Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-11-2009, 23:06   #35
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Dalej dżungla nieprzyjazną dla nich była.
Nie było to nawet spowodowane droidami gdzieś się wśród niej czającymi, ale rodowitymi mieszkańcami planety, którzy dwa razy przerywali Jedi wędrówkę zmuszając ich przy tym do wyciągnięcia swych świetlnych mieczy by nie zostać zjedzonymi. Była to pewna nowość na tle ciągle tego samego krajobrazu i tylko maszerowania szybkich tempem do przodu.. wręcz swoista atrakcja, ale jeszcze nie gwóźdź programu.
Gdy Lira kolejne cięcia wykonywała, tedy podwójne ostrze, niczym rozżarzone do barwy fioletowej, przecinało mroki zapadające wśród drzew wraz ze zmierzchem. Na sekundę jedną zaledwie, a może i nawet mniej, pozostawiały za sobą ogony świetliste, niczym echa tego co przed chwilą miało miejsce. Tedy w tańcu kobiety, gdy to co rusz kolejne ruchy po sobie następowały, ona sama zdawała się lawirować pomiędzy zanikającymi smugami fioletu. Czy to figle płatane przez wyobraźnię, czy może zwyczajna igraszka losu, acz w momentach, gdy ślepia kobiety zostawały rozświetlone, tedy zdawało się jakby złoto płynne tęczówki wypełniało. Tego widoku w żaden sposób nie psuł fakt, że broń wiedziona dłońmi kobiecymi co rusz przecinała ciała dzikich bestii. Bo atakowały dwójkę Jedi i najzwyczajniej w świecie były brzydkie. Lira zaiste z gracją swym podwójnym mieczem potrafiła się posługiwać, gdyż miast na siłę, to na zwinność i zręczność stawiała. Było coś fascynującego, jak i niepokojącego w sposobie w jaki kobieta spoglądała na swą broń, słuchała jak przecina powietrze, kierowała nią dłońmi.. Niegdyś jakże pożądany przez nią kolor miecza świetlnego, z czasem stał się czymś przez kobietę prawdziwie miłowanym, a każdego kto próbowałby jej go odebrać, najprawdopodobniej by rozszarpała na strzępy. Była też pewna, chociaż nie powinna się do tego przyznawać, że gdyby na końcu ciemnego korytarza zobaczyła właśnie takie fioletowe światełko, to bez namysłu by za nim ruszyła. Jej własna iskierka.

O ile wraz ze swym towarzyszem była w stanie sprostać tym dzikim stworzeniom się na nich rzucającym, o tyle bardziej drażniącymi były ich o wiele mniejsze odpowiedniki, też gustujące w ciepłych, ludzkich ciałach, jednak na mniejszą skalę. Próby wykreślenia ich z własnego, jakże prywatnego świata Liry kończyły się niepowodzeniem i kolejnym swędzącym ugryzieniem w jasną skórę. Nie dawały o sobie zapomnieć, a kaptur naciągnięty głęboko na twarz zdawał się je tylko rozochocać i być przeszkodą, którą musiały pokonać.

Sytuację jednak poprawiło nieco ukazanie się celu ich aktualnej podróży, czyli bąbla górującego dumnie ponad roślinnością tej planety. Po dość długim marszu z przeróżnymi atrakcjami chcącymi zabić ich dwójkę, ten widok przyniósł na kobietę wręcz uczucie chwilowej, złudnej ulgi. Kucnęła w jakichś pobliskich krzakach, aby nie dostrzegł jej nikt niepożądany, a takich istot było aktualnie dość wiele zaczynając od wszelakich insektów mniejszych i większych, a kończąc na bardziej humanoidalnych istotach wrogo nastawionych do Jedi.
Uniosła ręce i dłońmi delikatnie rozchyliła odnogi rośliny na takiej wysokości, by stworzyć sobie większe pole widzenia. Przymrużyła ślepia przyglądając się podejrzliwie barierze tworzonej przez bąbel. Nie podobał jej się, chociaż był dość praktycznym wynalazkiem, szczególnie na planecie porośniętej przez taką dżunglę. Nie podobał jej się, acz było to stwierdzenie kierowane sytuacją w jakiej się znajdowała, kiedy to była na zewnątrz, a musiała się dostać wewnątrz. Wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej, gdyby była już w „bezpiecznym środku”, gdzie „bezpiecznym” oznaczało tutaj bez droidów.
Przesunęła leniwie językiem po rzędzie górnych zębów, gdy akurat obserwowała statek przekraczający tę chwilowo niedostępną barierę. Takie wejście z góry odpadało, acz to co zakazane i niedostępne zawsze kusiło najbardziej, więc Lira nie zamierzała zawrócić. Bo i dokąd? Musieli po prostu znaleźć wejście dla istot polegających na bardziej przyziemnych metodach podróżowania. Jakże trudne to mogło być?

-I jest. Jednak, aby wejść do środka pewnie będziemy musieli jeszcze znaleźć odpowiednie przejście przez tę barierę. Najłatwiej będzie pójść w którąś stronę, spróbować okrążyć tego bąbla… logicznie rzecz biorąc w którymś miejscu powinno być wejście.

Cofnęła jedną rękę od przytrzymywanych dotąd krzaków, by zaraz machnąć nią energicznie przed swoją twarzą. W ruchu tym udało jej się szczęśliwie trzepnąć jakiegoś bezczelnego owada i tym samym wprowadzić chaos w jego życie pozbawiając biedaka dalszych trajektorii lotu. Kobieta cmoknęła cicho przez zęby. Miasto, czy też po prostu to zbiorowisko budynków, zdawało się zajmować przestrzeń, której zdecydowanie nie nazwałaby małą. Odnalezienie doń wejścia wiązało się z dalszym przedzieraniem się przez dżunglę, a przecież już zapadał zmrok. Nie to, żeby się obawiała ciemności jako takiej, jednak wspomnienia niedawnych starć z tutejszymi mieszkańcami nie sprzyjały za dobrze na wyobrażenie tego, co mogło się zbudzić w mrokach. Nie miałaby też nic przeciwko, gdyby się mogła, tak zwyczajnie, po prostu gdzieś dostać.
Wsparła dłonie o kolana i podniosła się, prostując się przy tym niczym struna.

-Rzucanie się na siłę i próbowanie przebić bariery odpada, przecież nie chcemy zwracać na siebie jeszcze większej uwagi niż dotąd. Znajdziemy wejście i wtedy pomyślimy nad dalszym planem dostania się do środka. Najlepiej w miarę subtelnym.

Ostatnie wypowiadane przez siebie słowo przeciągnęła nieco jakby chciała tym samym podkreślić wagę jego znaczenia. Nie martwiła się jednak tym, że jej towarzysz wpadłby w stan, gdy to czerwona mgła mu będzie przesłaniać resztę świata i po prostu będzie parł do przodu nie zważając na nic. Była za to świadoma dużego prawdopodobieństwa, że mogli mieć przed sobą kolejną dawkę skradania się, a może nawet i odgrywania postaci którymi nie byli, by tylko móc przejść dalej przez nikogo nie niepokojeni.

Przechyliła głowę najpierw w jedną stronę, a potem w drugą próbując tym samym jako tako objąć spojrzeniem wielkość bąbla. Był.. spory, a wrota mogły być wszędzie. Do tego jeszcze nie wymyśliła co powinni zrobić, kiedy na straży staliby ich blaszani przyjaciele. Ale to nie tak, jeszcze nie teraz.
Wzrok na nic był, skoro obie możliwe strony ich dalej wędrówki prezentowały sobą mało zachęcające widoki i ani odrobiny, choćby sugestii wejścia. Zapadające ciemności także niczego nie ułatwiały. Musiała sobie inaczej radzić. Musiała improwizować.
Trwała tak chwil kilka w bezruchu, najprawdopodobniej jakiegoś znaku co najmniej oczekując. I stał się. Objawił się powiewem chłodnym, delikatnie bawiącym się czarnymi kosmykami włosów Liry. Wraz z nim przyszła chwila na podjęcie decyzji. Wciągnęła nosem powietrze do płuc, mając w zamiarze pokierowanie się osądem tego to często dyskryminowanego zmysłu. Przez moment nozdrza kobiety się rozszerzały delikatnie, aż w końcu machnęła lekko dłonią na swego towarzysza. Jeszcze załopotała jej szata, kiedy obróciła się w miejscu na pięcie i ruszyła lewą stroną wzdłuż bariery, nie wychodząc jednak poza granicę dżungli.
Co ją skłoniło do ruszenia w tę, a nie w drugą stronę? Proste to bardzo było. Kobiecie się zdawało, że od przeciwnej strony coś śmierdziało i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Niby nic wielkiego, może znowu zaledwie igraszka rozumu, jednak pomogło Lirze podjąć decyzję. Może po prostu potrzebowała dla siebie jakiegoś punktu odniesienia do dalszego działania, nawet jeśli owy mógł być tylko wyimaginowany.
 
Tyaestyra jest offline