowadza się do tego, co chce się osiągnąć. Na wyprawę na smoka to przymało. Żeby okraść kogoś na ulicy - ciut dużo.

- No proszę mi nie mówić, że wy się zajmujecie takimi rzeczami jak kradzieże?? - Zdziwił się wyjątkowo mocno Anglay, jeśli i może nie oburzył...

- Aż dziw, że nie zaciekawiła pana wzmianka o smoku - uśmiechnął się Yon. - Nie mówiłem o nas, tylko podawałem ogólny przykład.

- Smok?? - Mężczyzna poderwał się z miejsca i niemal krzyknął, zwracając na siebie wszelką możliwą uwagę, po czym... trzasnął w stół dłonią i głośno się zaśmiał. Następnie usiadł i odezwał już całkiem normalnym tonem po tym całym teatrzyku - Panie Yon, smoki smokami, kto tam wie co któregoś dnia nam stanie na drodze, byleby być z własnego życia zadowolonym.

- Umie pan zwracać na siebie uwagę - roześmiał się Yon. - Obyśmy byli zadowoleni z życia. - Uniósł kielich do góry w geście pozdrowienia.

- Więc za to wypijmy! - Zawtórował szlachcic, za jego przykładem poszedł zaś Dagal, wznosząc toast... całym dzbanem piwa.

Po chwili...

- A właśnie - Anglay pacnął się dłonią w czoło - W końcu jesteśmy w "Dzikim kwiecie"... panie oberżysto, pozwoli pan na momencik...

Po niedługim czasie szlachcic wręczył Lunie bukiet pięknych kwiatów.

Yon dyplomatycznie nie rzekł ani słowa.
Robiło się coraz ciekawiej.
 
Kerm jest offline