Wątek: Cena Życia
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-11-2009, 18:55   #49
Widz
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Jebać system. Tak jest, jebać pierdolony system. I na kiego chuja kupował te komórki? Żeby pograć w zjebane gierki na małym ekraniku, każda po $3.99? Cisnął aparatem na podłogę wozu, wściekle klnąc na dokładkę. Do dupy. Jeden sygnał połączenia, ale i tak nic z tego. Nie żyli, nie słyszeli, właśnie pakowali kolejne kulki w paskudne łby zmutowanych człowieczków. Cudownie, kurwa cudownie! Chciało mu się wyć ze złości, ale nawet pedału gazu nie mógł do końca wcisnąć. Bo co? Bo mgła! Uwielbiał stan Waszyngton, proste jak drut, że uwielbiał. Jak nie deszcz to mgła, jak nie mgła to śnieg, jak nie śnieg to na pewno i tak coś by się znalazło. Chociażby mutanci, bo czemu nie? Rodem z filmów z superbohaterami, gdzie jeden gościu wystrzeliwał setki tego, ratując piękną, młodą i chętną kobietę. Chociaż tu się Thomson mało nie roześmiał, na tylnym siedzeniu miał piękną kobietę. Może nie super młodą i wątpił, że chętną, ale chociaż spełniała ten jeden warunek. Zajebiście. Pytanie kto z nich był głównym bohaterem, bo w tych superprodukcjach poboczni byli zjadani.

Nie odzywał się znowu, bo i po co. Nie miał najmniejszej ochoty otwierać japy i gadać o tym co się działo. Każdy widział, każdy wiedział. A o niczym innym rozmawiać się nie dało, przynajmniej on by nie mógł, bo we łbie miał konkretne myśli. Wszystko śmierdziało. Ta sprawa ze szczepionką tak samo mocno jak cały wirus. Pierwsza budka z opłacanym przez korporację strażnikiem. Tylko bez strażnika. Pobiegł idiota patrzeć co się dzieje? Pyknął mu ktoś kulkę? Czy może gościu miał rozum i spieprzył? Ciekawe pytania, niemal egzystencjonalne. Chyba zaczynało mu odpierdalać. David zaklął jeszcze raz i wysiadł, podnosząc szlaban samemu. Przynajmniej nie musieli nikomu walić prosto w łeb. Jeszcze.

Potem były bramy, siatka i budynki. Parking i to pełny, oraz oczywiście "drobne" niedogodności. Nie dało się nic konkretnego przez tę mgłę dojrzeć, a psy zagłuszały swoim jazgotem wszystko inne. Albo prawie, odezwał się jakiś bobek z drugiej budki. Pewnie nie zdążył spieprzyć zanim wypuścili swoje wściekłe pieski. Zarażone? Jeśli tak to wolał, by go nie ugryzły. Zanim coś powiedział, odezwała się laska z drugiego wozu.
- Skoro ten facet w budce strażnika, wydziera się przez megafon na całe gardło, oznajmiając wszem i wobec o naszej obecności, kilka strzałów nic już i tak nie zmieni. Zabijcie te ścierwa!
Thomson wzruszył ramionami. Trochę szkoda było amunicji, ale za to chociaż będzie pewne, że już nie wstaną. Jakby je rozjechać, to któreś bydle mogłoby przeżyć i weź potem ganiaj je w tej mgle. Detektyw spojrzał na swój pistolet maszynowy i zawiesił go na ramieniu. Szybkim ruchem rozbroił reportera prostą dźwignią, kiwając by się odsunął.
-Nie drgaj tak. To ma większy kaliber, a zdaje się, że lepiej strzelam. Odsuń się, po to gówno zachlapie wszystko.

Odbezpieczył, wycelował i z metra posłał pierwszemu psu chmurkę ołowiu i ognia. Bryznęło, ochlapując wszystko szczątkami mózgu. Tamten gościu z budki też chyba walił, chociaż ledwo było słychać jego małą pukawkę. Gdyby nic nie powiedział, to Thomson by mu po prostu łeb odstrzelił, przecież ten idiota walił prawie w nich i to z ręcznego pistoletu! Czując podwójne zagrożenie, szybko przeładowywał i rozwalał kolejne psy. Aż ostatni z nich padł martwy na ziemię. Wreszcie ucichło, zdążyły rozboleć go bębenki. Zerwał łańcuch i wrócił do samochodu, po drodze wycierając twarz z resztek krwi. Kurtką zatroszczy się później.
Wjechali do środka, a detektyw nie zatrzymał Land Rovera tuż przy domniemanym strażniku. Nieopodal leżał trup kolesia w garniturze.
-Najwyraźniej nie tylko pani chcieli się pozbyć, panno Boven. Co wyście tu kurwa narobili?
Podjechał jeszcze kilkanaście metrów i dopiero się zatrzymał, przy jednym z budynków. Wysiadł, dla bezpieczeństwa trzymając dłonie blisko H&K. Nie miał zadowolonej miny, gdy się odezwał do tego palanta, co walił do psów z trzydziestu metrów.
-Pojebało cię? Z trzydziestu metrów z takiej zabawki?! Gdzie cię strzelać uczyli, niech mnie szlag! Cud, żeś nas nie pozabijał. To nie jest dobry dzień.
Wyciągnął papierosa i zapalił. Deszcz wciąż zmywał z niego szczątki psów.
-Jestem detektyw David Thomson. Żyje tam ktoś w środku?
Wskazał kciukiem za siebie, na budynek. A gdy kobieta wyszła z samochodu, kiwnął na strażnika.
-Znasz go, Mario? Można mu zaufać? Bo tu najwyraźniej niezła czystka była.
 
Widz jest offline