Grzegorz niewiele myślał, widząc zrywające się do lotu niby-ptaki. Odkąd przybyli przyglądał im się z mieszanką fascynacji i obaw. Kiedy zauważył ich reakcje, rozwiały się wszelkie wątpliwości. Wyciągnął swojego „pilota” i wycelował go niczym broń w kierunku odlatującego stada.
Kiedyś lubił bawić się tą opcją i teraz nie żałował że wbrew uwagom siostry i tego przygłupiego hermetycznego psychiatry pozostawił skrót do niej pod jednym z przycisków swojej zabawki. Zawsze chciał być Synem Eteru, tak dobrze mu wychodziły zabawy z elektroniką…
Pierwszy ptak runął na ziemię. Przy uderzeniu zmienił się w kupę dymu i czarnego pierza, ą wszystko to przy akompaniamencie głośnego, urwanego krakania. Wkrótce większość ptaków dołączyła do swojego kolegi, tracąc kontrolę nad swoim lotem, wpadając na siebie czy tez przeszkody terenowe, lub też jak w wypadku jednego, po prostu eksplodując i zostawiając po sobie obłok czarnego dymu i nie mniej czarnego pierza…
Grzesiek cieszył się jak dziecko. Wyjątkowo złośliwe dziecko. Z jego wzroku wyzierała czysta, niczym nieuzasadniona chęć mordu, jakby anihilacja tych iluzorycznych, niemalże nierealnych bytów sprawiała mu prawdziwą radość…
Ziejąc nienawiścią obrócił się powoli w stronę swoich towarzyszy. „Promień śmierci” jak o nim w tej chwili myślał hm… delikatnie mówiąc rozchwiany psychicznie Grzegorz, co prawda niewiele krzywdy zrobiłby któremuś z nich, jednak on myślał tylko o tym by zobaczyć w ich oczach strach kiedy zaczną tracić kontrolę nad najprostszym swoim ruchem…
***
JJ była bardzo zawiedziona. Całą drogę była gotowa walczyć jak lwica z pomocą swojego uświęconego – jakkolwiek głupio by to nie brzmiało- pilniczka do paznokci. Na miejscu natomiast spotkali tylko bełkoczącego starca…
Ze spokojem czekała na poczynania Dagmary. Hermetycy nie nosili swojego miana bez powodu. Słowo „hermetyczny” doskonale odpowiadało relacjom w ich Tradycji, choć jako radosna, otwarta na świat i nowe doświadczenia Ekstatyczka, wolała je określać jako „skostniałe”. Niech teraz Grażyna pomęczy się więc z tym wapniakiem…
Jola wyciągnęła kolejnego papierosa i zapalniczkę. Z zainteresowaniem przyglądała się przy tym ogrodowi, dostrzegając w nim inspiracje dla…
Koniec papierosa w jej ustach powędrował w dół, omijając płomień. Była zszokowana widokiem Grześka, a w zasadzie szczegółów które ujrzała, kiedy próbowała ogarnąć otoczenie swoim „szóstym zmysłem”. Jej wzrok skoncentrował się teraz nad czarnymi niczym smoła obłokami, które nagle zaczęły wypływać gdzieś z jego serca i kompletnie przyćmiewać inne barwy w jego aurze…
Zanim Grzesiek zdążył wycelować w nią trzymany niczym pistolet pilot, z całej siły trzepnęła go w głowę otwarta dłonią…
-Człowieku, opamiętaj się! –krzyknęła do niego, jednak od razu obniżyła ton, mając nadzieję że nie przeszkodziła heretyczce w jej pogaduszce. –
Gdzie ty masz głowę! Bawisz się w takiej chwili? Weź się w garść i zażyj te swoje psychotropy. Nie mam ochoty mieć przeciwko sobie kolejnego szaleńca! Ten cholerny nefandus w zupełności nam wystarczy!