Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2009, 19:20   #230
alathriel
 
alathriel's Avatar
 
Reputacja: 1 alathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znany
Margot bezlitośnie ciągnęła mnie za sobą. A ponieważ nie stawiałam oporu po chwili czułam się jak szmaciana lalka. Właściwie nawet gdybym starała się jej jakoś postawić, nie odniosłabym większego sukcesu. Jej uścisk był zdecydowanie nie do przerwania. Z braku lepszego pomysłu pozwoliłam się jej wlec.

Ponadto zaczęłam się obawiać o Orfeusza. Nie miałam najmniejszego pojęcia, w jakim stopniu potrafił się posługiwać mieczem, a Słonecznik zdecydowanie nie należała do najłatwiejszych rywali. Ba, bez problemu można ją było zakwalifikować do przeciwników z tzw. „wyższej półki”. Jeszcze teraz miałam przed oczami nasz pojedynek sprzed paru dni. To nie było nic przyjemnego.
No a Orf? Na oko wyglądał jak ktoś, kto ze szpadą czy mieczem radzi sobie całkiem nie kulawo, ale kto mógł go tam wiedzieć?

Mogłam mieć tylko nadzieję, że jakoś sobie poradzi. Ostatnio cały mój żywot opierał się na nadziei i powoli zaczynało mnie to denerwować. Czemu do stu diabłów, choć raz nie mogłam mieć pewności, że jakieś przedsięwzięcie zakończy się sukcesem?! Theus się na mnie uwziął czy co? Jakbym mało miała kłopotów to jeszcze, Francesce na mnie nasłał. W ogóle to, co ona tutaj robiła? Na przyjacielską pogaduszkę raczej nie wpadła. Jej mina, która mignęła mi w tłumie nie wskazywała na nic dobrego. A przecież ocaliłam jej tyłek!
Widać jej to nie przeszkadzało.

Nagłe zatrzymanie się Margot, które spowodowało moje wyhamowanie na jej plecach, wyrwało mnie z zamyślenia. Jej oczy zatrzymały się w jakimś punkcie bezpośrednio przed nią. Kiedy podążyłam za jej wzrokiem to „coś” okazało się „kimś”, a właściwie dwoma ktosiami.

Bliźniaki.


No niesamowite, udało nam się znaleźć ich na czas! Właściwie to Margot się udało, ja mimowolnie zostałam pociągnięta za nią.
Rodzeństwo nie wyglądało na skore do współpracy. Właściwie oboje wyglądali jakby chcieli komuś spuścić manto. Komu - prawdopodobnie było im wszystko jedno. Kiedy zobaczyli Margot coś błysnęło w ich oczach i bynajmniej nie było to nic miłego. Raczej coś w stylu: "cel namierzony".
Czy Orf nie mówił czasami, że będą na nas czekać?

Dodatkowo było w nich coś... dziwnego. Z początku nie mogłam namierzyć anomalii aż w końcu rzuciła mi się w oczy. Oni mieli uszy! To znaczy, no oczywiście każdy człowiek ma uszy, ale ich uszy były zdecydowanie KOCIE! To jakiś żart? Co prawda usurianie mogą teoretycznie zamieniać się w zwierzęta, ale ta dwójka po pierwsze na usurian nie wyglądała, po drugie, po co mieli by się tym chwa...

Zmrużyłam oczy, wytężyłam wzrok i zauważyłam, że między ich włosami coś mignęło. Jakiś czarny pasek? To nie były ich uszy. Jedynie bardzo skrzętnie wykonane podróby doczepione do czarnych opasek. Robili piorunujące wrażenie. Tylko, po co były im potrzebne? Chcieli zwrócić na siebie uwagę?
Przez chwile stałam jak wryta. Margot która znajdowała się ledwie dwa kroki ode mnie, nie zdawała się wcale zaskoczona. Tymczasem dwójka zaczęła zmierzać w naszym kierunku. Po chwili rozeszli się w dwie różne strony i zaczęli nas powoli okrążać. Niesamowite, ale przemieszczali się tak miękko jak para kotów. Krążyli powoli zmniejszając swój dystans.

- Proszę proszę, a jednak to prawda - zaczęła różowowłosa. Mówiła do swojego brata i przemieszczała się powoli kołysząc biodrami - Margot zniżyła się do tego by BŁAGAĆ o naszą pomoc - Jej głos brzmiał prawie jak miaukniecie. Uśmiechnęła się perfidnie - ale czy jej pomóc?
Margot zacisnęła pięści, ale nie odezwała się ani słowem. Ciekawe jak długo wytrzyma?
- No nie wiem, nie wiem - mruknął głos gdzieś po mojej lewej - po tych wszystkich przykrych rzeczach, które od niej usłyszeliśmy - jego palce delikatnie musnęły mi ramię, kiedy mnie mijał. Byli już tak blisko?
- Właśnie - miauknęła znowu dziewczyna i trąciła Margot biodrem.
Margot chwyciła różowowłosą za ramie i obróciła ją przodem do siebie, zmrużyła oczy i zbliżyła twarz do twarzy dziewczyny.

- Orfeusz powiedział, że nam pomożecie! - Warknęła białowłosa - i przestańcie się tak wić wokół nas. To irytujące.
"Kotka" zwinnie wysunęła rękę z uścisku - może i powiedział - odeszła na bezpieczną odległość - ale teraz musimy się zastanowić, prawda Tanden?
- Prawda Baska - zielonowłosy chłopak pojawił się koło Margot.
- Zwłaszcza teraz, kiedy jesteś dla nas taaaaka niemiła - W końcu bliźniaki spotkały się w połowie drogi i teraz stały koło siebie. Różowowłosa zarzuciła bratu ręce na szyi.

- Przepraszam- odezwałam się po chwili. Do tej pory właściwie mnie zignorowano. Teraz "koty" zwróciły na mnie uwagę. Mogłabym przysiąc, że ich uszy się poruszyły, mimo że były tylko atrapą. Ich wzrok skoncentrował się na mnie. Okropne uczucie, kiedy ktoś tak na ciebie patrzy - trochę nam się spieszy - skończyłam.
Dwójka zbliżyła się do mnie i zaczęła krążyć wyłącznie wokół mnie, odpychając Margot na bok.
- A ty to, kto? - zaczęła Baska i szturchnęła mnie w bok. Ich oczy zrobiły się jakby większe i rozkwitła w nich ciekawość. Zupełnie jak u kotów, które dostają nową zabawkę.
- To ona? - usłyszałam za sobą zaciekawiony głos Tandena i czyjaś ręka przeczesała mi włosy. Chciałam się odwrócić, ale chłopak już stał przede mną i wlepiał ślepia w moje oczy. Trwało to zaledwie sekundę gdyż ani na chwilę nie zatrzymywały się w miejscu.
- Chyba ona - skwitowała siostra. - Orf nie żartował - poczułam jak drobniejsze dłonie chwyciły mnie za rękę. Różowowłosa przyglądnęła się jej, po czym spróbowała mi zajrzeć do rękawa.
- całkiem całkiem - usłyszałam gdzieś za sobą i ręce przejechały mi po talii, ale natychmiast zniknęły.
- no racja - przytaknęła dziewczyna wpatrując się w mój dekolt - mogłaby mieć więcej w ...
- przepraszam czy możemy wrócić do sprawy? - spytałam przerywając tą dziwną sytuacje. Co to do Theusa miało być? Ocena "towaru"?
Ciekawskie oczy skierowały się na moją twarz.
- Tak, tak - powiedziała dziewczyna i zaczęli krążyć z powrotem.


A lustro rzekło: Stań Się!
I stało się.


Na ciało Celestina napierały tony wody, a on się czuł ściskany, zgniatany, miażdżony, duszony i....
Nagle lekko, nagle dało się oddychać, nagle wszystko stało się rzadkie, a on leciał. Leciał? Nie poprawka - spadał. Spadał? Nic mu się nie zgadzało. Prędkość się zwiększała, wiatr szumiał w uszach, bezwładność nie pozwalała się obejrzeć. W końcu gruchnął.



Walnął z całej siły w glebę, może nawet zostanie odcisk? Zresztą... Celestin uniósł rękę, poruszał palcami. Żył. Podniósł się na łokciach. Każdy najmniejszy element jego ciała krzyczał: AUUUU. Na szczęście wszystko było na swoim miejscu. Co więcej - nawet się nie połamał. Westchnął. To miejsce go coraz bardziej irytowało. Najpierw chodził, potem latał (skrzydła leżały dokoła rozbite na kawałeczki), spadał, pływał, co dalej?



Spojrzał do góry. Tafla wody, pływające rybki, rozszczepione promienie wody, no tak. Przecież to całkiem normalne, że woda zatrzymuje się na nieistniejącej barierze i robi za sufit.
- Witam. - echem rozszedł się głos. - Mam nadzieję, że upadek nie był traumatyczny.
Celestin kręcił głową w poszukiwaniu źródła dźwięku. Do tej pory schowany w cieniu, mężczyzna ruszył w stronę monteńczyka.


- Bywało lepiej. Z kim mam przyjemność? - Celestin wstał, otrzepał resztki skrzydeł i ruszył w stronę mężczyzny.
- Nie mam imienia. Nawet jeśli jakieś kiedyś do mnie należało, nie pamiętam jak brzmiało. Mam dla ciebie prezent. - machnął ręką, w kierunku ściany, którą również tworzyła woda, zmącił ją. Zaczęły się na niej pojawiać kolorowe kształty, potem obrazy, a potem znów je zobaczył.
- Margot? - Rzucił niepewnie, a mężczyzna potaknął głową, że powinna go słyszeć.

Tymczasem następowało wycenianie...

Bliźniaki właściwie mnie oblazły. Skomentowały moje paznokcie, włosy, oczy, usta, nogi, ręce, no właściwie wszystko! A ja stałam i praktycznie nie byłam się w stanie ruszyć z miejsca! Wiły się, łasiły i ocierały jak prawdziwe koty. Obejrzały sobie mnie z każdej strony i naprawdę zaczynałam się czuć jak towar na rynku. Nagle poczułam dwie dłonie na swoich kolanach. Po chwili czyjeś ręce stanowczo i co dziwne baz najmniejszego problemu rozstawiły mi nogi. Coś pode mną przeszło i zaczęło się podnosić. Otarło się przy okazji o mój brzuch i klatkę i skończyło na wysokości moich oczu. Zielonowłosy uśmiechnął się perfidnie i zastygnął w ZUPEŁNIE NIE SUGESTYWNEJ pozie! Chciałam się cofnąć jednak nie miałam gdzie gdyż różowowłosa właśnie teraz postanowiła oprzeć się o moje plecy. Chciałam go odepchnąć, ale nie miałam miejsca żeby się choćby w najmniejszym stopniu zaprzeć, więc moja próba spełzła na niczym. Z braku innego wyjścia i dzięki niezwykle ograniczonej przestrzeni życiowej, zapłonęłam czerwienią.

Margot w tym czasie popadła w całkowitą niepamięć. Wściekła już chciała ruszyć na bliźniaki z pięściami, ale usłyszała cichy głos Celestina z resztek lustra.
- O braciszku. - zreflektowała się.
- Gdzie jesteście? - Celestin ucieszył się, ze jego siostra jeszcze dycha.
- Obecnie w Castille, ale zaraz się przenosimy do Eleny, a potem na Kirk.
- Dobra, a co robi Moira?
- Żoneczka?
- Margot uniosła jedną brew. - Sam zobacz.
Odwróciła lustro.

-Czy możecie się trochę odsunąć? - Spytałam bezradnie odwracając głowę jak najdalej od Tandena.
- Nam tak wygodnie - rzuciła z zadowoleniem Baska. Jej bratu tez najwidoczniej to pasowało.
- hej - usłyszałam głos Margot o której zdążyłam zupełnie zapomnieć. Bliźniaki najwidoczniej też. Odwrócili głowy i prychnęli na nią zgodnie. Dosłownie jak koty. Nie udało mi się jednak zobaczyć białowłosej. Zielona burza włosów skutecznie mi zasłaniała.

Celestin zamarł. Możliwe, że lekko zbladł, ale słabe światło nie pozwoliło tego dostrzec. Przeczesał palcami włosy, które w ciągu tych kilku dni zdążyły mu urosnąć do ramion.
- SPOKÓJ! - Wrzasnął, aż Margot podskoczyła.
Bliźniaki wybite lekko z rytmu, wbiły spojrzenie w monteńkę i fragment lustra, który zabłyszczał w słońcu. Zamrugały.

Celestin? I czemu tak krzyczał? A zresztą czy to ważne? Grunt, że zaciekawił jakoś bliźniaki.
Poczułam, że wokół mnie robi się luźnej. "Kocie" rodzeństwo znalazło sobie nowy przedmiot zainteresowania. Ostry, błyszczący i prezentujący Celestina. Odetchnęłam i podeszłam do lustra.
- Ty, jak to to działa? - Tanden szturchnął lustro, a właściwie starał się szturchnąć, kiedy Margot odsunęła przedmiot na bezpieczną odległość.
- A ja wiem? - Baska zaglądała białowłosej przez ramie.
- Zostaw - Margot warknęła do obojga na raz.
Koty się uspokoiły. Na chwilę. Podeszłam do lustra i zobaczyłam Celestina. Z jego miny ciężko było cokolwiek wyczytać, choć bez problemu można było stwierdzić, że targały nim jakieś emocje.
Uśmiechnęłam się delikatnie i pomachałam mu spokojnie na ponowne przywitanie.

Celestin bił się z myślami. Nie zauważył tego, zbyt zajęty obrazem na wodzie, ale rzeczywistość zafalowała. Cienie stały się głębsze, pochłaniały coraz więcej miejsca, sączyły się na lepiej oświetlone tereny, zaczęła kapać woda z sufitu. Mężczyzna towarzyszący monteńczykowi, skrzywił się mimowolnie.
- Nic Ci nie jest?

Zamrugałam dwukrotnie. A co by mi mogło być? Nikt mnie jeszcze nie pobił, nie wykrwawiłam się na śmierć, jednym słowem nie jest źle. Zresztą przecież widzi, że jestem w całkiem znośnym stanie?
- Nie, wszystko w porządku - wzruszyłam ramionami żeby jeszcze bardziej podkreślić, że nic ważnego się nie stało. No w każdym razie jeszcze. Przypomniałam sobie, że przecież Słonecznik mogła nas wciąż gonić. Do tej pory nie wiedziałam, co się stało z Orfeuszem.
- Ale musimy się zbierać - powiedziałam jakby nagle nabierając powagi. Przecież nie mamy czasu. Wyciągnęłam z kieszeni medalion i zakołysałam nim przed oczami bliźniąt - Orfeusz mówił, że nam pomożecie
Ich źrenice się poszerzyły. Wpatrywali się w przedmiot jak zahipnotyzowani.
- No skoro tak stawiasz sprawę - ocknęła się na chwile Baska i potrząsnęła ramieniem Tandena.
Zielonowłosy otrząsnął się i spojrzał na siostrę - To co? Do Eleny?
- Do Eleny - przytaknęła dziewczyna.
Rozległ się paskudny odgłos rozrywanej przestrzeni. Podwójny odgłos a więc podwójnie paskudny. Kombinacja wyglądała niesamowicie. Rodzeństwo obróciło się lekko i stanęło obok siebie. Jakimś szybkim ruchem sprawili, że na ich dłoniach pojawiła się krew. Baska zaczęła rozrywać materie od góry, Tanden przykucnął i zrobił to samo, co jego bliźniaczka tyle, że przestrzeń rwała się od dołu. W końcu ich dłonie się spotkały tworząc jeden sporych rozmiarów portal.

 
__________________
Pióro mocniejsze jest od miecza (...) wyłącznie jeśli miecz jest bardzo mały, a pióro bardzo ostre. - Terry Pratchett
alathriel jest offline