Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-11-2009, 22:43   #122
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Liliel rozłoszczona powoli zaczęła się ubierać w nieliczne skąpe ciuszki jakie posiadała w swej prawdziwej postaci. Poirytowana pyskowaniem kapłana i tym, że ponownie ją zignorował i nie dostosował się do jej życzeń, w myślach zabijała wiele razy na wiele sposobów. A każdy był okrutniejszy od poprzedniego.
Problem był w tym, że Anzelm był śmiertelnikiem. W dodatku jedynym jaki przy niej pozostał. A śmiertelnicy są... śmiertelni. Anzelma Liliel mogła zabić tylko raz. Nawet nie mogła go potorturować (bo by uciekł potem przy pierwszej okazji), a jej zaczepki Anzelm ostatnio ignorował, co dodatkowo ją irytowało.

Kapłan przybył akurat, by zobaczyć Liliel w trakcie ubierania. Ale czy widok obnażonych piersi succuba zrobił na nim wrażenie? A skąd ! Zaczął paplać obojętnym tonem. Liliel zaczęła podejrzewać, że kapłan Nerulla zgodnie z zaleceniami swego bóstwa jest martwy. Szczególnie zaś martwy pomiędzy nogami. Spojrzała na niego z pogardą i irytacją.
Dokończyła sie ubierać dodając.- A skąd ta zmiana ? ...Raz kopalnie, raz świątynia. Na razie kręcimy się w kółko dzięki twemu niezdecydowaniu. – wystawiła język do kapłana dodając. – A mnie się kopalnie podobały. Samych tei’ner mam w nosie. Będą, to dobrze. Nie będą, żadna strata. Ty też do tej rasy miłością nie pałasz, więc skąd ta odmiana?
-Lubisz wiersze Liliel? Zagadki.-
succub zdębiał. Czy ona wyglądała na jakiegoś sfinksa z obsesją na temat zagadek i wierszy! Nie, na warstwy Otchłani! Liliel była succubem. Ją interesowało korumpowanie śmiertelników i spijanie ich dusz w akcie miłości.
- Tak ci się spieszy na spotkanie z thanem?- westchnęła Liliel, spojrzała na Anzelma z niemal autentycznym politowaniem.- Mam nadzieję że nie zaraziłeś się fatalizmem od tej stukniętej czarodziejki, która przybyła z lilendem. Bowiem mylisz się. Nie interesuje mnie śmiertelny pojedynek z thanem. Interesuje mnie sytuacja, w której ta kupa kości będzie błagała nas o litość. Dlatego chcę zebrać armię, potężne siły i zdobyć potęgę. A jak chcesz śmiertelnego pojedynku, to poślij swych towarzyszy do walki. Pewnie chętnie zginą w heroicznym boju.
Liliel spojrzała na kapłana, jakby chciała zajrzeć w jego duszę.- Skąd w ogóle wziąłeś ten wierszyk? Nie próbuj mnie oszukać, odczytam prawdę w twym umyśle.
A gdy Anzelm odpowiedział, Liliel dodała ironicznie.- No tak. Zapomniałam kim ty jesteś. Wy kapłani nie potraficie nawet odlać się pod krzaczkiem bez aprobaty swego bóstwa, nie mówiąc już o chędożeniu.
Wzruszyła ramiona dodając pojednawczo.- Dobra, dobra... niech ci będzie. Obejrzymy świątynię Matki. Pewnie będzie taka sama jak wszelkie świątynie bóstw dobra: biała, czysta, jasna i przeraźliwie grzeczna jeśli chodzi o wystrój wnętrz.

Po czym succub ruszył ostrożnie w stronę karczmy, krok za krokiem. Liliel z lekką bojaźnią dotknęła bariery. Nic się nie stało powoli zaczęła ją przekraczać chichocząc przy okazji.
Będąc po drugiej stronie, uśmiechnęła się i krzyknęła wesoło.- To działa! Liliel będzie wolna !!
Rozłożyła skrzydła, podfrunęła na wysokość piętra i rozwaliwszy okno wleciała na piętro karczmy.

Wypełniający pokoje rynsztunek skupił uwagę Liliel. Succub zaczął przeszukiwać oręż w poszukiwaniu czegoś przydatnego. Broni która by do niej pasowała. Broni która nie byłaby uszkodzona. Bo bojowego szmelcu i uszkodzonej broni było tu od groma. Były też i nieliczne nieuszkodzone egzemplarze.
Skupiła się na kosturach, poszukując jakiegoś ciekawego dla siebie. Wybrała w końcu taki, który... wydał jej się zabawny i być może obdarzony magią. Skrzydła zanikły i ogon też, gdy Liliel przybierała kolejne wcielenie, obdarzone ładną figurą i skąpymi szatkami. Nie było sensu udawać miłej tei’ner przed Anzelmem, a Phaere zapewne już wypaplała sługusom dobra prawdę o naturze demonicy.
Liliel spojrzała na swe odbicie w tarczy i się rozpłakała. Nowym orężem rąbnęła parę razy w tarczę, przybierając skromniejszy strój. Wszak dla kogo miałaby się czynić pociągającą? Kapłan ciągle ignorował jej zakusy.

Po chwili wyszła z karczmy uzbrojona w kostur, w ciemnych szatach bordowej barwy.

Minęła barierę i rzekła ponuro.- Jestem gotowa. Ruszajmy wreszcie do tej świątyni, zanim się rozmyślę.
Nagle stanęła i spojrzała na Anzelma.- A co do wierszyka...zastanowię się. I dam ci znać, jakby mi coś przyszło do głowy.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 15-11-2009 o 20:06. Powód: poprawki
abishai jest offline