Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-11-2009, 17:10   #41
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Okolice „Spokojnej Przystani”,Travar


Wszystko zmierzało do tej chwili...Przyczajona w bocznym zaułku, chroniona przez Grolmaka, obejmowana przez Dami Tavarti przyglądała się spektaklowi który miał się tu rozegrać. Spektaklowi który sama wyreżyserowała. Nie chciała tu być, ale Damarri się uparła. Orczyca zażądała:- Albo pójdziemy obejrzeć jak namieszałaś t’skrangom, albo czeka dziś nas upojna noc.
Tavarti nie miała wielkiego wyboru. Upojna noc była by nawet interesująca, gdyby nie fakt że Tavarti miała za sobą ciężki dzień.
A wszystko zaczęło się od przyniesienia kuferka do domu...

Zawierał on więcej skarbów nic się z pozoru wydawało. Był tu czysty płaszcz i płaszcz zimowych nocy. Ten pierwszy opierał się brudowi, ten drugi był nieprzemakalny i wyjątkowo dobrze chronił przed chłodem. Wśród biżuterii ukryta była brosza Volusa, wątkowy amulet, sama szkatułka na biżuterię była ponoć wątkowym przedmiotem. Z tych przedmiotów jedynie brosza Volusa mogłaby być użyteczna, gdyż amulet i szkatułka wymagały wplecenia wątków. Niemniej Tavi użyć broszy Volusa nie mogła. Stworzona z organu stworzenia o tej samej nazwie brosza Volusa wykrywała magię. Wszelką magię, także magię adeptki która ją nosiła. Więc osoby jej używające, rzadko były adeptami. Możliwe że Altea adeptką nie była. Do tego dochodził kubek raz dziennie wypełniający się świeżą wodą. Miecz ozdobiony kryształem świetlnym, podobnie jak orichalkowy sztylet nie były tak dobrą bronią jak Wicher, niemniej przedstawiały sobą sporą wartość. Do tego rzadkie mikstury lecznicze. Kula wypełnioną cieczą okazała się mrożącą kulą, pociskiem jednorazowego użytku stosowanym na morzem ognia.
Jak opowiadał Druss, tego typu pociski są używane do przeganiania stworów atakujących statki, podczas zdobywania esencji ognia.
Oczywiście było wiele pytań, najważniejsze zaś dotyczyły wątkowych przedmiotów, których Tavi zebrała już kilka.
- Przedmioty wątkowe, są to magiczne przedmioty które czerpią moc do swej magii z połączenia ze wzorcem właściciela. Wątki są splatane ze wzorcem właściciela i magia przedmiotu rośnie w siłę z każdym wplecionym wątkiem. Niemniej, aby spleść swój wzorzec z wzorcem przedmiotu, trzeba co nieco o nim wiedzieć, a czasem dokonać spektakularnych czynów.- rzekł troll wykładając sprawę.- Samo jednak splatanie wzorca z przedmiotem nie ma jednak skutków ubocznych. Twój przypadek z klejnotem, jest pod tym względem wyjątkiem...- spojrzał na kostur Tavarti, a potem na Wicher przy pasie.- Kiedy będziesz gotowa, spleciesz swój wzorzec z kosturem, a może i z twym mieczem. Oba te przedmioty są magicznymi przedmiotami wątkowymi. A kostur wydaje się całkiem potężny.

Po pozbieraniu łupów przyszedł czas na przygotowanie planu...
Troll rozpoczął poszukiwanie osób. Acelon zajął się wozem i ładunkiem. A Tavi pozostało czekać na wyniki ich działań. Pierwszym wynik ich działań pojawił się wkrótce głośno trajkocząc.

Wietrzniacka iluzjonistka o imieniu Windeyes... Tavi miała okazję widzieć wierzniaki podczas ostatnich wędrówek po Travarze. Ale nigdy z tak bliskiej odległości. Mała, ledwo 40 centymetrowa istotka, latająca dzięki szybkiemu machaniu opalizujących skrzydełek fruwała dookoła Tavarti. Skóra iluzjonistki była nieco blada, lekko błyszcząca. Ona sama miała ostre dość rysy twarzy, szpiczaste uszy i bujną czuprynę brązowych włosów.
- A więc ty jesteś Tavarti, tak? Nie wyglądasz na kogoś, kto przeżył katastrofę statku powietrznego. Och, jak ci zazdroszczę. Mignęło ci całe życie przed oczami? Podobno w chwili śmierci tak się dzieje, wiesz... A fakt! Druss wspominał , że masz amnezję. To takie fascynujące, odkrywać świat od nowa.- wietrzniaczka wyrzucała z siebie potok słów. Zaś troll rzekł.- Ciekawość to ich słaby punkt. Wietrzniaki mają niemal obsesję na punkcie nowych wrażeń, łatwo ich tym skusić.
Po czym zwrócił się do latającej dziewuszki.- Windeyes, pamiętasz o czym rozmawialiśmy ?
Wietrzniaczka usiadła na ramieniu Tavi i przerwała potok słów, przez chwilę się zastanawiając.- A taak, mówiłeś o pomocy przy tajnym planie. O wywołaniu zamieszania. To może być ciekawe. Mam kogoś zauroczyć, przestraszyć?
Przesunęła dłonią po policzku Tavi i rzekła.- Zwykle biorę za takie przedstawienia 200 sztuk srebra, ale urzekła mnie twoja historia...a i długorogi obiecał, że opowie mi fascynujące przypowiastki. I opowie o tajemnicach jakie kryją się za tym zleceniem, więc...100 sztuk srebra.
Po czym wykonała kilka ruchów dłonią mówiąc.- Dobrze trafiłaś Tavarti, jestem świetna w swym fachu...Subtelne iluzje to moja specjalność. Nie takie wulgarne jak u wielu miejskich iluzjonistów.
Gdy mówiła te słowa dookoła dłoni Windeyes tańczyły zielone świetliste smugi.
Tak więc do „drużyny” młodej głosicielki dołączyła wietrzniaczka. Jeśli to co Druss mówił o wietrzniakach było prawdziwe, Tavi tak łatwo od obecności Windeyes się nie uwolni. Wszak miała w swym życiu tyle tajemnic od odkrycia.

Załatwianie sprawy z przedstawicielami niall Naxos przebiegło szybko i bez zgrzytów. Tak ich zafascynowała figurka, że nawet nie zwrócili uwagę, kiedy „Altea” ich opuściła. A potem była Wielka Gra. Nic dziwnego że wszyscy się nią tak ekscytowali. Było to fascynujące widowisko i jak się okazało ze słów Dami jutro miała się rozegrać od nowa. Tavarti spojrzała na bilety i zauważyła, że...upoważniały one do zasiada w loży przez cały okres Wielkiej Gry. Omasu był bardzo hojny...z drugiej strony, był też bardzo bogaty.

Ale to wszystko zbledło w obecnej chwili. Serce Tavarti waliło mocno w piersiach. Oto bowiem na jej oczach dokonywała się realizacja jej planu. No i jeszcze ciepła obecność obejmującej ją orczycy.
Stał wóz więc wóz pełen trunków, a koło niego kręciły się kobiety w szatach dość skąpych i bardzo kuszących wzrok. Przewodziła im smukła elfka w czarnej i obcisłej sukni, z kaskadą rudych włosów i ujmującym uśmiecham.

-Laurentis, moja dobra znajoma.- tak przedstawił ją Druss czerwieniąc się na twarzy, po koniuszki swych uszu. Ona i jej...”koleżanki” wesoło zapraszały do degustacji darmowych trunków i rozsyłały uśmiechy. Gdzieś wśród tych beczek na wozie Windeyes tkała subtelne iluzje mające zachęcić Dawców Imion do zabawy. Na efekt tych działań długo nie trzeba było czekać.
Nie tylko goście z „Rogatej Gęby” wylali się na ulicę, także i t’skrangi ze „Spokojnej Przystani”. Wracający z Wielkiej Gry członkowie niall Naxos byli już mocno podpici, więc okazja do popijawy i flirtowania ze skąpo ubranymi kobietami tylko ich rozochociła. Nawet ta sztywna t’skrandtka dała się w to wciągnąć. Póki co plan Tavi odnosił sukces.
- Musimy już iść.- rzekła Tavarti cicho.- Dzieci.
- Dzieci, dzieci...ty tylko o tych dzieciach.-
zamarudziła żartobliwie Damarri.- Musimy do naszych igraszek wciągnąć Ace’a, a wtedy dorobisz się własnego potomka.
Ciepły dotyk warg i chłodny kłów towarzyszył pocałunkowi głosicielki i słowom.- Żartuję, nie zamierzam się tobą z nikim dzielić Tavi.
Po czym cała trójka zniknęła w mroku nocy...by wrócić do posiadłości i zając się dziećmi.

Dom Tavarti, Travar, wieczór


Były to trudne godziny, czekanie z niecierpliwością na wyniki swych planów, obawa o życie T’salkina i Ghertona. To wszystko rozpraszało myśli Tavi i nie pozwalało w pełni skupić się na opiece nad dziećmi. Na szczęście była tu Dami i Grolmak. Patrząc na to jak oboje zajmują się dziećmi pozwalało stwierdzić Tavarti, że znają się oni na tym znacznie lepiej od niej samie. Zupełnie jakby ta para orków była rodzicami tej gromadki pociech. Tavi zaś... dziewczyna czuła się całkiem zielona w roli niańki. To było coś całkiem nowego dla niej i jeszcze te zmartwienia. O wiele raźniej czuła się machając mieczem. Gdzieś w głębi serca wiedziała, że nieraz walczyła mieczem. Natomiast dzieci chyba nigdy nie bawiła. Może to i dobrze? Tavi wolała nie wiedzieć, co by się stało, gdyby gdzieś tam w szerokim świecie miała syna lub córkę.
Wieczór powoli przechodził w noc. I właśnie wtedy do drzwi zapukały dwie osoby. Przemoczone do suchej nitki, Gherton i T’salkin. Wróżbita był w ponurym nastroju, natomiast T’salkin wprost przeciwnie. Gherton dał figurkę w dłonie Tavarti mówiąc. –Jesteś mi winna przysługę...Dużą przysługę. Nawet jak na t’skranga, twój przyjaciel jest zbyt lekkomyślny. Dosłownie pchał swą głowę pod topór, chyba z tuzin razy.
Tavi od razu rozpoznała figurkę....Owoc Pasji. A więc do niej wrócił. Zdobyła go głównie po to by zrobić na złość niall Naxos, zwłaszcza tej t’skrandzkiej babie. Teraz należał do niej i...Tavi jeszcze nie zdecydowała co zrobi z tym fantem.
Pozostały jeszcze dokumenty do przeglądnięcia. Tavarti wzięła pierwszy i...zdębiała.

Gherton spojrzał jej przez ramię i dodał.- Tak, pismo obrazkowe t’skrangów jest trudne do opanowania i zrozumienia, ale ty jesteś adeptką Wróżbitką. I jednym z talentów jaki przyjdzie ci opanować będzie czytanie i pisanie. Spójrz na tekst, rozbij go na fragmenty a potem ogarnij całość. Pismo ma swój rytm swój wzór, wyszukaj te cegiełki i postaraj się wniknąć w ich sens. A tekst sam objawi swoje znaczenie.
Dziewczynie pozostało tylko westchnąć...i postąpić za radą swego nauczyciela. Początki były trudne, ale powoli krok po kroku tekst stawał się jasny. A znaki objawiły swoje znacznie.

Pozostało tylko zrozumieć sam tekst. Większość przeglądanych dokumentów, było raportami handlowymi, inne rachunkami i kosztami różnych operacji handlowych i wywiadowczych. Część tekstów dotyczyło jednak relacji pomiędzy Domem Rubaric a Domem Dziewięciu Klejnotów. I te były najciekawsze. Okazało się bowiem, że poprzez rodzinę Rubariców K’tenshini zakupują różne dobra, omijając cła Theran i ich nakazy. Jak się bowiem okazało imperialna Thera nie do końca ufała swym t’skrandzkim sojusznikom i zakazywała sprzedaży dóbr które uważała za zbyt niebezpieczne.
Na tej liście znajdowały się różnego rodzaju amulety krwi o działających na wyobraźnię nazwach jak : skrzydła ognia, broń krwi, worek jadowy. Poza tym zakazywały sprowadzania spętanych jinari. Czymkolwiek były te istoty, Theranie informacje o nich starali się zachować w tajemnicy. Zakazane bowiem były nawet księgi o nich traktujące.
Były też wzmianki o samych Owocach Pasji.
Dorina Tarn Rubaric pisała o nich w swym liście :

„ ...W dalekiej Vasgothii, będącej rubieżami imperium Thery rozciągają się olbrzymie lasy, tak prastare, że Krwawa Puszcza to przy nich młody zagajnik. Nie będę pisała o cudowności tego miejsca, bo moi wysłannicy stwierdzili, że nie ma tam nic cudownego. Niemniej Vasgothia była świadkiem wydarzeń, które nam trudno pojąć. Ich Pasje nie schowały się, nie uległy splugawieniu jak nasze. Ich Pasje walczyły z Horrorami. Przegrały co prawda, choć i przy okazji udało im się uśmiercić wiele Horrorów. Ale nie przejmujmy się przeszłością i zapiskami historyków, tylko interesami. Otóż ciała Pasji rozpadły się na drobne kawałeczki. I właśnie taki kawałek vasgothiańskiej Pasji trzymam w ręku. Mimo że wygląda niepozornie, to pulsuje wewnętrzną mocą. I ta moc może być wasza, za rozsądną opłatą. Ponoć wystarczy zjeść ów kawałek ciała Pasji, zwany przez tubylców Owocem Pasji, by zyskać części jej potęgi. Pomyślcie tylko, potęga Pasji na wyciągnięcie ręki. Przyznacie chyba, że jest to warte 1000 orichalkowych monet...”

- A więc ta figurka jest warta aż tyle. I kto tu ma prawo nazywać się złodziejem, Tavi?- spytał retorycznie T’salkin po czym rzekł zbierając dokumenty.- Niestety to nasze ostatnie spotkanie. Travar zrobił się dla mnie zbyt gorącym miastem. O świcie opuszczam miasto.
Uściskał dziewczynę i rzekł.- Naprawdę miło było cię poznać. Jakbyś miała okazję pokręcić się w okolicach środkowego biegu Wężowej Rzeki to popytaj o mnie. Może Florannus pozwoli nam się spotkać znowu.
Tavarti poczuła jak jej sakiewka robi się cięższa, a T’salkin rzekł.- Klucze do mego mieszkania...zostawiam je tobie. Aczkolwiek radziłbym byś nie zaglądała tam w najbliższych dniach. Naxos na pewno na mnie zapolują. I pamiętaj by unikać t'skrangów w czerwieni i złocie. To barwy aropagoi K'tenshin. Możliwe, że uczyniłaś ich swymi wrogami.
Ucałował Dami, pożegnał się z resztą osób w domu Tavarti i znikł w mroku nocy...
Był pierwszą osobą, która znikła z życia wróżbitki. Czy będzie ostatnią?

Dom Tavarti, Travar, ranek


Po pożegnaniu T’salkina, Tavi zaczęła bardziej doceniać obecność orczycy. Miło było o poranku wtulić się w jej miękkie i sprężyste ciało, posłuchać jej oddechu...Nie czuć się samotnie. Głosicielka była...cóż...drugą osobą którą ujrzała Tavi po swym obudzeniu, pierwszą która się nią zaopiekowała. Była najważniejszą dotąd osobą. Owszem była też nieokiełznaną i namiętną osobą, zachłannie biorącą z życia wszystko. Kochającą pełnym sercem i czasami przytłaczającą swą obecnością i zachciankami. Ale była zawsze i nie pozwalała zanurzyć się Tavarti w ponurych myślach.
Potem było śniadanie podczas którego Gherton powiedział, że Tavarti niż już nowego nauczyć nie może i pozostało jej szlifowanie zdobytych umiejętności.
Przy śniadaniu było jak zwykle gwarno, Dami, Gherton, Druss, Grolmak, Acelon i... Windeyes. Wietrzniaczka zapowiedziała bowiem, że wprowadza się do tego domu dopóki nie spłacony zostanie dług. Oczekiwała kilku opowieści jakie jej troll obiecał.
I znów zapowiadał pracowity dzień...

Najpierw wizyta w świątyni Garlen, potem...cóż...na pewno coś się znajdzie. Jak zwykle. Następnie Wielka Gra i znów decydowanie kto idzie, kto nie. Biletów bowiem było tylko pięć. Ale wpierw zajrzenie w przeszłość z pomocą trolla.

Usiedli w cichym zakątku i Tavi mentalnie przygotowywała się do tego, co miało nastąpić.
Ale...do tego nie dało się tak szybko przyzwyczaić.

Błysk...ciało targane drgawkami, przełyk próbujący się pozbyć zawartości, na wpół przetrawionego pokarmu. Tavi wymiotowała...stop...nie...to ciało elfa wymiotowało. A ona to czuła. Tak jak czuła jego zmęczenie. Alfarel rozejrzał się, a Tavi wraz z nim. Elf znajdował się bocznym zaułku jakiegoś miasta. Na niektórych budynkach były ślady ognia...kiedyś musiał szaleć tu pożar i nikt nie kwapił się z usunięciem smug i śladów które pozostawił. Alfarel ruszył nieco chwiejnym z początku krokiem, by po chwili przyspieszyć tempo. A na jego drodze stanęło kilku orków i trolli uzbrojonych w krótkie noże i miecze. Jeden z nich rzekł.- No szpiczastouchy, dawaj wszystko co masz, to ujdziesz z życiem.
Przyspieszone bicie serca świadczyło o strachu, jednak elf mówił zaskakująco zimnym i spokojnym głosem.- Och doprawdy? A mogę wiedzieć, kto was przysłał? Zresztą, to nieważne. Ktokolwiek to był, zapłacił wam za mało.
Szybkie gesty i słowa...Ruch dłonią do przodu spowodował pojawienie się u stóp elfa mgiełki błyszczącej w promieniach słońca. Posłuszny rozkazom elfa opar otulił na moment napastników. Z mgły słychać wrzaski i po chwili kroki uciekających w panice adeptów.
Jednak sam Alfarel tym się nie interesował, krzyknął tylko.- Gdzie się kryjesz? Wiem że obserwowałeś mnie z ukrycia, ciekaw jak poradzą sobie twoi najemnicy. Pokaż się !
Zakapturzona sylwetka w długim płaszczu wynurzyła się z wnęki pomiędzy dwoma budynkami. Elf o długich bladoniebieskich włosach i ładnych rysach twarzy. Szpeciła go jednak blizna i pogardliwe spojrzenie.

Uzbrojony był w długi miecz i sztylet, oba wyjątkowo kunsztownie wykonane. Rzekł od razu.- Przepędzenie paru prostaczków. Jesteś dość potężny. Niemniej po co się przemęczać. Mój mocodawca ofiaruje ci sporą sumkę za Serce Namiętności, a i jego protekcja może być dla ciebie zyskowna.
-Twój pracodawca...Głosiciel Dis? A może Promieniste Spojrzenie?-
syknął z nienawiścią w głosie Alfarel. A ów elf wzruszył ramionami dodając.- Może jedno z nich. A może żaden. Bądź rozsądny i oddaj Serce.
-Ono nigdy nie należało do ciebie. Jest moje i to ja zdecyduję komu przypadnie po mej śmierci.-
krew krążyła szybciej w żyłach Alfarela gdy ten zaczął mówić coś cicho w języku magii kończąc zaklęcie naśladownictwem trząśnięcia. Jego przeciwnik jednak nie czekał, aż skończy i zaatakował wyciągając miecz. Był jednak zbyt daleko, by zdążyć. Przeliczył się, nastąpiło trzask, jego lewa noga wykręciła się nienaturalnie i naznaczony blizną elf upadł ze złamaną kością udową na ziemię wyjąc z bólu.
Alfarel rzekł pogardliwie.- Jesteś słaby...Polegasz na sile swego mocodawcy, na sile najemników. Nie na swej własnej.
Po czym minął elfa zaciskającego zęby z bólu, mówiąc.- Na twe szczęście nie mam czasu, by się tobą zająć porządnie.

Wyszedł z bocznej uliczki na dość duży acz pustawy plac pod względem zabudowy plac na którym kręciło się wiele osób, zapewne świeżo przybyłych rozpytujących o drogę, a także stało tu sporo straganów pełnych różnych przedmiotów, oraz potraw. Oczy elfa padły na masywne wrota, olbrzymie duże i samotne. Od obu stron wrót ciągnęły się kiedyś mury...ale teraz większość owych murów była zniszczona i owe wielkie wrota górowały samotnie nad okolicą. Był to tym smutniejszy widok, że na szczycie tych wrót był nogi... stopy i łydki. Kikuty te były pozostałością po zapewne i wielkiej figurze wieńczącej wrota, obecnie zniszczonej jak mury otaczające miasto. Elf skierował się do krzykliwej karczmy o nazwie „Wrota Wschodzącego Słońca” napisanej w kilkunastu językach.
Oprócz tego był także spory napis (a właściwie seria napisów w kilkunastu językach).
„ Witamy w Vivane! Wejdź do środka i zabaw się.” Dla niepiśmiennych dodano rysunek tańczącej dorodnej dziewczyny, oraz beczki z której piwo leje się do dzbana trzymanego przez bezcielesną rękę.
Alfarel wszedł do środka. Wewnątrz karczmy była znajdowała się duża i pełna zapachów (a ściślej: smrodów), wypełniona Dawcami Imion, w większości młodymi i chyba niezbyt bystrymi. Na lekko podwyższonej scenie para dziewcząt wykonywała taniec. Był to jednak mało podniecający, a bardzo przygnębiający widok. Dziewczyny tańczyły niemrawo z bladymi uśmieszkami na twarzy i z wyraźnymi oznakami zmęczenia. Daleko im było do popisów Tavarti, nie wspominając o profesjonalnych tancerkach z Damarri na czele. Elf miał chyba takie samo zdanie, bo szybko zamówił omyje zwane tutaj omyłkowo piwem i usiadł w zacienionej części Sali, pogrążając się w rozmyślaniach.
Nie musiał czekać długo, szybko przyszedł mężczyzna w szarej długiej szacie i białym płaszczu. Miał smagłą cerę i ciemne oczy oraz czarne krótkie włosy. Tyle Tavarti zdołała dostrzec w panującym półmroku.
-Hassim, a więc już czas.- spytał Alfarel.
- Wyglądasz kiepsko, powinieneś poszukiwać uzdrowicieli. Powinieneś odpocząć.- odparł mężczyzna nazwany Hassimem. Po czym podał zwój. – Ale nie tu...nie możemy cię dłużej ukrywać, przyjacielu.
- Więc czas mi w drogę.-
odparł Alfarel biorąc pergamin.- Dziękuję.
- Nie ma za co. –
rzekł Hassim i dodał.- Koń już czeka przed karczmą. A Żelazny Orzeł odlatuje za godzinę. Niech...Niech Pasje cię mają w opiece przyjacielu. Bo tylko one cię mogą uratować.
Elf dodając żartobliwie.- Ksenomanci nie polegają na Pasjach.
Ciałem elfa wytrząsł kaszel i ból...i oba te doznania poczuła Tavarti. Hassim zaś odpowiedział.- Czas jednak byś ty zaczął.
Elf otarł dłonią z ust stróżkę krwi i wyszedł. Usiadł na grzbiecie wierzchowca i udał się w kierunku bramy, przy której stali mężczyźni w zbrojach.

Sprawdzili oni dokumenty elfa i puścili go wolno...W tym czasie Tavarti mogla spojrzeniem obrzucić długie rowy pełne zaostrzonych pali, które zastępowały mury, oraz rzędy klatek w których to Dawcy Imion byli trzymani jak...dzikie zwierzęta. A może nawet gorzej.
Było też tam morze budek straganów i prowizorycznych chatek, w których mieszkali różnego rodzaju biedacy. Alfarel pojechał na koniu jednak boczną drogą do lądowiska Żelaznego Orła. Statek unosił się w powietrzu, będąc już załadowanym i prawie gotowym do drogi. Alfarel przekazał list jednemu z pracującym tam ludzi, drugiemu zaś wskazówki gdzie odprowadzić wierzchowca, po czym zaczął wspinać się po drabince sznurowej na pokład statku. Na miejscu rozejrzał się po okręcie i jego spojrzenie spoczęło na znanej już Tavi, Altei Rubaric. Przyspieszone bicie serca i rumieńce znamionowały że elf rzeczywiście się zakochał od pierwszego wejrzenia. Trzeba jednak przyznać, że kobieta wyglądała efektownie w czerwonej jedwabnej sukni, podkreślającej atuty jej urody.
Podszedł do niej ignorując innych pasażerów jak i załogę.
- Piękny widok nieprawdaż? Miasto z lotu ptaka.- zaczął niemrawo się zalecać elf, ale na Altei te słowa nie zrobiły wrażenia, gdyż rzekła.- Raczej koszmarny, na wpół zniszczone na miasto, wegetujące...Okropna rzecz. Theranie powinni zburzyć miasto do końca i odbudować z gruzów, albo nie niszczyć w ogóle. Teraz tylko okaleczoną parodią siebie. Mimo to ciężko mi je opuszczać. A tobie...?
- Alfarelu.-
odparł „gospodarz Tavarti” uśmiechając się. Altea rzekła zaś. –Altea Rubaric, z tych Rubariców. Powiedz mi Alfarelu...czy Travar jest tak piękny jak powiadają? Nie byłam nigdy w Barsawii, a słyszała o niej straszne plotki. O barbarzyństwie i zacofaniu jej mieszkańców.
Kolejne minuty upłynęły Alfarelowi na opowiadaniu o Travarze i barsawianach. A Tavi gotowała się ze złości. Elf marnował czas...jej czas. Niczego nowego się nie dowiadywała z rozmów tej flirtującej parki, a moc trolla miała swe ograniczenia czasowe.


I stało się to, co Tavi przewidziała... w połowie flirtu wszystko się urwało i znikło. A wchodząca do ogrodu Damarri krzyknęła.- Dość już tego treningu Tavi. Spóźnisz się na rozmowę z Alweronem. A przecież tak ci na niej zależy.
Tavi przeszła kilka kroków na „gumowych nogach”, kolejne jednak były już pewniejsze i energiczne. Druss miał rację. To kwestia przyzwyczajenia. Kolejne przeskoki w przeszłość będą już łatwiejsze. A na razie...
Orczyca spojrzała na stojącą i nieco bladą Tavarti z dezaprobatą.- Och...nie wiem czy jestem twoją kochanką czy niańką, Tavi. Wyglądasz okropnie. Będę musiała cię uczesać i umyć...A i jeszcze jedno. Acelon czuje się na tyle na siłach, by żądać możliwości łażenia za tobą. Przypomniał sobie, że jest twoim ochroniarzem...albo ma dość tego, że Windeyes stara się wyciągnąć od niego, czemu leży na brzuchu przez większość pobytu tutaj.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 17-11-2009 o 17:34.
abishai jest offline  
Stary 23-11-2009, 21:35   #42
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Okolice „Spokojnej Przystani”,Travar


Wszystko zdawało się toczyć własnym torem. Tavarti tym razem nie pchała się do pierwszego rzędu, stała z tyłu poruszając odpowiednimi dźwigniami, aby uruchomić mechanizmy. Odpowiednie mechanizmy. Zabawne. Ona jako Poruszycielka. Do czego ją te zzieleniałe jaszczurki zmuszają... Stała tam, w zaułku, obwinięta zdobycznym płaszczem i patrzyła, jak wszystko idzie dobrą drogą.



Co i rusz przypominały jej się „cuda” odnalezione w szkatule. Broń, która pójdzie na handel. Mikstury, z którymi nie miała się zamiaru rozstawać. Brosza, którą postanowiła dać dzieciom, ale jeszcze nie teraz. Ach tak, dzieci. Może Dami ma rację, nie należy się o nie aż tak martwić, ale z drugiej strony jak im rozniosą dom... Wypadałoby przynajmniej mieć, gdzie spać.
Natomiast ta Wietrzniaczka, po przyzwyczajeniu do jej słowotoku, zdawała się przyjazną istotą.


Dom Tavarti, Travar, wieczór


Tavi nie mogła się doczekać. Ciągle traciła wątek, patrzyła w kierunku drzwi, kryła nerwowość uśmiechem. W końcu wrócili! Cali i zdrowi.
Gherton dał figurkę w dłonie Tavarti mówiąc. –Jesteś mi winna przysługę...Dużą przysługę. Nawet jak na t’skranga, twój przyjaciel jest zbyt lekkomyślny. Dosłownie pchał swą głowę pod topór, chyba z tuzin razy.
- Dziękuję. -
Dziewczyna odetchnęła głęboko, a nogi lekko się pod nią ugięły. - Tuzin przysług masz u mnie! Zacznę od biletu na Wielką Grę. - Wyściskała Ghertona i T'salkina z radości.

Potem dopiero zaczęła się przyglądać Owocowi Pasji. Możliwe, że to lekkomyślne z jej strony. Ha! Ale zemsta zdawała się taka słodka! Co dalej? Zastanawiała się chwilę, a potem uderzyła ją pewna myśl. Tak, jutro wieczorem należało wybrać się do jej Wybawcy - Omasu. Porozmawiać i przekazać mu figurkę. Przydałoby się też jakieś zgrabne kłamstwo, bo prawda z pewnością mu się nie spodoba.

Przejrzała też dokumenty, które jutro zreferuje (w większym lub mniejszym stopniu) obsydianinowi. Nowe informacje o Owocu przyjęła mieszanką zaskoczenia i zainteresowania. Tyle nowych rzeczy! Tak mało czasu. Ślęczała nad papierami z resztą przez długi czas, ale dla niej minęła jedynie chwila. Na zaczepkę jaszczura odparła wesoło.
- To nie jest kradzież, to złośliwość z mojej stronie jedynie.
Potem niestety przyszło pożegnanie. Ledwo znała T'salkina, a smutek nawiedził ją wielki. Dobrze, ze żył. To najważniejsze. On opuścił ją pierwszy, lecz z pewnością nie ostatni. Przecież miała zamiar ruszyć daleko, aż do miejsca odnalezienia Jej Klejnotu, z pewnością nie ruszą z nią wszyscy. A Dami?


Dom Tavarti, Travar, ranek


Tavi rano wymknęła się z łóżka i poszła do ogrodu pomedytować i pomachać kijem. Powtórzyła to, czego do tej pory nauczył ją Gherton, jakby intuicja podpowiadała jej, czego też dowie się przy śniadaniu. Potem szybki prysznic i dosiadła się do gwarnego stołu wraz ze swymi przyjaciółmi. Wśród nich Wietrzniaczka robiła najwięcej szumu. Gherton ją niemiło zdziwił. I co dalej? Ma sobie sama radzić?

Dziewczyna na chwilę się „wyłączyła”. K'tenchinowie z pewnością po pewnym czasie dowiedzą się, kto też opłacił towarzystwo sprzed gospody. Mogą skojarzyć Acelona czy Windy. Należało się przyczaić. A najlepszym pomysłem byłoby...
- Ace, pamiętasz tę mapę?
Ochroniarz zupełnie zaskoczony pytaniem postawionym ni w pięć ni w dziewięć otworzył szerzej oczy.
- Tą mapę o której mówił twój znajomy zbrojomistrz, gdzie odnalazł mój kostur? Mógłbyś ją zdobyć?
- Ten kostur? To jakaś głębsza historia! Może mi ktoś ją opowie?
- Windy zakręciła się dokoła.
- Mogę o nią zapytać, ale po co ci ona?
- Mam ochotę na wyprawę. Jeśli Ace zdobędzie mapę to ci wszystko opowiem.
- puściła oczko wietrzniaczce.
- Jak możesz trzymać mnie w niepewności! Nawet mu pomogę ją zdobyć!
Tavi widząc minę Acelona wybuchnęła niepowstrzymywanym śmiechem.
Druss wstał.
- Na nas czas, Tavi.



Wizja. Będąc czesaną i mytą przez Dami, dziewczyna miała czas pomyśleć. Niczego ciekawego się nie dowiedziała. Z jednej strony chciała ruszyć i odszukać Hassima, może on wie coś więcej? Zresztą to z pewnością zaskoczyłoby ścigających - jeśli szukają Serca gdzieś w Tarvarze, to nie spodziewają się nikogo na ich własnym podwórku. Tylko, że to głupie. Cofnęłaby się jeszcze raz, tyle że nie miała na razie ochoty na kolejną dawkę amorów elfa i Altei.

- Ace zbieraj się! - rzuciła do niego gotowa, łapiąc za kostur i przypinając sobie miecz do boku.
- Ruchy!
- Już! Już! Co ci tak spieszno?
- widać było jednak słabo ukryte zadowolenie.
Nie uciekła mu, czeka na niego i można się uwolnić od Windy. Chociaż nie, ta zdecydowała ruszyć z nimi. Pod świątynią rozdzielili się. Tavi obiecała poczekać na Ace, ale podczas jej rozmowy z Alweronem miał załatwić tą mapę. Kiedy ochroniarz sarkając pod nosem ruszył do kuźni, Dami zaśmiała się wesoło, bo na jego nieszczęście Windy koniecznie chciała iść z nim.
- Dzisiaj masz dzień dobroci dla zwierząt? - uzdrowicielka zwróciła się do Tavi.
- W końcu mu za to płacą, będę dzisiaj grzeczna.

Po minie orczycy jasno wynikało, że nie wierzy w słowa dziewczyny.
- Chodźmy, bo Alweron pewnie już czeka. - ruszyły w kierunku gabinetu elfa. - Co potem planujesz?
- Pójdę do Omasu i poczekam, aż znajdzie czas, żeby mnie przyjął. Zrobimy z Acem zakupy na wyprawę. A potem Wielka Gra.
- Wyliczała prostując kolejne palce.
- Dzień pełen wrażeń się szykuje.
- Jak co dzień. Jak co dzień.
- cmoknęła orczycę w policzek, zastukała w drzwi Alwerona i zaproszona nawoływaniem, weszła do środka.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
Stary 17-12-2009, 21:19   #43
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Świątynia Garlen, pokój Alwerona, Travar


Znowu tu wróciła, oczy Tavarti przebiegły po pokoju, zatrzymały się na tkackim dziele elfa. Było to drugie miejsce jakie zobaczyła. Alweron pierwszą osobą z którą nawiązała kontakt.
Elf siedział za biurkiem, uśmiechając się życzliwie do Tavarti. Weszła tu sama, Damarri wzywały obowiązki głosicielki.
- Cieszę się widząc cię w dobrym zdrowiu.- rzekł Alweron i wskazał dłonią krzesło.- Tym bardziej, iż wiem, że brak pamięci nie kładzie się cieniem na twej duszy.
Po chwili uśmiechnął się dodając.- I wiem też o twoim tańcu w Ognistym Jaszczurze.
Tavi lekko się zawstydziła, nie sądziła że ten występ odbił się tak szerokim echem w mieście.
Karczma „Pod Ognistym Jaszczurem”....Taniec ów wydawał się tak odległym wydarzeniem, a przecież nie minęło przecież tak wiele czasu. Dziewczyna spojrzała na woreczek zawierający jej klejnot, Serce Namiętności. W duchu znała odpowiedź. Dzień za dniem, życie wypełniały jej wydarzenia, plany, niewiele miała czasu do wytchnienia.
Ale czuła się szczęśliwa takim życiem, czyż nie?
- Widzę, że plotki szybko się rozprzestrzeniają. - zaplotła ręce i założyla je za kolano.
Elf się uśmiechnął i rzekł.- Damarri wspominała mi o twoim pomyśle. Bardzo szlachetny.
Splótł dłonie razem i spojrzał przez okno.- Ale... Przede wszystkim na organizację sierocińca blokuje brak funduszy. Wszystkie świątynie w mieście, w tym i ta, utrzymują się z dobrowolnych datków oraz opłat za usługi głosicieli w nich goszczących. I to właśnie brak funduszy, brak pieniędzy powstrzymuje mnie od zorganizowania sierocińca. Już nieraz prosiłem rajców o jakąś miesięczną wypłatę z miejskiego skarbca na ten cel. Ale zawsze spotykałem się z odmową. Jeśli znajdziesz sposób na finansowanie sierocińca, ja chętnie podeślę kilka głosicielek ze świątyni, umowa stoi?
Tavarti zagryzła wargę, po czym uśmiechnęła się szeroko i promiennie.
- Istnieje szansa, że uda mi się coś załatwić.
Alweron uśmiechnął się i spytał.- Jak byś potrzebowała pomocy zawsze się możesz zwrócić do mnie. A ... i jeszcze jedno. Powinnaś odwiedzić Raelusa. Często się pyta o ciebie. Zrobiłaś na nim wrażenie.
Tavi roześmiała się perliście.- Biorąc pod uwagę plotki to nie tylko na nim.
Elf uśmiechnął się i skinął głową.

Świątynia Garlen, pokój Raelusa, Travar


Po świątyni Tavi mogła wędrować swobodnie. Acelon stwierdził bowiem, że jest tu bezpieczna, a poza tym on musi się rozejrzeć i zapoznać z tutejszymi głosicielkami. Windeyes pofrunęła z Damarri, skuszona obietnicą poznania tajemnic świątyni.
Orczyca zdołała zauroczyć wietrzniaczkę swoją osobą. Dami była niesamowita pod niektórymi względami. Póki co wszystko toczyło się według planu Tavarti. Acelon bez problemu zdobył mapę, przy okazji natykając się w kuźni na Ghertona, który przybył tam z tego samego powodu. Uzyskała pomoc od Alwerona w postaci głosicielek.
A teraz miała porozmawiać z Raelusem, swoim młodym wielbicielem.
Nie zwróciła uwagi na dziwne jęki, a szkoda...bo by sytuacja nie zaskoczyła ją tak bardzo, jak się spodziewała.
Raelus leżał nagi na łóżku, to akurat dziwne nie było. Niezwykłym widokiem była podskakująca na nim naga i pokryta potem Khala.
Chłopak gapiąc się zaskoczonym wzrokiem na Tavi mówił nerwowo.- Ttto nie jest to co myślisz...serio!
Pulchna blondynka ujeżdżała Raelusa nie przejmując się patrzącą Tavi. Sądząc po jej minie, za daleko doszli, by mogła się zatrzymać.
Adeptka najpierw staciła język w gębie, potem zrobiła się biała jak ściana, następnie czerwona, a słysząc słowa młokosa, wybuchnęła śmiechem, składając się w pół.
-Ja ja mogę ttto wytłumaczyć.- Raelus próbował się jakoś wyłgać z tej krępującej sytuacji.
Ale Dami będzie miała używanie.
- Ty zamiast tłumaczeniem to się Khalą zajmij. - machnęła im na odchodnym ręką i wyszła, zamykając za sobą drzwi. Oparła się o drzwi plecami, żeby nabrać kilka głębszych wdechów. Na chwilę schowała twarz w dłoniach, po czym znów zaczęła się śmiać.
- Muszę się napić wody. - stwierdziła pod nosem i ruszyła korytarzem w poszukiwaniu czegoś do picia i Acelona. Trzeba było ruszać do Omasu.

Jak się potem okazało...plotki szybko się rozchodzą. I Damarri wiedziała o całym zajściu, zanim napotkała wróżbitkę. Orczyca z lisim uśmieszkiem podeszła do Tavi i rzekła.- A mówiłam, że jak się nie pospieszysz, to Khala zgarnie ci Raelusa spod noska.
Przybliżyła się i szybko pocałowała Tavi zanim ta zdążyła odpowiedzieć, po czym mruknęła.- Może to i dobrze. Nie chcę się tobą...dzielić.

Rezydencja Omasu, Travar


Tavarti wędrowała po ogrodzie samotnie, nie licząc krasnoludzkiego sługi który w milczeniu prowadził ją na miejsce spotkania z obsydianinem. Acelon i Windeyes nie zostali bowiem wpuszczeni. Zwłaszcza wietrzniaczka z trudem przyjęła to do wiadomości, obrzucając strażników posesji wymyślnymi obelgami sięgającymi trzy pokolenia wstecz jak i wprzód. Języczek, Windeyes bowiem miała obrotny i szybki... i mocno niewyparzony. Kto by podejrzewał tak drobną istotkę, o tak szeroką znajomość różnych wulgarnych słów.
Jednak nic to nie pomogło, Windyeyes została na zewnątrz wraz próbującym ją ujarzmić Acelonem. Tavarti czekało więc szczegółowe opowiadanie tego co się tu wydarzy, jak i opowiadanie o wyglądzie samej posiadłości. Z jakiegoś powodu Omasu fascynował wietrzniaczcką iluzjonistkę. Po drodze tutaj zasypywała Tavi opowieściami o podróżach obsydianina z czasów, gdy był jeszcze trubadurem, a nie kupcem. O jego szerokich znajomościach. O miejscach które zwiedził, balladach które skomponował. O tym jak założył swoją kupiecką firmę, która w kilka lat stała się handlowym potentatem... a to dzięki jego rozległym kontaktom w całej Barsawii i nie tylko.

Tym razem krasnolud zaprowadził tavi pod rozłożyste drzewo, pod którym leżało wiele miękkich poduszek. A na przeciw drzewa ustawiony był głaz.

Choć wyglądał jak część naturalnego otoczenia, Tavarti przypuszczała, że został tu umieszczony specjalnie. Jako siedzisko dla obsydianina. Krasnoludzki sługa poczekał aż wróżbitka usiądzie na poduszkach, i wtedy rzekł.- Proszę się rozgościć. Obecnie Omasu zatrzymują pilne sprawy związane z interesami, ale został już powiadomiony o panny przybyciu. Zjawi się tu jak tylko skończy interesy. Do tego czasu, mam dbać o panny wygody. Przynieść coś do picia, jedzenia...a może jakiś zwój dla rozrywki. Proszę się nie krępować...To mój obowiązek, otoczyć opieką gości.

Tavarti w komfortowych warunkach czekała na obsydianina aż półtorej godziny. Gdy się zjawił usiadł na owym głazie i rzekł. –Cieszę że mnie odwiedziłaś, choć zakładam, że masz ku temu konkretny powód. Z tego co wiem, rozgościłaś się w domu, który oddany został ci w użytkowanie. To dobrze.

Hipodrom, miejsce Wielkiej Gry, Travar


Gherton z Drussem zajęli się przygotowaniem niezbędnych rzeczy do wyprawy. A reszta : Windeyes, Ace, Grolmak i oczywiście Dami. Reszta towarzyszyła młodej wróżbitce na trybunach. Była to dla Tavarti ostatnia możliwość obejrzenia Wielkiej Gry. Prawdopodobnie zanim wróci do Travaru, Wielka Gra się skończy.
Z pewną satysfakcją dziewczyna zauważyła, brak przedstawicieli K’Tenshinów na trybunach. Zapewne dopiero zbierali się do kupy, po wczorajszych wydarzeniach.Była to miła świadomość. Ale rozpoczynało się kolejne przedstawienie i ono przykuło uwagę.
Jak wczoraj po wyścigach weszła na środek placu znana już złotowłosa trollica i oznajmiła kolejną konkurencję. Tym razem dzielni adepci mieli mieć proste zadanie, złapać złotego motyla. Kobieta położyła dość dużego latawca w kształcie motyla wykonanego ze złotogłowiu. I powoli oddaliła się ustępując miejsca kolejnej osobie.
Na środek arena wyszedł bardzo stary krasnolud o siwej brodzie i krzaczastych brwiach. Trudno powiedzieć ile miał lat, ale na pewno był bardzo stary. Włosy i broda jego nie były siwe. Lecz śnieżnobiałe. Wyciągnął on różdżkę wykonaną z drewna i zaczął coś wołać, w języku świszczącym i szeleszczącym. Początkowo nie było widać reakcji na jego krzyki, ale po chwili, wokół niego pojawiały się widmowe sylwetki, wicher zaczął się wzmagać pojawiły się śnieg tworzący się wprost z powietrza.

Zimne powietrze pełne śniegu zaczęło się kotłować wokół krasnoluda. A na jego świszczącą mowę zaczęły odpowiadać równie świszczące głosy. Najpierw jedne potem drugi, trzeci...Powoli sylwetki zaczęły się kształtować, powoli zaczęły się tworzyć cztery olbrzymie humanoidy zbudowane z powietrza

Stwory te rozmawiały z starym krasnoludem. Chyba nawet kłóciły się z nim i z sobą nawzajem. Po chwili doszły do konsensusu i odsunęły się od krasnoluda. Ich sylwetki rozmywały się, a cała arena zmieniła się. Straszliwe wichry zerwały się miotając na wszystkie strony owym latawcem, kurzawa zasnuła widok czyniąc arenę miejscem działania straszliwego cyklonu, w którego oku tkwił medytujący krasnolud. I wtedy wkroczyli na arenę dzielni adepci, z linami, łańcuchami i magią. Jedni rzucali się prosto w wir cyklonu, zwłaszcza czyniły tak trolle ,wietrzniaki i dziwne t’skrangi mające po obu bokach ciała cienką błonę rozpiętą od nadgarstków po biodra. Owe t’skrangi, k’stulaami jak je nazwał Ace, wykorzystywały tą błonę do szybowania. Ale nie było to łatwe...cztery potężne żywiołaki powietrza nie pozwalały adeptom na zbyt wiele. I tym wędrującym po wbitych w ziemię łańcuchach i umocowanych linach, i tym latającym w powietrzu za pomocą skrzydeł czy magii łatwo było dostrzec do śmigającego na porywistym wietrze motyla. O wiele trudniej było go złapać. Przez kilka godzin na oczach Tavarti i innych gości toczył się przedziwny taniec setek sylwetek walczących z porywami straszliwych wichrów. Aż wreszcie jeden ze śmiałków chwycił motyla i wichry powoli uspokoiły się pozwalając wszystkim uczestnikom konkurencji bezpiecznie opaść na ziemię.


Wieczór, dom Tavarti, Travar


Wieczór upłynął na rozmowach i planowaniu. Gherton zaczął pierwszy.- Hezrag mówił, że nie zwiedził całego kaeru, najniższa kondygnacja wymaga bowiem lin i haków, których oni nie mieli. Nie ma się jednak co nastawiać na skarby i bogactwo. Kaer należał do niedużej osady rolniczej. Niemniej liczę na znalezienie jakichś ksiąg i zwojów. Oprócz mapy prowadzącej do kaeru, mamy też mapę pierwszej i drugiej kondygnacji. Sam kaer powinien być względnie bezpiecznym miejscem. Zbrojmistrz i jego towarzysze nie natknęli się bowiem na ślady Horrora, a jedynie na kilkunastu nieumarłych i konstrukty. Bestia musiała dawno opuścić to miejsce. Będzie to więc idealna okazja do sprawdzenia talentów młodej adeptki.
Potem ustalono, kto w wyprawie Tavarti miał uczestniczyć Acelon, Grolmak Gherton i Windeyes. Wietrzniaczka bowiem nie mogła przepuścić takiej okazji do rozrywki. Druss postanowił zostać w mieście, a Dami trzymały obowiązki w „Ognistym Jaszczurze” oraz świątyni.
Później nastąpiło omawianie sprawy ekwipunku. Musieli brać wiele rzeczy, o których Tavi, by nie pomyślała. Własną żywność, wodę, koce, ale także zapasowe pary sandałów, podkutych żelaznymi ćwiekami, dratwy i rzemienie do ich naprawy, kilkanaście zwojów lin, drewno na palenie ognisk, latarnie z kryształami świetlnymi...szykowała się poważna wyprawa.

A potem zaczęła się noc...

W sypialni Damarri i Tavarti zostały same. Orczyca znienacka chwyciła w pasie od tyłu Tavarti i przyciągnęła ją do siebie. Początkowo wróżbitka sądziła, że jest początek gry wstępnej tej pełnej temperamentu orczycy, ale ...nic się działo. Damarri trzymała Tavi w swych objęciach i stała w milczeniu. Dopiero po chwili Tavi zorientowała się że Dami cicho płacze. Głosicielka cicho łkała przez chwilę, zanim rzekła.- Nie powinnaś mnie widzieć w takim stanie. Zwłaszcza przed wyprawą...ale nic na to nie poradzę. Bardzo się o ciebie boję. Złoziemie to straszne miejsce Tavi. Pochłonęło już wielu adeptów. Wiem, że idziesz z doświadczonymi poszukiwaczami przygód, ale...
Orczyca przycisnęła ja do siebie dodając.- Tavi, boję się o ciebie. Zabawne, teraz ja potrzebuję twojego pocieszenia. Teraz ja potrzebuję twojej siły. Nie chcę by coś ci się stało. Obiecaj mi że będziesz uważać. Nie chcę, by nasza ostatnia noc była smutna.

Złoziemie


Wyruszyli wczesnym rankiem. Piątka adeptów, oficjalnie pod wodzą Tavi. Gherton nalegał, by ona przewodziła. Miała to być lekcją...ale po kilku godzinach cały ten cały pomysł z jej dowodzeniem spalił na panewce. Gdyż oni wszyscy garneli się do pomocy, Grolmak nalegał, by nieść jej przydział ekwipunku. Acelon zasypywał radami na tematy „ Jak dowodzić? Jak przeżyć w trudnych warunkach” i podobne, a Gherton usłużnie pokazywał jej jak posługiwać się mapą. I uczył...już nie talentów, a historii. Opowiadał o tym kim byli wróżbici zanim Pogrom ich zniszczył. Że byli doradcami sędziami, prorokami. Doradzali miasteczkom i wioskom. Opowiedział o ranach zadanych przez Pogrom tej dyscyplinie. O adeptach do których umysłów włamywały się Horrory wypaczając im myśli i uczucia, tłamsząc wolę. Opowiadał o adeptach , których opętani wolą Horrora zdradzali zaufanie swych bliskich doprowadzając do zniszczeń i wielu śmierci. Opowiadał o Mentorach... legendarnych adeptach, którzy po Pogromie zebrali się razem i na nowo zdefiniowali dyscyplinę uwalniają ją od słabości z których Horrory tak często korzystały. I trenował wraz Tavarti, każdego ranka. Jedynie Windeyes nie była tak skora do pomocy. Nie, ona wolała siedzieć na ramieniu któregoś adepta i wysłuchiwać opowieści i bajek. Lub je sama opowiadać...i nie kryła, że część opowieści o swych czynach, po prostu zmyśla. Niemniej często swe opowiastki ozdabiała drobnymi iluzjami. Domagała się też opowieści od Tavarti, a wszelkie tłumaczenia o utracie pamięci, kwitowała słowami.- Nie pamiętasz to zmyśl.
I Tavi zmyślała historię za historią, opowiadając o dzielnych herosach i heroinach, O potworach , o miłości i zemście. Szło jej to gładko, czasami nawet za gładko. Czasami Tavarti miała wrażenie, że nie zmyśla tego co opowiada. Czy to jednak były opowieści, które usłyszała od matki, które poznała podczas podróży. czy tez to były jej własne wspomnienia ? Tego wróżbitka nie wiedziała. Tym bardziej, że nie potrafiła ich zapamiętać. przychodziły i odchodziły niczym sen. I tak, na wędrówce i ćwiczeniach upływały dni na Złoziemiu.

Pustynne i pozbawione śladów życia miejsce zasługiwało na tak paskudną nazwę. Skaliste parowy przecinały ogołocone wzgórza. Za dnia słońce paliło tu bez przerwy, jakby chciało zabić wszystko co wegetuje w tym zapomnianym przez Pasje miejscu. Noce były przeraźliwe zimne, nawet dwa koce nie pomagały. Ognisko było rozpalane oszczędnie, bo nie mieli innego paliwa dla ognia, poza drewnem nieśli na swych barkach. na Złoziemiu piasek był twardy, kamienie miały chropowatą fakturę i zaostrzone brzegi. Zupełnie jakby kraina mówiła, „Odejdź nie jesteś tu mile widziany!”. I ta cisza...Tavarti przywykłej do odgłosów Travaru, trudno było przywyknąć do ciszy trwającej wręcz w nieskończoność. Na szczęście Windeyes trajkotała za dnia i chrapała w nocy. Zwłaszcza to chrapanie, paradoksalnie pomagało Tavi. Mogła udawać wtedy, że Dami jest blisko. I łatwiej jej było zasnąć.
Wyprawa tylko z początku była ekscytująca. Potem przeszła w rutynę, wstawanie o świcie, krótki trening i nauki Ghertona, posiłek po krótkiej toalecie i wędrówka według mapy, z krótki półgodzinnymi przerwami co kilka kilometrów. I tak przez trzy dni...aż czwartego.

Złoziemie, okolice kaeru


Czwartego dnia po południu dotarli do kaeru, którego wejście skryte było w jaskini ...
Jako że jaskinie często przerabiano na kaery, tak było taniej. Poszerzano je i powiększano, wykuwano nowe groty.

Formacja skalna skrywająca ten kaer była dość charakterystyczna. Zwłaszcza kolor skały wyróżniał się od reszty terenu. W dodatku widać było oznaki życia, rachityczne na pół uschnięte roślinki. Niestety nie były to jedyne oznaki życia. Tuż przy kaerze czaiły się trzy dziwne stwory. Jeden dwunożny i bardzo włochaty.

Pozostałe dwa o łysej skórze pokrytej brodawkami, jeden dwunóg i jeden czworonóg.
Miały jednak cechy wspólne, łapy zaopatrzone szponami oraz zębate paszcze zajmujące większą część ich ciała. I były wielkości sporych psów.
-Zgrzytacze.- rzekł na ich widok Gherton i wyjaśnił.- Pomniejsze Horrory. Nie tak niebezpieczne jak prawdziwe Horrory. Nie mają mocy mentalnych, nie żywią się bólem, nie mają formy astralnej. Jedyne co robią to pożerają, najchętniej żywe i istoty ale w ostateczności wszystko, nawet skałę i kamień. To bezmyślne maszyny do zabijania i pożerania, niemniej są groźne. Co jednak ta grupka robi tak głęboko na Złoziemiu ? Nie ma niczego ciekawego do pożarcia.
-Stoją nad nam na drodze. Trzeba będzie się ich pozbyć.-
krótko doradził Grolmak. Na razie dzielna grupka adeptów, niezauważona przez prymitywne bestie, przyczaiła się za załomem skalnym.
Niemniej zgrzytacze nie zamierzały odejść, więc ich problem należało rozwiązać ostatecznie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 14-01-2010 o 20:59.
abishai jest offline  
Stary 06-01-2010, 08:11   #44
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Świątynia Garlen, Travar

Wizytę w tym jakże ciekawym miejscu można było podsumować jednym zdaniem: "Zaskoczenie przewyższa zadowolenie". Naprawdę jej nie przeszkadzało, że Realus dał się omotać Khali, ale nie mogliby skonsumować tego związku w miejscu mniej publicznym? Inna sprawda, że Tavi nie zapukała wystarczająco głośno. No cóż. Nauczka na przyszłość. Acelon skomentował wydarzenie cynicznym usmiechem, a Windeyes wypytywała o każdy szczegół. Jej ciekawość doprawdy nie miała granic.

Rezydencja Omasu, Travar

- Jestem niezmiernie wdzięczna za dobroć, jaką mi okazujesz panie. - uśmiechnęła się i usiadła bardziej na brzegu poduszek. - A Twój ogród jest doprawdy niezwykły. Jednak masz rację, przyszłam w określonym celu. Nie chciałabym również zajmować Ci zbyt wiele czasu. Postanowiłam opuścić Tarvar na pewien czas, aż sprawa K'tenshinów nieco nie przycichnie. Niedługo i tak odkryją, że Tavarti to Altea. Zejdę im z na razie z oczu. - Upiła nieco wody z pięknie wyrzeźbionego kryształowego kielicha. - Wybieram się na Złoziemia. - Uśmiechnęła się jakby mówiła o wycieczce krajoznawczej. Wyciągnęła zza pazuchy małe zawiniątko. - Proszę.
Podała je Omasu.
- To Owoc Pasji, który Altea przywiozła ze sobą do Tarvaru. Udało mi się go odzyskać po kradzieży zanim trafił na czarny rynek. Tylko miałabym wielką prośbę. - wzięła głęboki wdech. - Chciałabym założyć Schronisko dla dzieci bez dachu nad głową. Miejsce już znalazłam, Alweron zapewnił mnie, że siła robocza też się znajdzie. Tylko brak nam funduszy. Czy może dałoby się zorganizować jakiś bal, przyjęcie czy zbiórkę, z której pieniądze poszłyby na ten szczytny cel?
Zamarła w oczekiwaniu.

Hipodrom, miejsce Wielkiej Gry, Travar

Dzisiejszy dzień Wielkiej Gry był niesamowity. Wietrzne Duchy wbiły Tavi w fotel. Właściwie nie zwracała uwagi na graczy, jej uwagę zupełnie przykuł wiatr. Piękne, niesamowicie piękne i jak niebezpieczne. Najmniejszy błąd podczas targów z taką istotą i człowiek na powrót staje się martwym fragmentem Matki Ziemi...

Wieczór, dom Tavarti, Travar


- Oj Dami. - Tavi przytuliła do siebie orczycę. - Nie pozwól złamać się smutkowi. Przecież wrócę. Z taką obstawą to mnie żaden horror nie waży się tknąć. - roześmiała się i starła łzy z policzków Damarri. - Poza tym krótka rozłąka tylko nas wzmocni. Zobaczysz. Podobno związki na odległość są trwalsze. - pocałowała czule głosicielkę. - A teraz chodź do łóżka, musimy sobie odbić to, co stracimy przez kolejne kilkanaście dni.
I pociągnęła partnerkę w stronę mięciutkiej pościeli. Orczycy nie trzeba było tego powtarzać dwa razy.

Złoziemie, okolice kaeru

Tavi podrapała się po szyi. Piach wlazł jej już dawno w każdy załomek skóry. Dziewczyna czuła się jak chodzący papier ścierny. Przyjrzała się jeszcze raz Zgrzytaczom.
- Gdzie pożywienie, tam drapieżniki i padlinożercy. Coś mi się wydaje, że ten kaer to opuszczony raczej nie jest. No dobra, zróbmy coś. - Tavi cicho zdjęła plecak i położyła go nieopodal, w załomie skalnym. Nie miała zamiaru walczyć, nawet z psem, z dodatkowym obciążeniem. - Windy mogłabyś stworzyć jakąś iluzję gdzieś w tamtym kierunku? - ręką wskazała odwrotny niż ten, gdzie się chowali. - Trzeba by je wywabić nieco i rozproszyć, wtedy zaatakować. W końcu nie wiemy, co tam w środku się na nas się czai.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
Stary 21-01-2010, 16:48   #45
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Złoziemie, okolice kaeru

Wspomnienia rozmowy z Omasu, wciąż były żywe w głowie Tavi...

Obsydianin przyglądał się zawartości zawiniątka słuchając słów młodej wróżbitki na temat schroniska. Wreszcie rzekł.- Wiesz o tym owocu Pasji więcej niż mi mówisz, prawda?
Tavarti podrapała się po głowie w okolicach ucha. Zrobiła przy tym nieco kwaśną minę.
- To zależy. - wzruszyła w końcu ramionami. - Jakbym miała obiektywnie osądzić to nawet za dużo. Ale będę twardo obstawać przy tym, że moja amnezja się rozszerzyła.
Omasu nie skomentował tych słów, choć niewątpliwie je rozważał.
Obsydianin odsłonił figurkę rozwijając otulający go materiał.- To nie jest zwykły magiczny przedmiot Tavarti. Nie znam magicznego przedmiotu, którego moc czuło by się dotykiem.
Dziewczyna kiwnęła głową, ale nie odezwała się. Westchnęła.
- Jeśli zadasz mi pytana, odpowiem zgodnie z prawdą. - zadeklarowała czekając na decyzję rozmówcy.
- Coś mi mówi, że nie chcę znać na nie odpowiedzi, prawda?- odparł Omasu.
- Powiedźmy, że lepiej będzie, jeśli zostaną one w tu. - Tavarti palcem wskazującym popukała się po swoim czole.
Schowawszy Owoc Pasji do sakiewki, Omasu rzekł.-Co do zbiórki. Nie słynę z przyjęć, ale mogę takie zorganizować. Natomiast nie uważam by coś takiego pozwoliło twe przedsięwzięcie sfinansować na dłuższą metę.
- Zdaję sobie z tego doskonale sprawę. - uśmiechnęła się szeroko. - Ale od czegoś trzeba zacząć. Wierzę, że Garlen będzie mnie wspierać. Naprawdę dziękuję za pomoc.
Trudno było wypowiedzieć się na temat myśli i nastrojów Omasu, jak na trubadura miał bardzo ubogą mimikę twarzy. Co jednak mogło być maską, mającą ukryć jego prawdziwe intencje. Mimo że mówił to spokojnym głosem, jego wypowiedź mogła zaważyć na życiu kobiety.-Jestem skłonny finansować sierociniec, ale... To, że uratowałaś się z katastrofy „Żelaznego Orła” uważam za pewien omen. W swoim długim życiu zauważyłem wiele zdarzeń, które miały potem miały duży wpływ na przyszłość tej krainy. Uważam, że twoje ponowne narodziny...są jednym z nich. Dlatego, chcę byś pracowała dla mnie, jako mój specjalny wysłannik. Co ty na to?
Z Tavarti natomiast można było czytać jak z otwartej księgi. Choć może to też był jakiś rodzaj maski? Potrafiła, już raz to udowodniła, że granie arystokratki zadzierającej nosa, wcale nie było zadaniem ponad jej siły. Korzystała z emocji jak ze swoich kart atutowych. Teraz z każdym kolejnym słowem Omasu na jej twarzy malowało się coraz większe zaskoczenie, a ostatnie zdanie, no cóż. Musiała się mocno powstrzymywać, aby nie rzucić się na szyję obsydianinowi w geście wdzięczności i podziękowań.
- Myślę, że zdążymy się jeszcze przekonać, czy jestem jakimś "znakiem przełomowym". - jej oczy lśniły wypełnione nieskrywaną energią i zapałem. - Co do Twojej propozycji, bardzo chętnie, choć nie za bardzo wiem, co należałoby do moich obowiązków, oprócz reprezentowania Ciebie moimi dobrymi manierami, niezłym śpiewem i otwartością. Choć nie uważam, że to sprawiedliwa wymiana - moje umiejętności za utrzymywanie zgrai dzieci. Chociaż one są nieźle poinformowane o tym, co się w mieście dzieje.
-Nie doceniasz swoich atutów młoda wróżbitko. Masz do dar do przekonywania do siebie Dawców Imion, w twoim wzorcu tkwi duży potencjał i...kto wie, jakie jeszcze talenty w sobie skrywasz.-
odparł Omasu i uśmiechnął się dodając.- Znajdę dla ciebie zajęcie, gdy już wrócisz ze Złoziemia. Bądź jednak ostrożna. Nie bez powodu to miejsce ma taką nazwę.
Dziewczyna kiwnęła parokrotnie energicznie głową.
- Sama tam nie ruszam, a myślę, że damy sobie radę. Zresztą to odpowiednie miejsce, żeby się usunąć z czyjegoś wzroku na trochę. Raczej nikt nie będzie chciał tam za mną ruszyć. - uśmiechnęła się.

Podobnie jak wspomnienia pożegnalnej nocy z Damarri. Ale teraz musiała się skupić na obecnej chwili...

-Trzeba by je wywabić nieco i rozproszyć, wtedy zaatakować. W końcu nie wiemy, co tam w środku się na nas się czai.- Windeyes spojrzała w kierunku który wskazywała komentując.- Żaden problem.
- Ten plan powinien się udać. Zgrzytacze mają niską inteligencję.-
ocenił Gherton mentorskim tonem głosu. A Tavi miała wrażenie, że jest uczestniczką jakiegoś testu.
-No to do roboty na co czekamy!- krzyknęła radośnie wietrzniaczka, co u mężczyzn wywołało konsternację i szepty.- Ciszej !
Windeyes tymczasem mruczała i powarkiwała pod nosem. I po chwili na ziemi pojawiły się dwa źródła świata. Dwie świetliste kule uniosły się górę, każda okrążając wietrzniaczkę po spirali. Gdy skończyły na miejscu wietrzniaczki, stał kolejny zgrzytacz.
-Trochę to ryzykowne.- rzekł do wietrzniaczki Gherton, ta zaś odparła.-Marudzisz.
I ukryta za iluzją bestii Windeyes ruszyła do stada.
Po chwili cztery zgrzytacze spoglądały na siebie nawzajem. Ale na krótką chwilę...Bo uwagę trzech z nich odciągnęły dorodne prosiaki które pojawiły się w trzech różnych miejscach.
I stwory pognały w tamtych kierunkach licząc na łatwy żer.
Teraz zaś Gherton przejął inicjatywę sięgając po swe miecze i mówiąc.- Grolmak osłaniaj Windeyes, Ace pilnuj Tavarti...Tavi uważaj na siebie, zgrzytacz to niebezpieczny przeciwnik.
Ruszyli Grolmak w kierunku wietrzniaczki, Gherton w kierunku najbliższego zgrzytacza, a Ace tuż za Tavi pilnując jej bezpieczeństwa.
Tavi zaczynała poważnie się zastanawiać, czy Gherton nie zwabił tutaj tych Zgrzytaczy, żeby przetestować jej umiejętności. Szybko jednak odegnała tę myśl.
"Co za głupi pomysł"

Westchnęła i zawahała się. Miecz czy kij? Pierwszy był ostry, ale dziewczyna miała z nim mniejszą wprawę... w teraz. Zaskakująco dobrze czuła się z klingą w dłoni. Z drugiej strony kijem posługiwała się niejako instynktownie.
- Idziemy. - rzuciła do Acelona, wygodniej układając drewnianą broń w dłoniach.

Zaatakowali z dwóch stron bestię... Zgrzytacz nie namyślając się długo, zaatakował Tavi. Uznał, zapewne że uzbrojona w kij dziewczyna będzie łatwym celem. Mylił się Tavarti instynktownie uderzyła po łuku. Zbliżająca w jej kierunku paszcza, zeszła uderzona impetem kostura. I stwór upadł na ziemię przed wróżbitką.
- Kij to dobra broń do ogłuszania i obezwładniania, ale zabicie nią wymaga siły lub precyzji.- rzekł Ace próbując dziabnąć bok wstającej bestii swym mieczem. Wydawał się tańczyć w miejscu, skupiając uwagę zgrzytacza na sobie. - Jeśli chcesz zabić kijem, to możesz spróbować połamać żebra, lub zmiażdżyć krtań. Więc by zabić, uderzaj w szyję bestii, to najszybszy sposób.
Atakowany z dwóch stron zgrzytacz podskakiwał raz do Tavi, raz do Acelona. W oczach bestii był tylko głód, żadnego strachu, gniewu czysta manifestacja pożerania.
W tych oczach miejsce zdawał się zajmować jedynie instynkt. Pierwotne uczucia, strach, gniew, głód. Głód. Głód. Tavarti zacisnęła dłonie na kiju i starała się wycelować zgodnie ze wskazówkami Acelona całą swoją siłą.
Cios Tavarti dosięgnął gardła bestii i na pewno ją to zabolało. Bo zwróciła swe spojrzenie na Tavartii i błyskawicznie skoczyła. Na Pasje! Stwór był o wiele bardziej zwinniejsza, niż się dziewczynie zdawało. Na widok zbliżającej się paszczy, odruchowo zasłoniła się kosturem. Impet nacierającej bestii przewrócił Tavarti na ziemię. Zacisnęła zęby z bólu, gdy poczuła na plecach ból zadany przez setki drobnych kamyczków i twardą spowodowany jej upadkiem na plecy. Zębata paszcza, była blisko kostur który trzymała Tavarati utknął poziomo pomiędzy szczękami zgrzytacza, niczym „kaganiec”. Stwór zacisnął szczęki i wróżbitka pomyślała, że to koniec dla niej. Drewniany kostur złamie się w jego szczękach jak zapałka. Tak się jednak nie stało. Kostur, nie pękał mimo zębów długości małych sztyletów próbujących go strzaskać. A ręce Tavarti trzymały kostur i paszczę stwora z dala od jej ciała. Czuła przypływ siły, czuła olbrzymią energię płynącą z Serca Namiętności ukrytego w zawiniątku na jej szyi. To on czynił jej ciało, wytrzymalszym, usuwał w cień ból i zmęczenie. Karmił się jej determinacją, zmieniając ją wytrzymałość. Spojrzenie Tavi mówiło wyraźnie. „Nie poddam się. Nie ulegnę.” To były długie 3 minuty, podczas których do przygniecionej ciężarem atakując bestii doskoczył Acelon i szybkim precyzyjnym pchnięciem zakończył żywot bestii. Tavi patrzyła w oczy stwora, widziała w nich głód, potem ból i zaskoczenie...zaskoczenie powoli ustępowało bólowi, a same oczy po chwili zamgliły się stając obojętne i puste. A więc to tak wygląda umierająca w boju istota. Acelon pomógł zrzucić martwego stwora z Tavarti i spytał.- Nic ci nie jest?
Tavi nieco oszołomiona podniosła się z ziemi. Bolały ją całe plecy, ale nie było to dotkliwe uczucie. Rzekła więc.- Nie, raczej nie.
Pozostali też skończyli bój zwycięsko i bez ran. Grolmak dobijał rannego potwora, a Gherton wraca wycierał krew ze swych mieczy.
Krótki odpoczynek na palącym słońcu, a potem do środka...taki był plan. Zanim smród martwych zgrzytaczy przyciągnie uwagę groźniejszego.

Złoziemie, kaer


Ruszyli do jaskini, z przodu szedł Gherton, zanim Grolmak, potem Tavarti, Windeyes i Acelon osłaniający tyły. Wąski korytarz został nieco poszerzony, zapewnie cała jaskinia została poszerzona przez mieszkańców kaeru. Szli powoli, oświetlając drogę latarniami z kryształami świetlnymi. Uważali na pułapki, którymi według Ace’a i Windeyes drogi kaerów bywają naszpikowane.
Było tu chłodno i cicho...Nawet trajkocząca zwykle wietrzniaczka, tym razem w milczeniu się rozglądała. Nagle, Gherton zatrzymał się i dał znak ręką. Ukląkł i wskazał ciemnoczerwoną plamkę. Następnie rzekł.- Krew... świeża.
-Najwyżej kilka dni.-
potwierdził Grolmak mocniej zaciskając dłoń na swym toporze.
To tylko wzmogło czujność całej piątki. Ruszyli dalej, a wąski tunel którym szli wił się jak wąż. W końcu dotarli do wrót kaeru, przy których stał kolejny zgrzytacz gapiąc się na nie. Początkowo cała grupka zacisnęła dłonie na broni szykując się do kolejnego boju, ale bestia nie zareagowała na ich obecność. Spojrzenie potwora upupione było na wrotach. Lekko uchylone drzwi, pokrywały wijące się linie z błyszczącego się bardziej niż złoto metalu.
Tavarti również spojrzała na wrota, próbując zrozumieć co tak bardzo skupiło. Początkowo nic się nie działo. Tavi patrzyła, patrzyła...złociste linie zaczęły wirować i splatać się w jeden wir...


Czyjaś dłoń na barku sprawiła, że Tavi oprzytomniała. Gherton uśmiechnął się i rzekł.- Te pułapki nie są zastawione na Dawców Imion, ale czasem i na nich działają. Więc bądź ostrożna.
-Pułapki?-
spytała nieco zdezorientowanym głosem Tavi, a Gherton rzekł.- Tak... pułapki. Widzisz, kaery to podziemne schronienia małych społeczności wybudowanych na czas Pogromu. Czasu, gdy poziom magii był wysoki a Horrory, znacznie niebezpieczniejsze od tych zgrzytaczy szalały swobodnie po świecie. Schronienia te budowano z kamienia wzmacnianego esencją ziemi. Ale na taki wydatek stać było tylko najbogatsze społeczności, inne kryły się w jaskiniach, gdyż spora warstwa ziemi i skal była dobrą osłoną, zarówno przed wtargnięciami z fizycznego, jak i astralnego wymiaru. Wrota natomiast stanowiły najsłabszy punkt każdego kaeru, więc oprócz wzmocnienia orichalkiem i esencjami żywiołów wykuwano w nich znaki runiczne i zaklęcia. Jedne odstraszały Horrory, inne więziły ich umysł lub duszę w magicznej pułapce. Tutaj mamy chyba raczej z tym drugim zabezpieczeniem do czynienia.
- Lub jeszcze innym. Nie spotkałam nikogo, kto by znał wszystkie rodzaje zabezpieczeń kaerów. Z drugiej strony nie spotkałam też, żadnego Theranina. –
wtrąciła Windeyes.
-Zabezpieczenia kaerów niewątpliwie są oparte na therańskich schematach.- odparł Gherton.- Korzystając z Ksiąg Cierpienia opracowali większość z nich. I prawie wszystkie kaery przetrwały dzięki nim.
- Zapomniałeś o Smoczej Puszczy.-
wtrąciła wietrzniaczka.
- Nie, nie zapomniałem o Smoczej Puszczy. Tylko nie uważam by można tu mówić o przetrwaniu...Krwawa Puszcza, jak ją teraz zwą, zasługuje na swe obecne miano. Alachia zapłaciła słoną cenę za swą arogancję.- oparł Gherton iluzjonistce. Po czym zwrócił się do Tavarti.- Królowa Alachia ze smoczej puszczy była królową elfiej rasy. To może dziwnie zabrzmieć, ale przed Pogromem elfy miały coś w rodzaju centrum swej kultury i królową, która sprawowała na nim władzę duchową, opartą na swym autorytecie. Królowa Alachia odmówiła zakupienia od Theran zabezpieczeń opracowanych przez ich magów. Zamiast tego elfy wybrały zapory oparte o żywioł drewna i żywe drzewa. – wróżbita zamyślił się jakby przypominał sobie coś.- Coś jednak poszło nie tak, a może zabezpieczenia elfów okazały się za słabe? Koniec końców Horrory zaczęły się wdzierać do Smoczej Puszczy i elfy wymyśliły desperacki plan...jak on się zwał? A tak, chyba Rytuał Cierni.
- Dużo wiesz o elfach.-
rzekł Grolmak, a Gherton odparł.- Uratowałem życie pewnej elfiej trubadurce. Ale to opowieść na inną okazję. Na czym to ja...
-Rytuał Cierni.-
przypomniała Tavarti. A Gherton kiwnął głową.- Acha... Wiedz Tavarti, iż najpotężniejsze z Horrorów karmią się bólem i cierpieniem zarówno duchowym jak i fizycznym. Jest w tym jednak pewien haczyk. One potrafią żywić się cierpieniem i bólem, które same zadają. Rytuał Cierni przemienił elfy ze Smoczej Puszczy w krwawe elfy.
-W cierniowe elfy.-
wtrąciła Windeyes, zaś Gherton ripostował.- Krwawe, cierniowe...obie nazwy są poprawne.
Windeyes wykonała kilka kółek w powietrzu, zanim wylądowała na ramieniu Tavarti.- Chciałabym kiedyś zobaczyć cierniowego elfa. Ciekawa jestem czy rzeczywiście są pokryte kolcami jak jeżozwierze.
-Bardziej jak kaktusy.-
rzekł milczący dotąd Ace. I kontynuował.- Widziałem ich poselstwo w u shivalahali Domu V’Strimon. Kolce nie wyrastają z ich skóry. Owe ciernie wyrastają z wnętrza ciała, przebijając skórę i są pokryte zaschniętą krwią. Myślę, że cały czas te ciernie sprawiają im ból.
-I o to chyba chodziło w tym rytuale Cierni. Co gorsza ten rytuał magii krwi jest nadal kontynuowany, mimo że Pogrom już się zakończył. Ale cóż, ponoć Alachia nigdy nie potrafiła przyznawać się do błędu, nawet przed Pogromem. A to, że elfy poza Krwawą Puszczą odwróciły się od niej, także nie przemówiło do jej wyobraźni.-
rzekł Gherton kierując się do środka kaeru.
Tuż za drzwiami znaleźli przyczynę śladów krwi. Był to nieprzytomny masywny ork, z paskudną raną na barku i śladami po kajdanach na nadgarstkach.
Gherton dotknął jego szyi i rzekł.- Żyje jeszcze.
-Kto to może być ?-
spytał Grolmak, a Gherton rzekł.- Prawdopodobnie jest niewolnik zbiegły z terenów okupowanych przez Theran. Złoziemie, jest swoistą ziemią niczyją pomiędzy Imperium, a Barsawią. Czasami niewolnicy próbują uciec tędy wiedząc, że Theranie nie będą ich tutaj ścigać. I mają rację, Theranie nie zapuszczają się na Złoziemie. Ale nie bez powodu...Brak wody, żywności...liczne niebezpieczeństwa i potwory sprawiają, że mało który zbiegły niewolnik przeżywa podróż.
Acelon zajrzał do map i rzekł.- Windeyes, Tavarti rozejrzyjcie się za zimną wodą i żywnością. Według map kaeru, na tym poziomie jest studnia głębinowa i jakieś ogrody. Tylko uważajcie na siebie i krzyczcie w razie niebezpieczeństwa. Grolmak zanieśmy rannego w głąb kaeru.
Choć potężny Grolmak zapewne sam by uniósł nieprzytomnego pobratymca, to jednak cała trójka mężczyzn starała się przenieść delikatnie rannego orka.

Zaś dziewczyny samotnie zapuściły się w głąb kaeru. Krótki korytarz z dwoma wnękami strażniczymi prowadził do olbrzymiej sali pokrytej świecącym jasnozieloną poświatą mchem.
Podłoga otoczona była schodkami na tyle szerokimi, że można je było wykorzystać za siedziska. Według Windeyes to tu zbierała się cała osada na główne zebrania.
I tu były pierwsze ślady tragedii jaka zaszła tu lata temu. Szkielety ludzi, elfów krasnoludów i orków...starych i młodych i dzieci. Niektóre ubrane w przegnite zbroje, inne w zetlałe resztki szat. Jedne szkielety były wygięte w agonalnej pozie, między żerami innych tkwiły złamane strzały, sztylety i miecze. Koło trzydziestu szkieletów i każdy świadczył o dramatycznej śmierci. Chyba nikt nie umarł w sposób naturalny. Iluzjonistka niespecjalnie przejęła się tym widokiem. Z drugiej strony... to nie był jej pierwszy kaer. Pogoniła Tavi słowami.- No ruszże się.

Przeszły przez główny plac do kolejnego wejścia wykutego w jaskini i zaczęli mijać kolejne groty mieszkalne przystosowane do spartańskich warunków panujących w kaerze.
Małe ciasne groty mieszkalne, wyposażone w jedno, góra dwa łoża...mały stolik, kilka krzeseł. Drobne odłamki kryształów świetlnych nikłym blaskiem rozświetlające pomieszczenie. Niewiele poza tym...jakieś, koce, makatki, skrzynie i inne drobiazgi. ozdoby mając e te klitki uczynić, choć odrobinę przytulnymi. I szkielety. Także i tu obie dziewczyny natykały się na pozostałości martwych mieszkańców. I także tu śmierć była straszna i bolesna. Szkielet małej dziewczynki obejmującej starą zniszczoną lalkę, szkielet skulony trzymający zabawkę, jakby chciało dodać sobie otuchy, albo zapomnieć o bólu.

Minęły wspólne łaźnie, nieczynne od lat...bijące chłodem i pustką. Pokryte rozrośniętym świecącym mchem oraz pleśnią i dotarli do świątyni...centrum duchowego tego miejsca.
Przy świątyni leżało kilkanaście szkieletów, ubranych nieco lepiej od poprzednich. Uzbrojonych. Ich dłonie nadal zaciskały się na przerdzewiałych mieczach i toporach...nie widać jednak było wroga, z którym chcieli się zmierzyć.
Świątynia robiła wrażenie. Mimo tego, że zaniedbana, mimo tego że część płaskorzeźb zostało uszkodzonych. Świątynie zdobiło kilkanaście posągów, a pod każdym z nich znajdowały się miseczki wypełnione wypalonymi świeczkami oraz kadzidłami.
Wietrzniaczka podleciała bliżej by przyjrzeć się poszczególnym rzeźbom.
Najpierw zafurkotała wokół figury pięknej kobiety w skromnych (pod względem ilości zużytego materiału) szatkach, trzymającą lutnię i figlarnie się uśmiechając.
- Astendar, Pasja miłości sztuki muzyki.- rzekła Windeyes podlatując do kolejnej rzeźby, przedstawiającej korpulentnego orka o jowialnym uśmieszku na twarzy i z dużą sakiewką przy pasie.- Chorrolis, Pasja bogactwa handlu, ale także chciwości i zazdrości.
Kolejna rzeźba przedstawiała mężczyznę o ciele zbudowanym z gorejących płomieni i z uśmiechem na ustach.- Floranuus, Pasja zabawy, energii, zwycięstwa i ruchu. Moja ulubiona, zresztą.
Wietrzniaczka ruszyła do posągu kolejnej pasji. Istoty o torsie człowieka, ale od pasa w dół mająca ciało konia.- Jaspree, Pasja rozwoju i troski o ziemię, pasja umiłowania natury. Różnie ją przedstawiają i różnie się objawia. Widziałam już go jako krzyżówkę Dawcy Imion z wilkiem, a w świątyni w Travarze jego posąg jest połączeniem elfa i jelenia.
Kolejny posąg przedstawiał dziecko o rozmytych rysach twarzy. Nie był to efekt czasu, a wyraźny zamiar artysty. Wietrzniaczka przyglądała się długo twemu posągowi.- To chyba Lochost, Pasja wolności, buntu, zmiany i rebelii. Oj, Theranie jej nie lubią. – szybko zmieniła temat.- Wiesz, wygląd pewnych Pasji, trudno przenieść w martwy kamień.
Kolejny posąg przedstawiał startego krasnoluda siedzącego na tronie, w jednej dłoni trzymającego wagę szalkową, w drugiej katowski topór. Na jego widok Windeyes rzekła.- Mynbruje , Pasja sprawiedliwości, prawdy współczucia i litości. Nie moja ulubiona. Jej wyznawcy częściej przedkładają sprawiedliwość, nad współczucie i litość. Nie mają zbyt wielkiej wyrozumiałości dla wybryków pewnej młodej wietrzniaczki.
Ostatnim słowom Windeyes towarzyszyło znaczące mrugnięcie okiem.
Kolejna postać przedstawiała potężnie zbudowanego ludzkiego wojownika ze sztandarem w ręku. Iluzjonistka skrzywiła się na ten widok mówiąc.- Thystonius, Pasja walki i męstwa w boju. Zanim też nie przepadam.
I ruszyła w kierunku kolejnego pomnika przedstawiającego elfiego kowala. – Upandal, Pasja budowania, konstrukcji i planowania. Ukochana Pasja krasnoludów. Tak przynajmniej słyszałam.
Na centralnym miejscu świątyni znajdował się posąg pięknej kobiety o szeroko rozłożonych ramionach w geście powitania u której stóp stały dzbany z wodą. Tavi uprzedziła wietrzniaczkę.- Garlen.
-Tak to Garlen, Pasja leczenia i ogniska domowego. Znajdziesz jej posągi w większości kaerów.

Oprócz tych posągów , były jeszcze trzy inne. Te jednak uległy zniszczeniu, jakby coś rozsadziło je od środka.
-To pewnie były posągi Vestriala, Dis i Raggoka. Trzy szalone Pasje. Dodać Astendar, Chorrolisa, Lochosta, Upanadala, Thystoniusa, Mynbruje, Jaspree, Garlen, Floranussa.- Windeyes liczyła na palcach, zamyśliła się na moment, po czym dodała.- Dwanaście posągów Pasji. Coś tu się nie zgadza. W małych i biednych kaerach są najwyżej posągi trzech z nich. Twój zbrojmistrz się mylił Tavarti, ten kaer biedny nie był.

Ruszyły dalej...wkrótce dotarli do upragnionego celu. Olbrzymia komnata była kiedyś ogrodem i polem. U góry komnaty były zamocowane różnej wielkości i koloru kryształy świetlne które zalewały to miejsce blaskiem prawie takim jak światło dnia. W tym świetle Tavi zobaczyła zdziczałe, obecnie uschnięte drzewa oraz zapuszczone grządki. Kilka zdziczałych krzewów agrestu i malin owocowało. A kilka rządków warzyw też wyglądało obiecująco.
Zwłaszcza po kilku dniach suchych racji i ciepłej wody (pomijając odrobinę zimnej wody pitej dzięki magicznemu kubkowi raz dziennie).
Pomiędzy krzewami, kryły się małe gryzonie. Ale wzrok Windeyes przyciągnęło coś innego.
- Studnia!- krzyknęła podlatując do cembrowiny. Obleciała ją kilka razy wesoło trajkocząc.- Studnie w kaerach były głębokie...dosięgały wód leżących u korzeni gór. Wyjątkowo zimnej i krystalicznej. Nabierz wody Tavarti, to smak który warto poznać.
Wróżbitka zbliżyła się do studni i...jej spojrzenie spoczęło na kamiennej wnęce tuż za studnią. Były tam jaja...sześć skórzastych jaj. Każde wielkości pięści orka...i z każdego coś się wykluło. I to niedawno.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 28-01-2010 o 11:09.
abishai jest offline  
Stary 02-03-2010, 12:10   #46
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Złoziemie, kaer


Tak, studnia w obecnym momencie wydała się wspaniałym elementem wystroju komnaty. Tavarti ruszyła w stronę Wietrzniaczki.




"Gdybym prowadziła pamiętnik, zaczęłabym tak: Mój drogi pamiętniczku..., ale podaruję sobie. Myślałam, że widok umierającego Zgrzytacza i moje bolące plecy to będzie jedno z gorszych zdarzeń dzisiejszego dnia. Biedna istota. Gdyby dało się ją jakoś uratować, ale niestety tutaj działa jedynie zasada "po walce przeżyje tylko jedno z dwojga".
Weszliśmy do tego kaeru, a reszta, zdaje mi się, postawiła sobie za cel przestraszyć mnie na śmierć. Najpierw ślady krwi, tego biednego, rannego niewolnika. Dobrze, że go znaleźliśmy. Bardzo dobrze, że ten jeden Zgrzytacz utknął na tamtej "pułapce", bo pewnie już tego rannego by nie było. Ale z drugiej strony, skoro tamte bezmyślne ogary utknęły przed wejściem, możliwe że coś już WEWNĄTRZ zaatakowało naszego nowego towarzysza.
Ech, nie ma jak pozytywne myślenie. Ale pułapka, doprawdy ciekawa. Świetny pomysł i nauczka, że nie należy zbytnio przyglądać się ścianom. Nauczka na przyszłość. Znów wychodzi, że bez pozostałych, szybko bym zginęła. Poza tym tyle, ile się osłucham, to moje.
Z drugiej strony ta cała historia z Rytuałem Cienia - aż mi ciarki przeszły po plecach. W międzyczasie te wszystkie kościotrupy, smutek, melancholia, i te posągi. Coś tu jest bardzo nie tak.... "

Cały ten potok myśli nie trwał dłużej niż te kilka kroków, którymi zbliżyła się do cembrowiny, aby się nad nią nachylić.




Zamarła wpatrując się w resztki po skórzastych jajach.
- Windy, jakie zwierzątko wykluwa się ze skórzastych jaj? Po 6 w "miocie"? - adrenalina od razu poszła Tavarti w górę.

- Kto wie?- deliberowała głośno iluzjonistka.- To może być wszystko, na przykład pozostałość po konstruktach Horrorów. Ponoć się w owadach lubują. A może po samych horrorach? Jakoś nikt nigdy nie słyszał by się rozmnażały. No ale skądś się muszą brać... A może to cieniopłaszczki? Brrr... paskudny pomysł. Stworki to jadowite i niebezpieczne. Takie świeżo wyklute są zbyt małe, by napaść na ciebie Tavarti, ale... ja. To zupełnie inna sprawa. Ja będę się musiała schować kapturem twojego płaszcza. Taka mała wietrzniaczka to dla nich idealna przekąska.

Dziewczyna zaczęła się rozglądać, nasłuchiwać, jak tylko Wietrzniaczka odpowiedziała na jej pytanie, postanowiła zbadać przestrzeń spojrzeniem astralnym.
W przestrzeni astralnej to pomieszczenie wyglądało inaczej... Ściany i sufit pokrywały wzory zalewające komnatę bladoniebieskim światłem.

Umierające drzewa lśniły słabnącym blaskiem, w roślinach również były światełka świadczące od bujnej wegetacji. Nie było tu natomiast zbyt wielu wirów. Za to były zbiory punkcików na suficie świadczące o witalności. Trzy stworzenia oderwały się z sufitu i zaczęły krążyć w zalanym astralnym blaskiem pochodzącym.







Płaszczki, każda wielkości dużej księgi, zaczęły krążyć tuż przy suficie. Tavi naliczyła ich trzy, podczas gdy wietrzniaczka siedziała na cembrowinie i rzucała czar. Widziała wykonując ruch dłonią powoduje pojawienie się smug magii, jak splata je razem w określony splot i sprawia że przepływają przez symetryczny krąg przypominający nieco skomplikowaną pajęczą sieć. Tavi widziała, jak ta siateczka zatrzymuje część magii, mroczną i oleistą... przepuszczając oczyszczone smugi dalej. Smugi te wnikały do kamienia, powodując, że świecił on coraz mocniejszym blaskiem.

Trzymając świecący kamień, Windeyes spojrzała na Tavi i rzekła.- Wrzucę go do studni, zobaczymy, jak jest głęboka.

Problem jednak w tym, że ów świecący kamień, zwrócił uwagę trzech młodych cieniopłaszczcek które skryły się przy suficie. O czym wiedziała Tavi, a Windeyes chyba nie.

- Oszalałaś?! - syknęła Tavarti szybkim ruchem narzucając na Wietrzniaczkę poły swojego płaszcza. - Tylko nie świruj. Przy suficie są trzy cieniopłaszczki. - rzuciła do Windy dziewczyna wyrwała jej kamień i rzuciła przed siebie. Zaraz po tym rozłożyła ręce z zaciśniętymi pięściami na skrawkach płaszcza, aby wydawać się większa. O wiele większa.
- Dobra, plan jest taki. Ja robię za stracha na wróble, ty nabierasz wody. Tylko już bez akcji w stylu tego świecącego kamloka, bo nie wiemy gdzie są pozostałe trzy.

Tavarti zaczęła się żarliwie modlić w myśli do Garlen o błogosławieństwo. Wstawiennictwo istoty wyższej nigdy nie zaszkodzi.

Windeyes mruknęła cicho.- Świrować? Phi ...Ja odważna adeptka jestem. Cieniopłaszczek się nie boję.

Jednak posłusznie skryła się i zaczęła wyciągać wodę ze studni.

Stwory zaś rzuciły się na źródło światła jakim był kamień zaczarowany przez Windeyes. Krążyły nad nim niczym sępy nad padliną.

Ale po chwili zmieniły cel i ruszyły w kierunku Tavi. Nie zaatakowały jednak, nie będąc pewne z czym się mierzą. Krążyły dookoła kobiet cicho niczym cienie. Trzy cienie... Tavi innych nie widziała, więc pozostałe trzy cieniopłaszczki musiały być w innej części kaeru.

- Gotowe, możemy iść! - szepnęła triumfalnie Windeyes. I wtedy stało się coś, czego Tavi się obawiała... jedna z bestyjek zebrała się na odwagę i zaatakowała, zbliżyła się do Tavi i wysunęła do przodu ogon z wyraźnym zamiarem użądlenia wróżbitki.


- O żesz TY!!! - fuknęła wściekle Tavi i bez żadnego zastanowienia wyprowadziła cios swoim kosturem prosto w... to chyba był tułów, ale dziewczyna nie traciła czasu na poznanie dokładniejsze anatomii cieniopłaszczek. - Rzuć tę wodę Windy, atakujemy!

Końcówka kostura zatoczyła łuk... cios był celny, a trafieniu towarzyszyło chrupnięcie łamiącej się chrząstki. Uderzona cieniopłaszczka wydała z siebie pisk i upadła na ziemię drgając nerwowo ogonem, pozostałe dwie podleciały bliżej Tavarti by zaatakować. Dziewczyna widziała kryształową igłę wieńczącą ogon każdej z nich. Igłę, która u dorosłego osobnika staje się kryształowym kolcem.

- Przymknij oczy Tavi – krzyknęła wietrzniaczka pospiesznie splatając wątki zaklęcia. Po chwili tuż nad zbliżającymi się potworkami nastąpił błysk oślepiającego światła. Stwory wydały z siebie przeraźliwie piski i zaczęły krążyć w losowych kierunkach oślepione przez zaklęcie Windeyes.

Dziewczyna nie zwlekając, aż żyjątka ponownie odzyskają koordynację ruchowo-wzrokową, przyskoczyła do jednej z nich i strzeliła mocno z kostura. Chrzęst unieszkodliwienia cieniopłaszczki został zagłuszony przez świst wirującej zielonej kuli światła, która przeleciała tuż obok Tavi i uderzyła w ostatnią definitywnie wyłączając ją z walki.

- Mówiłam, że cieniopłaszczek się nie boję, o! - Windy rozpoczęła narzekania i kolejną z opowieści. Tavarti nie słuchała jej. Poprawiła płaszcz, odrzuciła włosy do tyłu i wróciła do cembrowiny, żeby zabrać nabraną wodę. Przy okazji napiła się.

- Czy ty mnie w ogóle słuchasz?! - Windy okrążyła dziewczynę.
- Oczywiście. - bez mrugnięcia okiem skłamała Tavarti. - A teraz chodźmy, bo pewnie zaczynają się niepokoić.

Podróż minęła adeptkom na słuchaniu/mówieniu stałym i ciągłym o niebezpieczeństwie - Tavi miała wrażenie, że z każdym krokiem, który oddalał je od studni, płaszczki rosły o kilka cali. Dziewczyna jednak wolała słuchać Windy niż rozglądać się. Te kościotrupy, które były dosłownie wszędzie, przyprawiały ją o dreszcze.

W końcu wróciły po swoich śladach do pozostałej dwójki z bonusem w postaci nieprzytomnego orka.
- No he... - zanim Tavi zdążyła im machnąć ręką i w krótkich słowach opisać, co się stało, Windy już ją zagłuszyła. Wietrzniaczka ze szczegółami opisała drogę do sali z ogrodem - nie zapomniała o żadnym kamieniu, kościotrupie, ścianie, kościotrupie, cieniopłaszczce, studni, cieniopłaszczce, ogrodzie, cieniopłaszczce... itd.

W międzyczasie Tavarti lyknęła z menażki świeżej wody i podała ją Ghertonowi. Na skałę kapnęła kropla.



- Gdzieś mogą być jeszcze trzy cieniopłaszczki. - nawiązała zniżonym głosem do ciągle wypływających słów z ust Windy. - Było sześć jaj. Trafiłyśmy na trzy młode. Także jeszcze trzy i mamusia.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
Stary 10-03-2010, 12:43   #47
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Złoziemie, kaer, poziom górny


-Wyprawy do kaerów zawsze wiążą się z niebezpieczeństwem.- podsumował wypowiedzi obu dziewcząt Ace. A w tym czasie Gherton podał przyniesioną wodę rannemu orkowi.
Był on na wpółprzytomny...jego mętny wzrok obrzucała obojętnym spojrzeniem. Jednak podstawowe odruchy już u niego działały. Łapczywie pił wodę.
- Wygląda na to, że jest bardziej wyczerpany niż ranny.- ocenił sytuację Gherton. Acelon zaś dodał.- Grolmak, poradzisz sobie sam ?
- Tak...rozejrzyjcie się po kaerze. Dam sobie radę zarówno z rannym, jak i z potencjalnymi wrogami.-
rzekł w odpowiedzi ork.
- No to ruszamy. Ace na przedzie, Windeyes w środku, ja i Tavarti z tyłu. Musimy sprawdzić cały kaer. I zlikwidować ewentualne zagrożenia. Dacie radę? –zadecydował Gherton.
- Jasne... ja niczego się nie boję! –buńczucznie odparła wietrzniaczka, a Tavi spojrzała na kostur, którym pokonała trzy młode cieniopłaszczki... z pomocą iluzjonistki, ale...Znów czuła się jak podczas testu t’skrandzkiego złodzieja. Pokonała trzy cieniopłaszczki! I czuła się niesamowicie.

Złoziemie, kaer, poziom środkowy



Na kolejny poziom prowadziły schody, do których dostępu strzegła wielka brama pokryta magicznymi znakami. Wyglądało na to, że każdy poziom kaeru można było odizolować od pozostałych w razie potrzeby. Tavarti, Windeyes oraz Ace i Gherton ostrożnie szli po stopniach schodów, bacznie obserwując otoczenie. Wszak w tych ciemnościach czaiły się jeszcze trzy młode cieniopłaszczki, oraz jedna dorosła, która według słów Windeyes miała żądło długości krótkiego miecza i długość do 2,5 metra, nie wliczając półtora metrowego ogona.

Drugi poziom kaeru był równie ponury i cichy jak pierwszy. Kroki trójki adeptów odbijały sie ponurym echem w tym miejscu. Podobnie jak powyżej i były tu komnaty mieszkalne i wspólny plac. Były też zwłoki leżące w agonalnych pozach. To miejsce kojarzyło się Tavi z cmentarzyskiem...i chyba nie tylko jej. Bo nawet Windeyes ucichła. Na tym poziomie komnaty były nieco większe i obszerniejsze, ale tylko odrobinę. Przemierzając kolejne korytarze mijali małe kuźnie i warsztaty rzemieślnicze. Gherton zaglądał do map, wyraźnie czegoś szukając. Zapytany o to rzekł.- Zbrojmistrz z Travaru jest bardzo skrupulatną osobą, Tavarti. Oznaczył na mapach, miejsca w których znalazł poszczególne skarby. Tak więc wiemy, gdzie znajdował się twój kostur. I tam jest pewnie grota mieszkalna twojego poprzednika.
Grota w której znaleziono jej kostur...grota w której mieszkał poprzedni właściciel jej kostura
.
Kim był? Jaką osobą? ... Wkrótce mieli to odkryć. Gdyby tu był jeszcze Druss, mogłaby się wraz z nim zanurzyć w wizji przeszłości. Ale i tak czuła pewną ekscytację i Serce Namiętności też czuło, lekko się nagrzewając.

Grota wykuta w skale nie różniła się z pozoru od sąsiednich, wejście zasłaniały strzępki koca, w środku było dość pusto. Stare rozlatujące się łóżko, drewniane ramy, na które naciągnięto skórę, stolik, krzesło. Stary drewniany kufer...otwarty, a w nim ubrania. Suknie, sukienki i kobieca bielizna. Wszystko stare i zniszczone. Ale to tłumaczyło wiele. Na przykład czemu ten kostur tak dobrze pasował do dłoni Tavi. Od początku był przeznaczony dla kobiety. Także i przedtem władała nim wróżbitka. Gherton był nieco zawiedziony, liczył na to że w tej komnacie coś jest wartego uwagi. Jak stwierdzi: Pogrom mocno przetrzebił szeregi ich dyscypliny, więc każda wzmianka o przeszłości wróżbitów była na wagę złota.
I wtedy Tavi zauważyła, że jeden kamień w podłodze leżał nierówno. Kamień tuż przy ścianie i nodze łóżka. Po podważeniu go za pomocą noża wraz z Acem wydobyła spod niego mały skarb.
Złota bransoleta zdobiona brylantami miała swoją wartość.


Ale większy skarb stanowił notatnik oprawiony w skórę. Szkoda że czas i wilgoć nie obeszły się z nim zbyt dobrze. W ciemnościach mieszkalnej groty, rozświetlanej jedynie pochodniami i kryształami świetlnymi, Tavi i Gherton ostrożnie przekartkowali ów notatnik.

Cytat:
3 dzień od zamknięcia wrót kaeru.
Wszyscy się cieszą. A ja nie mam serca im powiedzieć, że (nieczytelne) wiele długich lat.
Hersur się gniewa na mnie. Nie przyszłam na spotkanie wieczorem. Nie mogłam (nieczytelne). Czuję że jestem teraz potrzebna całej społeczności, bardziej niż kiedykolwiek. Nie mogę skupiać swej uwagi tylko na Hersurze. Mam nadzieję, że to zrozumie (nieczytelne).
Proszę Garlen o cierpliwość dla niego. I siłę dla mnie. Znowu mi się śnił. Jakżebym chciała by powróciły dni, kiedy oboje (dalszy zapis nieczytelny).

20 dzień od zamknięcia kaeru.

Od wrót dochodzą nieludzkie wrzaski i słychać odgłosy drapania pazurów. Nie potrafię wyobrazić sobie CO kryje się (nieczytelne) i nie chcę. Doradziłam zmieniać strażników (nieczytelne), by owe odgłosy nie obniżały morale. Nie powinny wszak, magiczne osłony trzymają, jesteśmy (nieczytelne).
Wygląda na to, że therańskie ochrony i rytuały były warte wydanej ceny. Wiem, że sama doradzałam ich zakup, widząc w tym szansę dla naszej społeczności. Ale prześladuje mnie brzemię ceny jaką wioska zapłaci po Długiej Nocy. Jestem człowiekiem, więc tego nie dożyję, ale (nieczytelne) błąd, to (nieczytelne). Nie powinnam się jednak poddawać zwątpieniu. Hersur jest przy mnie i czuję że (nieczytelne) krok. Jutro ogłosimy nasze zaręczyny.

44 dzień od zamknięcia kaeru.

Coś jest nie tak. Czuję to. I nie chodzi tylko o Hersura i tego co mi zrobił. Już przebolałam jego (nieczytelne). A może to był błąd. Obwiniałam siebie o nieufność do Hersura po tym, jak mnie zranił. Ale może myliłam się ? Może on rzeczywiście się zmienił? Może coś wtedy się stało? Coś co (nieczytelne)
Próbowałam wizji, lecz te są (nieczytelne). Pociechy szukam w modlitwach do Garlen.
Nie wiem co robić, ale wiem, że coś zrobić trzeba. Jakieś zło zagnieździło się wśród nas. Tu już nie chodzi o (nieczytelne), także mój ojciec jest jakiś dziwny. Moi przyjaciele, moi sąsiedzi są inni. Czy oni nie dostrzegają w sobie (nieczytelne)? I nikt mi nie wmówi, że tam przy studni to był wypadek. Jestem wróżbitką. Czy oni myślą że uda im się (nieczytelne) ?.
Przeprowadzę własne śledztwo, odkryję prawdę. Oby nie było za późno
.
-Resztę przeczytamy przy dziennym świetle. Mamy jeszcze wiele do zrobienia.- zadecydował Gherton zamykając dziennik. Uśmiechnął się i pogłaskała wróżbitkę po czuprynie.- Dobra robota Tavarti.

Złoziemie, kaer, poziom dolny

Cała grupka minąwszy ogród środkowego poziomu doszła do przejścia na niższy poziom. Nie były to jednak schody, okrągła dziura w skale. Zapewne wydrążona za pomocą kilofów i magii.
- Poświeć na dole Windeyes.- zarządził Gherton. A wietrzniaczka nasyciła światłem jakiś kamień ( tak to uczyniła przy studni) i wrzuciła do środka. Kamień upadł na popękaną gładką kamienną płytę w kształcie okręgu.
- Na dolnym poziomie muszą być spichlerze i magazyny, oraz skarbiec ze wszystkim, co było potrzebne tej społeczności. Dlatego nie ma schodów. Kiedyś ta kamienna platforma była nasączona esencją powietrza i za pomocą magii żywiołów unosiła się i opadała na życzenie. Dzięki temu można było podróżować między poziomami.- zaczął tłumaczyć Acelon.- zapewnie owa winda była wyposażona w magiczne zabezpieczenie, które po usunięciu powodowało utratę magicznych właściwości. Wiesz...takie zabezpieczenie odcinające najważniejszy poziom w razie zagrożenia.
Gdy Ace tłumaczył, Gherton przywiązał linę to kamiennego słupa i zrzucił w dół.- Windy zleć na dół i osłaniaj resztę. Tavarti idziesz z Acelonem, ja przypilnuję liny. Rozejrzyjcie się tylko ostrożnie...nikt tam nie był, więc założone przez twórców kaeru pułapki mogą jeszcze działać.

Zejście na dół trochę trwało, szyb magicznej windy miał głębokość 5 metrów i żadnego oparcia dla ślizgających się nóg. Ale Acelonowi i Tavi udało się jakoś zejść. Choć Tavi zaraz po dotknięciu stopami kamiennej płyty osunęła się na nią łapczywie łapiąc oddech.
Dobrze, że przeprawa przez Złoziemie ją nieco zahartowała, bo inaczej towarzysze musieliby ją wciągać na górę.
Przed sobą mieli wielkie wrota, problem w tym ze wyważone i rozbite...a komnatę za wrotami zaścielały trupy Dawców Imion i nieludzkie. Powykrzywiane humanoidy o przypominających rogi i kolce naroślach na kościach, starły się z Dawcami Imion. I to mieszkańcy kaeru byli agresorami, wnioskując po układzie trupów.
Zanim Tavarti spytała Ace rzekł. – Nie rozpoznaję tych drugich szkieletów, ale jednego jestem pewien. To nie byli Dawcy Imion.
Tym czasem wietrzniaczka schowała się pod płaszcz Tavarti mamrocząc.- Wcale się nie boję, ani trochę. Będę naszym asem w rękawie. Wiesz, zaatakuję z zaskoczenia.
Acelon tylko lekko się uśmiechnął słysząc te słowa. Tylko odrobinę , gdybyż skupiony i czujny. Jego dłoń oparła się na rękojeści miecza.
Ruszyli dalej, a gdy tylko przekroczyli wrota... weszli do dużej komnaty, pełnej trupów i śladów agonii. Komnaty pięknie zdobionej i całkiem sporej. Komnaty z której cztery korytarze prowadziły do kolejnych pomieszczeń.

Na środku zaś komnaty, pojawiła się mglista sylwetka...


Sylwetka ta wyginała się w szybkim energicznym tańcu, pełnym ekstazy. Tańcząca, do nie słyszanej przez trójkę adeptów, muzyki istota z każdym krokiem robiła się coraz wyraźniejsza. Rysy stawały się coraz bardziej ostre, mgliste widmowe ciało wzbogacało się w szczegóły. Po chwili tańczyła przed nimi widmowa mglista elfka o pięknych regularnych rysach i twarzy wykrzywionej na przemian smutkiem i bezgranicznym cierpieniem. Był jeszcze jeden szczegół, który zauważyła Tavi. Widmowa elfka miała na nadgarstku taką samą bransoletkę, jak ta, którą Tavi znalazła w domu wróżbitki.
- Upiorna tancerka...słyszałam o takich, straszne historie.- szepnęła cicho Windeyes wprost do ucha Tavarti. – One są niebezpieczne Tavi. Horrory tworzą je w straszliwych rytuałach, w których pozbawiają je możliwości kontaktu z żywymi. I tęsknota za towarzystwem doprowadza je do obłędu.
Tymczasem tancerka zawirowała i spojrzała w kierunku adeptów. Po czym wykonała prosty gest dłonią. Jakby zapraszając ich do wspólnego tańca.
- Czy to dobry moment by wspomnieć, że mam dwie lewe nogi...eee...lewe skrzydełka?- pisnęła cicho Windeyes.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 10-03-2010 o 12:54.
abishai jest offline  
Stary 28-03-2010, 14:13   #48
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Złoziemie, kaer, poziom górny

- No to ruszamy. Ace na przedzie, Windeyes w środku, ja i Tavarti z tyłu. Musimy sprawdzić cały kaer. I zlikwidować ewentualne zagrożenia. Dacie radę? –zadecydował Gherton.


by sally avernier

Tavarti wsparła się na swoim kosturze. Zaczęła kiwać się na piętach w tę i we wtę.
- Jak już tu jesteśmy, to przydajmy się do czegoś. - uśmiechnęła się podekscytowana. Miała ochotę obejrzeć resztę tej Wielkiego Jaskiniowego Mauzoleum.


Złoziemie, kaer, poziom środkowy

Dziewczynie powoli zaczęły omdlewać ramiona, tak mocno zacisnęła palce na kosturze. Zmysły też powoli zaczynały szaleć. Każdy szmer zdawał się atakiem płaszczki.

"O bez przesady"

Westchnęła, strzepnęła ręce. Akurat dotarli do miejsca, gdzie przez długie lata leżał porzucony kostur. Właściwie pozostawiony. Zmęczenie odpłynęło zupełnie, jak małe dziecko cieszyła się z kolejnych odkryć. W końcu właścicielka jej oręża była jej poprzedniczką, nauczycielką prawie mistrzynią. Założyła jej bransoletę (miała nadzieję, że poprzedniczki to by nie uraziło), a potem zagłębiła się w pamiętnik przez ramię Ghertona.

-Resztę przeczytamy przy dziennym świetle. Mamy jeszcze wiele do zrobienia.- wyrwał ją z zamyślenia.- Dobra robota Tavarti.
Tavarti spojrzała na nauczyciela sarnimi, zmartwionymi oczami.
- Dopiero na zewnątrz? Ale to potrwa wieki! - wyglądała jak malutka dziewczynka, której zabronili bawić się lalkami. - Ja się zaopiekuję tym notatnikiem. - uśmiechnęła się bardzo szeroko, wyjęła Ghertonowi z ręki tom i przytuliła go do piersi. - Przy mnie nic mu się nie stanie.

"A przy okazji nadrobię braki w lekturze."

- Teraz jeszcze chcę tu zostać na chwilę sama. - wypchnęła delikatnie mężczyznę na zewnątrz, wzięła głęboki zakurzony oddech i spojrzała na pomieszczenie uzywając Spojrzenia Astralnego.

Potem szła za grupką z książką przed nosem i kijem w pogotowiu.

by one-little-thing

Aż do momentu...

Złoziemie, kaer, poziom dolny

... kiedy odnaleźli zejście na niższy poziom. Jakieś ślady walki. I "tancerkę".

- Czy to dobry moment by wspomnieć, że mam dwie lewe nogi...eee...lewe skrzydełka?- Windy pisnęła jej gdzieś za plecami.
- Czy to dobry moment by zapytać, jak rozpoznać jej atak i jak atakować ją? - powiedziała spokojnie Tavi, powoli łapiąc wygodniej za kostur i wyciągając go bardziej przed sobą. Branzoleta zadzwoniła na jej ręce.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
Stary 03-04-2010, 22:42   #49
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Złoziemie, kaer, poziom środkowy, dom wróżbitki


Była sama...
Tavarti wypędziła wszystkich z tej jaskini mieszkalnej. Co prawda nie użyła do tego brutalnej siły, tylko uśmieszków i perswazji, ale efekt był taki sam... Tavi była sama, w cichej i ciemnej jaskini. Skupiła się i spojrzała w przestrzeń astralną. Robiła to już niemal odruchowo. Nawet nie potrzebowała skupiać wzroku, tak jak to robiła na ćwiczeniach.
Oczy Tavarti, zmieniły się. Tęczówki rzeczywiście stały się tęczowe.


Ale ona tego nie mogła zobaczyć. Natomiast widziała smugi barw otaczające sklepienie jaskini niczym kopuła, widziała nitki oplatające bransoletę w postaci kolczastych splotów i wijące się pomiędzy nimi strugi przypominające wodę. Były tu też obszary ciemności i splugawienia, jak na powierzchni. Wraz z otwarciem wrót do kaeru dostało się splugawienie ze Złoziemia. A może dostało się wcześniej...
Tavarti została sama...w miejscu które należało do poprzedniej wróżbitki. Jak ona miała na imię? Tego Tavi nie wiedziała, ale oczami wyobraźni widziała jak kładzie spać, jak pisze pamiętnik, je...medytuje. Oczami wyobraźni widziała narastający w niej lęk i determinację. Tavarti zacisnęła dłonie na kosturze. Ona sama też taka będzie... chyba.

Gdy skończyła i ruszyli dalej, przekartkowywała pamiętnik. Nie miała czasu na dokładne się wczytywanie, ale pobieżne przeglądanie pozwoliło jej ustalić kilka faktów. Nazywała się Linnoris. Była córką kowala, ale dość szybko ujawnione talenty wróżbitki, uczyniły ją adeptką. Była też młoda. Narzekała często, że starszyzna kaeru ją lekceważy właśnie ze względu na młody wiek. Stwierdzała cierpko niejeden raz, że uwag jej nauczyciela, by tak nie ignorowali. Była też zakochana w Hersurze , zakochana nieszczęśliwie jak się później okazało...tyle zdołała przeczytać, nim doszli do wejścia na niższy, niezbadany jeszcze poziom.

Złoziemie, kaer, poziom dolny


- Czy to dobry moment by zapytać, jak rozpoznać jej atak i jak atakować ją? – na to pytanie Windeyes odpowiedziała, krótko.- Po prostu cię dotknie. Dotyk tego nieumarłego jest bardzo nieprzyjemny.
Tavarti jednak podjęła decyzję i powoli ruszyła w kierunku upiornej tancerki. Iluzjonistka jednak nie zamierzała jej towarzyszy. Na wykrzywionej bólem twarzy istoty pojawił się na moment uśmiech. Po czym obie rozpoczęły taniec...


Tavi było trudno...musiała się zsynchronizować z wyjątkowo wymagającą partnerką i dostosować swe ruchy do jej. Niemniej powoli dwa ciała, widmowe i wróżbitki zaczęły poruszać się razem w rytm nieistniejącej muzyki. Ruchy upiornej tancerki były niepokojące i fascynujące w swej niezwykłości. Zupełnie jakby przez taniec próbowała opowiedzieć swe cierpienie.
Było też coraz ciężej Tavarti. Ten ich wspólny taniec zawierał jakąś magię w sobie... Magię która wyczerpywała siły Tavarti. Każdy krok kosztował ją coraz więcej sił, każdy ruch przepłacała nasilającym się bólem mięśni. Ale nie mogła się poddać, musiała dotrzymać kroku w tym tańcu z widmem dawnej wróżbitki. I Serce zaczęło przyjemnie grzać wzmacniając siły Tavi, podnosząc ją na duchu. A taniec się przedłużał i dziewczyna zaczęła czuć coś nowego....czuła ból odrzucenia, po chwili gniew i determinację, strach i ból.
Widziała mężczyznę kochającego się z jakąś elfką w sadzie. Widziała to z pozycji osoby ukrytej w krzakach. Widziała grupę starców siedzących na około i wysłuchującej jej. Widziała niewiarę w ich oczach Walczyła z nacierającymi na nią humanoidami, z krótkimi rogami przebijającymi skórę ich głów, rozwścieczonymi zniekształconymi karykaturami ludzi. Te wizje były krótkie i gwałtowne, ale równie realne...jak te które widziała z Drussem.
Po chwili tancerka zatrzymała się a jej oblicze wygładziło się. Przez chwilę wydawała się taka...realna.


Linnoris była za życia była niższa od Tavi o pół głowy. Bardzo blada, ale zapewne dlatego, że spędziła zbyt wiele czasu w kaerze. Miała ostre rysy twarzy, skośne oczy i zdecydowane spojrzenie. Spojrzała na Tavi, na kostur który dziewczyna przymocowała na plecach na czas tańca, na bransoletę...uśmiechnęła się i zaczęła mówić.
A choć Tavi nie słyszała słów, to gdzieś głowie układały się słowa w cichy szept.
- Dziękuję za twą pomoc młoda wróżbitko. Dziękuję za chwilę ulgi w katordze. Przyjmij słowa ostrzeżenia. Nie idź dalej... Nie ma tam skarbów. Wszystko zużyto na budowę schronienia. Dalej jest tylko cierpienie, ból i strach. I nocny cichy łowca, odpoczywający przed łowami.
Po tych słowach jej postać rozwiała się jak mgła na wietrze.
A Acelon i Windeyes podeszli do Tavarti. Fechtmistrz spytał dziewczynę.- Wszystko w porządku?
Tak bardzo w porządku, to znów nie było. Ciało wróżbitki mocno odczuło wysiłek tańca.
Zaś iluzjonistka fruwając dookoła głowy pytała.- Co się stało? Po tym tańcu, ty i zjawa gapiłyście się na siebie przez dobre prze dwie, trzy minuty.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 16-04-2010 o 14:43.
abishai jest offline  
Stary 24-08-2010, 18:34   #50
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Tavarti opadła na ramię Acelona. Przymknęła oczy, musiała chwilę odpocząć. Całe ubranie przykleiło jej się do ciała mokrego od potu. Duszne, stare powietrze utrudniało oddychanie. Ale cieszyła się, każdy jej zmęczony teraz mięsień, wibrował po wytężonym wysiłku. Uwielbiała być zmęczona, spocona, wytańczona. Jej ciało zdawało się weselsze mimo tak wymagającej przeciwniczki.
Przypomniała jej się sypialnia Linnoris. Naznaczona mrokiem, ale też pełna wiszących w powietrzu wspomnień. Dawno nieodkurzanych. Dziwne, może Tavi też kiedyś taka będzie. Albo nie. Nie będzie taka, będzie sobą.
Uśmiechnęła się.
- Rozmawiałyśmy o stanie dalszych komnat. Podobno dalej jest tylko jakiś nocny łowca i nie warto się zapuszczać w korytarze.
- Pewnie chodzi o dorosłą cieniopłaszczkę.-
rzekł Ace, po czym dodał.- Może rzeczywiście nie powinniśmy tam zaglądać.
-Eeeej, ale tam może być ciekawie.
- zaprotestowała Windeyes. Ale jej narzekania ukrócił Acelon.- Duża cieniopłaszczka. Poza tym, chyba mamy to po co przyszliśmy. Gherton chciał znaleźć coś ciekawego w komnacie u wróżbitki. I znaleźliśmy. Możemy wracać.
W wietrzniaczka wyraźnie walczyła ciekawość ze zdroworozsądkową ilością strachu. Nie mogąc się zdecydować spytała.- Tavi, a ty jak sądzisz?
- Jestem zmęczona, zresztą tutaj będzie ciężko walczyć z czymś dużym. -
krytycznym okiem przyjrzała się komnacie. - Na dziś już wystarczy wrażeń. Wracajmy.
-Tym razem ty Tavi ty idziesz ostatnia, obwiążesz się liną, więc w razie czego będziemy cię mogli wciągnąć.-
rzekł Acelon, zadowolony z tego, że Tavarti pokiwała głową na zgodę. Windeyes wydęła policzki i pomarudziła coś o tchórzliwych szermierzach, ale na tyle cicho by Acelon nie mógł jej usłyszeć.
Wspinaczka na górę, rzeczywiście była dla Tavarti trudna. Ciało było zmęczone, a wędrówka w górę, była dwa razy trudniejsza niż opuszczanie się w dół.
Niemniej z pomocą przyjaciół Tavarti udało się wydostać z dolnej części kaeru. A Gherton wysłuchał opowieści Acelona i Windeyes o tańcu z upiorną tancerką. Następnie wróżbita rzekł do dziewczyny.
Była taka zmęczona! Ale to nie pora, na opadanie z sił!

- To było bardzo odważne z twej strony... ale i bardzo lekkomyślne. Bądź ostrożna Tavarti. Kaery kryją w sobie wiele zagrożeń, zwłaszcza te zniszczone przez Horrory. Stają się śmiertelnymi pułapkami dla poszukiwaczy skarbów.
Po czym uśmiechnął się i rzekł.- Widzę, że cię to wyzwanie zmęczyło. Odpoczniemy i ... postanowisz, co dalej. To twoja wyprawa, więc ty podejmujesz decyzję, Tavarti.
- Ależ Ghertonie!
- nadęła policzki biorąc za przykład wcześniejsze zachowanie Windy - Lekkomyślne byłoby zapuszczać się dalej w głąb tamtego kaeru mimo ostrzeżeń mojej poprzedniczki. -Tupnęła nogą i się roześmiała na znak, że się wygłupia. - Poza tym ja właściwie dostałam już to, po co przyszłam. Aczkolwiek przyznaj tajemnica śmierci chowających się tutaj istot też cię intryguje? Choć troszeczkę. Ociupinkę? Może dałoby się jakoś rozwiązać tę tajemnicę hm? Skoro już tu jesteśmy...? - zrobiła minkę małego słodkiego szczeniaczka.
- Dobrze... przyznaję ci rację. Może jestem nadopiekuńczy wobec ciebie.- rzekł Gherton, a Tavarti stwierdziła, że... coś za łatwo jej poszło. Zawsze zresztą tak wychodziło. Czyżby w poprzednim „życiu” miała talent do manipulowania ludźmi?
Widocznie nie da się pogrzebać definitywnie przeszłości, która dla Tavi stanowiła nieprzeniknioną zagadkę. Coraz bardziej intrygującą zagadkę. Hmm... - Wracajmy do Grolmaka. Zobaczymy co będzie miał do powiedzenia, znaleziony tu ork.- zaproponował Ace i Gherton się zgodził.
- Dobry pomysł. Poza tym lepiej odpoczywać w grupie. - Tavi czuła, że jej żołądek jest zupełnie pusty. Ale teraz najbardziej interesował ją notatnik. Chciała go przeczytać, a nie tylko przejrzeć. Potrzymać w rękach, zastanowić się nad treścią. Może jej się coś przyśni?
Na miejscu okazało się, że Grolmak zdołał już opatrzyć zbiegłego niewolnika. Ork spadł, z zabandażowaną raną, zaś jego „niania” ostrzyła oręż. Na widok nadchodzącej czwórki Grolmak rzekl cicho.- No i jak wam poszło? U mnie był spokój.
- Mieliśmy pełen przygód dzień.
- Tavarti przeciągnęła się, pocałowała w policzek orka „na przywitanie” i usiadła na ziemi, wyciągając nogi. - Tak, tak! - Windy od razu zapaliła się do opowieści, a dziewczyna postanowiła jej nie przeszkadzać. - Płaszczki i upiorna tancerka, po prostu masa ciekawych wydarzeń! Żałuj, że cię nie było z nami!
-Usiądcie...-
rzekł Grolmak dodając.- Strawa najlepiej smakuje po walce i ... cóż, figlach w łóżku.
Najpierw wysłuchał opowieści wietrzniaczki, ilustrowanej tworzonymi przez wietrzniaczkę obrazami. Wyglądało to jakby z palców iluzjonistki wytryskiwały smugi barw, które ruchami jej dłoni mieszały się ze sobą, tworząc kolorowe obrazy.
Po czym zaczął rozdawać posiłek Windeyes, Ghertonowi, Ace'owi i Tavarti. Przy czym największa porcja trafiła się wróżbitce. A na wszelkie protesty Ace'a, co do takiej niesprawiedliwości ork zareagował w ostrymi słowami. - Jakbyś lepiej ją chronił to byś dostał więcej, ale to Tavarti walczyła z cieniopłaszczkami i to Tavarti zmierzyła się z upiorną tancerką, a ty jedynie ... doradzałeś.


- Ponieważ nie można się kłócić z kucharzem, nie mogę cię poprzeć Ace, - wystawiła język w kierunku szermierza - ale ja tak dużo nie zjem. To co zostanie na moim talerzu, możesz zjeść. - mrugnęła porozumiewawczo okiem.
- Chcesz odkryć co się stało z mieszkańcami tego kaeru. To dobry pomysł.- rzekł Gherton jedząc. -Masz jakieś pomysły, jak to odkryć? A może zaczniemy od tego, co wyczytałaś w pamiętniku?
-Właśnie, właśnie.-
zawtórowała mu Windeyes, latając na głową wróżbitki. - Jest tam ciekawego, tajemnica, bitewny szlak, płomienny romans. Co odkryłaś, co odkryłaś?
- Czy na pewno tylko ja czytałam te zapiski?
- Tavi roześmiała się ciepło - No cóż jest i płomienny romans, zdrada, konflikt u szczytu władz i bitwa. Myślę, że jeszcze raz przeczytam pamiętnik i jutro wam go zreferuję. Potem można się rozejrzeć po pokojach mieszkalnych, może tam będzie coś, co nas skieruje na odpowiedni trop? - Gherton zastanowił się przez chwilę i rzekł.- Dobrze, ty czytaj. A ja z Acem sprawdzę czy zapasów żywności mamy dość by wrócić. A potem udamy się do studni by uzupełnić nasze zapasy wody i nabrać jej jak najwięcej na powrót. A ty zostań z Grolmakiem i Windeyes z rannym i skup się na lekturze.
Wietrzniaczce trochę się nudziło, więc zapełniała sobie czas zasypywaniem mężczyzn pytaniami, a Tavarti mogła się poświęcić lekturze. Historia która wyłaniała się z pamiętnika obrastała w kolejne szczegóły. Sam pamiętnik Linnoris był założony po zamknięciu kaeru, więc Tavarti o jej życiu przed zamknięciem kaeru dowiadywała się z kontekstów. Jak się dowiedziała, wróżbita Harthan jej mistrz zginął w walce z Horrorem tuż przed zamknięciem kaeru. Stwór ten był bytem głównie astralnym, lecz ksenomancie Salvaraelowi, który mieszkał, w ich wiosce udało się go ściągnąć do wymiaru fizycznego i najbardziej adepci doświadczeni adepci zdołali go zniszczyć.
Mistrz Harthan pełnił w wiosce rolę doradcy i głosiciela Mynbruje. I ona, jako jego uczennica również pełniła tą rolę. Większość jednak wpisów nie dotyczyła tego co Linnoris robiła w kaerze, a skrytej miłości co wojownika o imieniu Hersur Barklan. Linnoris była rozdarta między nim, a poczuciem obowiązku wobec wioski. W dodatku rodzice dziewczyny krzywym okiem patrzyli na ich uczucie, co sprawiało że Linnoris i Hersur musieli się ukrywać.
W dodatku z kart pamiętnika przebijała rosnąca gorycz. Rada wioski często porównywała ją do Harthana i to porównanie zawsze wypadało na jej niekorzyść. Co więcej jedyną osobą wierzącą w jej możliwości był właśnie Salvarael. A ona obarczała go winą za śmierć swego mistrza.
Rada Wioski coraz częściej lekceważyła jej uwagi, na co ta odpowiadała wybuchami gniewu. I rozmowy z Radą często przekształcały się w kłótnie. Tym bardziej, że niektóre decyzje Rady wydawały się jej dziwaczne. Na przykład ograniczenie dostępu Dawców Imion do najniższego poziomu kaeru, w tym i dla niej. Uznawała to za kolejną złośliwość Rady.
Jednak nie zwracała na to tak wielkiej uwagi, bo uczucie pomiędzy nią a Hesrurem kwitło i pamiętnik zapełniły opisy, snów, marzeń, pocałunków i wspólnych rozmów. Linnoris marzyła się parka dzieci. A co najważniejsze rodzice się poddali i zaakceptowali ich związek, co dla Linnoris było szczytem marzeń.
A potem coś zaczęło się psuć...
Początki były dziwne. Salvarael zamknął się w swej jaskini mieszkalnej i nie chciał nikogo wpuszczać. Zaatakował nawet własną żonę. A ta poprosiła na pomoc Linnoris.
O dziwo ekscentryczny i ponury elf wpuścił ją do siebie. A widok jaki tam wróżbitka zastała zdziwił ją i przeraził. Całe ściany pokryte były czerwonymi wzorami i znakami w postaci czaszek, węży i kości. A także symbolami których znaczenia nie rozumiała.
Bandaże na rękach elfa świadczyły, że namalował je na ścianach własną krwią.
- Myślisz że to szalone. Mylisz się. Szaleństwem jest to co się dzieje w tym kaerze. Pomyśl. Nie widzisz tego? Nie czujesz? Czy twoi bliscy są tymi których znasz? Jest już za późno dla nas.-słowa elfa wbiły jej się w pamięć tak jak zachowanie... i strach w jego oczach. Wiele razy analizowała jego wypowiedź. A potem zachowanie krewnych przyjaciół i bliskich. Lecz przerwała to nagle. Bowiem Hersur poprosił ją o rękę. I pamiętnik znów wypełniły zapiski o ślubie, o tym jak go kocha i o ich wspólnym życiu.
Te szczęśliwe zapiski przerwało przyłapanie Hersura, na całowaniu się z elfią łuczniczką o imieniu Araelis. Linnoris przeprowadziła z ukochanym rozmowę, która robiła w drobny mak cały jej świat. Hersur oświadczył że kocha Araelis i chce być z nią. A Linnoris życzy wszystkiego najlepszego.
Wróżbitka się załamała, przez całe strony pamiętnika analizowała ich skończone już uczucie i szukała odpowiedzi na jedno pytanie. Gdzie popełniła błąd?
Z tej apatii wyrwała go śmierć Salvaraela, który wpadł do studni. Nigdy nie lubiła tego ksenomanty i obwiniała go o śmierć swego mistrza. Niemniej nie mogła uwierzyć w to, że się zabił... a jeszcze mniej w wypadek. Zaczęła wracać do analizy jego słów, przesłuchała żonę. Analizowała słowa które do niej powiedział i powróciła do analiz swoich sąsiadów.
Powoli zaczęła odkrywać straszliwą prawdę. Horror którego ponoć udało się zabić, jakimś cudem odrodził się i przedostał do kaeru. Kiedy i jak? Tego Linnorys nie zdołała odkryć.
Odkryła za to, że stwór naznacza coraz większą liczbę osób w kaerze swym znamieniem. Jednych zmienia w swe sługi, jak Radę Wioski czy Hersura, u innych wywołuje cierpienie, manipulując swoimi sługami. Tak właśnie było w przypadku wróżbitki. Horror użył Hersura do rozkochania jej, tylko po to, by doprowadzić do zniszczenia związku tuż przed ślubem. A wszystko to, by zadać jej jak najwięcej bólu.
Ostatnie zapiski dotyczyły tego, jak Linnoris zbierała potajemnie grupkę adeptów, z którymi zamierzała przedrzeć się najniższej części kaeru. Tam bowiem, w głównym spichlerzu miało być leże Horrora. I na tym kończył się pamiętnik Linnoris. Tavarti nie dowiedziała, jak się skończyła wyprawa wróżbitki, ale sądząc po jej losie jako upiornej tancerki... Nie powiodło się jej. Tavi rozejrzała się dookoła stwierdzając, że oprócz Grolmaka i rannego orka nie ma nikogo. Zaczytując się w pamiętniki wróżbitka zapomniała o rzeczywistości dziejącej się wokół niej. Ale orczy opiekun uspokoił ją słowami. –Acelon i Gherton poszli po wodę. A wietrzniaczka z nimi, Pasjom niech będą dzięki. Tavarti roześmiała się cichutko.
- Gromlaku, nie bądź nietolerancyjny. Ona jest urocza w tym całym swoim gadulstwie. Trzeba się tylko nauczyć odpowiednio wyłączać, jak zaczyna gadać. - Tavi zrobiła poważną minę, ale radosny błysk w jej oku psuł cały efekt. Pomachała palcem, jakby strofowała orka. - I obowiązkowo potakiwać.
Rozciągnęła się.
- No dobrze, cokolwiek się tu zdarzyło ma związek z paskudztwem, które kryje się w głębi kaeru. Tylko nie jestem pewna, czy warto z tym zadzierać. Jak tylko nasza odważna trójka wróci do nas, to wybierzemy się na zwiedzanie groty mieszkalnej. Albo nie, zgarnę ich po drodze. - powoli ruszyła w stronę pomników, trzymając pod pachą pamiętnik. - Nic mi nie będzie, jakby co to szybko ucieknę i będę krzyczeć.
Gestem dłoni zanegowała reakcję Gromlaka, który właśnie zamierzał zaprotestować.
Ork tylko westchnął, po czym rzekł.- Horrora raczej tu nie ma. Pewnie, gdy nie miał już kogo dręczyć. Opuścił kaer. Ale mógł zostawić po sobie jakieś konstrukty, albo ożywieńców.
No i nie znaleźliśmy dużej cieniopłaszczki.

- Tak wiem, ale ja cichutko się przemknę. Nie martw się. - kiwnęła głową i ruszyła w ślad za towarzyszami. Chciała przyjrzeć się „pokojom” i znaleźć resztę. Tyle jeśli chodzi o plan.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172