Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-11-2009, 18:37   #45
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Najgorszy w koszmarach nie jest strach, który nas dręczy gdy śnimy. Groszy od niego jest ten, który odczuwamy tuż po przebudzeniu. Gdy nie ma się jeszcze pewności, czy to już jawa czy tylko kolejny sen.
Władysław miał w swoim życiu nie jedną koszmarną noc. Wiele nocy nie spał, bo bał się że gdy tylko zamknie oczy strach złapie go za gardło i zacznie dusić. Wtedy pomagała wódka. Ta przyjaciółka, która zawsze była gotowa mu pomóc. Nie zadawała zbędnych pytań, nie żądała wyjaśnień. Po prostu była i oferowała pomocną dłoń. Pomagała zapomnieć. Jednak tylko na chwilę.
Tylko chwilę.
Władysław nigdy nie wiedział jak długo potrwa ta chwila błogiego zapomnienia. I gdy się budził nie wiedział czy to wódka go zdradziła, czy może jego sumienie jest tak silne, że nie sposób było go zapić. Wtedy nadchodziły koszmary, a po nich okrutne przebudzenia.
Takie jak teraz. I choć ten sen, był inny niż wszystkie dotychczas to przebudzenie było równie straszne jak zawsze.
Władysław otworzył oczy i zalał go oślepiający. Dodatkowo szum telewizora zaatakował uszy. Drażniący świst nie ustawał. Nie bolała go głowa tylko cały mózg, który pulsował w nieodgadnionym rytmie kanału zero. Każdy ruch powodował potworny ból. Wtem nagle mężczyzna przypomniał sobie, że nie był tam sam. Ta dziewczynka, która wyglądała jak jego córka i młody mężczyzna.
- O Boże, nie – zaszlochał. Łzy momentalnie pociekły mu po policzkach. – Gdzie oni są… - kolejne szlochy wstrząsnęły jego ciałem.
Zalała go fala wspomnień. Przypomniał sobie wszystko, każdy najdrobniejszy szczegół. Był przerażony. Czymkolwiek był ten"sen" Władysław nie chciał do niego wracać. Nie zależało to jednak od niego, jak prawie nic w tym życiu. Mózg fundował mu kolejne migawki wspomnień.
Potworny chłód. Szpitalne ubrania. To ohydne, ciągnące się w nieskończoność osiedle. Pył opadający z sufitu. Szum telewizora i... umęczone ciało księdza Antoni.
Władysław wstał, ale prawie natychmiast się przewrócił. Przed chwilą się obudził, a czuł się jakby całą noc biegał po... tym ohydnym opuszczonym osiedlu.
- To niemożliwe - wrzeszczały jego myśli - Czy ja zwariowałem? Boże! To wszystko przez tą pieprzoną wódę.
Ktoś go podniósł. Ujrzał nad sobą twarz młodego mężczyzny o długich czarnych włosach. Złapał on Władysława i posadził z powrotem na wersalce.
Był tak zdziwiony, że nie wiedział co powiedzieć. Dopiero po chwili spytał:
- Gdzie ksiądz Antoni? Muszę go zobaczyć.
- Ksiądz Antoni jest w szpitalu - padła odpowiedź.
- To niemożliwe. Ja muszę go zobaczyć. Pomóż mi, proszę. Ja muszę go zobaczyć, teraz.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline