Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-11-2009, 17:10   #41
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Okolice „Spokojnej Przystani”,Travar


Wszystko zmierzało do tej chwili...Przyczajona w bocznym zaułku, chroniona przez Grolmaka, obejmowana przez Dami Tavarti przyglądała się spektaklowi który miał się tu rozegrać. Spektaklowi który sama wyreżyserowała. Nie chciała tu być, ale Damarri się uparła. Orczyca zażądała:- Albo pójdziemy obejrzeć jak namieszałaś t’skrangom, albo czeka dziś nas upojna noc.
Tavarti nie miała wielkiego wyboru. Upojna noc była by nawet interesująca, gdyby nie fakt że Tavarti miała za sobą ciężki dzień.
A wszystko zaczęło się od przyniesienia kuferka do domu...

Zawierał on więcej skarbów nic się z pozoru wydawało. Był tu czysty płaszcz i płaszcz zimowych nocy. Ten pierwszy opierał się brudowi, ten drugi był nieprzemakalny i wyjątkowo dobrze chronił przed chłodem. Wśród biżuterii ukryta była brosza Volusa, wątkowy amulet, sama szkatułka na biżuterię była ponoć wątkowym przedmiotem. Z tych przedmiotów jedynie brosza Volusa mogłaby być użyteczna, gdyż amulet i szkatułka wymagały wplecenia wątków. Niemniej Tavi użyć broszy Volusa nie mogła. Stworzona z organu stworzenia o tej samej nazwie brosza Volusa wykrywała magię. Wszelką magię, także magię adeptki która ją nosiła. Więc osoby jej używające, rzadko były adeptami. Możliwe że Altea adeptką nie była. Do tego dochodził kubek raz dziennie wypełniający się świeżą wodą. Miecz ozdobiony kryształem świetlnym, podobnie jak orichalkowy sztylet nie były tak dobrą bronią jak Wicher, niemniej przedstawiały sobą sporą wartość. Do tego rzadkie mikstury lecznicze. Kula wypełnioną cieczą okazała się mrożącą kulą, pociskiem jednorazowego użytku stosowanym na morzem ognia.
Jak opowiadał Druss, tego typu pociski są używane do przeganiania stworów atakujących statki, podczas zdobywania esencji ognia.
Oczywiście było wiele pytań, najważniejsze zaś dotyczyły wątkowych przedmiotów, których Tavi zebrała już kilka.
- Przedmioty wątkowe, są to magiczne przedmioty które czerpią moc do swej magii z połączenia ze wzorcem właściciela. Wątki są splatane ze wzorcem właściciela i magia przedmiotu rośnie w siłę z każdym wplecionym wątkiem. Niemniej, aby spleść swój wzorzec z wzorcem przedmiotu, trzeba co nieco o nim wiedzieć, a czasem dokonać spektakularnych czynów.- rzekł troll wykładając sprawę.- Samo jednak splatanie wzorca z przedmiotem nie ma jednak skutków ubocznych. Twój przypadek z klejnotem, jest pod tym względem wyjątkiem...- spojrzał na kostur Tavarti, a potem na Wicher przy pasie.- Kiedy będziesz gotowa, spleciesz swój wzorzec z kosturem, a może i z twym mieczem. Oba te przedmioty są magicznymi przedmiotami wątkowymi. A kostur wydaje się całkiem potężny.

Po pozbieraniu łupów przyszedł czas na przygotowanie planu...
Troll rozpoczął poszukiwanie osób. Acelon zajął się wozem i ładunkiem. A Tavi pozostało czekać na wyniki ich działań. Pierwszym wynik ich działań pojawił się wkrótce głośno trajkocząc.

Wietrzniacka iluzjonistka o imieniu Windeyes... Tavi miała okazję widzieć wierzniaki podczas ostatnich wędrówek po Travarze. Ale nigdy z tak bliskiej odległości. Mała, ledwo 40 centymetrowa istotka, latająca dzięki szybkiemu machaniu opalizujących skrzydełek fruwała dookoła Tavarti. Skóra iluzjonistki była nieco blada, lekko błyszcząca. Ona sama miała ostre dość rysy twarzy, szpiczaste uszy i bujną czuprynę brązowych włosów.
- A więc ty jesteś Tavarti, tak? Nie wyglądasz na kogoś, kto przeżył katastrofę statku powietrznego. Och, jak ci zazdroszczę. Mignęło ci całe życie przed oczami? Podobno w chwili śmierci tak się dzieje, wiesz... A fakt! Druss wspominał , że masz amnezję. To takie fascynujące, odkrywać świat od nowa.- wietrzniaczka wyrzucała z siebie potok słów. Zaś troll rzekł.- Ciekawość to ich słaby punkt. Wietrzniaki mają niemal obsesję na punkcie nowych wrażeń, łatwo ich tym skusić.
Po czym zwrócił się do latającej dziewuszki.- Windeyes, pamiętasz o czym rozmawialiśmy ?
Wietrzniaczka usiadła na ramieniu Tavi i przerwała potok słów, przez chwilę się zastanawiając.- A taak, mówiłeś o pomocy przy tajnym planie. O wywołaniu zamieszania. To może być ciekawe. Mam kogoś zauroczyć, przestraszyć?
Przesunęła dłonią po policzku Tavi i rzekła.- Zwykle biorę za takie przedstawienia 200 sztuk srebra, ale urzekła mnie twoja historia...a i długorogi obiecał, że opowie mi fascynujące przypowiastki. I opowie o tajemnicach jakie kryją się za tym zleceniem, więc...100 sztuk srebra.
Po czym wykonała kilka ruchów dłonią mówiąc.- Dobrze trafiłaś Tavarti, jestem świetna w swym fachu...Subtelne iluzje to moja specjalność. Nie takie wulgarne jak u wielu miejskich iluzjonistów.
Gdy mówiła te słowa dookoła dłoni Windeyes tańczyły zielone świetliste smugi.
Tak więc do „drużyny” młodej głosicielki dołączyła wietrzniaczka. Jeśli to co Druss mówił o wietrzniakach było prawdziwe, Tavi tak łatwo od obecności Windeyes się nie uwolni. Wszak miała w swym życiu tyle tajemnic od odkrycia.

Załatwianie sprawy z przedstawicielami niall Naxos przebiegło szybko i bez zgrzytów. Tak ich zafascynowała figurka, że nawet nie zwrócili uwagę, kiedy „Altea” ich opuściła. A potem była Wielka Gra. Nic dziwnego że wszyscy się nią tak ekscytowali. Było to fascynujące widowisko i jak się okazało ze słów Dami jutro miała się rozegrać od nowa. Tavarti spojrzała na bilety i zauważyła, że...upoważniały one do zasiada w loży przez cały okres Wielkiej Gry. Omasu był bardzo hojny...z drugiej strony, był też bardzo bogaty.

Ale to wszystko zbledło w obecnej chwili. Serce Tavarti waliło mocno w piersiach. Oto bowiem na jej oczach dokonywała się realizacja jej planu. No i jeszcze ciepła obecność obejmującej ją orczycy.
Stał wóz więc wóz pełen trunków, a koło niego kręciły się kobiety w szatach dość skąpych i bardzo kuszących wzrok. Przewodziła im smukła elfka w czarnej i obcisłej sukni, z kaskadą rudych włosów i ujmującym uśmiecham.

-Laurentis, moja dobra znajoma.- tak przedstawił ją Druss czerwieniąc się na twarzy, po koniuszki swych uszu. Ona i jej...”koleżanki” wesoło zapraszały do degustacji darmowych trunków i rozsyłały uśmiechy. Gdzieś wśród tych beczek na wozie Windeyes tkała subtelne iluzje mające zachęcić Dawców Imion do zabawy. Na efekt tych działań długo nie trzeba było czekać.
Nie tylko goście z „Rogatej Gęby” wylali się na ulicę, także i t’skrangi ze „Spokojnej Przystani”. Wracający z Wielkiej Gry członkowie niall Naxos byli już mocno podpici, więc okazja do popijawy i flirtowania ze skąpo ubranymi kobietami tylko ich rozochociła. Nawet ta sztywna t’skrandtka dała się w to wciągnąć. Póki co plan Tavi odnosił sukces.
- Musimy już iść.- rzekła Tavarti cicho.- Dzieci.
- Dzieci, dzieci...ty tylko o tych dzieciach.-
zamarudziła żartobliwie Damarri.- Musimy do naszych igraszek wciągnąć Ace’a, a wtedy dorobisz się własnego potomka.
Ciepły dotyk warg i chłodny kłów towarzyszył pocałunkowi głosicielki i słowom.- Żartuję, nie zamierzam się tobą z nikim dzielić Tavi.
Po czym cała trójka zniknęła w mroku nocy...by wrócić do posiadłości i zając się dziećmi.

Dom Tavarti, Travar, wieczór


Były to trudne godziny, czekanie z niecierpliwością na wyniki swych planów, obawa o życie T’salkina i Ghertona. To wszystko rozpraszało myśli Tavi i nie pozwalało w pełni skupić się na opiece nad dziećmi. Na szczęście była tu Dami i Grolmak. Patrząc na to jak oboje zajmują się dziećmi pozwalało stwierdzić Tavarti, że znają się oni na tym znacznie lepiej od niej samie. Zupełnie jakby ta para orków była rodzicami tej gromadki pociech. Tavi zaś... dziewczyna czuła się całkiem zielona w roli niańki. To było coś całkiem nowego dla niej i jeszcze te zmartwienia. O wiele raźniej czuła się machając mieczem. Gdzieś w głębi serca wiedziała, że nieraz walczyła mieczem. Natomiast dzieci chyba nigdy nie bawiła. Może to i dobrze? Tavi wolała nie wiedzieć, co by się stało, gdyby gdzieś tam w szerokim świecie miała syna lub córkę.
Wieczór powoli przechodził w noc. I właśnie wtedy do drzwi zapukały dwie osoby. Przemoczone do suchej nitki, Gherton i T’salkin. Wróżbita był w ponurym nastroju, natomiast T’salkin wprost przeciwnie. Gherton dał figurkę w dłonie Tavarti mówiąc. –Jesteś mi winna przysługę...Dużą przysługę. Nawet jak na t’skranga, twój przyjaciel jest zbyt lekkomyślny. Dosłownie pchał swą głowę pod topór, chyba z tuzin razy.
Tavi od razu rozpoznała figurkę....Owoc Pasji. A więc do niej wrócił. Zdobyła go głównie po to by zrobić na złość niall Naxos, zwłaszcza tej t’skrandzkiej babie. Teraz należał do niej i...Tavi jeszcze nie zdecydowała co zrobi z tym fantem.
Pozostały jeszcze dokumenty do przeglądnięcia. Tavarti wzięła pierwszy i...zdębiała.

Gherton spojrzał jej przez ramię i dodał.- Tak, pismo obrazkowe t’skrangów jest trudne do opanowania i zrozumienia, ale ty jesteś adeptką Wróżbitką. I jednym z talentów jaki przyjdzie ci opanować będzie czytanie i pisanie. Spójrz na tekst, rozbij go na fragmenty a potem ogarnij całość. Pismo ma swój rytm swój wzór, wyszukaj te cegiełki i postaraj się wniknąć w ich sens. A tekst sam objawi swoje znaczenie.
Dziewczynie pozostało tylko westchnąć...i postąpić za radą swego nauczyciela. Początki były trudne, ale powoli krok po kroku tekst stawał się jasny. A znaki objawiły swoje znacznie.

Pozostało tylko zrozumieć sam tekst. Większość przeglądanych dokumentów, było raportami handlowymi, inne rachunkami i kosztami różnych operacji handlowych i wywiadowczych. Część tekstów dotyczyło jednak relacji pomiędzy Domem Rubaric a Domem Dziewięciu Klejnotów. I te były najciekawsze. Okazało się bowiem, że poprzez rodzinę Rubariców K’tenshini zakupują różne dobra, omijając cła Theran i ich nakazy. Jak się bowiem okazało imperialna Thera nie do końca ufała swym t’skrandzkim sojusznikom i zakazywała sprzedaży dóbr które uważała za zbyt niebezpieczne.
Na tej liście znajdowały się różnego rodzaju amulety krwi o działających na wyobraźnię nazwach jak : skrzydła ognia, broń krwi, worek jadowy. Poza tym zakazywały sprowadzania spętanych jinari. Czymkolwiek były te istoty, Theranie informacje o nich starali się zachować w tajemnicy. Zakazane bowiem były nawet księgi o nich traktujące.
Były też wzmianki o samych Owocach Pasji.
Dorina Tarn Rubaric pisała o nich w swym liście :

„ ...W dalekiej Vasgothii, będącej rubieżami imperium Thery rozciągają się olbrzymie lasy, tak prastare, że Krwawa Puszcza to przy nich młody zagajnik. Nie będę pisała o cudowności tego miejsca, bo moi wysłannicy stwierdzili, że nie ma tam nic cudownego. Niemniej Vasgothia była świadkiem wydarzeń, które nam trudno pojąć. Ich Pasje nie schowały się, nie uległy splugawieniu jak nasze. Ich Pasje walczyły z Horrorami. Przegrały co prawda, choć i przy okazji udało im się uśmiercić wiele Horrorów. Ale nie przejmujmy się przeszłością i zapiskami historyków, tylko interesami. Otóż ciała Pasji rozpadły się na drobne kawałeczki. I właśnie taki kawałek vasgothiańskiej Pasji trzymam w ręku. Mimo że wygląda niepozornie, to pulsuje wewnętrzną mocą. I ta moc może być wasza, za rozsądną opłatą. Ponoć wystarczy zjeść ów kawałek ciała Pasji, zwany przez tubylców Owocem Pasji, by zyskać części jej potęgi. Pomyślcie tylko, potęga Pasji na wyciągnięcie ręki. Przyznacie chyba, że jest to warte 1000 orichalkowych monet...”

- A więc ta figurka jest warta aż tyle. I kto tu ma prawo nazywać się złodziejem, Tavi?- spytał retorycznie T’salkin po czym rzekł zbierając dokumenty.- Niestety to nasze ostatnie spotkanie. Travar zrobił się dla mnie zbyt gorącym miastem. O świcie opuszczam miasto.
Uściskał dziewczynę i rzekł.- Naprawdę miło było cię poznać. Jakbyś miała okazję pokręcić się w okolicach środkowego biegu Wężowej Rzeki to popytaj o mnie. Może Florannus pozwoli nam się spotkać znowu.
Tavarti poczuła jak jej sakiewka robi się cięższa, a T’salkin rzekł.- Klucze do mego mieszkania...zostawiam je tobie. Aczkolwiek radziłbym byś nie zaglądała tam w najbliższych dniach. Naxos na pewno na mnie zapolują. I pamiętaj by unikać t'skrangów w czerwieni i złocie. To barwy aropagoi K'tenshin. Możliwe, że uczyniłaś ich swymi wrogami.
Ucałował Dami, pożegnał się z resztą osób w domu Tavarti i znikł w mroku nocy...
Był pierwszą osobą, która znikła z życia wróżbitki. Czy będzie ostatnią?

Dom Tavarti, Travar, ranek


Po pożegnaniu T’salkina, Tavi zaczęła bardziej doceniać obecność orczycy. Miło było o poranku wtulić się w jej miękkie i sprężyste ciało, posłuchać jej oddechu...Nie czuć się samotnie. Głosicielka była...cóż...drugą osobą którą ujrzała Tavi po swym obudzeniu, pierwszą która się nią zaopiekowała. Była najważniejszą dotąd osobą. Owszem była też nieokiełznaną i namiętną osobą, zachłannie biorącą z życia wszystko. Kochającą pełnym sercem i czasami przytłaczającą swą obecnością i zachciankami. Ale była zawsze i nie pozwalała zanurzyć się Tavarti w ponurych myślach.
Potem było śniadanie podczas którego Gherton powiedział, że Tavarti niż już nowego nauczyć nie może i pozostało jej szlifowanie zdobytych umiejętności.
Przy śniadaniu było jak zwykle gwarno, Dami, Gherton, Druss, Grolmak, Acelon i... Windeyes. Wietrzniaczka zapowiedziała bowiem, że wprowadza się do tego domu dopóki nie spłacony zostanie dług. Oczekiwała kilku opowieści jakie jej troll obiecał.
I znów zapowiadał pracowity dzień...

Najpierw wizyta w świątyni Garlen, potem...cóż...na pewno coś się znajdzie. Jak zwykle. Następnie Wielka Gra i znów decydowanie kto idzie, kto nie. Biletów bowiem było tylko pięć. Ale wpierw zajrzenie w przeszłość z pomocą trolla.

Usiedli w cichym zakątku i Tavi mentalnie przygotowywała się do tego, co miało nastąpić.
Ale...do tego nie dało się tak szybko przyzwyczaić.

Błysk...ciało targane drgawkami, przełyk próbujący się pozbyć zawartości, na wpół przetrawionego pokarmu. Tavi wymiotowała...stop...nie...to ciało elfa wymiotowało. A ona to czuła. Tak jak czuła jego zmęczenie. Alfarel rozejrzał się, a Tavi wraz z nim. Elf znajdował się bocznym zaułku jakiegoś miasta. Na niektórych budynkach były ślady ognia...kiedyś musiał szaleć tu pożar i nikt nie kwapił się z usunięciem smug i śladów które pozostawił. Alfarel ruszył nieco chwiejnym z początku krokiem, by po chwili przyspieszyć tempo. A na jego drodze stanęło kilku orków i trolli uzbrojonych w krótkie noże i miecze. Jeden z nich rzekł.- No szpiczastouchy, dawaj wszystko co masz, to ujdziesz z życiem.
Przyspieszone bicie serca świadczyło o strachu, jednak elf mówił zaskakująco zimnym i spokojnym głosem.- Och doprawdy? A mogę wiedzieć, kto was przysłał? Zresztą, to nieważne. Ktokolwiek to był, zapłacił wam za mało.
Szybkie gesty i słowa...Ruch dłonią do przodu spowodował pojawienie się u stóp elfa mgiełki błyszczącej w promieniach słońca. Posłuszny rozkazom elfa opar otulił na moment napastników. Z mgły słychać wrzaski i po chwili kroki uciekających w panice adeptów.
Jednak sam Alfarel tym się nie interesował, krzyknął tylko.- Gdzie się kryjesz? Wiem że obserwowałeś mnie z ukrycia, ciekaw jak poradzą sobie twoi najemnicy. Pokaż się !
Zakapturzona sylwetka w długim płaszczu wynurzyła się z wnęki pomiędzy dwoma budynkami. Elf o długich bladoniebieskich włosach i ładnych rysach twarzy. Szpeciła go jednak blizna i pogardliwe spojrzenie.

Uzbrojony był w długi miecz i sztylet, oba wyjątkowo kunsztownie wykonane. Rzekł od razu.- Przepędzenie paru prostaczków. Jesteś dość potężny. Niemniej po co się przemęczać. Mój mocodawca ofiaruje ci sporą sumkę za Serce Namiętności, a i jego protekcja może być dla ciebie zyskowna.
-Twój pracodawca...Głosiciel Dis? A może Promieniste Spojrzenie?-
syknął z nienawiścią w głosie Alfarel. A ów elf wzruszył ramionami dodając.- Może jedno z nich. A może żaden. Bądź rozsądny i oddaj Serce.
-Ono nigdy nie należało do ciebie. Jest moje i to ja zdecyduję komu przypadnie po mej śmierci.-
krew krążyła szybciej w żyłach Alfarela gdy ten zaczął mówić coś cicho w języku magii kończąc zaklęcie naśladownictwem trząśnięcia. Jego przeciwnik jednak nie czekał, aż skończy i zaatakował wyciągając miecz. Był jednak zbyt daleko, by zdążyć. Przeliczył się, nastąpiło trzask, jego lewa noga wykręciła się nienaturalnie i naznaczony blizną elf upadł ze złamaną kością udową na ziemię wyjąc z bólu.
Alfarel rzekł pogardliwie.- Jesteś słaby...Polegasz na sile swego mocodawcy, na sile najemników. Nie na swej własnej.
Po czym minął elfa zaciskającego zęby z bólu, mówiąc.- Na twe szczęście nie mam czasu, by się tobą zająć porządnie.

Wyszedł z bocznej uliczki na dość duży acz pustawy plac pod względem zabudowy plac na którym kręciło się wiele osób, zapewne świeżo przybyłych rozpytujących o drogę, a także stało tu sporo straganów pełnych różnych przedmiotów, oraz potraw. Oczy elfa padły na masywne wrota, olbrzymie duże i samotne. Od obu stron wrót ciągnęły się kiedyś mury...ale teraz większość owych murów była zniszczona i owe wielkie wrota górowały samotnie nad okolicą. Był to tym smutniejszy widok, że na szczycie tych wrót był nogi... stopy i łydki. Kikuty te były pozostałością po zapewne i wielkiej figurze wieńczącej wrota, obecnie zniszczonej jak mury otaczające miasto. Elf skierował się do krzykliwej karczmy o nazwie „Wrota Wschodzącego Słońca” napisanej w kilkunastu językach.
Oprócz tego był także spory napis (a właściwie seria napisów w kilkunastu językach).
„ Witamy w Vivane! Wejdź do środka i zabaw się.” Dla niepiśmiennych dodano rysunek tańczącej dorodnej dziewczyny, oraz beczki z której piwo leje się do dzbana trzymanego przez bezcielesną rękę.
Alfarel wszedł do środka. Wewnątrz karczmy była znajdowała się duża i pełna zapachów (a ściślej: smrodów), wypełniona Dawcami Imion, w większości młodymi i chyba niezbyt bystrymi. Na lekko podwyższonej scenie para dziewcząt wykonywała taniec. Był to jednak mało podniecający, a bardzo przygnębiający widok. Dziewczyny tańczyły niemrawo z bladymi uśmieszkami na twarzy i z wyraźnymi oznakami zmęczenia. Daleko im było do popisów Tavarti, nie wspominając o profesjonalnych tancerkach z Damarri na czele. Elf miał chyba takie samo zdanie, bo szybko zamówił omyje zwane tutaj omyłkowo piwem i usiadł w zacienionej części Sali, pogrążając się w rozmyślaniach.
Nie musiał czekać długo, szybko przyszedł mężczyzna w szarej długiej szacie i białym płaszczu. Miał smagłą cerę i ciemne oczy oraz czarne krótkie włosy. Tyle Tavarti zdołała dostrzec w panującym półmroku.
-Hassim, a więc już czas.- spytał Alfarel.
- Wyglądasz kiepsko, powinieneś poszukiwać uzdrowicieli. Powinieneś odpocząć.- odparł mężczyzna nazwany Hassimem. Po czym podał zwój. – Ale nie tu...nie możemy cię dłużej ukrywać, przyjacielu.
- Więc czas mi w drogę.-
odparł Alfarel biorąc pergamin.- Dziękuję.
- Nie ma za co. –
rzekł Hassim i dodał.- Koń już czeka przed karczmą. A Żelazny Orzeł odlatuje za godzinę. Niech...Niech Pasje cię mają w opiece przyjacielu. Bo tylko one cię mogą uratować.
Elf dodając żartobliwie.- Ksenomanci nie polegają na Pasjach.
Ciałem elfa wytrząsł kaszel i ból...i oba te doznania poczuła Tavarti. Hassim zaś odpowiedział.- Czas jednak byś ty zaczął.
Elf otarł dłonią z ust stróżkę krwi i wyszedł. Usiadł na grzbiecie wierzchowca i udał się w kierunku bramy, przy której stali mężczyźni w zbrojach.

Sprawdzili oni dokumenty elfa i puścili go wolno...W tym czasie Tavarti mogla spojrzeniem obrzucić długie rowy pełne zaostrzonych pali, które zastępowały mury, oraz rzędy klatek w których to Dawcy Imion byli trzymani jak...dzikie zwierzęta. A może nawet gorzej.
Było też tam morze budek straganów i prowizorycznych chatek, w których mieszkali różnego rodzaju biedacy. Alfarel pojechał na koniu jednak boczną drogą do lądowiska Żelaznego Orła. Statek unosił się w powietrzu, będąc już załadowanym i prawie gotowym do drogi. Alfarel przekazał list jednemu z pracującym tam ludzi, drugiemu zaś wskazówki gdzie odprowadzić wierzchowca, po czym zaczął wspinać się po drabince sznurowej na pokład statku. Na miejscu rozejrzał się po okręcie i jego spojrzenie spoczęło na znanej już Tavi, Altei Rubaric. Przyspieszone bicie serca i rumieńce znamionowały że elf rzeczywiście się zakochał od pierwszego wejrzenia. Trzeba jednak przyznać, że kobieta wyglądała efektownie w czerwonej jedwabnej sukni, podkreślającej atuty jej urody.
Podszedł do niej ignorując innych pasażerów jak i załogę.
- Piękny widok nieprawdaż? Miasto z lotu ptaka.- zaczął niemrawo się zalecać elf, ale na Altei te słowa nie zrobiły wrażenia, gdyż rzekła.- Raczej koszmarny, na wpół zniszczone na miasto, wegetujące...Okropna rzecz. Theranie powinni zburzyć miasto do końca i odbudować z gruzów, albo nie niszczyć w ogóle. Teraz tylko okaleczoną parodią siebie. Mimo to ciężko mi je opuszczać. A tobie...?
- Alfarelu.-
odparł „gospodarz Tavarti” uśmiechając się. Altea rzekła zaś. –Altea Rubaric, z tych Rubariców. Powiedz mi Alfarelu...czy Travar jest tak piękny jak powiadają? Nie byłam nigdy w Barsawii, a słyszała o niej straszne plotki. O barbarzyństwie i zacofaniu jej mieszkańców.
Kolejne minuty upłynęły Alfarelowi na opowiadaniu o Travarze i barsawianach. A Tavi gotowała się ze złości. Elf marnował czas...jej czas. Niczego nowego się nie dowiadywała z rozmów tej flirtującej parki, a moc trolla miała swe ograniczenia czasowe.


I stało się to, co Tavi przewidziała... w połowie flirtu wszystko się urwało i znikło. A wchodząca do ogrodu Damarri krzyknęła.- Dość już tego treningu Tavi. Spóźnisz się na rozmowę z Alweronem. A przecież tak ci na niej zależy.
Tavi przeszła kilka kroków na „gumowych nogach”, kolejne jednak były już pewniejsze i energiczne. Druss miał rację. To kwestia przyzwyczajenia. Kolejne przeskoki w przeszłość będą już łatwiejsze. A na razie...
Orczyca spojrzała na stojącą i nieco bladą Tavarti z dezaprobatą.- Och...nie wiem czy jestem twoją kochanką czy niańką, Tavi. Wyglądasz okropnie. Będę musiała cię uczesać i umyć...A i jeszcze jedno. Acelon czuje się na tyle na siłach, by żądać możliwości łażenia za tobą. Przypomniał sobie, że jest twoim ochroniarzem...albo ma dość tego, że Windeyes stara się wyciągnąć od niego, czemu leży na brzuchu przez większość pobytu tutaj.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 17-11-2009 o 17:34.
abishai jest offline