Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-11-2009, 22:26   #125
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Phaere, oględziny zarówno kamieni jak i strażnicy niewiele dały. W tej drugiej nie było nic godnego uwagi, kamyki zaś - choć identyczne w fakturze (a raczej jej braku) - nie nosiły znamion magiczności. Nużona usiadłaś na ofiarowanej Ci przez Selenę derce i w bladych promieniach padających przez dziurawe ściany zaczęłaś przeglądać księgę. Bez porządnego odpoczynku nie zapamiętasz co prawda nowych czarów, jednak udało Ci się przypomnieć sobie kilka niewykorzystanych wcześniej. Z westchnieniem zamknęłaś oczy pogrążając się w drzemce, z której wyrwały Cię wesołe zaczepki lilenda.

Latien, znudzony strzeżeniem Phaere przed nie wiadomo czym wsunąłeś się do strażnicy. Zakładając, że przyjaciółka zabawi chwilę w świątyni miałeś w perspektywie co najmniej godzinę w towarzystwie złośliwej drowki. Może była to okazja dana przez Matkę na zadzierzgnięcie więzi z przyszłym sojusznikiem?


Nathiel, zniechęcony i zdezorientowany ruszyłeś w stronę Waszego dawnego obozowiska. Kapłan powiedział, że ruszy do kopalni - tyle, że te góry były jedną wielką kopalnią! Najsensowniejszy wydał Ci się powrót do pierwszej strażnicy i ruszenie tropem tamtej kompanii - zważywszy na rozmiary śladów Xera nie powinno stanowić to problemu. Po jakimś czasie usłyszałeś tętent kopyt. Przez ułamek sekundy zdało Ci się, że to Fosth'ka ruszyła za Tobą byś nie został sam... lecz gdy wyhamowała wierzchowca spojrzałeś w oczy tei'ner.
- Jadę sprawdzić świątynię. Jeśli chcesz, możesz do mnie dołączyć. Potem wrócę do pozostałych i... zobaczymy. Powodzenia - rzuciła w Twoją stronę i słysząc odmowę pogalopowała dalej.


Anzelm, Liliel, wraz z zaczątkiem Waszej armii ruszyliście w stronę świątyni. Oboje niepewni co tam znajdziecie, oboje poirytowani wzajemnym towarzystwem i zachowaniem. Harpia śmierdziała kołysząc się śmiesznie na swoich krzywych nogach, demonowi głośno burczało w brzuchu, szkielety klekotały i podzwaniały nowym rynsztunkiem. Spacer przez szumiące trawy nie sprawiał Wam przyjemności, a dzięki wizycie harpii mieliście wrażenie, że z dalekiej wieży śledzą Was chciwe oczy licza. Choć... gdyby przejmował się Waszą obecnością przysłałby przecież kogoś silniejszego... prawda?

Zbliżając się do świątyni zauważyliście ciemną, znajomą sylwetkę nadchodzącą od południa. Przed drzwiami świątyni zaś pasł się spokojnie koń Fosht'ki.




Seleno
, bez przeszkód dotarłaś do świątyni i przeszłaś przez barierę. Poluzowałaś wierzchowcowi popręg, po czym pewnym krokiem weszłaś do środka. Zarówno bariera jak i sam budynek były nienaruszone, nie miałaś więc powodów by obawiać się tu czegokolwiek. Mimo to widok wnętrza sprawił, że stanęłaś jak wryta.
- O jaaa... - wyszeptał kruk i zastygł z otwartym dziobem. Odkąd wyznałaś reszcie swoją prawdziwą tożsamość Calcifer milczał uparcie, wpatrując się tępo w przestrzeń. Uziemiony przez ranne skrzydło nie mógł odlecieć, milczeniem więc bojkotował zarówno towarzystwo Twoje, jak i innych.

Przed Tobą rozciągał się las. Może nie las, ale pierwsze wrażenie było właśnie takie. Wewnątrz budynek był olbrzymi - o wiele większy w porównaniu ze świątynią w Rangaard, większy niż można się było spodziewać po zewnętrznej strukturze. Przed Tobą ciągnęła się szeroka, kamienista droga, a po obu jej stronach rosły majestatyczne vallen, szumiące cicho w powiewach nieistniejącego wiatru. Ich rozłożyste konary wspinały się wysoko, by pod sufitem złączyć się w zielony baldachim, przez który przeświecały ciepłe promienie słońca... jak gdyby dach był ze szkła. W ich grubych, potężnych pniach spały hamadriady; wyraźnie widziałaś ich smukłe, giętkie ciała ubrane w tradycyjne kapłańskie szaty. Spały w vallen przez wieki: wierne, spokojne, zjednoczone przez upływający czas na zawsze ze swoimi ukochanymi drzewami. Zdrewniałe.

Powoli, niemal z namaszczeniem ruszyłaś przed siebie. Twoje kroki ginęły w ciszy. Nie słyszałaś ni skrzypienia podeszw, ni chrzęstu zbroi czy szelestu ubrania. Tylko nieobecny wiatr poruszał liśćmi drzew. Dopiero po chwili dotarło do Ciebie, że wokół panuje martwa wręcz cisza. I nie tylko cisza. Na ziemi nie leżały zeschnięte liście czy suche gałązki. Trawa i mech nie zarosły przez wieki traktu. Nic nie umierało, ale też nic nie kiełkowało, nie rosło, nie kwitło... Ta cudowna, olbrzyma aleja pogrążona była w idealnym niebycie... lub w wiecznej stagnacji. Szłaś i szłaś mijając kolejne vallen, kolejne śpiące (lub martwe) kapłanki i kapłanów, wiecznych strażników. Dopiero po dłuższym czasie usłyszałaś coś innego niż jednostajny szelest liści - szum wody. Z nadzieją przyśpieszyłaś kroku - nienaturalna cisza i spokój przyprawiały Cię o dreszcze. Mimo, że był to dom Twojej ukochanej Pani, to miejsce uświadomiło Ci, że Zivilyn jest również matką bliźniaczej siostry życia - śmierci.

Ta myśl uderzyła Cię tak nagle, że zamarłaś wpół ruchu. Zivilyn była Matką, Panią Wszystkiego Co Żywe, Nosicielką Życia... Ale każde życie miało swój koniec - czy motyla, czy długowiecznego tei'ner. Śmierć to kres - powrót do Matki i nadzieja na kontynuację służby w zaświatach lub ponowne narodziny. Tyle Twoich pytań, wątpliwości: dlaczego Matka dopuściła do Wojny o Imil, dlaczego posłała tyle istnień na śmierć, dlaczego nie ingerowała... A dlaczegóż miałaby? Śmierć jest częścią życia, jego kontynuacją. Zmarli żyli dalej u jej boku - dla bogini nie ma różnicy... Dla niej to tylko naturalny, odwieczny krąg istnienia. Zivilyn - Pani Życia. Pani Śmierci... Oszołomiona uniosłaś głowę by spojrzeć przed siebie. Wielobarwna mgła na końcu drogi powoli układała się w ostre obrazy. A może to nie mgła przysłaniała Ci wzrok...? Zamrugałaś oczami wpatrując się w niesamowity widok przed Tobą, widok, który przynajmniej częściowo wyjaśniał nadnaturalny spokój panujący w tym miejscu. To nie była świątynia. To było mauzoleum.

Droga którą szłaś kończyła się niewielkimi schodami prowadzącymi na obszerną platformę w kształcie koła. Powoli wstąpiłaś na stopnie, wręcz bojąc się co zastaniesz na górze - a mimo to jakby wiedząc, oczekując, przewidując... Minęłaś najwyższy stopień i dopiero wtedy uniosłaś wzrok. Przed sobą ujrzałaś niewielkie jeziorko wykute w kamieniu. Wypływało z niego promieniście pięć strumieni, które z cichym pluskiem spadały wodospadem w dół i niknęły w ziemi. Z jeziorka unosiła się niewielka trąba powietrzna porywając krople wody i rozpylając je wokół, tworząc nad platformą świetlistą, tęczową kopułę. Wokół sadzawki, pomiędzy strumieniami płonęły niewielkie ogniska, choć nigdzie nie widziałaś paliwa. Jednak to nie żywioły, które zalewały podest wielobarwną mocą były tu najważniejsze. Ze ściśniętym sercem rozejrzałaś się wokół.

Najpierw zobaczyłaś tylko złote kryształy - wielkie jak gniazda lilendów Oczy Matki. Dopiero po chwili do Twojego umysłu dotarło to, co unosiło się ponad nimi, co tworzyły migoczące, zlewające się ze sobą żywioły.

Po Twojej lewej, zaraz obok siebie widzisz Kevlara - jego potężna sylwetka góruje nad Okiem, nawet mimo tego, że zuith siedzi ze skrzyżowanymi nogami. Od obojczyka przez całą klatkę piersiową ciągnie się szeroka, zabliźniona już rana, widoczna przez rozdartą zbroję.
Obok niego, nad kolejnym Okiem unosi się Milos, wręcz filigranowy w porównaniu ze swoim towarzyszem. Piękna shalarińska zbroja nosi ślady bluźnierczych czarów thana. Lewa ręka pokryta jest poparzoną skórą, przez którą prześwituje nowy, zdrowy naskórek.
Miejsce po Twojej prawej stronie zajmuje Tiles, ze swą nieodłączną włócznią. Zamiast prawego oka w jego twarzy zionie czarny otwór. Dilena, piękna lilend owinięta w niezliczone zwoje swojego ogona, ze spalonymi skrzydłami i pobliźnionym ciałem czuwa wiernie po prawicy swego drucha. A naprzeciw Ciebie, nad ostatnim Okiem... wiesz, że to był tylko sen, wizja, iluzja, lecz mimo to ból zalewa Ci serce, gdy patrzysz w spokojną, choć smutną twarz rosłego tei'ner - Uriela.

Oczy wszystkich zjaw są zamknięte, a ich piersi unoszą się w płytkim lecz regularnym oddechu.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 17-11-2009 o 08:13.
Sayane jest offline