Zgodnie z przypuszczeniami Varla, akolita odpowiedział, że nikogo nie widział. Czarodziej nieudolnie wyciągnął zatrutą strzałkę z karku starego kapłana i poszedł dowiedzieć się czegoś o truciźnie i samej broni, wśród swoich konfratrów. Zaraz potem wielebny Ezekiel w pośpiechu opuścił komnatę, tłumacząc się koniecznością spotkania z najwyższym kapłanem w świątyni. „Żadnych śladów, żadnych poszlak poza tą egzotyczną bronią. Kto mógłby to zrobić i dlaczego? Czy motywem była zwyczajna kradzież? Ale w takim razie po co było zabijać wielebnego? Wystarczyło go przecież ogłuszyć lub sterroryzować. I kto poza nami wiedział o ikonie?”
Jego rozmyślania przerwał okrzyk elfa, który podszedł do okna i bacznie się czemuś przyglądał. Varl podszedł i spojrzał na miejsce, które wskazywał Mablung. Na drewnianym parapecie widniały trzy równoległe rysy. „Czemu ich wcześniej nie zauważyłem?” – zadał sobie w myślach pytanie ostlandczyk.
- Widzieliście kiedyś coś takiego? – zapytał Gotfryd.
- Wygląda na pazury. To musiał być zwierzoczłek albo jakiś zmutowany wyznawca Chaosu – odpowiedział Varl. – Ale, na rogi Taala! Jakimże sposobem bestia, do której niechybnie te pazury należały dostała się tutaj niezauważona? Przecież świątynia jest pilnowana i znajduje się w centrum miasta. |