Liliel rozłoszczona powoli zaczęła się ubierać w nieliczne skąpe ciuszki jakie posiadała w swej prawdziwej postaci. Poirytowana pyskowaniem kapłana i tym, że ponownie ją zignorował i nie dostosował się do jej życzeń, w myślach zabijała wiele razy na wiele sposobów. A każdy był okrutniejszy od poprzedniego.
Problem był w tym, że Anzelm był śmiertelnikiem. W dodatku jedynym jaki przy niej pozostał. A śmiertelnicy są... śmiertelni. Anzelma Liliel mogła zabić tylko raz. Nawet nie mogła go potorturować (bo by uciekł potem przy pierwszej okazji), a jej zaczepki Anzelm ostatnio ignorował, co dodatkowo ją irytowało.
Kapłan przybył akurat, by zobaczyć
Liliel w trakcie ubierania. Ale czy widok obnażonych piersi succuba zrobił na nim wrażenie? A skąd ! Zaczął paplać obojętnym tonem.
Liliel zaczęła podejrzewać, że kapłan Nerulla zgodnie z zaleceniami swego bóstwa jest martwy. Szczególnie zaś martwy pomiędzy nogami. Spojrzała na niego z pogardą i irytacją.
Dokończyła sie ubierać dodając.-
A skąd ta zmiana ? ...Raz kopalnie, raz świątynia. Na razie kręcimy się w kółko dzięki twemu niezdecydowaniu. – wystawiła język do kapłana dodając. –
A mnie się kopalnie podobały. Samych tei’ner mam w nosie. Będą, to dobrze. Nie będą, żadna strata. Ty też do tej rasy miłością nie pałasz, więc skąd ta odmiana?
-Lubisz wiersze Liliel? Zagadki.- succub zdębiał. Czy ona wyglądała na jakiegoś sfinksa z obsesją na temat zagadek i wierszy! Nie, na warstwy Otchłani!
Liliel była succubem. Ją interesowało korumpowanie śmiertelników i spijanie ich dusz w akcie miłości.
- Tak ci się spieszy na spotkanie z thanem?- westchnęła
Liliel, spojrzała na
Anzelma z niemal autentycznym politowaniem.-
Mam nadzieję że nie zaraziłeś się fatalizmem od tej stukniętej czarodziejki, która przybyła z lilendem. Bowiem mylisz się. Nie interesuje mnie śmiertelny pojedynek z thanem. Interesuje mnie sytuacja, w której ta kupa kości będzie błagała nas o litość. Dlatego chcę zebrać armię, potężne siły i zdobyć potęgę. A jak chcesz śmiertelnego pojedynku, to poślij swych towarzyszy do walki. Pewnie chętnie zginą w heroicznym boju. Liliel spojrzała na kapłana, jakby chciała zajrzeć w jego duszę.-
Skąd w ogóle wziąłeś ten wierszyk? Nie próbuj mnie oszukać, odczytam prawdę w twym umyśle.
A gdy
Anzelm odpowiedział,
Liliel dodała ironicznie.-
No tak. Zapomniałam kim ty jesteś. Wy kapłani nie potraficie nawet odlać się pod krzaczkiem bez aprobaty swego bóstwa, nie mówiąc już o chędożeniu.
Wzruszyła ramiona dodając pojednawczo.-
Dobra, dobra... niech ci będzie. Obejrzymy świątynię Matki. Pewnie będzie taka sama jak wszelkie świątynie bóstw dobra: biała, czysta, jasna i przeraźliwie grzeczna jeśli chodzi o wystrój wnętrz.
Po czym
succub ruszył ostrożnie w stronę karczmy, krok za krokiem.
Liliel z lekką bojaźnią dotknęła bariery. Nic się nie stało powoli zaczęła ją przekraczać chichocząc przy okazji.
Będąc po drugiej stronie, uśmiechnęła się i krzyknęła wesoło.-
To działa! Liliel będzie wolna !!
Rozłożyła skrzydła, podfrunęła na wysokość piętra i rozwaliwszy okno wleciała na piętro karczmy.
Wypełniający pokoje rynsztunek skupił uwagę Liliel. Succub zaczął przeszukiwać oręż w poszukiwaniu czegoś przydatnego. Broni która by do niej pasowała. Broni która nie byłaby uszkodzona. Bo bojowego szmelcu i uszkodzonej broni było tu od groma. Były też i nieliczne nieuszkodzone egzemplarze.
Skupiła się na kosturach, poszukując jakiegoś ciekawego dla siebie. Wybrała w końcu taki, który... wydał jej się zabawny i być może obdarzony magią. Skrzydła zanikły i ogon też, gdy
Liliel przybierała kolejne wcielenie, obdarzone ładną figurą i skąpymi szatkami. Nie było sensu udawać miłej tei’ner przed
Anzelmem, a
Phaere zapewne już wypaplała sługusom dobra prawdę o naturze demonicy.
Liliel spojrzała na swe odbicie w tarczy i się rozpłakała. Nowym orężem rąbnęła parę razy w tarczę, przybierając skromniejszy strój. Wszak dla kogo miałaby się czynić pociągającą? Kapłan ciągle ignorował jej zakusy.
Po chwili wyszła z karczmy uzbrojona w kostur, w ciemnych szatach bordowej barwy.
Minęła barierę i rzekła ponuro.-
Jestem gotowa. Ruszajmy wreszcie do tej świątyni, zanim się rozmyślę.
Nagle stanęła i spojrzała na
Anzelma.-
A co do wierszyka...zastanowię się. I dam ci znać, jakby mi coś przyszło do głowy.