Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-11-2009, 19:07   #68
Endless
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
- Myslę, że pierwsze, co powinniśmy zrobić to zmienić kryjówkę i dojść do tego, kto nas sypną. Jak wyeliminujemy zdrajcę trzeba będzie niestety wejść głębiej, najprawdopodobniej do Upadłych, tam powinniśmy znaleźć odpowiedź - powiedział Moran poważnym głosem. Czuł spojrzenia wszystkich Nieskończonych na sobie.- Tak, wiem, że nie wygląda to najlepiej, lecz chyba będziemy musieli.
Moran spoczął na pobliskim krześle. Minuty zdawały się godzinami. Niebo powoli się rozjaśniało. Siedział tak dłuższą chwilę wpatrując się na wszystkich towarzyszy, lecz nikomu nie przyszło do głowy przerwać tą niezręczną ciszę.
Lilianne wstała z krzesła na którym siedziała i wyszła z komnaty. Cichym krokiem ruszyła do swojego pokoju, kiedy usłyszała jakiś odgłos. Zatrzymała się przy uchylonych drzwiach komnaty Argromannara i przez szczelinę ujrzała mężczyznę, który pospiesznie pakował swoje rzeczy.
- I tak to się skończy? Uciekniesz? - powiedziała, wchodząc do pokoju.
Półwampir podskoczył gdy usłyszał jej głos. Odwrócił do niej swoją zakrwawioną twarz.
- Nie ucieknę, odejdę.
- Odejdziesz??- prawie krzyknęła. No cóż, to takie typowe dla mężczyzn. Może powiedziałbyś mi chociaż dlaczego?
- Gówno wierze w wasze przeznaczenie! Nawet nie wiedzieliście że jestem półwampirem! - wrzasnął.
- Tylko poraniłem towarzyszy, nie potrzebujecie mnie. - dodał po chwili.
- Kto do cholery powiedział, że nie potrzebujemy ciebie?! - tym razem wrzasnęła... głośno.
Zapewne nikt nie spodziewał się podobnego wybuchu złości w tej niepozornej kobiecie. Zapadła niezręczna cisza.
- Dobrze wiesz, że kiedy zaatakowałeś Valerię, nie byłeś sobą. Obwinianie siebie za coś, co zrobił ten cholerny Upadły jest ostatnią rzeczą, którą powinieneś w tej chwili zrobić!
- Nie obchodzi mnie to, a tym bardziej nie obchodzi mnie Valeria.
- Heh! - westchnęła i złożyła ręce na piersiach.
- Powiem ci jedno, chłoptasiu. Powiem ci o tym, co czuję w tobie. Uważasz, że nikt nie potrzebuje takiego "potwora" jak ty. - Zaczęła mówić, mrużąc przy tym oczy. Obwiniasz o to swoją wampirzą naturę, i dla własnego dobra unikasz więzi z innymi istotami... Ale wiesz co ja myślę? Że tak naprawdę to TY uciekasz od ludzi. To TY boisz się samego siebie. W tym świecie dano ci szansę na zmianę, ale ją odrzucasz. Na siłę! I powiem ci jedno - rób co chcesz!
Kapłanka wyszła z pokoju mocno trzaskając drzwiami. Agromannar dokończył pakowanie...

***

- Nie ma potrzeby, aby zmieniać miejsce. - Valeria powiedziała słabym głosem. Wczorajszy atak... to przez moją głupotę... Nie brałam pod uwagi ataku i widać, że się myliłam. Nie wybaczę sobie śmierci Khana...
Powoli przekręciła się i usiadła na krawędzi łóżka. Miała na sobie białą koszulę nocną, w którą ubrała ją Lilianne. Powoli wstała i ruszyła do wyjścia.
- Chodźcie za mną. - powiedziała.
Towarzysze podążyli za nią do schodów. Valeria odwrócona twarzą do wielkiego obrazu przedstawiającego Nieskończonego o białych, błyszczących skrzydłach, który wisiał w powietrzu, ciskając gromami w bestie na ziemi. Było to istne dzieło sztuki... Obraz rozciągał się na wysokości całej ściany, był wielki. Kobieta uniosła dłoń, a na obrazie rozświetliły się jakieś wzory, układające się w linie i półokręgi. Cały obraz nagle zafalował i stał się przezroczysty, ukazując ukrytą komnatę.
- Na zewnątrz nie sposób zauważyć tego miejsca... jest ukryte w "kieszeni wymiarowej", a obraz jest do niego wejściem. - powiedziała patrząc po zdziwionych twarzach.
Pierwsza weszła do środka, a kiedy przechodziła przez obraz, jego powierzchnia mocno zafalowała, jak jakaś ciecz. W środku było sporo miejsca, aby zmieściła się tam grupa osób i kilka sporych skrzyń. Na środku umieszczono sięgający pasa Valerii słupek, z wgłębieniem o kształcie dłoni. Kobieta położyła na nim dłoń. Nic się nie działo... lecz po chwili, ze słupa wyszła plątanina świecących lin, które po podłodze wspięły się na ściany, i zetknęły się z powrotem na suficie, dokładnie nad słupkiem. Ściany komnaty, zbudowane z jasnych kamieni z umieszczonymi na nich kulami światła zniknęły. Kamienne pomieszczenie zamieniło się w jasnofioletowy kryształ, pulsujący magiczną energią.
- To taki mechanizm obronny. - Valeria odwróciła się do przyjaciół. Otoczył teren posiadłości potężną barierą ochronną, która powstrzyma jakichkolwiek intruzów przed wtargnięciem. Neutralizuje także teleporty i przejścia wymiarowe na całym terenie. Jedyną rzeczą, która może się przez nie przebić jest runa, którą dałam każdemu z was. To oznacza również, że teleport którym przybyliśmy do mojego domu, nie działa. To nie jest problem, używając magii run w pałacu, automatycznie przeniesiemy się na główny plac Minas'Drill. - wyjaśniła w taki sposób, aby każdy mógł zrozumieć, po czym wszyscy opuścili ukryte pomieszczenie.
- Walka wyczerpała wielu z nas. Po odpoczynku, powinniśmy rozpocząć poszukiwania... Jeżeli ktoś będzie miał jakieś pomysły, jestem w swojej komnacie. Jeżeli chcecie, możecie też działać dziś na własną rękę, a o postępach informować mnie. - powiedziała zamykając przejście w obrazie.
Sama udała się do swojej sypialni, skąd wzięła magiczną runę i udała się do komnaty Tezze'go. Okazało się, że jest zamknięta. Wróciła się i usiadła na przy biurku, pisząc na kartce parę słów:
Zapewne zechcesz się rozejrzeć po mieście. Nie powinnam cię tu więzić. Używaj tego rozsądnie.
Wiadomość wraz z runą położyła pod drzwiami człowieka.
Przypomniała sobie także o jeszcze jednej rzeczy... Szybko wróciła do pokoju, ubrała się w błękitną szatę i odnalazła pakunek, który otrzymała od Lorda Ryuukena. Przez ono ujrzała Arnthaniela siedzącego w ogrodzie. Zeszła po schodach i ruszyła ku niemu. Zdążyła odzyskać tyle sił, aby normalnie chodzić, i zdobyć się na stanowczość w swoim głosie. Mężczyznę zastała siedzącego przy drzewie o pachnących liściach koloru lawendy, opartego o korę.
- Zapomniałam o czymś. - przerwała jego rozmyślania zachodząc go od tyłu.
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....

Ostatnio edytowane przez Endless : 11-11-2009 o 19:23.
Endless jest offline