Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-11-2009, 20:12   #12
Rhaina
 
Rhaina's Avatar
 
Reputacja: 1 Rhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumny
- Niezwykły to oręż, niezwykła historia – rzekła wolno Liselotte, patrząc na Konstantina. – Chciałabym jednak zwrócić uwagę na… zakończenie opowieści, jaką o jej poszukiwaniach moglibyśmy wysnuć. Owóż jeśli bohaterowie nasi znajdą Gwiezdną Włócznię, ludzie czekać będą nowych czynów, z jej pomocą uczynionych, może nawet szukać będą naszych bohaterów, pod ich sztandary się garnąc. Jeśli zaś Gwiezdnej Włóczni nie odnajdą, czy będzie to opowieść rozgrzewająca serca i umacniająca nadzieję? Pytanie to pod rozwagę wam stawiam, choć legendzie niczego ujmować nie chcę. Teraz jednak, jeśli pozwolicie, pożegnam się. Życzę dobrej nocy. – Wstała, skinęła głową bardom i zabrawszy z oparcia krzesła swą lutnię, wyszła.

Udało jej się nie zabłądzić w drodze do swego apartamentu. Przekroczyła drzwi i po raz kolejny zdumiała się miejscem, w którym przyszło jej mieszkać. Na intarsjowanym stoliku leżały już jej woskowe tabliczki, których używała, pisząc mową wiązaną, by nie marnować pergaminu i atramentu na skreślenia i poprawki. Najwyraźniej w międzyczasie służba rozpakowała jej rzeczy. W głębi stało wielkie dębowe łoże o rzeźbionych misternie słupkach, pod którego baldachimem mogłyby spać wygodnie trzy osoby, a w razie potrzeby pewnie i sześć. Na ścianach arrasy – po lewej od wejścia scena polowania w rozświetlonym złotem i zielenią bukowym lesie, po prawej bitwa o wioskę, położoną w zakolu rzeki. Walczące postacie niemal gubiły się wśród wspaniale oddanego pejzażu złotych i srebrnych pól pszenicy i żyta. Były to dzieła sztuki wspaniałe, lecz niepokojące. Trudno jej było oderwać od nich wzrok.
Wydobyła lutnię z futerału i rzuciła go w kąt, tak samo jak buty. Brodząc bosymi stopami w dywanie, podeszła do okna w wykuszu i otworzyła je na oścież, nie bacząc na wionący zeń chłód. Podciągnęła się i usiadła na szerokim parapecie. Jak niemal co wieczór, sprawdziła, czy wszystkie struny jej złocistogłosej Lorelei stroją. I, jak niemal co wieczór, zagrała melodię, która przez otwarte okno poniosła się z wiatrem w aksamitnie czarne niebo, ponad mroczny las.
Wszyscy dobrzy bogowie, zaklinam was w pokorze,
niech łaska będzie nad tym, którego w sercu noszę.
Cokolwiek ma się zdarzyć, cokolwiek los mu niesie,
oszczędźcie mu wszystkiego, co może jego serce
rozjątrzyć niby rana i zasiać w nim zwątpienie;
niech duszy, którą znałam, nie zdoła nic odmienić.
I brońcie go od rany, i strzeżcie od choroby,
ocalcie go od zdrady i wszelkiej złej przygody.
Usłyszcie mą modlitwę, zechciejcie jej wysłuchać –
niech żyje w zdrowiu, szczęściu przez lat dziesiątki długie.
W tym miejscu zamilkła. Zagrała kilka akordów i zaśpiewała ciszej:
A jeśli wola wasza, i mnie użyczcie łaski –
bym znowu go ujrzała, nim oczy me zagasną…

Tym razem zamilkła na dobre. Siedziała nieruchomo czas jakiś, zamyślona, wypatrując oczy w mrok. W końcu zsunęła się z parapetu, zamknęła okno i odłożyła lutnię na stół. Na poduszce znalazła nocną koszulę, jakiej nigdy w swym wędrownym życiu nie używała – bielutką jak śnieg i z obłędną ilością koronek, zapewne bretońskich. O wcześniejszej porze może zdumiałaby się po raz kolejny zafundowanym im luksusem, ale teraz po prostu przebrała się w nią, zwinęła w kłębek przy brzegu łoża i zasnęła.
 
__________________
jestem tym, czym jestem: tylko i aż człowiekiem.
nikt nie wybrał za mnie niczego i nawet klątwy rzuciłam na siebie sama.
Rhaina jest offline