"Po co się za coś bierzesz, jak nie umiesz" - pomyślał z niezadowoleniem, gdy w strzałka pękła w palcach Martina.
- Nic ci się nie stało? - spytał. Na szczęście Martin, mimo swej nieostrożności, nie padł trupem.
- Jak tu skończymy - powiedział, zanim mag wyszedł - pójdziemy na rozmowę z panem kapitanem. Może w międzyczasie dowiedział się czegoś ciekawego. Poza tym musimy mu powiedzieć o naszych odkryciach.
Odkryciach... Na Myrmidię... Przecież prawie żadnych śladów nie odkryli. Nie wiedzą nawet, czy ktoś wszedł przez okno, czy jakiś znajomek nie wszedł przez drzwi i nie załatwił ojca Mortena.
Okrzyk Mablunga oderwał Gotfryda od rozważań związanych z najrozmaitszymi aspektami tej sprawy.
Podszedł do okna i, jakby nie wierząc własnym oczom, przejechał palcami po wskazanym miejscu.
Ślad, trzy niewielkie rysy, z pewnością nie powstał tam sam z siebie. Ktoś, lub, coś, włażąc przez okno, musiał się mocniej chwycić parapetu. Albo też osunęła mu się ręka, czy raczej łapa.
- Na człowieka to nie wygląda. Jakiś zwierzak, może zwierzoczłek. Nie znam się na tym na tyle, by móc dokładnie rozpoznać.
- Widzieliście kiedyś coś takiego? - zwrócił się do pozostałych, obejmując tym pytaniem również strażnika. |