Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-11-2009, 01:40   #121
Glyph
 
Reputacja: 1 Glyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwu
Anzlem

Kapłan siedział przed ofiarną czarą. Otrzymaną rymowankę powitał z mieszanymi uczuciami. W gruncie rzeczy spodziewał się takiej odpowiedzi. Bóstwa nigdy nie odpowiadają wprost. Zastanawiało go dawniej, czy to sprawa ogólnej zasady, która zabraniała bezpośrednią ingerencję, czy złośliwość bóstwa. Dotąd miał okazję radzić się jedynie Nerulla, a kto jak kto, ale bóg zdrady uwielbiał szyderstwa i złośliwości.

-W skale nie znajdziesz nas-wyrecytował. Pierwsza fraza zabrzmiała jak drwina. Pomyliłeś się Anzelmie, oznajmiała, nie ma kopalni, nie ma celu do którego zmierzałeś. Stała się przy tym ziarnem niepokoju w sercu kapłana. Nie tak dawno rozmówił się z Liliel, ponaglał na wymarsz, co teraz jej odpowie? Bez rozwiązania zagadki nie potrafił nawet wskazać kierunku dalszej podróży.

Kapłan rozłożył mapę doliny. Pofalowane linie na północnym skraju znaczyły morskie głębiny. Poniżej za pasmem górskim leżała twierdza Imil, obecna siedziba thana. Przepowiednia pchała go więc wyraźnie prosto do licza. Tam powinien się udać, lecz wskazówka nie nakazywała natychmiastowej podróży. Anzelm wierzył w wolność swoich wyborów. Przepowiednia była dla niego jedną z możliwych ścieżek. Jeśli podążyłby ślepo za wierszem, bez przygotowań, bez planu byłby głupcem. W rymowance musiało byc coś więcej. Powoli wypowiadał na głos każdy wers.

Tei'ner zostali uwięzieni w zamarzniętym czasie, cóż mogło to znaczyć? Kapłan omiótł spojrzeniem izbę. Nagle wstrzymał oddech, uśmiechnął się do siebie. Brak kurzu, nakryte stoły na górze, karczma wyglądała jakby wyjęta z oków czasu. Zaraz jednakże oprzytomniał. Przecież znajdował się w karczmie i żaden długouchy nie pałętał mu się pod nogami, nie możliwe, żeby skryć przed nim tu całe miasto. Podążył wzrokiem na korytarz, a myślami ku pomieszczeniom z trumnami. Odrzucił jednak i tą myśl Po co than miałby tu gromadzić armię i ważniejsze w jaki sposób. Westchnął w poczuciu bezsilności i spróbował głębiej wgryźć się w wiersz.

Po kolejnej burzy mózgu padło na świątynie. Nad przybytkiem Zivylin również roztaczała się bariera, może o podobnych właściwościach. Wprawdzie znów pozostało pytanie po co than umieszczał by tam jeńców, lecz razem z nim pojawiła się nowa możliwość. Mies'til wydawało się opuszczone, może więc tei'ner nie tyle zostali porwani, co zdołali uciec. Przecież w świątyni był portal prowadzący do doliny. w dramatycznej chwili leśny lud mógł skorzystać z niego, a znalazłszy się w dolinie udać się do jedynego bezpiecznego miejsca - starej imilijskiej świątyni. To przywracało nadzieję, na naprostowanie faktów i kontynuowanie zapoczątkowanego planu, ale kapłan nie poprzestawał na tej wskazówce. Mógl wszakże znów się boleśnie pomylić.

Gdy tak zastanawiał się nad tym, obawiając się swych myśli przyszła mu do głowy następna interpretacja. Znów słowa jawiły się niczym innym jak dalszą częścią drwin. Poza czasem mogło znaczyć wiele, często jednak jego upływ charakteryzował upływ życia. Czyż wiec świat poza czasem oznacza śmierć, a kapłanowi nigdy nie będzie dane odkryć prawdy?
Pięść mężczyzny uderzyła w stół. Odrzucał tą możliwość, nie dlatego bóstwo go wybrało, by kpić z niego. Zamrożony czas musiał znaczyć coś więcej, może świat pomiędzy planem materialnym, a duchowym, może więzienie w ciałach szkieletów nieumarłej armii. Tak czy inaczej dowie się tego w swoim czasie. Teraz zaś dalsze rozważania nie przybliżą go do rozwiązania.
Zastanowiło go przy tym, czemu właściwie poświęca tyle uwagi długouchym, przecież znaczą dla niego tyle, ile szkielety przed karczmą. Dawno wyzbył się skrupułów i litości. Może tamta krótka chwila, zauważył, wpływ Maureen, skłonienie się ku Zyvilyn, echo ostatnich zachowań, lecz to już minęło wraz ze śmiercią ukochanej. Odrzucił leśną panią. Po co mu patronka, która jest zbyt słaba, by uchronić swych wyznawców, po co mu wiara w życie, gdy stracił powód istnienia. Zostawił tą część proroctwa. Ostatecznie na końcu i tak wszyscy długousi władcy żywiołów zginą ku chwale Nerulla.

Myśli o Zivylin oświetliły troszkę ostatnie tajemnicze wersy. Obiecane źródło mocy, którą mógł posiąść wydawało się sprawą pilnej wagi. I tak życie szybko skojarzyło się z boginią jemu patronującą, liść urósł, nabrał szerszych znaczeń drzewa. Vallen święte drzewo, rosnące w świątyni w Rangaard, świątyni pani życia. Od razu umysł kapłana skojarzył pobliską świątynię. Idealne miejsce uosabiające wielką moc i kolejny powód wędrówki do niego. Zostało więc postanowione.
Obwiązał na nowo rękę szmatką. Wpatrzony w poszarzały bandaż rozważył, czy wskazówka warta była jego krwi i jak wiele będzie musiał jej jeszcze przelać. W pamięci miał również słowa świadczące, że Nerull domaga się ofiary. Kapłan zdawał sobie sprawę, że niedługo jego cierpliwość się skończy. Dłuższą chwilę poświęcił modlitwie i kontemplacji odnawiając moc swej wiary i przypominając modlitwy.

Wróciwszy na górę zabrał się za ponowne pakowanie. Utrata koni boleśnie odbiła się na ich ekwipunku, na szczęście większości rzeczy wciąż było pod dostatkiem. Stąd znów, na wszelki wypadek, mała porcja wody i żywności, lina powędrowały do zapasów kapłana.
Obranie nowego kierunku nie zmieniło potrzeby dozbrojenia oddziału szkieletów. Spośród uzbrojenia wybrał trzy solidne miecze i tarcze.

-Liliel- spojrzał na sukkuba-Wyruszam niebawem, dotrzymasz mi kompanii? Ufam, iż istnienie thana wiąż drażni Cię bardziej niż moje zachowanie?-spróbował łagodnie dowiedzieć się na czym stoi w stosunkach z demonem.-Nie do kopalń jednak kieruje mnie ścieżka, wiele spraw się zmieniło. Nawet jeśli akceptujesz wciąż me towarzystwo, pozostanie jeszcze jedna sprawa. Spróbuj przekroczyć barierę, idziemy bowiem tam, gdzie pierwotnie nas skierowało, do świątyni. Tutaj bariera jest słabsza, jeśli coś pójdzie nie po naszej myśli zdołam rozproszyć zaklęcie i uwolnić Cię nim stanie Ci się krzywda. Wtedy jednakże bariera świątyni również stanie się dla Ciebie zupełnie nie do przebycia.

Wyszedł spoza kręgu ochronnego. Przed szkieletami wbił po mieczu, na każdym zawieszając tarczę. Nakazał podnieść rynsztunek i patrzył na zaczątek swojej armii, przyszłej wielkiej armii.

Patrząc na Liliel rozważył powtórzenie jej przepowiedni. Ryzyko takiego posunięcia istniało i to wysokie. Mogła go zdradzić, mogła rzeczywiście okazać się szpiegiem thana. Z drugiej strony była potężnym sojusznikiem, a jej wiedza o Imil i czasie niepokoju przewyższała jego, brała wszakże udział w wojnie. Mogło okazać się że odnajdzie głębsze znaczenie pomiędzy wersami przepowiedni. Sam wiersz przecież radził, że mądrość i wiedza tamtych czasów przyda się w tej drodze. Z bardziej praktycznych powodów, Liliel tak czy inaczej podążała wraz z nim. Może lepiej było odkryć karty teraz, mieć możliwość przejrzeć jej zamiary, niż doczekać się sztyletu w plecach na końcu podróży.

-Lubisz wiersze Liliel? Zagadki-doprecyzował szybko, aby nie znalazła niczego nieodpowiedniego w tym pytaniu. Nie czekając na potwierdzenie, wyrecytował przepowiednię pomijając drugą zwrotkę naznaczoną zdradą.

-To jest klucz do spotkania z thanem, śmiertelnego dla jednej ze stron. Nie znam pełnego znaczenia tych słów, które na mnie spłynęły, lecz wszystko rozwiąże się z czasem. Pewien jestem jednego potęga i pomoc czekają nas w świątyni, ruszajmy tam zatem.
 
Glyph jest offline