Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2009, 14:14   #9
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
To wszystko było nie tak! Nie tak sobie wyobrażała dorosłe, pełne przygód życie! No bo przecież wszyscy ci bohaterowie, którzy trafiali do karczmy z jej młodości, byli tacy pewni siebie i takie niestworzone historie opowiadali. Czy wszystkie miały się okazać zmyślonymi? Czy życie składało się na wiecznej, niewygodnej podróży, spaniu za jak najmniejsze pieniądze i zarabianiu tych ostatnich wykonując proste sztuczki, jak cyrkowiec. Emmy była na takim przedstawieniu tylko raz, ale wciąż pamiętała jak zachwycała się pięknymi, dzikimi zwierzętami chodzącymi z gracją wokół sceny, połykaczami ognia, akrobatami i właśnie takim magikiem. Z jeszcze mniejszym talentem niż ona sama, teraz roześmiałaby się widząc jego sztuczki. Może to było rozwiązanie, takie zapisanie się do cyrku? Zawsze to chociaż znajomi i stały grosz. Na razie trafiła jednak do Winterhaven, gdzie aż dwa dni czekała na dzień targowy i łut szczęścia. Chciała wybrać się w teren, ale samej to byłoby szaleństwo! Już sama myśl o koboldach powodowała dreszcze. Nie, żeby bała się ich jakoś szczególnie, wspólnie z mistrzem spotykali już ich grupy. Ale nigdy nie była zmuszona walczyć z nimi samotnie i tego właśnie obawiała się najbardziej.

Te dwa dni były bardzo męczące. Przyzwyczaiła się już do spokoju, ciszy i atmosfery skupienia, jaka prawie zawsze panowała u ekscentrycznego maga. Wspomnienia ludnej, gwarnej i będącej wiecznie "w ruchu" karczmy z dzieciństwa dawno już wyblakły i zaczynały wracać dopiero tego roku, podczas tych samotnych podróży. Musiała przyznać, że miała dużo szczęścia, bowiem nigdy nie trafiła na nikogo, kto chciałby ją obrabować i zabić, w dowolnej kolejności. Oczywiście kiedy się dało, to podróżowała z kupcami lub innymi podróżnikami jej podobnymi. Wintehaven było tak mało interesujące dla zdecydowanej większości ludzi, że tu akurat musiała przybyć w samotności. Trochę męczył jej ten brak znajomych, ale z drugiej strony... lepsze było to od karczmarki, która nie dawała jej spokoju, a próba skupienia nad księgą była wręcz skazana na niepowodzenie. Ta kobieta była nieznośna! Pewnie nigdy sama nic nie czytała i zazdrościła tym, którzy posiedli tę sztukę!

Emaretta często więc wychodziła z przybytku i przechadzała się po warowni. Przed dniem targowym było tam nawet spokojnie, dopiero potem przybyły tłumy, zapewne z okolicznych farm. Sprzedawano wszystko, ale nie potrzebowała nic kupować. Pieniędzy nie miała wiele, karczma i jedzenie w niej i tak było wystarczająco drogie. Taniej wyszłoby kupowanie na targu, ale dziewczyna obawiała się, że karczmarka weźmie to za obrazę i gotowa jeszcze wyrzucić ją z karczmy. Lepiej było nie próbować.
Chodziła więc tylko i najpierw dopytywała o płatne zajęcia, których można było się tu podjąć. Na szczęście tym razem udało się coś znaleźć, tylko wciąż pozostawał jeden kłopot - samej nie mogła wykonać żadnego z nich. Zaczęła więc wypatrywać osób, które mogłyby się do niej dołączyć, wypatrywać poszukiwaczy przygód, takich, jakich widywała w karczmie swojego ojca. Okazało się, że nie musiała daleko szukać i w dzień targowy znaleźli się sami, przy tym samym stole, przy którym posadzono i ją.

Na początku przypatrywała się im tylko. Sama nie wyróżniała się tak bardzo, nie tak jak na przykład człowiek o brązowej skórze, który musiał chyba pochodzić z dalekiego południa. Twarzyczkę miała miłą, sympatyczną i dość młodą, jakby ledwie przekroczyła granicę dwudziestu lat swojego życia. Długie ciemne włosy zaplecione miała w gruby warkocz, którego końcówką bawiła się, gdy już skończyła swój posiłek. Nawet przy stole, gdy siedziała, widać było, że jest niska i szczupła. To ostatnie ukrywała troszkę szarawa, długa szata z jakiegoś prostego płótna, w której wyglądała raczej jak akolitka jakiejś świątyni. Tylko na piersi nie sposób było dostrzec symbolu jej boga, który dopełniłby wizerunku skromnej kapłanki.
Dopiero, gdy w rozmowie pojawiła się chwila przerwy, odezwała się. Cicho, ale głos miała miękki i przyjemny.
- Emaretta. Znaczy na imię mam Emaretta. - speszyła się nieco i zarumieniła, próbując zmieszanie zakryć uśmiechem, który sprawił, że na policzkach dziewczyny pojawiły się niewielkie dołeczki - Miło mi was poznać.
Trochę nie do końca wiedziała jak się zachowywać, to było dość nowe doświadczenie. Zwłaszcza, jak będą musieli walczyć ramię w ramię.
- Również chętnie przyłączę się do wyprawy. Jestem w Winterhaven już od dwóch dni, a straż może nam zapłacić za dwie rzeczy - jakaś kobieta opowiadała o krwi i szczątkach w lesie i chcą by to zbadać, a także jest stara prośba o wykonanie dokładnych szkiców zamku. Na poszukiwanie Parla Cranewinga jest również ogłoszenie, prywatne. Bałam się wyruszać tam samotnie, ale jeśli jesteście chętni... Ponoć w okolicy są koboldy i samotnie strach chodzić.
Uśmiechnęła się nieśmiało raz jeszcze i miała nadzieję, że przynajmniej część z nich zdecyduje się wyruszyć.
- Moglibyśmy wyruszać już jutro rano... - ściszyła głos - W tej karczmie są strasznie wysokie ceny!
 
Lady jest offline