Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-10-2009, 15:17   #191
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Adrian Skrzyk

Szames pociągając nogami przeszedł do niewielkiej salki zastawionej pokrytymi kurzem stołami. Adrian szedł za nim w milczeniu, czekając na pierwsze słowa - bądź co bądź - gospodarza tego miejsca.
- Niezbyt tu czysto, ale rzadko miewam gości, którym to przeszkadza - mruknął szames przepraszająco. - Posprzątam, jak pan Stiller wróci... Nie podobałoby mu się to zapomnienie... Zawsze mówił nasz rebe Stiller: jasno musi być i świetliście... Co pokrywa się kurzem, to zostaje zapomniane.
-Gdyby pan Stiller miał nie wrócić? - Adrian zamyślił się. - Mimo tego trzeba pamiętać jego i to miejsce.
- Wróci, wróci - duch uśmiechnął się pogodnie. - Wraca co sobota. Jeśli tylko pogodzi się z Bogiem, wszystko będzie jak dawniej.
-Kiedy pokłócił się z Bogiem? - młody hermetyk dalej trzymał światło na kluczu, a Lucjan wpatrywał się w świetlistą kulę. - Sądzę, że mógłbym zanieść tutaj światło, prawdziwe światło. Obym tylko nie skończył jak pierwszy Niosący Światło. .. Rozumiem, że nie znasz genezy tego miejsca - dodał.
- Najpierw był Bóg, i za jego sprawą wszystko się stało i dzieje. A to miejsce istniało od zawsze, od kiedy położono pierwszy kamień pod budowę synagogi. W tym kamieniu byłem ja... albo to, co się mną stało. To miejsce istnieje nadal, choć jego fizyczne odbicie zostało zniszczone. Pokłócił... nie, to złe słowo. On popełnił czyn niegodny i odszedł sam. - Teraz zatruwa go własna gorycz i żal. Jego grzech zniszczył jego córkę i jego - dlatego nie mogę go wpuścić.
- I on niesie tutaj ciemność?
- On? Nie nie nie! - szames zaprzeczył żywo. - Ten, który mieszka w klasztorze! - krzyknął, aż echo odbiło się od ścian, a z głównej sali dobiegło niespokojne szeptanie duchów. - Morderca z Breslau! Ten, który wykrzywia ścieżki i maluje je krwią. Ernst Breslauer. On pozwolił zabić panienkę Terese. Rabin Stiller wysłał ją do klasztoru, żeby szpiegowała mordercę z Breslau. A Breslauer ją zabił i nie dał jej odejść.
Adrian uśmiechnął się niemrawo.
- Czy jest sposób, aby pomóc im i temu miejscu?
Szames zamiędlił szczęką, zafalowała siwa broda.
- Ja... nie wiem. Chciałbym tylko, żeby rabin pogodził się z córką, pogodził się Bogiem. Abym mógł mu otworzyć drzwi synagogi. Żeby ten z klasztoru przestał istnieć.
-Mam jeszcze jedno pytanie - Adrian potrząsnął trzymanym światłem - Czy to miejsce jest związane z nim, ze złem i zapomnieniem? Czy gdybym wywołał po imionach boskie potęgi Materii, jak to Bóg oddzielił Niebo od Oceanu i jakbym Siłami rzekł stanie się Światłość, a aniołowie rzeczywistości przybyliby naprawić mój czyn, to czy by też naprawili to miejsce razem z mym czynem, czy też postąpiłbym źle?

Szames szarpnął brodę, aż w garści został mu wiecheć siwych kłaków.
- Zło nie zaczęło się tutaj. Narodziło się w klasztorze. Wybuchło, kiedy Niemcy zabili chorych, a Breslauer nie pozwolił zmarłym odejść. Tam musiałbyś wołać. A jaka byłaby odpowiedź? I czy ognisty miecz sług pana nie starłby cię w proch razem ze złem tego miejsca? Tego nie wiem.
Adrian przygryzł wargę oczekując odpowiedzi. Milczał nerwowo stukając palcem w klucz. Zadarł głowę do góry.
-Jeśli uważasz to za rozwiązanie, mam prośbę. Mogę ją mieć?
Szames milcząco kiwnął głową.
-Serafinowie mieli trzy pary skrzydeł, tylko jedną do lotu. Jednymi zasłaniali oczy, jednymi stopy. Miałbyś coś dla mnie, Lucjana i najlepiej towarzyszy, których poproszę o pomoc, abyśmy byli bezpieczni? Jeśli nie przed siłami, które możemy rozpętać, to przed tym miejscem. Coś, co pokaże, że jestem swój, wygaszę światło i pod płaszczem czego pójdę jak złodziej. Aby mnie brali za cześć tego miejsca. Abym dotarł do klasztoru.
Brodatą twarz rozjaśnił uśmiech.
- Jest coś takiego, ale muszę tego poszukać. To zajmie chwilę.

Wrócił po kilku minutach. W sękatych dłoniach ściskał laptop. Z boku sprzętu ciągnęła się smuga czekolady i coś, co wyglądało jak skrzepnięta krew.
 
Asenat jest offline  
Stary 28-10-2009, 23:27   #192
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Dagmara przez chwilę przyglądała się świńsko- różowemu półksiężycowi na swojej prawej dłoni. Symbol zamigotał jej w oczach soczystą czerwienią, ciepłą jak krew płynąca w jej żyłach. Otrząsnęła się próbując wyrwać tę myśl ze swego umysłu. To nie był dobry moment na TAKIE skojarzenia.

Kiedy szli czarno białą ścieżką, między szaroburymi drzewami, kobieta nie mogła powstrzymać natłoku złowieszczych myśli, jakie przewalały się przez jej głowę prawdziwą lawiną. Powtarzała sobie w myślach, że wszystko będzie dobrze, a jednak z każdym krokiem coraz mniej w to wierzyła. I jak się okazało, miała rację.

Kiedy zatrzymali się przed dworkiem, kobieta poczuła na plecach igiełki niepokoju. Spojrzała na Marka próbując się uśmiechnąć i już po chwili wiedziała, dlaczego złe przeczucie pełzało jej po plecach. Był to ostatni moment kiedy mogła na niego spojrzeć, bo zaraz potem chłopak rozpłynął się w powietrzu.

- Widzę, pani mecenas, że świadek pani uciekł. Proszę wezwać następnego. Wysoki Sąd nie będzie czekał w nieskończoność. Kara za obrazę sądu jest surowa, ale i sprawiedliwa – zabrzmiało w jej głowie
- No to pięknie! – mruknęła ze zrezygnowaniem, ale bynajmniej nie z obojętnością. – Marek! – wyrwało jej się, chociaż instynktownie wiedziała, że chłopak nie usłyszy, a już na pewno nie odpowie.

W tym momencie dostrzegła ruch w ogrodzie otaczającym domostwo. Starzec krążył po wykładanych kamieniami ścieżkach, a z każdym jego krokiem ogród zmieniał się nie do poznania.

„Bo tak trzeba. Robię to dla Tradycji. Trzeba ponieść pewne ofiary.” – przemknęło jej przez myśl, gdy starszy mężczyzna spojrzał na nią, jakby świdrując ją wzrokiem.

- Przysłali was, żebyście mnie osądzili? Ja,… - ukrył twarz w dłoniach. – Ja musiałem. Musiałem się do niego zbliżyć. Ona była jedyną możliwością. Myślałem, że uda mi się obronić przed tym potworem. Byłem tak blisko.

- Ona, to znaczy kto? – zapytała i dopiero po fakcie zdała sobie sprawę, że być może było to niestosowne. Ale cóż, teraz nie mogła się już cofnąć.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.
echidna jest offline  
Stary 02-11-2009, 21:53   #193
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Adrian obejma komputer. Sam fakt otrzymania komputera bl już dziwny, a jeszcze dziwniejsze było to, ze czarna, porysowana obudowa Acera, wytarte klawisze oraz charakterystyczne zdrapanie włącznika świadczyły, że to właśnie prywatny nie jest komputer Adriana który zostawił w domu. Inny był model, inna obudowa, tylko detal podobny. Jeszcze bardziej zdziwiony pożegnał się z Szamesem. Gdyby tylko wiedział, ze ma komputer Wirtualnego Adepta Michała za którego martwym śladem tutaj przybył.
Kilkoma gestami flawonu nad kluczem podtrzymał zaklęcie jednocześnie zmniejszając światło do płomyka świecie. Nie miał zamiaru manifestować swojej obecności w tak nachalny sposób. Kroczył spokojnie przez ponure uliczki obserwując szare budynki. Taka wędrówka trwała dobre pięć minut milczenia i błądzenia.

-Lucjanie, możesz uruchomić swój kompas?

Duch smętnie przytaknął lecz to zupełnie nic nie dało. Bładziki jak dzieci we mgle mijając na pierwszy rzut oka identyczne budynki. Gdyby nie światło niesione przez Adriana, boby jeszcze bardziej setnie.

-Po tym wszystkim musisz mi kupić golonkę. Dużą.
-Nawet dwie.

Uśmiechnął się niemrawo. Chociaż rozmowa z z Szamesem dodała hermetykowi pewności siebie, obudziła zmysły maga i jego pewność jakże potrzebna do zmiany świata – wciąż był tylko zagubionym śmiertelnikiem w tym dziwnym miejscu. Nawet nie zmatowiły go jego palce który zabarwiły się na dziwny kolor pod promykami światła trzymanego na kluczu.
Otuchę przyniósł mu widok towarzyszy. Dotarł do nich zaraz po ostatnich słowach Dagmary. Nie pomachał, w milczeniu dotarł. Natomiast Lucjan nie miał zamiaru milczeć.

-Pięknie tutaj. Może zasłużę sobie jeszcze na kolejna golonkę ale Adrian jest zbyt nieśmiały aby cos wam powiedzieć.
-Lucjanie, czasem milczenie bywa cnotą.

Skomentował z wdziękiem i spokojem. Czyżby modlitwa w towarzystwie lokatorów spod sufitu na tyle go uodporniła? Albo zwyczajne światło.

-Przydałoby się iść do klasztoru.

Wysyczał i zamilkł. Zostawił jak na razie świat swoim sprawą obserwując pod światło zaschnięta krew na laptopie. Lucjan położył się na ziemi i oparł łeb na łapach.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.

Ostatnio edytowane przez Johan Watherman : 03-11-2009 o 16:24.
Johan Watherman jest offline  
Stary 11-11-2009, 19:47   #194
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
Grzegorz niewiele myślał, widząc zrywające się do lotu niby-ptaki. Odkąd przybyli przyglądał im się z mieszanką fascynacji i obaw. Kiedy zauważył ich reakcje, rozwiały się wszelkie wątpliwości. Wyciągnął swojego „pilota” i wycelował go niczym broń w kierunku odlatującego stada.

Kiedyś lubił bawić się tą opcją i teraz nie żałował że wbrew uwagom siostry i tego przygłupiego hermetycznego psychiatry pozostawił skrót do niej pod jednym z przycisków swojej zabawki. Zawsze chciał być Synem Eteru, tak dobrze mu wychodziły zabawy z elektroniką…

Pierwszy ptak runął na ziemię. Przy uderzeniu zmienił się w kupę dymu i czarnego pierza, ą wszystko to przy akompaniamencie głośnego, urwanego krakania. Wkrótce większość ptaków dołączyła do swojego kolegi, tracąc kontrolę nad swoim lotem, wpadając na siebie czy tez przeszkody terenowe, lub też jak w wypadku jednego, po prostu eksplodując i zostawiając po sobie obłok czarnego dymu i nie mniej czarnego pierza…

Grzesiek cieszył się jak dziecko. Wyjątkowo złośliwe dziecko. Z jego wzroku wyzierała czysta, niczym nieuzasadniona chęć mordu, jakby anihilacja tych iluzorycznych, niemalże nierealnych bytów sprawiała mu prawdziwą radość…

Ziejąc nienawiścią obrócił się powoli w stronę swoich towarzyszy. „Promień śmierci” jak o nim w tej chwili myślał hm… delikatnie mówiąc rozchwiany psychicznie Grzegorz, co prawda niewiele krzywdy zrobiłby któremuś z nich, jednak on myślał tylko o tym by zobaczyć w ich oczach strach kiedy zaczną tracić kontrolę nad najprostszym swoim ruchem…

***

JJ była bardzo zawiedziona. Całą drogę była gotowa walczyć jak lwica z pomocą swojego uświęconego – jakkolwiek głupio by to nie brzmiało- pilniczka do paznokci. Na miejscu natomiast spotkali tylko bełkoczącego starca…

Ze spokojem czekała na poczynania Dagmary. Hermetycy nie nosili swojego miana bez powodu. Słowo „hermetyczny” doskonale odpowiadało relacjom w ich Tradycji, choć jako radosna, otwarta na świat i nowe doświadczenia Ekstatyczka, wolała je określać jako „skostniałe”. Niech teraz Grażyna pomęczy się więc z tym wapniakiem…

Jola wyciągnęła kolejnego papierosa i zapalniczkę. Z zainteresowaniem przyglądała się przy tym ogrodowi, dostrzegając w nim inspiracje dla…

Koniec papierosa w jej ustach powędrował w dół, omijając płomień. Była zszokowana widokiem Grześka, a w zasadzie szczegółów które ujrzała, kiedy próbowała ogarnąć otoczenie swoim „szóstym zmysłem”. Jej wzrok skoncentrował się teraz nad czarnymi niczym smoła obłokami, które nagle zaczęły wypływać gdzieś z jego serca i kompletnie przyćmiewać inne barwy w jego aurze…

Zanim Grzesiek zdążył wycelować w nią trzymany niczym pistolet pilot, z całej siły trzepnęła go w głowę otwarta dłonią…

-Człowieku, opamiętaj się! –krzyknęła do niego, jednak od razu obniżyła ton, mając nadzieję że nie przeszkodziła heretyczce w jej pogaduszce. –Gdzie ty masz głowę! Bawisz się w takiej chwili? Weź się w garść i zażyj te swoje psychotropy. Nie mam ochoty mieć przeciwko sobie kolejnego szaleńca! Ten cholerny nefandus w zupełności nam wystarczy!
 
__________________
-Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.


Sate Pestage and Soontir Fel

Ostatnio edytowane przez Ratkin : 11-11-2009 o 19:51. Powód: post zawiera reakcję postaci MigdelETher na poczynania mojej postaci.
Ratkin jest offline  
Stary 16-11-2009, 20:42   #195
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Starszy człowiek spojrzał na Dagmarę. Przyglądał się jej niezwykle uważnie, tak jakby chciał coś wyczytać z jej twarzy. A potem westchnął cicho i dodał.
- Moja córka. Moje dziecko. Bóg mi świadkiem, że ja nie chciałem. Ale nie miałem wyboru. Nie miałem wyboru. – Znowu ukrył twarz w dłoniach i zaczął płakać.

Przechodnie-cienie przystanęli na chwilę tuż obok magów i z dezaprobatą patrzyli na starszego człowieka.

Tym czasem z domu wyszły dwie kobiety. Jedna w ciemniej sukni i białym fartuchu, chyba służąca, druga w równie ciemniej sukni, ale bardziej strojnej. Podeszły do mężczyzny. Rzuciły niemiłe spojrzenie gapiom, którzy najzwyczajniej w świecie wrócili do swoich spraw, co chwila tylko spoglądając na ogród i znajdujące się w nim trzy osoby.
Jedna z kobiet położyła rękę na ramieniu starszego pana.
- Niech ojciec scen nie robi. – Pomimo odległości jaka dzieliła magów i tę trójkę, wszyscy doskonale słyszeli jej słowa. – Ludzie się patrzą. Ojciec w domu siedzieć powinien. To źle dla interesów Ditera, że ojciec ściąga na siebie uwagę.
- Panie Stiller. – Druga kobieta przemówiła łagodniej. – Proszę z nami pójść. Zaparzę panu herbaty. Bardzo proszę. – I obie zaczęły nieznacznie popychać staruszka w stronę drzwi.

- Nie!! – Stiller zatrzymał się nagle. – Nie!! Ja muszę jej pomóc. Oni mogą to zrobić. Mogą ją uratować!!
Ale obie panie nie dały za wygraną i już teraz mocniej ciągnęły mężczyznę do domu.

- Jutro przyjdźcie. Jutro porozmawiamy. Ja wam pomogę. Wy mi pomożecie!! – Starzec opierał się dzielnie, ale kobiety były silniejsze. Zaprowadziły go do domu. Zatrzasnęły drzwi.

Tłum gapiów rozszedł się. Magowie zostali sami.

Zimny wiatr, podniósł liście z ogrodu i rzucił w stojących przed płotem magów. Musieli zamknąć oczy, bo z liści wiatr porwał i piasek.

A gdy je otworzyli stali przed płotem ogrodowym, ale przed szpitalnym płotem ogrodowym.

Grzegorz kątem oka dostrzegł wlatującego do okna na piętrze kruka, ale nie zdążył go już potraktować pilotem. Jednak młody Eutanatos mógłby przysiąc, że ptaszysko popatrzyło się na niego i uśmiechnęło złośliwe.

Zmierzch zapadł szybciej niż się spodziewali. A że jak powszechnie wiadomo, wszelkie upiory uwielbiają noc i ciemności, lepiej było nie pozostawać na dworze w ten czas. Było im też zimno i nagle poczuli głód. Co było tym dziwniejsze, że wcześniej ich organizmy nie informowały o potrzebach fizjologicznych. Teraz jednak chyba postanowiły nadrobić stracony czas, gdyż niemiłosierny ucisk na pęcherz dał się we znaki wszystkim.

Gdy już pozbyli się nadmiaru płynów w organizmie. Przygotowali sobie posiłek, ich rzeczy nadal były w pokoju, w którym spędzili noc. Nietknięte. Na swoim miejscu.

Po posiłku ogarnęła ich senność. W ogóle ich organizmy jakoś dziwnie reagowały na to miejsce. Ale nie mieli już czasu się nad tym zastanawiać, gdyż młodszy brat śmierci pochwycił ich w swe ramiona.

***


- Mamo, mamo. – Mała dziewczynka biegła w stronę Dagmary. Jej rude włosy i piegowata twarz kogoś przypominały magini, ale nie mogła sobie tego uzmysłowić. – Mamo, mamo.
No chodź szybciej. Bo się spóźnimy.
Panna O'Sullivan dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że dziecko mówi po irlandzku. A gdy rozejrzała się po okolicy, dostrzegła swoje rodzinne miasteczko. Było takie jak ona je zapamiętała. Takie ospałe, takie spokojne. Takie samo.
Dagmara spojrzała również po sobie. Pokaźnych rozmiarów brzuch sugerował zaawansowaną ciążę.
- Pięknie wyglądasz. – Rudowłosy mężczyzna pocałował ją w policzek. Kobieta zaraz przypomniała sobie jego imię, Aidan. Była to jej szkolna miłość. Szkolna i dawno zapomniana. Choćby ze względu na podejście tego mężczyzny do życia. Ty mi urodzisz dzieci i będziesz się domem zajmowała, a ja będę pracował.
Nogi same niosły maginię. Jej ciało zresztą nie reagowało na jej polecenia. Dagmara z lekkim niedowierzaniem zobaczyła jak całą rodziną podążają do kościoła na niedzielne nabożeństwo.
A potem, po tej strasznie nudnej godzinie, godzina która dla uwięzionej w swoim, ale jakby nie-swoim ciele, kobiety była wiecznością. A potem wrócili do domu, na niedzielny obiad.
Biedna, ciężarna Dagmara musiała usługiwać mężowi.
Dzwonek do drzwi oderwał na chwilę O’Sullivan od kłębiących się w jej głowie pytań. Jej mąż wstał od stołu i otworzył drzwi. W progu stała kilkunastoletnia dziewczyna. Dagmara wiedziała, że to jej najstarsza córka. Jakże była podobna do niej samej. W tym samym mundurku znienawidzonej szkoły. Z tym samym wyrazem twarzy, jaki miała Dagmara ilekroć odwiedzała rodziców.

Po krótkiej modlitwie, wszyscy zabrali się za obiad. Istna sielanka.

Ale ta sielanka została nagle i brutalnie zburzona przez najstarszą córkę.

- Ja już tam nie wrócę. Słyszycie!! Nie wrócę.

Dagmara pamiętała tę scenę ze swojego dzieciństwa. Tak samo kiedyś powiedziała rodzicom. I ku swemu zaskoczeniu ona, jako matka, odpowiedziała tak samo jak jej matka. Że owszem i wróci, i jeszcze kiedyś będzie im, czyli rodzicom, wdzięczna, za to że posłali ją do tak wspaniałej katolickiej szkoły dla dziewcząt z internatem.

To czego Dagmara się obawiała, stało się faktem. Byłą równie surowa dla córki, jak jej matka dla niej.

***



Jola radośnie biegła do domu. Chciała się pochwalić ojcu, że właśnie będą wystawiać jej prace. Gdy dotarła do kamienicy, w której mieszkała z pewnym strachem przyglądała się stojącej tam erce. Wokół karetki pogotowia zebrał się już tłum gapiów. J.J. poczuła uścisk w żołądku. Czym prędzej pobiegła do mieszkania. Gdy już miała włożyć klucz do zamka, drzwi otworzyły się i sanitariusze wynieśli na noszach ojca Joli. Był nieprzytomny.
W progu stała matka, z papierosem w ręku.
- Ojciec dostał wylewu. – Oznajmiła beznamiętnym głosem.- Znalazłam go pięć minut temu. Nie wiem, ile tak leżał. – Matka odpaliła kolejnego papierosa.

Jola odwiedzała ojca codziennie w szpitalu, ale on się nie budził.
Po nudnej pracy, jako urzędniczka na poczcie Jola biegła do szpitala, żeby pobyć przy ojcu.

Już nawet zapomniała, że miała mu powiedzieć o wystawie.
O wystawie?? Jakiej wystawie?? Teraz była zwykłą, szarą urzędniczką. Niezauważaną przez nikogo. Zupełnie anonimową. Wtopiła się tę szarą masę ludzką i nie mogła się z niej wyrwać.

Nagły, przeciągły dźwięk świdrujący uszy wyrwał Jolę z zamyślenia. Nim do niej dotarło, że to aparatura, do której ojciec był podłączony tak piszczy, została wyproszona z sali. Personel krzątał się przy jej ojcu. Ale po piętnastu minutach dali sobie spokój. Lekarz, który wyszedł z pokoju beznamiętny głosem powiedział do niej.
- Przykro nam. Pani ojciec nie żyje.

***


Ogromna sala wykładowa wypełniona była po brzegi. W pierwszych rzędach dziadzieli dziekan i profesorowie. Dalej inni pracownicy instytutu i wydziału. Jeszcze dalej rodzina i zaproszeni goście.

Adrian stał przed nimi wszystkim. Tyłem do na w pół zapisanej tablicy i patrzył na puste kartki, które trzymał w ręku.

To była obrona. Publiczna obrona rozprawy doktorskiej. Jego rozprawy. A ona miała pustkę w głowie i tylko puste kartki papieru w ręku.

- Panie Skrzyk?? – Dziekan się odezwał. – My czekamy.

Adrian czuł jak po plecach spływa mu pot. Czuł się bezradny.

Na sali zrobił się szum, ale hermetyk nie mógł zrozumieć, co ludzie mówią.
Dziekan coś mówił. Profesorowie coś mówili. Pracownicy naukowi też coś mówili. I rodzina. I zaproszeni goście. Ale Adrian nic nie rozumiał.

- No chłopie, pokpiłeś sprawę. - Lucjan położył się koło nóg Skrzyka. – Obawiam się, że nie obroniłeś się. – Ruchem głowy wskazał na wychodzących ludzi z sali.

- Ale, ale… - Adrian usiłował coś powiedzieć. Jakoś zatrzymać wychodzących. Jednakże w głowie miał tylko pustkę.

- Nie martw się. – Lucjan podniósł się i też zabrał się za wychodzenie z Sali. – Zawsze możesz rowy kopać.

***


Grzesiek jechał z rodziną autem. Mama prowadziła. Było wesoło. Halinka siedziała obok niego, radośnie machając nogami. Głodniok czuł się tak dobrze. Tak dobrze jak wtedy, gdy jechał po raz ostatni z mamą. Młody eutanatos wiedział dokładnie, co się wydarzy, sekunda po sekundzie. Wiedział, ale nadal śpiewał z siostrą piosenki. Nadal się śmiał i żartował. Widział, jak mama obraca się do nich by popatrzyć, co robią. Widział jak uśmiecha się do nich. Wszystko w zwolnionym tempie.
Widział sam wypadek, ale z boku. Widział krew. Połamane i nienaturalnie powykrzywiane ciało matki. Całe pokrwawione. Siostrę przygniecioną przez coś. Słyszał krzyk Hali.
Ale jakiś taki przytłumiony, oddalający się.

- Nie ma nic po śmierci. – Zakapturzona postać zaśmiała się złowrogo. – Nic. Nic nie ma. Tylko robaki toczące ciało. Tylko robaki. A później kości. Same kości zostają. A z czasem i kości znikają. Zapomnienie. Nikt już zmarłych nie pamięta. Oni odeszli. Odeszli na zawsze.

Nie ma piekła. Nie ma nieba.

Tylko pustka. Tylko pustka.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 20-11-2009 o 19:49.
Efcia jest offline  
Stary 06-12-2009, 21:27   #196
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
Jako że Grzesiek bardzo dobrze poznał teorię Świadomego Śnienia, podczas szkoleń u nasłanych przez TW Diabła "belfrów", wiedział że nie da się od tak usnąć we śnie. Tym bardziej załamało go, kiedy zrozumiał że właśnie jego umysł unosi się w bąblu rzeczywistości gdzieś w umbralnej krainie snów.
W teorii wiedział, że wszystko wokół było tylko projekcją jego podświadomości i istniało tylko wewnątrz jego głowy...

-Kurna chata, czy ja nie mogę mieć choć raz wizji erotycznych we własnym śnie? Ta pani z okna była wcale niezła... albo Jola... - Grzesiek zaczął, jak zwykle, użalać się nad sobą, co tym razem dało chyba pierwszy raz w jego marnym życiu wymierne, pozytywne skutki...

Ogarnął się. Poprawił garnitur, bo w niego był ubrany. To znaczy w niego chciał być ubrany, więc był. Czysty, schludny, pomijając fakt że nieogolony, bo tak cholera lubił. Strzepnął nieistniejący pyłek z klapy i spojrzał prosto w mrok wyzierający spod kaptura jego sennego dręczyciela.

Po pierwsze, primo – zaczął pewnym i stanowczym tonem.-Jestem osobą głęboko wierzącą… w co, to nie pana broszka, dodam od razu. W najgorszym wypadku, moi bliscy będą żyć w mojej głowie, póki będę żyć ja. Wyobraź pan sobie, że mogłem gorzej trafić z wyimaginowanymi przyjaciółmi w głowie na przykład, a tak mam zawsze ze soba swoją kochaną mamę. Jeśli nic niema faktycznie po śmierci, to jak zginę, to mnie to będzie za przeproszeniem gówno obchodziło, prawda?! No i tu możesz pan sobie te swoje gadki wsadzić gdzieś tam z tyłu pod ten efemeryczny habit...


Szybki wdech. Był we własnym śnie, w umbralnej dziedzinie, nie potrzebował go, ale jednak konwencja zobowiązywała...


Po drugie, secundo – Grzesiek osiągał powoli stan wrzenia. – To mój sen, więc o ile nie jesteś jakimś ponętnym sukubem, to weź, wykop dół, połóż się w nim i zasyp. Mówiąc inaczej… wypieprzaj pan tam gdzie pana miejsce! Do tej twojej otchłani, albo najlepiej zniknij na dobre! Rozumiesz?! Jeśli nic niema po śmierci, to ciebie, kuźwa, też!!! Raus!!!
 
__________________
-Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.


Sate Pestage and Soontir Fel

Ostatnio edytowane przez Ratkin : 06-12-2009 o 21:29.
Ratkin jest offline  
Stary 10-12-2009, 16:11   #197
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Jej, ale nie-jej dłoń nałożyła mężowi porcję pieczeni, gdy obchodząc stół częstowała każdego członka rodziny. Jej, ale nie-jej usta uśmiechnęły się, gdy dumny ze swej oddanej żony Aidan ścisnął jej dłoń odrobinę za mocno ,najwyraźniej starając się okazać jej w ten sposób czułość. Jednak to właśnie jej, całkowicie i do granic możliwości jej, nogi dały o sobie dotkliwie znać, gdy wreszcie usiadła na krześle i zabrała się za posiłek. To właśnie jej łydki były całe opuchnięte i bolały, jakby miała ich nie dwie, ale przynajmniej z tysiąc. Jej ciało wreszcie było jej, niestety nie na długo.

Była gdzieś między przeżuwaniem pierwszego kęsa, a łykiem kompotu domowej roboty, gdy najstarsza córka odepchnęła od siebie gwałtownie sztućce i talerz, i poderwała się od stołu o mało go nie przewracając.

- Ja już tam nie wrócę – krzyknęła dziewczyna ze łzami w oczach. - Słyszycie!! Nie wrócę.
- Owszem, wrócisz i jeszcze kiedyś będziesz nam wdzięczna za to, że posłaliśmy cię do tak wspaniałej katolickiej szkoły – odparł głos wydobywający się z jej nie-jej ust.
- Nie, nie wrócę! Nienawidzę tej szkoły, nienawidzę sióstr zakonnych i was też nienawidzę! – załkała rudowłosa wybiegając z pomieszczenia.
- Aoife! Aoife, wracaj tu natychmiast i przeproś matkę! – wrzasnął za nią Aidan, jednak nie przerwał posiłku.

Po chwili gdzieś z głębi domu dał się słyszeć głuchy stukot wbiegania po schodach. A więc jednak ich „dobrze ułożona” córka nie posłuchała ojca.

Dagmara chciała coś zrobić. Pobiec za córką, porozmawiać z nią, przytulić, zapewnić, że wszystko się jakoś ułoży. Bardzo tego chciała i była pewna, że dziewczynie właśnie tego teraz brakuje: ciepła i zrozumienia. Po raz pierwszy w życiu miała to dziwne wrażenie, że sama świadomość cierpienia jej dziecka powoduje całkiem realny, fizyczny ból. Czyżby właśnie tak wyglądał legendarny instynkt macierzyński?

Kobieta bardzo chciała coś zrobić, a jednak nie była w stanie. Nie-jej ciało za nic w świecie nie chciało się poderwać z krzesła i biec za dziewczyną. W milczeniu siedziało przy stole w skupieniu połykając kolejne kęsy .


Nagły błysk oślepił ją na chwilę. To jednak wystarczyło, by straciła z oczu męża i młodszą córkę. Gdy wreszcie ich zobaczyła, znów szli na niedzielne nabożeństwo. Kolejny raz niemiłosiernie wynudziła się słuchając kazania. Potem – tak jak poprzednio – spacer do domu, przyjazd starszej córki, obiad i awantura. I znów magini nie była w stanie nic zrobić. Nie panowała nad nie-swoim ciałem.

Kolejny błysk, a potem jeszcze jeden i jeszcze jeden... Po każdym błysku schemat się powtarzał, i tak w nieskończoność. Za którymś razem kobieta przyłapała się na tym, że boleśnie szczypie się w dłoń, jakby starała się wybudzić ze strasznego snu.

Kolejny błysk – dziesiąty, a może już milionowy – magini dawno temu straciła rachubę. Przebieg zdarzeń wyglądał dokładnie tak samo, do pewnego momentu. Kiedy Aoife poderwała się od stołu i z krzykiem wybiegła z pokoju, Dagmara wreszcie zdołała zapanować nad ciałem i zerwała się z krzesła.

- Siadaj – polecił zdziwiony Aidan nie patrząc na nią. Gdy nie posłuchała, walnął pięścią w stół warknąwszy – Siadaj, do diabła! Jeszcze nie skończyliśmy jeść– dodał o wiele spokojniej władając sobie kawałek pieczeni do ust.

Kobieta usiadła. Gdy po chwili znów próbowała wstać, okazało się, że nie ma dość sił. Nie-jej ciało
znów nie chciało słuchać.

- Jedzcie – zachęcił mężczyzna jak gdyby nigdy nic uśmiechając się do córki.


Dopiero teraz Dagmara dostrzegła, że młodsza dziewczynka siedzi tuż obok niej. Przez cały ten czas, przez całą awanturę, najspokojniej w świecie jadła posiłek jak gdyby despotyzm ojca nie był w tym domu żadną nowością.

„Co to ma, do ciężkiej cholery, być?!” – krzyknęła w myślach.

Nic więcej pomyśleć nie zdążyła. Znów błysnęło i kolejny raz musiała przeżywać to samo piekło.

Kiedy po raz nie wiadomo który Aoife poderwała się od stołu, Dagmara – jak i poprzednio – również wstała.

- Siadaj – polecił rudowłosy mężczyzna tak samo, jak poprzednio znudzonym głosem.
- Nie – szepnęła w odpowiedzi kobieta nie bardzo wiedząc, czy są to jej, czy nie-jej słowa.
- Siadaj do diabła! – warknął Aidan waląc pięścią w stół.
- Bo co? – syknęła pełnym pogardy głosem. – Uderzysz ciężarną żonę?

Nie odpowiedział. Tak też myślała. Jego despotyzm opierał się na jakże chwiejnych nogach pozorów. Stworzył całą gromadę złudzeń, którymi karmił swoją rodzinę zapewniając sobie wygodne i spokojne życie.

„Jakie to żałosne.” – przemknęło jej przez myśl

Nie czekając aż mąż wreszcie coś odszczeknie, chwyciła dłoń młodszej córki i razem z nią wyszła z jadalni. Nie mogła przecież ryzykować, że urażenie męskiego ego odbije się na dziecku.

Odprowadziła małą aż do drzwi jej pokoju i poleciła pozostać w nim, dopóki nie wróci. Sama udała się do sypialni starszej córki. Zapukała cicho, a nie usłyszawszy odpowiedzi delikatnie uchyliła drzwi.

Kilkunastoletnia dziewczyna siedziała na parapecie okna wpatrując się tempo w przestrzeń na zewnątrz. Dagmara nie musiała patrzeć na jej twarz by wiedzieć, że z jej oczu płyną łzy. Nagle poczuła w ustach słony smak, smak przeraźliwie gorzkich łez bezsilności i żalu, które wylała wiele lat temu.


- Mogę? – zapytała kobieta, choć doskonale znała odpowiedź.
- Nie, nie chcę cię widzieć! – jęknęła Aoife płaczliwie.

Podeszła bliżej córki. Przystanęła tuż przy łóżku, po chwili usiadła na nim.

- Chciałam tylko z tobą porozmawiać – wyjaśniła łagodnie. – Doskonale wiem, jak się teraz czujesz.
- Wiesz?! – warknęła dziewczyna. – To dlaczego na to pozwalasz?! Aż tak mnie nienawidzisz?!
- Ależ nie opowiadaj głupstw, kocham cię, jesteś przecież moją córką.
- Więc dlaczego mnie tam wysyłasz? Dlaczego pozwalasz na to ojcu? Ja nienawidzę tego miejsca, nigdy więcej nie chcę tam wracać. Zrozum to wreszcie!
- Dobrze wiesz, że sprzeciwienie się twojemu ojcu nie jest takie proste. On jest zupełnie jak twoja babcia, Morgan. Może teraz tego nie widzisz, ale uwierz mi, dzięki tej szkole wiele się o sobie dowiesz, pójdziesz na studia, zdobędziesz wspaniałą pracę. Twoje życie będzie ekscytujące.
- A ty to co? Przecież skończyłaś tę samą szkołę. Czy twoje życie jest ekscytujące? Nie wydaje mi się. Więc niby czym ja różnię się od ciebie, że będę kimś więcej niż kurą domową?

Słowa dziewczyny uderzyły maginię. Z początku zabolało ją, jak bardzo pogardliwie w jej ustach zabrzmiały słowa „kura domowa”. Potem jednak dostrzegła, jak mądre jest to, co mówi ta niezwykle młoda dziewczyna. Co się w jej życiu stało takiego, że zamiast kurą domową została panią adwokat? A może na odwrót, co w tym „życiu”, w tej „rzeczywistości” się nie wydarzyło, że skończyło się to dla niej najgorszym koszmarem?

Zamilkła na długą chwilę, wreszcie zamknęła oczy. Mimo opuszczonych powiek dostrzegła błysk, tak samo zachwycający jak poprzednio. I mimo całego swego piękna przerażający, bo zwiastujący kolejną „pętlę”.

Tym razem jednak było zupełnie inaczej. Gdy otworzyła oczy, nie było już ani Aidana ani ich młodszej córeczki, nie było kościoła, jej rodzinnego miasta, ani niedzielnego obiadu. Zamiast tego były obdrapane ściany hotelowego pokoju, zakurzone firanki wiszące w niezbyt czystych oknach i chrapanie dobiegające z sąsiedniego łóżka. I chociaż nie był to może najwspanialszy widok na świecie, to jednak ucieszył maginię. Wreszcie się obudziła, wreszcie zrozumiała.

Nie zważając na nieprzyjemny chłód panujący na zewnątrz kołdry, wyskoczyła z łóżka i pospiesznie zaczęła przerzucać sterty ubrań. W końcu znalazła: torebkę, a w niej komórkę. Chwilę gładziła połyskującą powierzchnię obudowy, po czym wybrała numer.

Sygnał połączenia trwał dość długo, aż zaczęła się niepokoić, że jej rozmówca nie odbierze. Kiedy już miała odkładać słuchawkę, wydało jej się, że słyszy dobrze sobie znany głos, lekko zachrypiały i przyciszony, ale wciąż tak samo serdeczny i pełen ciepła. Niestety, to tylko wyobraźnia płatała jej figla. Ojciec nie odbierał, a szkoda – miała mu tyle do powiedzenia.


Wyjrzała za okno. Był piękny, słoneczny dzień. Ptaki świergotały jak szalone, motyle zasuwały w te i nazad z kwitka na kwiatek. Sceneria niemal sielankowa. Ale jakoś jej to nie cieszyło. Może potrafiłaby docenić urok codzienności, gdyby nie doznała właśnie zawodu, gdyby mogła zrzucić z siebie ten ciężar i – to chyba najważniejsze – gdyby nie miała świadomości, że gdzieś tam Magda potrzebuje pomocy, a udzielić jej może nie kto inny, lecz między innymi właśnie ona.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 10-12-2009 o 21:27.
echidna jest offline  
Stary 11-12-2009, 17:09   #198
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Adrian zagryzł wargi. Słowa w istniej burzy chaosu pędziły mu po głowie, nie dało się złapać ani jednego tak jak nie dało się zatrzymać ludzi wychodzących z sali. Nie minęło wiele czasu, kiedy został na sali sam z Lucjanem. Pieczęcią był szelest notatek upadających na podłogę kiedy to zrezygnowany hermetyk je puścił. Spod nóg dobiegł cichy głos psa.

-Przodkowie nie byliby dumni. Pomijając, żeś marnym magiem to jeszcze z wykształceniem słabiutko, drogi Adrianie. Oj słabo.

Hermetykowi coś nie grało, jeszcze nie wiedział co. Inny zapach budynku, sytuacja oraz jadowite słowa które pochodziły od... przyjaciela. Jeszcze raz ogarnął oczyma całą sytuacje, przełknął ślinę i zebrał siły w słowach.

-Oczywiste jest, że to nie dzieje się naprawdę. Przeraża mnie natomiast gdzie to się dzieje.

Zamilkł biorąc do ręki kawałek kredy. Począł malować. Najpierw powstał krzyż gnostyczny, potem kilka piktogramów których znaczenia nie rozumiał, i nie znał – tak oto od krzyża powstała prosty schemat drzewa życia przez pryzmat dziesięciu Sfer, gdzie krzyż symbolizował tą dziesiątą.

-I tak nic nie wydumasz.

-Cicho.

Adrian odstąpił krok aby lepiej wspomóc się symbolami, zrozumieć lecz i tak dalej nic to mu nie mówiło. Mógł domniemywać,ze jest między płaszczyzną umysłu, a ducha lecz to byłoby domniemanie. Skrzywił się, zmrużył swe oczy. Szept pod nosem, smutek i spokój. Dobry Bóg, zły Bóg, dobry świat, zły świat, siedem niebios, aniołowie,, wszystko to stało w umyśle. Myślał, zanurzał się w koncepcji.

-Obym się obudził z tego koszmaru.

Rozedrgane ręce, pot galopujący po twarzy. I notatki jako symbol niedawnej kompromitacji.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 12-12-2009, 16:38   #199
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
- Ponętny sukkub?? – roześmiała się postać w habicie. – Jedno się nigdy nie zmienia. Pokolenia mijają. Zmienia się kultura. A ludzie zawsze pragną perwersyjnego seksu z sukkubem.

Obok zakapturzonej postaci pojawił się i ponętny sukub o twarzy Joli i ciele bogini Wenus. Smukła szyja. Pełne piersi. Mocne uda.

Nawet we śnie Grzegorz poczuł reakcję swojego organizmu. Silną reakcję. W tym samym momencie demonica przybrała twarz jego siostry.

- Sen może i Twój, chłopcze, ale świt jest mój!! – postać zdarła z głowy kaptur i Głodniok ujrzał wredną mordę Breslauera.
Jedną ręką objął demonicę w pasie, kładąc dłoń na jej jędrnych pośladkach. Druga zaś powędrowała do piersi. Sukkub jęknął z przyjemności, wpatrując się cały czas w maga oczami Halinki. Breslauer przejechał lubieżnie językiem po szyi kobiety, potem powędrował do drugiej piersi i zaczął ja pieścić. Demonica znów jęknęła, odchyliła do tyłu głowę, a jej ciało wygięło się w łuk poddając się pieszczotom.

Gdyby nie czyjaś nachalna ingerencja Grzesiek oglądałby niezłe porno z udziałem swojej siostry.

***

Dagmara usłyszała za sobą czyjeś zduszone westchnienie. Gdy się obejrzała, zobaczyła wijącego się na łóżku Grześka. Cały zalany był potem, a jego twarz wykrzywiona była w grymasie obrzydzenia. Ponieważ Eutanatos leżał na plecach uwadze magini nie uszła reakcja jego organizmu na bodźce, które z pewnością sobie dozował we śnie. Ale coś w ruchach jego gałek ocznych pod zamkniętymi powiekami i wyrazie twarzy podpowiedziało młodej adeptce, że lepiej go obudzić. Członkini Porządku Hermesa energicznie potrząsnęła magiem. Jeden raz. Drugi. Za trzecim Gołodniok otworzył oczy. Nieprzytomnie rozejrzał się po pomieszczeniu. Skupił swoją uwagę na twarzy Dagmary. Zlustrował ją wzrokiem i poczuł olbrzymią ulgę, że dziewczyna była ubrana.


***
Lucjan wybiegł i Adrian został sam w pustej Sali wykładowej. Bezradnie spoglądał to na puste kratki, które trzymał w ręku, to na tablicę. Pomimo iż ta ostatnia była zapisana mag nie mógł z nic z niej przeczytać. Literki złośliwie uciekały przed jego wzrokiem, albo zupełnie się zmieniały. Wyrazy falowały, zachodziły na siebie. Głowa go rozbolała od tego wszystkiego. A jakby jeszcze tego było mało, jakaś ogromna postać rzuciła się na niego, przygniotła swym ciężarem do ziemi i zaczęła lizać po twarzy.

***

Dagmara i Grzesiek usłyszeli ciche warknięcia. To Lucjan stał koło łóżka Adriana i usiłował go obudzić. Ale mag nie reagował. Po jakiejś chwili pies najbezczelniej w świecie położył swoje łapy ma torsie nauczyciela i zaczął go lizać po twarzy. To już dało jakiś efekt. Hermetyk początkowo zaczął się bronić przed tym niespodziewanym atakiem, ale gdy zdał sobie sprawę z tego, co się dzieje, przytulił do siebie psa.

Do obudzenia pozostała tylko Jola. Dagmara nie czekając na reakcję panów wspięła się na piętrowe łóżko, położyła rękę na ramieniu śpiącej i powiedziała.

- Jola. – Żadnej reakcji. – Jola!! – Hermetyczka podniosła trochę głos. Ale nadal nic. – Jolanto!! – Krzyknęła w końcu. Ale i to nie dało rezultatu. – Cholera, Jolka wstawaj!! – Potrząsnęła śpiącą maginią. – Jolanta Jawornicka jednak dalej pozostawała w objęciach Morfeusza. Zrezygnowana Dagmara zeszła z łóżka.
- Może wam się uda. – Wzruszyła ramionami.
Adrian nadal przygnieciony był przez swojego psa do łóżka. Grzesiek westchnął lekko i wspiął się na drabinkę.
- Ziemia do Joli. – Zaczął tak jak zwykła była to robić jego siostra Halinka, gdy chciała go obudzić. – Ziemia do Joli. Czas wstawać. – Właściwie to sam wątpił w sens tego co robi, ale gdy już miał zrezygnowany zejść na podłogę J.J. przeciągnęła się i podniosła. Jej koszulka tak jakoś dziwnie się ułożyła, że oczom Grześka ukazała się kształtna pierś Kultystki. Głodniok stracił na chwilę równowagę i niechybnie spadłby ma ziemię, jednakże jakimś zrządzeniem losu zdołał się złapać poręczy i zszedł te trzy szczebelki w dół. Postawił niepewnie stopę na ziemi. Uf… Odetchnął z ulgą.

Jola i Adrian wyglądali bladziej niż dzień wcześniej. Oboje też bardziej odczuli trudy drogi z klasztoru do domu strasznego mężczyzny, którego poznali wczoraj.

Starzec chodził niespokojnie po ogrodzie i co chwila wyglądał przez płot. Zupełnie jakby na kogoś czekał. Zerkał też co chwila w stronę okien domu. Zapewne by upewnić się, iż nikt z domowników go nie obserwuje. Gdy dostrzegł magów jeszcze raz rzucił okiem na domostwo, po czym ponaglił ich ruchem ręki aby podeszli do furty. Rozglądając się konspiracyjnie po okolicy, wyciągnął klucz z jakiegoś schowka w murze i otworzył bramę. Magowie weszli do ogrodu. Stiller poprowadził magów na tył ogrodu, do małej, rozlatującej się, drewnianej altany.

- Już bałem się, że nie przyjdziecie. – Mówił szeptem. – Możemy pomóc sobie nawzajem.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 13-12-2009, 01:58   #200
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Westchnienia i jęki dobiegające z sąsiedniego łóżka zaintrygowały Dagmarę. Gdy się obejrzała, ujrzała Grzesia wijącego się wśród pościeli. Pierwszym co dostrzegła, była owa reakcja organizmu mężczyzny na wytwory jego śpiącego umysłu. Uśmiechnęła się tylko pod nosem aż bojąc się pomyśleć, co też może się dziać w scenach, które Eutanatos właśnie obserwuje, czy też wręcz w nich bierze udział. Jakaś złośliwa bestyjka gdzieś z tyłu głowy zaczęła jej szeptać do ucha zaskakujące pytania, czy aby przypadkiem to nie ona jest uczestniczką owych sennych wojaży. Zaraz jednak doszła do głosu porządna część jej kobiecej natury nakazująca w tej chwili ( ale już!) zaprzestać myślenia o takich głupotach. Należało jej posłuchać tym bardziej, że coś w wyrazie twarzy śpiącego podpowiadało magini, że sen chyba wcale mu się nie podoba.

Nie bawiąc się w specjalne ceregiele w stylu wybudzania śpiącej królewny potrząsnęła energicznie ciałem mężczyzny, a gdy to nie pomogło, powtórzyła zabieg, aż do skutku.

Grześ otworzył oczy i z wyraźną ulgą zaczął lustrować kobietę od stóp do głów. Dagmara uświadomiła sobie, że kolejny raz „ratuje” go z opresji, choć może tym razem opały były mniej niebezpieczne i krwawe niż ostatnio. Nie mniej jednak kobieta miała nadzieję, że na najbliższe kilka tygodni, a najlepiej miesięcy będzie to ostatni raz, kiedy musi kogoś ratować. I znów odezwała się wredna bestyjka, i złośliwie śmiejąc jej się wprost do ucha zaczęła podpowiadać, że manie takiej nadziei jest chyba jednak wyrazem naiwności z jej strony.

- Zły sen? – zagadnęła Grzesia, który chyba dość powoli dochodził do siebie po gwałtownym wyrwaniu z objęć Morfeusza.

Uśmiechnęła się za wszelką cenę starając się nie sprawdzać, czy reakcja organizmu Grzegorza ustąpiła, czy też dalej się utrzymuje. Nie bardzo wiedząc gdzie oczy podziać ostatecznie postanowiła wybudzić Jolę, tym bardziej, że coś podpowiadało jej, że i ten sen jest raczej średnio przyjemny dla śpiącego.

***
Spotkanie ze starym Stillerem wydawało się Dagmarze jedynym sensownym wyjściem w ich sytuacji. Kobieta nie mogła jednak oprzeć się wrażeniu, że to spotkanie nie będzie łatwe, miłe i przyjemne. Choćby na przykład dlatego, że sam starzec wydawał się dziwnie spięty i czujny, jakby gotowy na atak z zaskoczenia. Nie należało też wykluczać, że zaraz zjawią się te dwie przebrzydłe baby i znów zechcą im przeszkodzić w rozmowie. No cóż, czasu było mało, więc nie należało go marnować.

- Już bałem się, że nie przyjdziecie – powiedział mężczyzna szeptem. – Możemy pomóc sobie nawzajem.
- To może od razu przejdźmy do konkretów – zaczęła Dagmara rzeczowym tomem, nie zapominając przy tym o delikatnym uśmiechu dla złagodzenia surowego wyrazu twarzy. – Jak może nam pan pomóc i czego oczekuje w zamian?
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.
echidna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172