Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-10-2009, 18:23   #41
 
Eravier's Avatar
 
Reputacja: 1 Eravier nie jest za bardzo znanyEravier nie jest za bardzo znanyEravier nie jest za bardzo znanyEravier nie jest za bardzo znanyEravier nie jest za bardzo znanyEravier nie jest za bardzo znany
Rydiss Tirio

Walka o ile można tak nazwać tę chwilę w której łeb kostuchy ukazał się błękitnym oczom młodzieńca, przyprawiając go o zawrót głowy przynajmniej tak przypuszczał gdyż jego wzrok przysłoniła falująca fałda ciemnego sukna. Obraz zaś wydawał się coś ukazywać i za chwilę znikać Książe był mocno zdezorientowany i zagubiony. Jego poczucie bezpieczeństwa zniknęło a ciemność która go otaczała nie pomagała mu. Z oddali jak gdyby innego świata do jego głowy docierały spowolnione jak na płycie gramofonowej słowa. Którym mimo braku ładu, odstępów i przecinków bez zbędnego przyglądania się można było rzec że mówią one:

„ Synu potrzebuję Cię tutaj ” – Łatwo było domyślić się do kogo należą owe słowa. Opat wydawał się być w potrzasku, powinien dobrze wiedzieć co się stanie z Rydissem gdy ten zacznie do niego przemawiać siłą woli. Książe co prawda szkolony był przez najwybitniejszych jednak nie ukończył nigdy tego szkolenia a nawet jeśli by to zrobił to na niewiele prawdopodobnie by mu się to zdało ponieważ ten stopień magii należał do jednej z doktryn która na taką odległość jaką się teraz posługiwał była tabu nawet wśród magów. Oczy po woli same wręcz otworzyły się, nad młodzieńcem pochylone było pięć postaci poznał je od razu gdy tylko obraz ustabilizował się, problemem była ich mina. Cala piątka jak jeden mąż wyglądała jakby patrzyła na to widomo z przed chwil kilku. Zimno płytek na których leżał przeszyło mu impulsem plecy. Fergendo pochyliła się i przewróciła go na bok. Dopiero teraz Książe zaczął zdawać sobie sprawę z faktu że coś co kiedyś było jego skórą teraz spływało wraz z krwią powoli na posadzkę przykrywając ją karmazynem. Ból i cierpienie jakie po spadnięciu adrenaliny zaczynał odczuwać były nie do zniesienia. Był on sakramencki. A to jest bardzo łagodny opis momentu w którym płaty opadały a posoka spływała. Słyszał on dialog jednak wymieniany między postaciami domyślał się że to dotyczy jego nie najlepszego stanu jednak mało go to obchodziło. Zastanawiał się co się stało opatowi. Dlaczego go wzywał oraz jak się do niego dostać. Musiał on wiedzieć co się stanie po takiej komunikacji, Książe czuł że musi do niego iść jednak nie miał pomysłu jak tam się dostać pyzatym miał teraz inne zadanie. Mimo to postanowił nie zawieść opata. Ignorując ból wstał zaraz po opatrzeniu przez Fergendo co zaskoczyło piątkę postaci w płaszczach. Bandaże powoli przybierały różowy kolor. Tirio wyciągnął odruchowo swój miecz gdy tylko usłyszał skrzypnięcie drzwi prowadzących do piwnicy. Bez czekania na resztę i zbędnych formalności ruszył w tym kierunku, był gotów na atak jego pozycja po mimo iż może trochę niechlujna to była nienaganna i z pewnością zostałaby pochwalona przez jego dawnych mistrzów. Jedni nazwaliby go odważnym inni głupcem jak miało być to się okaże.
 
Eravier jest offline  
Stary 14-10-2009, 13:23   #42
 
Terrapodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
Ragath

Oddział konny liczył w sumie kilkuset żołnierzy. Uzbrojeni dość lekko, w ciemnogranatowych mundurach, u pasa przywiązane mieli proste szable, toporki i samopały. Połowa dzierżyła jeszcze broń drzewcową. Wydawało się, że idą bardziej na paradę niż na walkę. Preferowałeś ciężką broń i twardą zbroją, a ich uzbrojenie całkowicie zaprzeczało twoim preferencjom. Lekkie pancerze na korpusie, oprócz nieco zmodyfikowanych szyszaków, praktycznie brak solidnej ochrony na głowę. Czyżby oszczędności na materiale? Prędzej inny sposób walk, gdyż w uzbrojeniu widać było pewien kunszt.

Ruszyliście w pewnej odległości za nimi, tak aby nie zauważyli waszej obecności. Oddział w pewnym momencie skręcił bardziej na zachód. Gdy zaczęło się powoli ściemniać przystanęli. Śpiew ustał. Rozległ się za to podniesiony głos. Teren wokół pokryty był w dużej mierze gęstymi krzewami i jednym naturalnym tworem skalnym, który piął się na około dziewięć metrów w górę.

Nagle mowę jednego z rycerzy przerwał krzyk;
- Sooooooooooooooombaaaaaaaaaaaaaa!
Szybko nauczyliście się, że tajemnicze słowo ''somba'' znaczy po zhieloskojsku ''smok''. Ogromny, zielony jaszczur przeleciał tuż nad waszą kryjówką i uderzył słupem ognia w drużynę. Kilka płonących sylwetek krzyczało, tarzając się po ziemi. Część koni spłoszyła się, niosąc w dal lub zrzucając jeźdźców. Lecz smok nagle padł na ląd. Oszczep poleciał prost w gadzią szyję, przebijając ją na wylot. Jednak istota nie dała za wygraną. Nim żołnierze otoczyli stworzenie, usiłując dobić, on wstał i walczył zawzięcie.

Ryki i odgłosy niosły się z ogromną głośnością. Lecz dosłyszeliście głośny syk tuż za wami. Za odłamanym blokiem skalnym krył się jakiś mężczyzna mizernej postury. Odór zgnilizny, nieudolnie maskowany zapachem różanym, dał wam znać, że to Skarat Baluchiz.
- Mam dla was złą wiadomość - rzekł szybko. - Jest za was nagroda. Kreuzenferg dowiedział się o śmierci Brunschwicka i wpadł w szał. Teraz siedzi gdzieś na wybrzeżu zatoki Finbal, ale radośnie ujrzałby waszą egzekucję poprzedzoną torturami.
Spojrzał na twoją ranę. Pogrzebał w swojej torbie i wyjął buteleczkę z maścią o kolorze oraz konsystencji smalcu.
- Natrzeć ranę raz dziennie, może pomoże. Ja tymczasem, powędruję w drugim kierunku. Już i tak dostatecznie nadłożyłem drogi, aby was poinformować.

Tymczasem walka trwała i nie widać było końca. Część jeźdźców odłączyła się, wioząc rannych, wprost w waszym kierunku.

Samuel

Dzień zapowiadał się na piękny i słoneczny. Wręcz przeciwnie wyglądało twoje samopoczucie. Od rana towarzyszył ci ból głowy. Zszedłeś do jadalni, gdzie gospodarz szykował się do pracy. Ubranie rolnika zupełnie do niego nie pasowało.
- No cóż, jak to mawiał mój ojciec, każdy może zostać rolnikiem, ale nie każdy wojownikiem. A ja byłem tym i tym. Takie są kaprysy losu. - mówił. - Wybierasz się już dzisiaj w dalszą podróż? No to możesz sobie u mnie kupić trochę zapasów. Mięsa, owoców, chleba. Dam zniżkę, bo grzeczny i miły jesteś chłopaczek. A do miasta powinieneś dotrzeć w parę dni, jak pójdziesz głównym traktem, albo popłyniesz statkiem.
Następnie Fiodor zniknął w którymś z bocznych pomieszczeń.

W przedsionku spotkałeś nieoczekiwanego gościa. Wysoka orczyca, która wyglądała na kogoś o podobnej profesji co ty. To znaczy proste, lekkie ubranie, powściągliwy chód i zimne spojrzenie. Przystanęła przed tobą, zagradzając wyjście.
- Z zachodu, prawda? - spytała, choć ton wskazywał, że dobrze zna odpowiedź. - Nie wyglądasz jak tutejszy...
Badawcze spojrzenie lustrujące cię od stóp do głów. I pełen zrozumienia błysk w oku.
- Pracujesz dla Kravowa! - syknęła.
Dłoń błyskawicznie powędrowała do noża. Przed rozlewem krwi powstrzymał was gospodarz. Wpadł do przedsionka machając rękami.
- O nie! Nie pozwolę na walki w moim domu! - krzyczał rozzłoszczony. - Mój dom jest otwarty, lecz nie na walkę, nie!
- Zapamiętam cię... - rzucił jeszcze ork przechodząc tuż obok.
Gdzieś w głębi twojej głowy usłyszałeś chichot, a wraz z nim cichy głos Muriela.
- Zrobiłeś sobie pierwszego wroga.

Rydiss Tirio

Zeszliście po zbutwiałych, drewnianych schodach do piwnic. Obszerne, choć ponure pomieszczenie, wypełnione było pustymi skrzyniami i gdzieniegdzie zupełnie zniszczonymi książkami. Historycy rozeszli się, obserwując każdy zakamarek piwnicy. W którymś momencie, jeden z nich zwołał resztę wskazując kamienną płytę. Chociaż zdawało się, że nie różni się niczym od pozostałych, to po dokładniejszym zbadaniu, wywnioskowaliście, iż była niedawno zruszona.

Rozsunęliście skrzynię, a następnie Varsoviensse rozbiła kamień za pomocą swojej uzbrojonej pięści. Historycy nachylili się nad uformowanym w ten sposób wejściem i spojrzeli na siebie. Vasilij powiedział;
- Według kronik, tam jest coś na kształt bramy, ale to mogło mieć znaczenie przenośne.
Fergendo zeszła pierwsza, potem ty, historycy i Gertruda. Kolejne schody wyciosane z kamienia ciągnęły się dość łagodnie w kompletnej ciemności. Za jedyne oświetlenie służył płomyk stworzony przez czarodziejkę. Wreszcie dojrzeliście salę, o dziwo oświetloną. Światło słońca padało przez otwory w suficie daleko ponad wami. Zadanie oświetlenia komnaty przejęły lustra, które rozświetlały pomieszczenie, a przede wszystkim najważniejsze elementy.
Tuż przed wami stał portal, widocznie zamurowany, bądź z drzwiami, lecz bez możliwości ich otworzenia. Na nich widniał napis, który historycy natychmiast przetłumaczyli na wasz język.

"Trzy drogi wiodą dalej, każda równie jest niebezpieczna. Jedna da wam bogactwo, druga da wam władzę, trzecia prawdę, lecz żadna nie podaruje wszystkiego, a i jeden wybór wam przysługuje."

Tuż obok w ścianie widniały trzy twarze. Napisy pod nimi opisywały ich zastosowanie.
Twarz kapłana z wyciągniętą dłonią poniżej. Napis mówił; "Dam ci bogactwo, jeśli mnie wybierzesz. Jeśli mnie zignorujesz - wyjdziesz stąd jako biedak."

Pysk lwa z łapą na koronie. Napis mówił; "Dam ci władzę i potęgę, jeśli mnie wybierzesz. Jeśli mnie zignorujesz - nie szukaj tam lepiej walki."

Wreszcie twarz dziecka z wagą w dłoni poniżej. Napis rzekł; "Dam ci prawdę i prostotę, jeśli mnie wybierzesz. Jeśli mnie zignorujesz - skażesz się na igraszki losu i zniekształconą rzeczywistość."

Historycy zamilkli po przetłumaczeniu ostatniego zdania. Wśród was zapanowała atmosfera totalnego zakłopotania.

Tuż przed kamienną trójką, na posadzce leżał nieobrobiony kryształ, którego kształt pasował do miejsca w koronie, dłoni i wadze.
 

Ostatnio edytowane przez Terrapodian : 15-10-2009 o 11:59.
Terrapodian jest offline  
Stary 25-10-2009, 16:13   #43
 
Mono's Avatar
 
Reputacja: 1 Mono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwu
Napastniczka wyszła trzaskając za sobą drzwiami. Gospodarz widocznie miał nienaganna opinie i prawdopodobnie nie małe wpływy skoro zatrzymał gotową do natarcia Orczyce. Cała sytuacja wyraźnie wskazywała na fakt, że wszyscy (którzy powinni i ci którzy nie powinni) już wiedzą o wyprawie i ich pomocy Kravowowi, co dowodzi tylko tego, że tutejszy wywiad działa wprost genialnie. Sam nie był tym zachwycony, choć z drugiej strony wcześniej żył w błogiej nieświadomości, iż nikt o nim i ekspedycji nie wie, teraz przynajmniej wiedział i był przygotowany (przynajmniej psychicznie) na to, że w każdej chwili coś może pójść nie tak…

Drugą i ważną sprawą był wyraźny (i prawdopodobnie nie chwilowy) powrót Muriela, jego pełne energii „Zrobiłeś sobie pierwszego wroga” było pierwszym normalnym zdaniem, które wypowiedział od czasu tej przedziwnej nocy. Sam miał nadzieję, że to się stanie – mimo uprzykrzeń ze strony swojej gorszej połowy - brakowało mu go. Bystrzak nie miał zamiaru demonstrować swojej dziwnej przypadłości gospodarzowi więc dopiero gdy zjadł, zebrał rzeczy i się oporządził z zakupami, już długo po opuszczeniu posiadłości podstarzałego rycerza, zagadał do Muriela:

- Coś długo Cię nie było, co się stało?
- Powiedzmy, że mały problem z przekazemM. zaczął się śmiać, lecz zdaniem Sama nie był to jego naturalny, szczery śmiech złego duszka jakim zwykł go częstować Muriell, a tylko staranie się by zamaskować swej niedyspozycji – no wiesz trochę mnie zwaliła z nóg tamta noc… katedra, dawni bogowie i ich ponętne wyznawczynie… wyssali ze mnie energię – dziady.
- Ale o czym ty mówisz – w Samuelu ciekawość zaczęła brać górę nad ostrożnością – jacy bogowie? O co chodzi? – chwila ciszy, która przyszła potem, zaczęła już go drażnić – odpowiadaj!
- A więc nic nie pamiętasz? Hymm czemu więc ja to pamiętam? Zacznę więc od początku, gdy rozbiliśmy nocleg na tej polanie…

M. mówił cały czas jakby do siebie biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, szczegóły i rozważał je… opowiadał to sobie sam jeszcze raz, jakby sytuacja była nieprawdziwa, była snem, zaś Samuel zaglądał mu jakby tylko do głowy i dowiadywał się całkiem nowych rzeczy o sytuacji, o której jeszcze do niedawna, nie miał pojęcia. Po opowiedzeniu historii, ze szczegółami, wciąż pozostawało sporo luk w czasie, których nawet Muriel nie potrafił wypełnić, a może nie był świadomy w tym czasie? W każdym razie po opowieści nastała kilkuminutowa głucha cisza, w czasie której oboje doszli do wniosku, że są w środku czegoś dużo „grubszego” (w większej „dupie” jak stwierdził M.) niż im się wydawało. Jechali przez polanę i za chwilę mieli ponownie zagłębić się w leśny trakt wiodący, co prawda dłuższą, ale lądową – bardziej pewną drogą - do miejsca przeznaczenia listu. Ponownie nastała cisza…


… którą rozwiał charakterystyczny gwizd, no właśnie czego? W ułamku sekundy Muriel, chwilowo przejął kontrolę nad jedną ręką i złapał kaftan tuż pod brodą Sama i pociągnął w dół.

- Padnij bełt.
 
Mono jest offline  
Stary 28-10-2009, 16:57   #44
 
Eravier's Avatar
 
Reputacja: 1 Eravier nie jest za bardzo znanyEravier nie jest za bardzo znanyEravier nie jest za bardzo znanyEravier nie jest za bardzo znanyEravier nie jest za bardzo znanyEravier nie jest za bardzo znany
Rydiss Tirio

Książe schodził powolnym krokiem po trzeszczących schodach, nie czuł się dobrze raz po raz chwytały go zawroty głowy. Z twarzy nadal sączyła się ciemna posoka. Przeklinał w duchu siebie za to że dał się tak załatwić jednak nie mógł nic na to poradzić ani tego przewidzieć. Po drodze mijali starą bibliotekę wypełnioną po brzegi na starych półkach książkami w tym dziwnym języku. Niektóre książki leżały zniszczone przez czas lub upadek z półki na ziemi znalazło się tam też kilka przewróconych regałów. W kilku miejscach stały stare zakurzone krzesła i stoliki przy których czytano były tam porozkładane książki prawdopodobnie ostatnie które zostały rozłożone. Gdy Rydiss przyglądał się okładce jakiegoś dzieła próbując sobie przetłumaczyć je jedna z osoba z ekipy badawczej krzyknęła o znalezieniu jakiegoś przejścia. Nim Książe dotarł do miejsca z którego usłyszał krzyk minęło trochę czasu bowiem biblioteka była naprawdę ogromna. Po długiej i mozolnej próbie wszyscy weszli do spiralnych schodków. Korytarz był zagłębiony w mroku i ciągnął się dość długo nie dając a ni spokoju a ni wytchnienia. Jedynie chłód bijący od kamiennej posadzki od której odbijał się echem każdy kroczek i ściany dawały ukojenie wędrowcom. W końcu dotarli o dziwo do oświetlonej skomplikowanym mechanizmem lustrowym komnaty. Wydawała się ona być czymś zagadkowym nawet dla Księcia na środku leżał kryształ który jako pierwszy rzucił się w oczy Tirio. Historycy przetłumaczyli inskrypcję na drzwiach ogólnie sytuacja z nieprzyjemnej stałą się beznadziejną. Wszyscy stali jak wryci przed trzema posągami. W głowie Księcia się kotłowało i przewaliła się naprawdę duża masa wysnutych przypuszczeń i wniosków. Obawiał się że to może być prawdziwy posąg pradawnych Bogów jako iż nie znał go z żadnej z Książek które dotychczas przeczytał a każde przesłanie pod nim wydawało się być niewiarygodnie trudne. Nikt nie chciał podjąć inicjatywy a Książe uznawał zasadę że na takie czy inne decyzje potrzeba czasu dlatego też podjął próbę jakiejś konwersacji :

- To bardzo trudny wybór. Nie istnieje bowiem władza bez bogactwa a i to wszystko może przyćmić zniekształcona rzeczywistość. To nie dar do wyboru a raczej przekleństwo, nie znam tych Bogów i nigdy o nich nie czytałem wydają mi się dziwnie podejrzani. Może ktoś z was o nich słyszał? - Odparł czekając na odpowiedź - Vasili mamy czas możliwe że to prosta decyzja i że wybór jest bez znaczenia bądź odwrotnie mogą być tu zamontowane jakieś pułapki no i jest jeszcze możliwość że to naprawdę prawdziwe posagi Bogów. Poszukamy w bibliotece książek widziałem że ktoś zostawił na jednym ze stołów jakieś tomidło niedoczytane możliwe że to ktoś kto spowodował te problemy.
 
Eravier jest offline  
Stary 30-10-2009, 00:04   #45
 
Terrapodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
Samuel

Pocisk minął cię o włos. Atakujący zniknął w zaroślach. Ruszyłeś w pościg, gdy tylko pierwszy szok minął. Trudno powiedzieć kto targnął się na twoje życie, ale z pewnością znał bardzo dobrze okolicę. W pewnym momencie zniknął ci z oczu i jakoś nie widziałeś, aby uciekał dalej. Tak jakby zapadł się pod ziemię.

- Wróć z powrotem na drogę - rozkazał Muriel.

Dlaczego na drogę? Wciąż nie było wiadomo, kim był napastnik. A doświadczenie życiowe nauczyło cię, że lepiej znać swoich wrogów.

- Posłuchaj, gdyby mordercy naprawdę zależało, byś zginął, już dawno twoje ciało krzepłoby w krzakach - szeptał Muriel. - Musimy wrócić na miejsce ataku, chyba znam powód...

Powrót był łatwiejszy, chociażby z tego powodu, że wracałeś już wyeksploatowaną ścieżką. Na miejscu wciąż stał twój rumak, choć nieco zaniepokojony ostatnimi wydarzeniami kręcił się po ścieżce. Jednak teraz należało posłuchać rady Muriela, bez względu na jego ewentualną przeszłość. Faktycznie - grzebiąc w pobliskich zaroślach, po wcześniejszym przeanalizowaniu możliwej trajektorii lotu bełtu, natknąłeś się na pocisk. I tutaj również Muriel miał rację, chociaż nie odzywał się od dłuższej chwili.

Przy zakończeniu lotki, wydrążony był otwór, w którym tkwił wetknięty skrawek niskiej jakości papieru. Napis, o dziwo, w języku klasycznym mogłeś spokojnie przeczytać. I po chwili żałowałeś. List brzmiał bowiem następująco;

Wiemy kim jesteś. Obserwujemy Cię. Nie szukaj nas - my Cię znajdziemy. Nie stawiaj oporu - umrzesz. Nie próbuj odnaleźć swojej drugiej części - to źle się skończy. Gdy przyjdziemy, masz być pokorny. Przeżyjesz jeśli będziesz słuchał, widział i czuł. Zginiesz, gdy wykorzystasz słuch, wzrok i dotyk przeciwko nam. Jesteśmy potęgą. Wspomagają nas niepojęte siły. A gdy nadejdzie czas, będziesz wiedział.


Poniżej widniał symbol przypominający oko.

Najbardziej spodziewałeś się odpowiedzi Muriela. Jednak milczał. Milczał nawet wówczas, gdy dosiadałeś wierzchowca. Dopiero po chwili odezwał się ponuro i jakby z głębszych części twojego umysłu;

- Jest wiele rzeczy, o których ci nie mówiłem - szeptał. - Teraz widzę, że dobrze zrobiłem. Muszę wciąż być tą twoją tajemniczą częścią. Pogódź się z tym... na razie. Czuję, że za niedługo się rozstaniemy.

Rydiss Tirio

Twoje słowa Vasilij przetłumaczył dwójce pozostałych historyków. Zaczęli głośno mówić we własnym języku i z tonu głosu można wywnioskować, iż nie zgadzają się z tą decyzją. Tak też stwierdził Vasilij.
- Moi towarzysze nie godzą się na to i rozumie to. Mamy zbyt mało czasu. Nie wiemy jakie są posunięcia wroga, a wychodząc na zewnątrz narażamy się na atak zmory, przez którą ucierpiałeś.
- Zgadzam się z historykiem - dodała od siebie Fergendo - wybierzemy teraz.
Vasilij podniósł kamień i podszedł do drzwi.

- To stary pomysł - mówił. - Bez względu na wybór skazujemy się jednocześnie na dobre i złe strony. Tak pisali jeszcze nasi starsi filozofowie, więc owa zagadka musi pochodzić sprzed kilku wieków. Najważniejsze to wybrać zgodnie z naszymi możliwościami. Wybierając prawdę, będziemy pewni otoczenia, a więc jednocześnie maleje szansa, że uruchomimy pułapkę czy zostaniemy napadnięci przez istoty tam panujące. Jednocześnie musielibyśmy unikać walk, a także utracilibyśmy dostęp do wielu skarbów. Bogactwo z kolei otworzyłoby drogę do rzeczy, które z pewnością ułatwiłyby dalsze działanie, lecz nie bylibyśmy pewni dalszej drogi. Potęgę i względne bezpieczeństwo dałoby nam władzę w tamtym świecie. Lecz nawet król podda się śmierci, a jego rządu są trudne bez bogactw.

Podszedł do trzech figur.
-Ja wybrałbym prawdę, bo rzeczy, której szukamy, musimy być całkowicie pewni, ale to wy tu rządzicie.

Gdzieś ze schodów rozległ się zgrzyt. Tak jakby działała tam jakaś machina żelazna. Varsoviensse wyciągnęła ostrze i zbliżyła się do zejścia.
- Ktoś nadchodzi... albo coś... wybierajcie szybciej!
 
Terrapodian jest offline  
Stary 12-11-2009, 13:37   #46
 
Mono's Avatar
 
Reputacja: 1 Mono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwu
Samuel kilkakrotnie próbował namówić Muriela do spowiedzi - dbał o ich wspólny tyłek – jednak za każdym razem odpowiadała mu ta sama głucha cisza, jak gdyby jego towarzysz się wyłączył. To nasuwało wiele bardzo niezdrowych myśli i spekulacji do głowy Sama. Przeszło mu nawet przez myśl, że M. specjalnie i tylko dla własnych korzyści zadomowił się w jego ciele i chce tylko przejąć władzę… jednak po dłuższym zastanowieniu i ponownej analizie sytuacji doszedł do wniosku, że była to raczej zsyłka i kara, bo cóż mógł zrobić z życiem swego nosiciela skoro było ono nieprzeciętnie zwyczajne? Mogło być to także coś jeszcze… ucieczka… tylko, przed kim lub, przed czym? No i kim lub czym był tak naprawdę Muriel? Pytania bez odpowiedzi kotłowały się w nim i plątały niczym kiepskiej jakości włóczka rozciągana i motana przez kota. Jednego był pewien: musi ukończyć obecne zadanie i uważać, cholernie uważać na wszystko i wszystkich…

Trakt był ubity i przejezdny, nie mniej był zarośnięty z każdej strony i gdyby tylko ktoś chciał… wolał nie myśleć o tym, ale dla pewności wyciskał z konia podkowy w szaleńczym galopie. Kilkakrotnie wydawało mu się, iż ktoś go obserwuje(pewnie nie pierwszy i nie ostatni raz), kilkakrotnie coś naprawdę dużego i włochatego wyskoczyło z krzaków zaraz za nim szczerząc swe kły, ale Sam gnał dalej, dzięki bogom gnał. Trakt się zwężał w okolicy strumienia aż przeszedł w wąską ścieżkę, na której końcu było widoczne wejście do jaskini, która wedle mapy prowadziła krótszą drogą do Mamel. Jakaś cząstka Młodzika widząc ją – jej wejście i niemożliwą do przebicia mroczną pustkę w środku – zachciała uciec, jednak wola była silniejsza, dużo silniejsza od czasu gdy wyruszył na tę wyprawę. Dzięki jaskini miał zaoszczędzić około dwóch dni drogi… rozejrzał się uważnie dookoła zwracając uwagę nawet na najmniejsze szczegóły i upewniwszy się, że wszystko jest w porządku(jak na jego oko), wszedł do środka konia pozostawiając samopas przed wejściem.

Jaskinia była wąska z początku by zaraz później przejść w ogromną pieczarę z wyjściem naprzeciwległym krańcu. Płomień z jego prowizorycznej pochodni (dzięki bogom dał się namówić na ten droższy łój ze starego kozła, który miał się palić o wiele dłużej – i tak było!) tańczył po nieregularnych ścianach i wyłomach. Jeszcze raz rozejrzał się uważnie… w końcu wiele czytał o potwornościach żyjących w takich miejscach jak to i o tym jak łatwo zabijają nieświadomych tego „odkrywców”. Wszystko wydawało się bezpieczne, wszedł, więc mierząc każdy krok, oceniając każdy kamień. Był uważny i skupiony jednak nie mógł przejść obojętnie obok niezliczonych rzeźb skalnych wykonanych przez samą naturę tworzących niebywałe kształty i kolory… wszedł dalej i oniemiał, gdy zobaczył małe, świecące na zielono i niebiesko, grzybki dające nie mniej światła niż jego pochodnia z gałęzi i tłuszczu. Przystanął by się przyjrzeć – mogła być to najpiękniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek zobaczy. Nie mógł się oprzeć i zerwał kilka do sakwy, nawet zerwane nie przestawały świecić…

Wszedł w partie wysokich i ponownie wąskich korytarzy. Samuel był niespokojny, spadające z powały krople roztrzaskiwały się na posadzce dając odgłos kroków, co dawało tysiące kroków w każdej minucie i z każdej strony, każdy z nich mógł być krokiem zabójcy…

Szedł dalej, za kilka godzin gdy wyjdzie z jaskini będzie prawie w samym Mamel, u Kravowa, zadanie będzie wykonane…
 
Mono jest offline  
Stary 15-11-2009, 16:12   #47
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Staruszek zniknął tak szybko, że Ragath nie zdążył nawet się odezwać. Ściskając w dłoni maleńki flakonik z maścią zastanawiał się jak taki jegomość może tak szybko zwiać. Wreszcie, gdy doszedł do wniosku, że nie zdziwiłoby go, gdyby dziadek zapadł się pod ziemię, dał sobie spokój z rozmyślaniami na jego temat. Zresztą Gorginth zdawał się coś chcieć, ponieważ usilnie klepał go w ramię.

- Czego?! - spytał Ragath.

Potężny tylko wskazał palcem. Kilku jeźdźców odłączyło się od walczącego oddziału i z rannymi próbowała czmychnąć z pola bitwy. Oczywistym wydawało się, że próbują ocalić swoich towarzyszy, ale chyba najbardziej odczują to ci wciąż walczący, których liczba malała z każdą chwilą.

Ragath nie cierpiał sytuacji, w której ma tylko jedno rozwiązanie, ale na prawdę nienawidził momentów w swoim życiu, gdy miał mnóstwo wyborów. Oto jedna z tych chwil nadeszła. Wraz z Gorginthem mogli napaść na wycofujących się, by odebrać im broń, żywność i inne przydatne przedmioty, ale nie było pewności czy oni je mieli. Mogli większość już zużyć i teraz wracać do fortu, albo nawet miasta po nowe zapasy.

Drugim rozwiązaniem mogło być śledzenie żołnierzy, by odkryć lokalizację ich obozu, a potem wykradnięcie potrzebnych rzeczy, albo podszycie się pod uchodźców, by je zdobyć. W tym drugim przypadku problemem był ich nietutejszy wygląd, niewspominając o barierze językowej. A jeżeli mowa o kradzieży, to obaj nadawali się bardziej do napadów niż wykradania skarbów ze strzeżonych miejsc.

Wreszcie trzecią ewentualnością było szlachetne stawienie czoła niebezpieczeństwu i ruszenie z głośnym okrzykiem na smoka. Może po walce tubylcy wzięliby ich za przyjaznych ludzi i udzielili pomocy, a kto wie może nawet przyjęli do swoich szeregów. Tym bardziej, że u Kreuzenferga nie mieli czego szukać, a bycie neutralnym w obcym kraju chyba nie jest zbyt mądre. Zresztą ktoś musiał im wskazać drogę do opuszczenia tego przeklętego kontynentu i powrotu do domu, gdzie zemsta księcia już ich nie dotknie. A przynajmniej nie tak szybko, gdyż po pierwsze nie będzie sie spodziewał, że wrócili na własną rękę, a po drugie na razie przebywa w Zhieloskoju i przez jakiś czas ta sytuacja się nie zmieni.

- Walczyłeś kiedyś z takim gadem? - spytał Ragath wpatrując się w olbrzymie stworzenie ziejące ogniem.

- Żartujesz? Jestem Gorginth Potężny, pogromca smoków...

- Dobra, dobra. Nie prosiłem o zachwalanie swoich umiejętności. Jak najłatwiej załatwić taką bestię?

- Jej wrażliwym punktem są oczy.

Najemnik spojrzał w ogromne, żółte oczyska stwora.

- Aha... - skwitował. Zupełnie nie miał ochoty zrobić tego, co zamierzał. Chyba po raz pierwszy w życiu poczuł ochotę na czmychnięcie z podkulonym ogonem. Z drugiej strony perspektywa śmierci i zakończenia tego cyrku nie była aż taka zła. Więc co mu szkodzi?

- A więc na potwora! - krzyknął i ruszył z kopyta z mieczem w dłoni. Nie oglądał się na towarzysza, czy ten zrobił to samo. Początkowo pędził prosto na wycofującą się grupkę. Ludzie w niej nieco przerażeni, że ktoś ich atakuje rozpierzchli się, ale tajemniczy przybysz tylko ich ominął i popędził w stronę walczących...
 
Col Frost jest offline  
Stary 22-11-2009, 01:02   #48
 
Terrapodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
Samuel

Coś było hipnotyzującego w kroplach skapujących z sufitu. Co raz bardziej wzbudzały Twoje pokłady paranoi. Lecz miało to dobre strony. Kiedy znalazłeś się w tunelu częściowo wypełnionym wodą, byłeś już pewien, że ktoś cię śledzi. Świadomość postawiona w stan gotowości, nakazywała męczącą czujność, która dość bardzo przeszkadzała ci w delektowaniu się wnętrzem - skądinąd - ładnej jaskini.
Pokonałeś korytarz wypełniony wodą, chociaż nie obyło się bez zmoczenia ubrania. Dalej droga była prostsza. Mimo to zmęczenie powoli zdobywało władzę nad Twoim ciałem. Nagle przystanąłeś. Nie można jednak powiedzieć, że odbyło się to świadomie. Po prostu nogi jakby zastygły. Muriel czegoś chciał.
- Skieruj wzrok na ścianę. Chcę coś zobaczyć - powiedział rozkazującym tonem.
Rzeczywiście - znajdowały się tam napisy w nieznanym ci alfabecie. Zapewne to miejscowi, ale raczej tekst był znacznie starszy. Muriel westchnął, ale czułeś wewnętrzne zainteresowanie znaleziskiem.


Stuknięcie. Ktoś stał w miejscu z którego przyszedłeś. Ciemna sylwetka zlewała się z tłem, a sam prześladowca wyglądał jakby to rósł to malał. Stał przez chwilę w milczeniu. Następnie ruszył szybko. Nagle przystanął, zawrócił i uciekł.
- Zostań w miejscu! Nie stawiaj oporu!
Słowa wypowiedziane ostro w łamanym cesarskim. Należały do jednego z czterech żołnierzy zhieloskojskich, którzy właśnie wykorzystali twoją nieuwagę. Z wymierzonymi mieczami, gotowi do zadania ciosu. Szybki chwyt i wykręcenie rąk. Pochodnia upadła na podłoże. Poczułeś chrzęst w stawach. Widocznie strażnicy nie mieli ochoty czekać na oficjalne poddanie się. Tylko skąd wiedzieli w jakim języku porozumieć się? Nie odpowiedzieli. Dłonie zakuto w kajdany, które dodatkowo połączono z obrożą wokół szyi.
- Jesteś oskarżony o dywersję i pomoc wrogom króla. Zabieramy cię do więzienia w Mamel, gdzie będziesz oczekiwał na rozprawę.


Ragath


Coraz bliżej bestii. Zacząłeś już omijać zwłoki rycerzy i końskie truchła. W uszach rządziły krzyki, a także strzały z broni palnej. Jednak smok, choć już ociekający posoką, walczył wytrwale, likwidując ogniem lub łapami pobliskich wojowników.
Nie był duży, chociaż i tak większy od jeźdźców. Niektórzy mówili o smokach ogromnych niczym góry. Ten natomiast nie pasował do tego wyobrażenia. Więcej było zalet takiej budowy. Smok był szybszy, a jego ciosy niczym uderzenia pioruna.

Kiedy już zbliżałeś się do potwora, on odwrócił swój wzrok w twoim kierunku. Żółte ślepia były w zasięgu miecza. Gdyby tylko dosięgnąć... Jednak koń stanął nagle dęba. Wypadłeś z siodła, mocno uderzając o ziemię. Nad tobą przeleciał słup ognia, który praktycznie spopielił rumaka. Kwiczące zwierze padło tuż obok. Smok ruszył w twoim kierunku. Zhieloskojscy jeźdźcy okrążali go, lecz nie atakowali. Ciebie chroniło jedynie końskie truchło. Tuż obok pojawił się Gorginth. Zsiadł z konia i przyklęknął przy tobie.

- Zaraz pewnie uderzy ogniem, więc szykuj się do skoku - mówił raptownie. - Potem ty pobiegniesz od...

Jego słowa przerwał bojowy okrzyk. Jeden z wojowników rzucił się wprost na smoka, przebijając pysk włócznią o dość nietypowym grocie. Bestia ryknęła, uderzając atakującego łapą. W jednej chwili człowiek zamienił się w kupę pokrwawionych wnętrzności, które pokryły obficie drogę. Natomiast smok rzucał głową na boki i widać było ogromny ból jakiego doświadcza. Pod lewym okiem widniała szeroka rana.

Odbiło się to na reszcie. Bestia wpadła w jeszcze większą wściekłość, masakrując pobliskich ludzi. Plusem był fakt, że na razie o tobie zapomniała.

Gdzieś z tyłu doszło was wołanie. Jeden z wojowników machał w waszym kierunku. On i kilku towarzyszy, zrobiło swoistą zaporę ze zwłok końskich i ludzkich. Kiedy wraz z Gorginthem uciekliście przed furią smoka, ten sam człowiek zaczął mówić do was bardzo szybko. Nie zrozumieliście z tego nic, gdyż był to jego język ojczysty. On również to pojął. Początkowo zrobił duże oczy, ale na migi jął tłumaczyć swój pomysł.

W tym czasie smok wzleciał w górę, a potem wylądował na polanie kawałek dalej. Tam próbował pozbyć się włóczni sterczącej z pyska. To trochę pomieszało wam szyki, gdyż w tak pustym polu widać byłoby grupę atakujących. Zhieloskojski żołnierz zaczął tłumaczyć coś swoim towarzyszom, a wam palcami pokazywał, że macie się podzielić na dwuosobowe grupki i atakować rozproszeni. Potem wskazał na smoka, oraz swoje oczy, szyję i serce.
 
Terrapodian jest offline  
Stary 26-11-2009, 17:28   #49
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Ragath patrzył zdumiony na chuderlawych i często bardzo młodych żołnierzy zhieloskojskich. W jego stronach tacy ludzie byli co najwyżej złodziejaszkami uciekającymi w popłochu na sam widok prawdziwego wojownika. A tu grupka takich kmieci dzielnie stawia czoło smokowi. Co więcej, gdy mają szansę na ucieczkę, wolą ponownie uderzyć. Co za dziwaczny kraj, a może lepiej pasowałby zwrot: co za niezwykły kraj.

Obaj najemnicy odskoczyli w lewo, gdy pozostali przy życiu ruszyli w parach na bestię. Przez chwilę biegli w milczeniu, a potwór zdawał się ich nie dostrzegać, wciąż będąc zajętym włócznią tkwiącą w jego pysku. Ragath sięgnął lewą ręką po samopał, w prawej wciąż trzymając olbrzymi miecz. Gdy byli już w miarę blisko, smok odwrócił łeb w ich stronę. Podchody przestały mieć jakikolwiek sens i z gardeł walczących wydobył się głośny krzyk.

Potwór zareagował natychmiast wypuszczając z pyska kolejny strumień ognia. Dwójka żołnierzy padła spopielona na ziemię. Prawdopodobnie nawet nie poczuli jak umierają. Ragath o tym nie myślał. Przed walką zastanawiał się czy lepiej będzie przetrwać, czy zginąć w boju, ale teraz ważnym stało się tylko dorwanie tego gada. Przynajmniej dopieczenie mu do żywego, jeśli nie zabicie.

Wojownicy rozproszyli się z zamiarem otoczenia bestii, ale ta nie zamierzała im na to zbyt łatwo pozwolić. Machała swoim ogonem, oraz łapami, a co jakiś czas buchał kolejny śmiercionośny płomień. Gdy smok nachylił łeb, by po raz kolejny porazić wrogów ogniem, najemnik podbiegając kawałek, wypalił z samopału prosto w ogromne, żółte oko. Nie trafił czysto, ale bestia musiała to odczuć, gdyż odchyliła się do tył, rozpostarła skrzydła i głośno ryknęła. Był to przeraźliwy ryk, jakiego Ragath nigdy już miał nie usłyszeć. Dosłownie mroził krew w żyłach i paraliżował wszystkie nerwy. Brzmiał jak gniew wszystkich bogów i przeszywał człowieka od stóp do czubka głowy. Niemal wszyscy stanęli jak wryci, poza Gorginthem, dla którego musiała to być nie pierwszyzna.

Smok zamknął w końcu paszczę i spojrzał w dół wprost na zabijakę. Jedno oko miał przymrużone, ale drugie wystarczało mu by dojrzeć tego, którego wybrał na kolejny cel. Podniósł, groźnie wyglądający ogon, i opuścił z całą wrodzoną siłą. Ragath stał jak oniemiały i zostałby niechybnie zmiażdżony, gdyby nie Potężny, które w ostatniej chwili odepchnął go na bok. Ogon uderzył tylko w ziemię, która aż się zatrzęsła pod wpływem olbrzymiej energii.

- Już drugi raz ratuję ci tyłek! - krzyknął Gorginth. - Może byś sie kiedyś odwdzięczył?!

- Proszę bardzo! - odkrzyknął zabijaka, zdający się „powracać do życia”, i wyciągając drugi pistolet, wypalił w górę.

Bestia właśnie nachylała się ku obu z rozwartymi szczękami, najprawdopodobniej po to by ich pożreć, ale gdy poczuła ból na podniebieniu i smak krwi, odchyliła łeb. Najemnicy wykorzystali ten fakt, by podnieść się z ziemi.

Ragath rozejrzał się wokoło. Przy przepołowionych zwłokach żołnierza dostrzegł, leżącą w trawie, włócznię. Podniósł ją szybko i bez dłuższego celowania, licząc na łut szczęścia, rzucił ją w głowę gada. Szczęście go nie opuszczało, ale jak można ubić takiego stwora bez takiego sojusznika? Oszczep utkwił w prawej źrenicy, tej samej, która ucierpiała wcześniej w wyniku strzału z samopału. Jednak smok wciąż miał drugie oko.
 
Col Frost jest offline  
Stary 30-11-2009, 22:36   #50
 
Mono's Avatar
 
Reputacja: 1 Mono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwu
Sytuacja wyglądała rzeczywiście patowo. Przeciwnicy mieli przewagę liczebną i wymierzoną w niego broń, kilkoma szybkimi ruchami Młodziak został obezwładniony i zakuty. Miał do czynienia z zawodowcami. Czwórka zbrojnych cały czas niespokojnie się rozglądała i wymieniała nerwowo uwagi w swoim ojczystym języku. Starał się z nimi porozumieć, jednak jedyne czego od nich uświadczył to kolejne popchnięcia i kopniaki. Postanowił na razie być bierny (bo i co innego mu pozostało?), by chociaż zaoszczędzić sobie bólu i uśpić czujność straży, a gdy będzie okazja spróbować swych sił w ucieczce. Doskonale pamiętał, że jaskinia ma rozwidlenie i to tam właśnie mógłby próbować szczęścia. Jedna część rozstajów biegła wprost do wyjścia, gdzie spodziewał się reszty „kolegów” obstawy, która właśnie go szarpała, prawa zaś odnoga po około 150 metrach, kilku łamańcach i zakrętach kończyła się małą komnatką skalną – to właśnie tam miał zamiar się udać i w razie czego bronić...

Przed i za Samuelem szło dwóch zbrojnych tworząc zwarty kordon. Zaczęli już opuszczać najbardziej podmokłą część jaskini i kapanie wody zaczęło ustępować. Żwir chrzęścił pod ich butami.

- Czujesz się na siłach, by w razie czego przejąć kontrolę nad ciałem i oswobodzić nas z tego żelastwa? – szept Bystrego był prawie niesłyszalny, ale odbiorca słyszał go na pewno.
- Myślę, że tak, ale nie wiem czy to do końca dobry pomysł, te kajdany są dość ciasne i będzie się trzeba trochę uszkodzić, nie wiem czy damy radę się potem obronić – głos w jego głowie był wyraźnie podekscytowany – w końcu coś się działo.
- Damy ra...Sam nie zdążył odpowiedzieć, dostał głowicą miecza tak, że aż mu pociemniało w oczach. Krew powoli spływała po jego skroni.
- Ciszaj, nie odzywaj się i idź. – Głos i ton strażnika jasno dawały do zrozumienia, że nie lubi się powtarzać. Młodzik nie zamierzał sprawdzać więcej jego cierpliwości.

Bystry parokrotnie słyszał dziwne pomruki przypominające zawodzenie jakiegoś upiora. Nie robiło to na nim żadnego wrażenia. Już jako dzieciak był rozgarnięty i nauczył się podchodzić z rezerwą do wielu zjawisk i przedmiotów. Wiedział, że to co słyszał w muszli to nie morze... tylko szum odbity od jej ścianek... teraz było podobnie, był przekonany, że to wiatr w szczelinach i rozpadlinach jaskini. Zbrojni słysząc to za każdym razem zaczynali szybciej iść... została już tylko jedna pochodnia, byli widocznie zatrwożeni...

Przeszli przez zwężenie i załamanie skalne, za którym miał być punkt „zero” planu Samuela. Korytarz w tym miejscu rozszerzał się wystarczająco by wykonać jakiś ruch. Niespodziewanie zgasła ostatnia pochodnia i nastała ciemność...

Straż zbiła się ciasno wokół Sama i nie przestawała iść na przód. Oczy przyzwyczajone do migotliwego blasku ognia oślepły, jak wtedy, gdy w słoneczny dzień wchodzi się do zacienionego pomieszczenia, tyle że teraz przyzwyczajanie wzroku trwało dłużej...

Słychać było jakiś szelest... jakby odgłos ocierania się siaty stalowej kolczugi o skałę lub piłowanie pilnikiem miękkiego grodźca strzały, który po chwili ucichł, a zastąpił go daleki dźwięk drobinek piasku upadających na ziemię. Szmer zaczynał się z wolna do nich zbliżać, gdy znalazł się tuż obok jeden ze strażników zaczął miotać mieczem na oślep (a przynajmniej tak sugerowały odgłosy uderzeń miecza o skałę oraz intensywnej szamotaniny), by po chwili wrócić z głośnym nawoływaniem do grupy. Zbrojni wymienili kilka cichych i bardzo niespokojnych zdań i zbili się jeszcze ciaśniej. Sam poczuł jak drobinki opadają bezszelestnie na jego włosy i kark, natychmiast spojrzał w górę...



Znieruchomiał. Błyszczące punkty wydawały się świecić, w rzeczywistości jednak odbijały nikłe światło, które biło poświatą zza załomu korytarza zmierzającego do wyjścia. Powoli zaczęła się wyłaniać sylwetka jaszczurzej szkarady. Stwór jednak nie zajął się bezradnym i skrępowanym więźniem, a jednym ze strażników. Skoczył na nieświadomego człeka z powały i powalił go na ziemię. Wgryzł się głęboko w jego twarz, chrzęst łamanych kości czaszki przypominał miażdżenie orzechów włoskich w dziadku do orzechów. Jedyne, co mógł (i jedyne co zdążył) zrobić atakowany to jęknąć i zemrzeć...

Wojacy targnęli na stwora z całą zawziętością i siłą, istota zdążyła jednak odskoczyć na ścianę i z świdrującym w uszy zgrzytem (piłowania miękkiego metalu) przyjęła pozycję do ataku. Jeden z wojaków krzyknął coś do reszty i odwrócił się by dopilnować więźnia… którego już nie było…

Sam właśnie brnął prawym korytarzem, który wcale nie wyglądał tak jak się tego spodziewał…



W zagłębieniu tunelu, w którym się właśnie znajdował, jaśniało kilka świec czarnych świec o szkarłatnym płomieniu, które okalały jakąś masę. Krwiste cienie tańczyły na ścianach. Bystrzak podszedł bliżej i gdy zobaczył czym „to” jest odruchowo cofnął się o krok. Tam był nagi człowiek! Sprawiał wrażenie starego i pomarszczonego. Wyglądał jakby był martwy od bardzo dawna. Robiło się coraz „ciekawiej”…

Gdy Sam się zbliżył postać powoli podniosła rękę wskazując kierunek – w głąb korytarza…



- eeeeeee dzięki

Młodzik przeszedł obok niego starając się ominąć go szerokim (o ile to możliwe w skalnym korytarzu) łukiem, gdy tylko minął postać ta rozsypała się w proch, który zaczął wędrować niczym woda szukająca ujścia.


Bardzo nie chciał iść w tamtą stronę, wiedział, że nie czeka go tam nic dobrego, ale jedyną alternatywą byli zbrojni i/lub potwór, którzy czekali na niego w tunelu głównym. Poza tym był ciekawy co czeka go na końcu przejścia, w komnacie, która właśnie zaczynała się mu ukazywać…



Jednak jaskinia nie kończyła się tak jak pokazywała mapa…
 
Mono jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172