| To wszystko było nie tak! Nie tak sobie wyobrażała dorosłe, pełne przygód życie! No bo przecież wszyscy ci bohaterowie, którzy trafiali do karczmy z jej młodości, byli tacy pewni siebie i takie niestworzone historie opowiadali. Czy wszystkie miały się okazać zmyślonymi? Czy życie składało się na wiecznej, niewygodnej podróży, spaniu za jak najmniejsze pieniądze i zarabianiu tych ostatnich wykonując proste sztuczki, jak cyrkowiec. Emmy była na takim przedstawieniu tylko raz, ale wciąż pamiętała jak zachwycała się pięknymi, dzikimi zwierzętami chodzącymi z gracją wokół sceny, połykaczami ognia, akrobatami i właśnie takim magikiem. Z jeszcze mniejszym talentem niż ona sama, teraz roześmiałaby się widząc jego sztuczki. Może to było rozwiązanie, takie zapisanie się do cyrku? Zawsze to chociaż znajomi i stały grosz. Na razie trafiła jednak do Winterhaven, gdzie aż dwa dni czekała na dzień targowy i łut szczęścia. Chciała wybrać się w teren, ale samej to byłoby szaleństwo! Już sama myśl o koboldach powodowała dreszcze. Nie, żeby bała się ich jakoś szczególnie, wspólnie z mistrzem spotykali już ich grupy. Ale nigdy nie była zmuszona walczyć z nimi samotnie i tego właśnie obawiała się najbardziej.
Te dwa dni były bardzo męczące. Przyzwyczaiła się już do spokoju, ciszy i atmosfery skupienia, jaka prawie zawsze panowała u ekscentrycznego maga. Wspomnienia ludnej, gwarnej i będącej wiecznie "w ruchu" karczmy z dzieciństwa dawno już wyblakły i zaczynały wracać dopiero tego roku, podczas tych samotnych podróży. Musiała przyznać, że miała dużo szczęścia, bowiem nigdy nie trafiła na nikogo, kto chciałby ją obrabować i zabić, w dowolnej kolejności. Oczywiście kiedy się dało, to podróżowała z kupcami lub innymi podróżnikami jej podobnymi. Wintehaven było tak mało interesujące dla zdecydowanej większości ludzi, że tu akurat musiała przybyć w samotności. Trochę męczył jej ten brak znajomych, ale z drugiej strony... lepsze było to od karczmarki, która nie dawała jej spokoju, a próba skupienia nad księgą była wręcz skazana na niepowodzenie. Ta kobieta była nieznośna! Pewnie nigdy sama nic nie czytała i zazdrościła tym, którzy posiedli tę sztukę! Emaretta często więc wychodziła z przybytku i przechadzała się po warowni. Przed dniem targowym było tam nawet spokojnie, dopiero potem przybyły tłumy, zapewne z okolicznych farm. Sprzedawano wszystko, ale nie potrzebowała nic kupować. Pieniędzy nie miała wiele, karczma i jedzenie w niej i tak było wystarczająco drogie. Taniej wyszłoby kupowanie na targu, ale dziewczyna obawiała się, że karczmarka weźmie to za obrazę i gotowa jeszcze wyrzucić ją z karczmy. Lepiej było nie próbować.
Chodziła więc tylko i najpierw dopytywała o płatne zajęcia, których można było się tu podjąć. Na szczęście tym razem udało się coś znaleźć, tylko wciąż pozostawał jeden kłopot - samej nie mogła wykonać żadnego z nich. Zaczęła więc wypatrywać osób, które mogłyby się do niej dołączyć, wypatrywać poszukiwaczy przygód, takich, jakich widywała w karczmie swojego ojca. Okazało się, że nie musiała daleko szukać i w dzień targowy znaleźli się sami, przy tym samym stole, przy którym posadzono i ją.
Na początku przypatrywała się im tylko. Sama nie wyróżniała się tak bardzo, nie tak jak na przykład człowiek o brązowej skórze, który musiał chyba pochodzić z dalekiego południa. Twarzyczkę miała miłą, sympatyczną i dość młodą, jakby ledwie przekroczyła granicę dwudziestu lat swojego życia. Długie ciemne włosy zaplecione miała w gruby warkocz, którego końcówką bawiła się, gdy już skończyła swój posiłek. Nawet przy stole, gdy siedziała, widać było, że jest niska i szczupła. To ostatnie ukrywała troszkę szarawa, długa szata z jakiegoś prostego płótna, w której wyglądała raczej jak akolitka jakiejś świątyni. Tylko na piersi nie sposób było dostrzec symbolu jej boga, który dopełniłby wizerunku skromnej kapłanki.
Dopiero, gdy w rozmowie pojawiła się chwila przerwy, odezwała się. Cicho, ale głos miała miękki i przyjemny. - Emaretta. Znaczy na imię mam Emaretta. - speszyła się nieco i zarumieniła, próbując zmieszanie zakryć uśmiechem, który sprawił, że na policzkach dziewczyny pojawiły się niewielkie dołeczki - Miło mi was poznać.
Trochę nie do końca wiedziała jak się zachowywać, to było dość nowe doświadczenie. Zwłaszcza, jak będą musieli walczyć ramię w ramię. - Również chętnie przyłączę się do wyprawy. Jestem w Winterhaven już od dwóch dni, a straż może nam zapłacić za dwie rzeczy - jakaś kobieta opowiadała o krwi i szczątkach w lesie i chcą by to zbadać, a także jest stara prośba o wykonanie dokładnych szkiców zamku. Na poszukiwanie Parla Cranewinga jest również ogłoszenie, prywatne. Bałam się wyruszać tam samotnie, ale jeśli jesteście chętni... Ponoć w okolicy są koboldy i samotnie strach chodzić.
Uśmiechnęła się nieśmiało raz jeszcze i miała nadzieję, że przynajmniej część z nich zdecyduje się wyruszyć. - Moglibyśmy wyruszać już jutro rano... - ściszyła głos - W tej karczmie są strasznie wysokie ceny! |