Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-11-2009, 13:52   #20
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
W pomieszczeniu panował mrok, rozświetlany jedynie przez zieloną substancję okalającą nagie ciało. Kredowobiała dłoń przejechała powoli po szklanej powierzchni pojemnika. Odziany na czarno masochista zdawał się nie kryć swojej fascynacji obserwowaną istotą.
- Ach, Superman. Ostatni syn planety Krypton. Niezaprzeczalna legenda tego uniwersum, zabita poprzez… niefortunną ingerencję sił zewnętrznych.
Pinhead zatrzymał na moment swój monolog. Na ułamek sekundy jego twarz przeciął grymas niezadowolenia. Owe ‘siły zewnętrzne’ stawały się ostatnimi czasy coraz bardziej irytujące.
- Nieważne. Śmierć jest błahą przeszkodą. Taką, którą zaraz usunę.
Ślepia oszpeconego jegomościa otwarły się szerzej. Wyładowanie energetyczne właśnie naruszyło strukturę jego pleców, pozostawiając w niej obfitych rozmiarów dziurę.
- Nie sądzę nieznajomy. Martwy kosmita zostanie tam, gdzie jego miejsce. W słoiku. Tak jak mawiał mój ojciec. Jeśli chcesz aby coś zostało zrobione dobrze, zrób to sam.
Wyrwa powstała w barku była zaledwie pomniejszą niedogodnością. Pokryta szpilkami głowa powoli obróciła się w stronę, z której padł strzał. Smoliste ślepia iglastego osobnika uważnie przyglądały się personie, która zdecydowała się podnieść na niego rękę.
- Cóż Lex. Wydaje mi się, że będziesz… zbyt zajęty aby w jakikolwiek sposób móc mnie powstrzymać. Hm. To powiedziawszy… uważaj, nadchodzi z dołu.
- Co takiego!?

Kolcogłowy uśmiechnął się pobłażliwie. Wraz z przemożnym hukiem, fragmenty marmuru, które do niedawna stanowiły elementy podłogi zalały postać opancerzonego multimilionera. Jednak to ich żywa, humanoidalna zawartość stanowiła główny problem. Blondynka, z którą do tej pory walczył Legion wydawała się całkowicie owładnięta furią. Szałem, pozbawionym jakiejkolwiek logiki, który ogniskował się na panu Luthorze. Zdezorientowany właściciel budynku przyjmował na siebie cios za ciosem. Gdyby nie chroniąca go zbroja, już dawno padłby trupem. Złotowłosa jedynie krzyczała.
- Pobrałeś moje DNA! Sklonowaleś mnie ty przebrzydły sukinsynu! Zupełnie jakbym była jakąś cholerną owcą! Moim kosztem zrobiłeś sobie własną, prywatną armię!
Wrzeszczała, płakała. Jej pięści wciąż opadały. Iglak odnotował, że dolnego pomieszczenia wydobywał się przytłaczający zapach spalonych ciał. Łysy demon znał ów fetor bardzo dobrze i nie musiał zgadywać jak niewiele pozostało z owej ‘armii’. Najwyraźniej Matrix nie zniosła zbyt dobrze widoku swoich kopii. Zabawne, że psychika tak potężnych istot była bardziej krucha niż zwyczajnego człowieka. Ściana pękła jak skorupka jajka. Plenarny koordynator został sam na sam ze zwłokami Supermana.

***

Przedstawiciel Zielonych Latarni dość mocno się zasępił. Milczał przez kilka dobrych chwil, aby w końcu odezwać się ponownie do niepewnego swojej pozycji MVP.
- Hm. No ciężko w to wszystko uwierzyć na słowo honoru. Z drugiej strony, skoro Megan potwierdza twoją… nietypowość, to musi coś w tym być.
- Panie Steward, a może moglibyśmy zabrać Michael’a z nami na stację kosmiczną? Tam miałabym sporo czasu aby lepiej go poznać.

Sposób w jaki jadeitowa pannica to powiedziała nie sugerował tortur i więzienia, prędzej gorącą kawę i ciasteczka. Ale ponieważ jej sposób pojmowania świata był równie niezwykły jak wygląd, czy warto było ryzykować? Michael przybrał nieco niewyraźny wyraz twarzy, znany każdemu kto miał wątpliwą przyjemność układania w głowie sposobu wywinięcie się od paskudnego swetra który chce mu podarować babcia.
- Bardzo miło z waszej strony, ale obawiam się będzie to niemożliwe. Czas jest kluczowym zasobem, a już niedługo będę musiał ruszyć.
Wyciągnął dłoń w stronę Stewarda wyraźnie dając mu do zrozumienia, że to moment na pożegnanie. Dziewczyna cichutko jęknęła i przewróciła oczyma, co najwyraźniej miało sugerować, że zdaje sobie sprawę z niechęci jaką młodzik względem nich przejawiał.
-Dziękuję za troskę i obiecuję dotrzymać słowa w sprawie Lobo.
- No nie wiem. Może jednak powinieneś pójść z…

Tyle właśnie zdołał powiedzieć czarnoskóry mężczyzna, bo oto całą okolicą zawładnęły wstrząsy. Zakneblowany Czarnianin nieporadnie (acz dość boleśnie) kopnął młodego herosa w piszczel, zwracając jego uwagę na największy budynek w okolicy. Litera ‘L’ dosłownie eksplodowała odłamkami, ruszając na spotkanie chodnika daleko w dole. Jakieś dwie sylwetki wysadziły ściany wieży, mknąc w stronę rozmawiającej grupy bohaterów. Jedno z owych, super szybkich dziwadeł oderwało się od drugiego, znikając między chmurami. Michael zdołał jedynie zauważyć, że było błękitne. Drugie nie miało miękkiego lądowania. W towarzystwie iskier i rozrywanej na dwoje powłoki betonu, coś (awaryjnie) wylądowało. Był to łysy mężczyzna w fioletowo-zielonym, bojowym skafandrze. Jego twarz stłuczona na kwaśne jabłko, oczy pełne nienawiści. Zaczął niemrawe próby odzyskania równowagi.

Młodzieniec cofnął się, ciągnąc za sobą skutego kosmitę. Nie wiedział zupełnie jak zareagować - wolał zresztą tego nie robić, spuszczenie Lobo z oczu mogłoby się skończyć tragicznie. Obserwowanie reakcji Stewarda i M'gann wydawało się lepszym wyjściem.
-Co do...- Warknął tylko, przeklinając w myślach guzdrzącego się Pinhead’a. Chwila moment... czy ten budynek z ogromnym ‘L’, to nie miejsce do którego udał się wraz z Legionem? Marsjanka była równie zdezorientowana jak plenarny turysta i patrzyła na pana Stewarda niczym w święty obrazek, oczekując potencjalnych poleceń. Murzyn nieznacznie się uśmiechnął, krzyżując ręce na klatce piersiowej wzbił się w powietrze. Zatrzymał swój lot nie więcej jak trzy metry przed łysolem, który starał się zetrzeć krwawą smugę z twarzy.
- Witaj Luthor. Heh. Nie wyglądasz za dobrze. Kto cię tak mocno obił?
- Pobiła go… pobiła go blond-włosa dziewczyna, proszę pana. Widziałam ją przez chwilę. Wyglądem przypominała nieco Super…

Kiedy Megan wtrąciła się, instynktownie odpowiadając za mężczyznę, oczy poobijanego zaszły karmazynową mgłą. Nie dał jej dokończyć wypowiadania imienia. Ryknął potępieńczo i nakierował prawicę w stronę rudowłosej obcej.
- Zamknij się! Do cholery, po prostu się zamknij ty kosmiczna wywłoko!
Złota wstęga destrukcyjnej energii pomknęła prosto na nią, ale mimo bezradności młodej dziewczyny, nie dotarła do celu. Zielona ściana zbudowana z pozornie zwyczajnych cegieł zagrodziła emanacji drogę, przemieniając promień w nic więcej jak niegroźny dym. - Jeszcze ty! Znalazł się obrońca uciśnionych! Mam już dosyć tych przeklętych kosmitów, którzy przybywają na ziemię jakby była jakimś kurortem turystycznym!
Niewielkie, karmazynowe iskry zaczęły trzaskać na krawędziach jego oczu. Z bocznych części skafandra wysunęły się dwie połówki przezroczystego hełmu, który zasłonił rozgniewaną twarz. Nie wyglądało to zbyt ciekawie.


MVP spojrzał pytająco na Lobo, po czym przeniósł wzrok na Stewarda.
-Kim jest ten człowiek?-Spytał czarnoskórego, bezwiednie przyjmując pozycję obronną. Zdecydowanie nie podobał mu się nieprzyjemny błysk w oku mężczyzny zwanego Luthorem.
- To Lex Luthor. Multimilioner cierpiący na megalomanię, który za cel postawił sobie pozbawienie Metropolis jedynego, prawdziwego obrońcy. Z resztą, w końcu dopiął swego.
- Nie nazywaj tego zdechłego kosmity obrońcą…

Syknął pozbawiony włosów mężczyzna. Z jego przydużych, opancerzonych butów trysnął ogień, a agresor oderwał się od parkietu, mknąc prosto na John’a. Zamachnął się, całą siłą wyprowadzając sierpowy. Czarnoskóry obrońca zasłonił się wygenerowanym polem, jednak moc ciosu była wystarczająca, żeby cisnąć nim dobre dziesięć metrów w tył.
- Ghhh… Luthor nie zmuszaj mnie żebym przywołał Cię do porządku. Nasze oddziały nie odpowiadają ziemskim prawom. Nie wykupisz sobie drogi na wolność.
W odpowiedzi Lex jedynie zgrzytnął zębami, gotując się do kolejnego ataku. Najwidoczniej świadomość spędzenia reszty życia w więzieniu nie robiła na nim wrażenia. Michael jęknął.
-Dosyć tego dobrego. Ira, siad- Mruknął do Lobo, z rozmachem ciskając trzymanym w dłoni hakiem ku najbliższemu budynkowi. Łańcuch poleciał niczym pocisk, ciągnąc za sobą złorzeczącego przez knebel na ustach Czarnianina, po czym wbił się głęboko w żelbetonową powierzchnię. Szaroskóry zadyndał na jego końcu jak wielka, mordercza piniada. Van Patrick, Tymczasem nie próżnował. Jednym skokiem znalazł się w powietrzu i wzniósł pięść do miażdżącego ciosu, wycelowany w opancerzony tors Luthor’a.
- A ty, coś za jeden? Kolejny parszywy, galaktyczny włóczykij? Zostańcie na swojej planecie, bo nikt na Ziemi was nie potrzebuje!

Cios MVP nie tylko został przechwycony, ale również skontrowany. Wraz z buczeniem serwomotorów przerośniętej, mechanicznej łapy, Luthor złapał mknącą na niego pięść i zadał swoją cios w żołądek, wyzwalając potężny ładunek energetyczny i posyłając bruneta bardzo wysoko, w kierunku chmur. Michael czuł, że zbiera mu się na wymioty, choć cios nie był na tyle silny, zrobił coś z jego układem nerwowym. Co właściwie było wmontowane w te przeklęte rękawiczki? Van Patrick powoli wyhamował i otarł wierzchem dłoni kropelkę krwi z kącika ust. Jego mięśnie drgały w dość nieprzyjemny sposób, w błędnik postanowił wyprowadzić się i rozpocząć życie na własną rękę.
-Cholera!- Zaklął młodzieniec, potrząsając skołowaną głową. Trzeba będzie uniknąć walki w zwarciu z tym sukinkotem, kto wie jakie jeszcze sztuczki ma w zanadrzu. Na szczęście MVP również nie narzekał na ich brak. Jego wzrok powędrował ku kilkumetrowemu piorunochronowi wieńczącemu jeden z okolicznych wieżowców. Michael podleciał do niego, chwycił i szarpnął potężnie, wyrywając go gładko wraz z nitami, następnie zaś machnął nim na próbę. -Spróbuj tego, cwaniaczku- Warknął, podnosząc metalowy drąg na wzór olimpijskich oszczepników i ze stęknięciem posyłając go w dół, wprost w odzianego w fioletowo-zielony pancerz mężczyznę. Nadludzka siła i precyzja młodzieńca dała o sobie znać - prowizoryczna włócznia poszybowała z ogromną prędkością i zdawało się że tylko Magneto mógłby zatrzymać ją nim dotrze do celu.
 
Highlander jest offline