Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-11-2009, 16:12   #47
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Staruszek zniknął tak szybko, że Ragath nie zdążył nawet się odezwać. Ściskając w dłoni maleńki flakonik z maścią zastanawiał się jak taki jegomość może tak szybko zwiać. Wreszcie, gdy doszedł do wniosku, że nie zdziwiłoby go, gdyby dziadek zapadł się pod ziemię, dał sobie spokój z rozmyślaniami na jego temat. Zresztą Gorginth zdawał się coś chcieć, ponieważ usilnie klepał go w ramię.

- Czego?! - spytał Ragath.

Potężny tylko wskazał palcem. Kilku jeźdźców odłączyło się od walczącego oddziału i z rannymi próbowała czmychnąć z pola bitwy. Oczywistym wydawało się, że próbują ocalić swoich towarzyszy, ale chyba najbardziej odczują to ci wciąż walczący, których liczba malała z każdą chwilą.

Ragath nie cierpiał sytuacji, w której ma tylko jedno rozwiązanie, ale na prawdę nienawidził momentów w swoim życiu, gdy miał mnóstwo wyborów. Oto jedna z tych chwil nadeszła. Wraz z Gorginthem mogli napaść na wycofujących się, by odebrać im broń, żywność i inne przydatne przedmioty, ale nie było pewności czy oni je mieli. Mogli większość już zużyć i teraz wracać do fortu, albo nawet miasta po nowe zapasy.

Drugim rozwiązaniem mogło być śledzenie żołnierzy, by odkryć lokalizację ich obozu, a potem wykradnięcie potrzebnych rzeczy, albo podszycie się pod uchodźców, by je zdobyć. W tym drugim przypadku problemem był ich nietutejszy wygląd, niewspominając o barierze językowej. A jeżeli mowa o kradzieży, to obaj nadawali się bardziej do napadów niż wykradania skarbów ze strzeżonych miejsc.

Wreszcie trzecią ewentualnością było szlachetne stawienie czoła niebezpieczeństwu i ruszenie z głośnym okrzykiem na smoka. Może po walce tubylcy wzięliby ich za przyjaznych ludzi i udzielili pomocy, a kto wie może nawet przyjęli do swoich szeregów. Tym bardziej, że u Kreuzenferga nie mieli czego szukać, a bycie neutralnym w obcym kraju chyba nie jest zbyt mądre. Zresztą ktoś musiał im wskazać drogę do opuszczenia tego przeklętego kontynentu i powrotu do domu, gdzie zemsta księcia już ich nie dotknie. A przynajmniej nie tak szybko, gdyż po pierwsze nie będzie sie spodziewał, że wrócili na własną rękę, a po drugie na razie przebywa w Zhieloskoju i przez jakiś czas ta sytuacja się nie zmieni.

- Walczyłeś kiedyś z takim gadem? - spytał Ragath wpatrując się w olbrzymie stworzenie ziejące ogniem.

- Żartujesz? Jestem Gorginth Potężny, pogromca smoków...

- Dobra, dobra. Nie prosiłem o zachwalanie swoich umiejętności. Jak najłatwiej załatwić taką bestię?

- Jej wrażliwym punktem są oczy.

Najemnik spojrzał w ogromne, żółte oczyska stwora.

- Aha... - skwitował. Zupełnie nie miał ochoty zrobić tego, co zamierzał. Chyba po raz pierwszy w życiu poczuł ochotę na czmychnięcie z podkulonym ogonem. Z drugiej strony perspektywa śmierci i zakończenia tego cyrku nie była aż taka zła. Więc co mu szkodzi?

- A więc na potwora! - krzyknął i ruszył z kopyta z mieczem w dłoni. Nie oglądał się na towarzysza, czy ten zrobił to samo. Początkowo pędził prosto na wycofującą się grupkę. Ludzie w niej nieco przerażeni, że ktoś ich atakuje rozpierzchli się, ale tajemniczy przybysz tylko ich ominął i popędził w stronę walczących...
 
Col Frost jest offline