Orgrimmar.
Młoda elfka , która wcześniej była obecna przy Thrallu , teraz właśnie stała w jakimś pokoju. Trzymała ona kilka fiolek . Miksowała je. Można więc wywnioskować , że była alchemiczką. W pokoju pełnym różnych urządzeń alchemicznych w obłoku dymów , kolor powietrza nabrał barwę fioletową. Wkońcu wzięła fiolkę i wyszła.
Weszła do jadalni królewskiej. Dokładniej do kuchni. Tam młode orczyce przygotowywały jedzenie. Kubek który stał na blacie przygotowany był już od minuty lub dwóch. Elfka bez pytania wzięła go wyszła z jadalni. Gdy zamknęła drzwi , wyjęła fiolkę i nalała płyn do herbaty.
-
Von Visseu , Thrallu.
powiedziała cicho i ruszyła przed siebie. Minęła na korytarzu dwóch strażniczych orków , ubranych w platynowe zbroje , z wielkimi halabardami. Uśmiechnęła się życzliwie do nich , a oni ukłonili głowy. Gdy przeszła obok nich i oddaliła się na 2-3 kroki , podstępnie odwrócili głowy by obejrzeć jej wyzywający strój odsłaniający części ciała. Tak , orkowie byli kłusi na ponętne ciała elfów.
Wielkie drzwi otworzyły się. Elfka weszła do sali. Na środku siedział Wódz.
-
Twoja herbata gotowa , wodzu.
Powiedziała Elfka gdy stanęła na podwyższeniu. Podała Thrallowi herbatę.
Nagle drzwi boczne otworzyły się. Wparował Troll ubrany w szatę.
-
Thrallu , nie zapominaj , że pierw łyka spróbować musi Twój tester.
powiedział podchodząc. Elfka spojrzała się na trolla. Gdyby wzrok mógł zabijać , z pewnością by nieżył.
-
Sap'Tearze , przyjacielu. Toż to jest herbata od naszej Elemiry. Ona nigdy by nie dopuściła by coś mi się stało.
Elfka uśmiechnęła się.
-
Któż śmie w to wątpić , mój wodzu.
Potajemnie wyrzuciła fiolkę na podłogę. Trzask butelki o ziemię wydał się być słyszalny w całej sali. Elfka odwróciła się na pięcie i na prostych nogach schyliła się po fiolkę. I trollowi , i orkowi ukazały się jędrne kształtności owej elfki. Ta chwilę była w tej pozycji , gdy nagle podniosła fiolkę i wyprostowała się.
-
Zioła , które Ci przygotowałam przydadzą Ci się w niedługich czasach. Bowiem Gnomy opuściły Ironforge i wyrżnęły wszystkich w Gnomeregan. Przejęły tą wielką niegdyś fabrykę spowrotem. I wypisali się z Przymierza. Teraz możesz zająć...Ironforge.
Powiedziała i nie odwracając się do Thralla ruszyła do wyjścia.
Eh. Nie jestem już w młodym wieku by uganiać się za elfkami. Jestem za stary...taki stary...
Pomyślał Wódz.
***
Vanessa szła między drzewami. Co chwilę słychać było trzaski gałęzi pod jej stopami. Droga była nie najlepsza , aczkolwiek kobieta poruszała się dosyć szybko. Wkońcu słychać dało się kapanie wody. A raczej kipienie. Wkońcu drzewa się skończyły i oczom pani oficer ukazała się polana , z wielkim stawem na środku. Obok stawu była chata. Woda w stawie wydawała się być bardzo gorąca , gdyż para unosząca się nad nim była widoczna już z daleka. Vanessa szybkim marszem doszła do chaty. Chata wyglądała na dosyc trwałą , niedawno zbudowaną. Dach osadzony z drewna i pokryty ciemnym sianopodobnym materiałem , znany był w tamtejszym budownictwie. Obok chaty było coś podobnego do trzepaka. Na trzepaku wisiały 3 skóry. Pierwsza z nich wyglądała na niedźwiedzią , druga także , trzecia była to skóra jakiegoś dużego kota. Prawdopodobnie pantery lub wilka. Przed domkiem stała ławka i miejsce na ognisko.
Vanessa zapukała do drzwi.
Drzwi się otworzyły. Stał w nich młody mężczyzna.
-
Vanessa!
krzyknął i przytulił do siebie kobietę.
-
Aratornie , dałbyś już spokój. Zbereźniku.
zaśmiała się kobieta i odwzajemniła uścisk. Mężczyzna był trochę większy od kobiety , mimo , że była ona dosyć silną i powyżej przeciętnych rozmiarów kobiety ludzkiej.
-
I tak wiedziałem , że przyjdziesz.
powiedział Aratorn.
-
Tia...? Że niby Ci pająki i wilki powiedziały?
zapytała.
-
A co ja Ci będę tłumaczył. Wejdziesz na herbatkę? - zaprosił ją mężczyzna.
-
Nie bardzo mogę. Przyszłam ... - przestała mówić. Spojrzała na ziemię. Wyjęła z kieszeni list i wręczyła go. Mężczyzna otworzył i zaczął czytać. Nagle zrobił się czerwony.
-
To skurwysyny! Pobór do wojska! I przysłali Ciebie? - zapytał rozdrażniony. -
Ja im wygarnię!
-
Uspokój się. Nadchodzi wojna. - uspokoiła go łagodnym głosem.
Mężczyzna przestał mówić i spojrzał na list jeszcze raz.
-
Sama dostałam samobójczą misję. Wyobraź sobie , że pewna elfka wymyśliła sobie , żeby wilkołakom podać antidotum które spowoduje , że staną się rozumni. W ten sposób pomogą nam w wojnie. Dostałam do pomocy... 5 ludzi. Oczywiście wszyscy są przypadkowi. Obiecali im nagrode.
Nagle chwila przerwy i obydwoje wybuchnęli śmiechem.
-
Oczywiście nie pozwolili mi zabrać mojej armii. Tłumaczenie "O tak , jak zawsze Vanessa wbije i wyrżnie pół wiochy" przez tego tumana Otakusa było mi znane. Piepszony burak. Grrrr.
-
Daj se z nim siana. Widzę , że nie mam wyjścia. Będę musiał się pożegnać , z moim odludziem.
Uśmiech zagościł na twarzy kobiety. Stanęła na palcach tak jakby chciała mu dać buziaka. Jednak ta tylko podsunęła się do jego ucha.
-
Zapisz się do "Tanya 405". Są tam tylko paralitycy i ledwo zdolni do walki. Będą pilnowali żarcia. Nic Ci się nie stanie. - szepnęła mu do ucha. Ten zdziwiony na nią spojrzał. Vanessa sięgnęła do stanika i wyjęła stamtąd kartkę.
-
Tutaj dokumencik lekarski , że jesteś tak ślepy , że ledwo trafiasz widelcem do ust. Postaraj się na poborze udawać jakiegoś tępego. A z Shariego zrób psa - przewodnika.
Powiedziała. Ten się uśmiechnął. Gwizdnął na palcach. Nagle z lasu wyskoczył pies który zaczął biec w strone Vanessy i Aratorna.
-
Oooo nie!
Krzyknęła Vanessa. Pies z wywalonym jęzorem leciał na Vanesse. Był to dosyć pokaźnych rozmiarów biały wilk. Niezwykle rzadko spotykalny. Mięśnie jego były wyrysowanie na dobrze zbudowanym ciele. Nagle wyskoczył do Vanessy. Ta go złapała i prawie upadła. Jednak wkońcu z niej zeskoczył. Zaczął szczęśliwy się kręcić i machać ogonem. Nagle usiadł. Spojrzał w las i szczeknął. Potem zaczął szczekać coraz głośniej.
-
Śledził Cie ktoś ?
zapytał Aratorn.
-
Nie wiem. A co?
-
Wykrył kogoś. Dobra uciekaj stąd. Zobaczymy się niedługo?
zapytał Aratorn
-
Nie wiem. Postaram się wpaść do Ciebie jak będę w mieście.
Aratorn i Vanessa popatrzyli na siebie i podali sobie dłonie. Aratorn wrócił do pomieszczenia i zamknął drzwi. Pies wraz z nim.
W porządku...szpiegu.
pomyślała Vanessa. Odwróciła się do lasu. Zaczęła iść w powrotną drogę.
No to zmierzmy się. Jak nie miałeś odwagi się pokazać.
Położyła rękę na klindze i zaczęła biec w strone drzew...
Nie znalazła nic aż do przyjścia do obozowiska. 2 ogniska które się paliły zaczynały przygasać.
-
Pobudka o 6 , radze wam się przespać.
powiedziała. Weszła do namiotu i zasunęła drzwi.