Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-11-2009, 23:04   #12
Aschaar
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
W "Karczmie u Wraftonów" - wieczór (Post wspólny Graczy)

Karczma była pełna i, chcąc czy nie chcąc, wszyscy znaleźli się przy jednym stole. Po kilku chwilach pojawiły się zamówione trunki i potrawy. Atmosfera była ciężka, ale piwo szybko rozwiązało języki...

- Witajcie nazywam się Amberlen i tak się złożyło że dzisiaj będziemy siedzieli razem.
- Ja jestem Kumalu podróżnik i poszukiwacz wiedzy.
- Jestem Markus Kapłan Pelora "Jaśniejącego" ale również poszukiwacz przygód. Szukam grupy z która mógłbym się udać na tutejsze ruiny czy nikt z was nie chciałby się przyłączyć do tej "wycieczki"?


Sascha usiadł przy stole i oznajmił:

- Ja nazywam się Sascha, Sascha Vale. Poszukiwacz przygód - Sascha spojrzał na siedzącego na przeciwko Kumalego. - Jestem tu, żeby odwiedzić pobliską twierdzę, a raczej to co z niej zostało.
- Czy według Ciebie wyglądam na archeologa którego cieszyła by wycieczka do jakiś ruin? -
zaczęła Amberlen po czym opróżniła zawartość swojego kufla - Lepiej przestań owijać w bawełnę i powiedz co naprawdę mamy tam zrobić i ile na tym zarobimy, a tak przy okazji czy nie słyszał ktoś może o kupcu Verdilu lub jego przyjacielu Parlu Cranewingu? Mam bardzo ważną wiadomość którą muszę mu przekazać a niestety nie potrafię go znaleźć.- dokończyła kobieta po czym spojrzała na swych rozmówców czekając na ich reakcje. W międzyczasie zawołała służąca do stolika i zamówiła kolejne piwo.
- Parl Cranewing? Coś mi mówi to imię.... ach tak słyszałem o tym że zaginał i szuka go straż miejska.- odezwał się Marcus. - Co do wyprawy to straż płaci, oczywiście dzielimy się po równo. Co wy na to?? - zapytał i spojrzał pytającym wzrokiem na resztę - być może - przyszłych kompanów.

Dopiero teraz, gdy w rozmowie pojawiła się chwila przerwy, odezwała się. Cicho, ale głos miała miękki i przyjemny:
- Emaretta. Znaczy na imię mam Emaretta. - speszyła się nieco i zarumieniła, próbując zmieszanie zakryć uśmiechem, który sprawił, że na policzkach dziewczyny pojawiły się niewielkie dołeczki - Miło mi was poznać.
Trochę nie do końca wiedziała jak się zachowywać, to było dość nowe doświadczenie. Zwłaszcza, jak będą musieli walczyć ramię w ramię: - Również chętnie przyłączę się do wyprawy. Jestem w Winterhaven już od dwóch dni, a straż może nam zapłacić za dwie rzeczy - jakaś kobieta opowiadała o krwi i szczątkach w lesie i chcą by to zbadać, a także jest stara prośba o wykonanie dokładnych szkiców zamku. Na poszukiwanie Parla Cranewinga jest również ogłoszenie, prywatne. Bałam się wyruszać tam samotnie, ale jeśli jesteście chętni... Ponoć w okolicy są koboldy i samotnie strach chodzić.

Emmy uśmiechnęła się nieśmiało raz jeszcze i miała nadzieję, że przynajmniej część z nich zdecyduje się wyruszyć.

- Witam, nazywam się Welgan. – powiedział. Nie lubił dużo mówić, ale Markus, Sascha i Emaretta powiedzieli że chcą iść do ruin, więc można by iść z nimi w celu sprawdzenia tego kultu. – Przepraszam że podsłuchałem, ale nie byłem pewien czy to mój stolik… Właśnie co chcesz robić w tych ruinach? Więc jak dobrze zrozumiałem jest nas piątka chętnych na, jak to powiedział Markus, "wycieczkę", czy może ktoś jeszcze? – spytał, rozglądając się za barmanką z kolacją, przecież ostatnio jadł rano. Silvana Wrafton podeszła do stolika z zamówionymi trunkami i potrawami oraz przyprowadziła z sobą mężczyznę:

- Przy Państwa stoliku jest jeszcze miejsce. Proszę więc tu usiąść. Zaraz podam zamówienie.
- Nazywam się Otto Walden. Miło mi... -
mężczyzna usiadł niepewnie przy stole, wyraźnie było widać, że nie chce przeszkadzać biesiadnikom... Był szczupły i niewysoki. Włosy nadawały się do obcięcia, chociaż nie były długie, to mocno zmierzwione. Dwutygodniowy zarost pokrywał jego twarz, a wąskie usta zasłaniały długie, gęste wąsy. Otto zaczął rozglądać się po sali, po czym wyciągnął mały skórzany zwój i wyciągnął z niego drewnianą, rzeźbioną fajkę i jak gdyby nigdy nic zaczął ją nabijać, by po chwili wypuszczać z ust kłęby dymu.

- Moglibyśmy wyruszać już jutro rano... - Emaretta ściszyła głos - W tej karczmie są strasznie wysokie ceny!
- Miło mi cię poznać Emaretta. Cieszę się że będziemy razem podróżować. -
odpowiedział Markus - a co z resztą??
- Dobrze jeśli władze miasta są gotowe zapłacić szczerym złotym za zabicie kilku koboldów to pisze się na to -
odpowiedziała Amberlen - Jeśli o mnie chodzi możemy wyruszyć nawet dzisiaj.
- Dziś będzie już za wcześnie proponuję wyspać się i przygotować a wyruszymy jutro rano a poza tym nie chciał bym spędzić nocy na dworze.
- Odpowiedział Markus
- A co z transportem do twierdzy? - Odezwał się Sascha - Ja mam konia i mógłbym wziąć kogoś jeszcze. Poza tym mam ochotę wykonać wszystkie "zlecenia". Wpadnie mi i wam trochę złota do kieszeni.
- Ja niestety przybyłam tu na pieszo -
Odpowiedziała Amberlen - Chyba będę zmuszona skorzystać z twojej pomocy - zakończyła po czym uśmiechnęła się do Saschy
- Ja również mam wierzchowca - Emaretta wciąż mówiła tak samo cicho - Ale nie wiem, czy to dobry pomysł, byśmy podróżowali po dwie osoby na jednym. Przecież dochodzi ekwipunek i cała reszta...
- No cóż jeżeli o to chodzi to mój wierzchowiec padł w drodze do miasta -
- Wiesz jakie tego będą koszta? To będzie samobójstwo finansowe. Można jechać na oklep, bez siodeł, ale to nie zmienia sytuacji.Chyba, że... -
Odparł Markus - proponuję przed wyjazdem zakupić konie i siodła w stajni widziałem jakąś za rynkiem.
Sascha powiedział zimno patrząc się na Otta. - Tej nocy mógłbym coś zdziałać w tej sprawie.
- Hola, hola czy nie działamy zbyt pochopnie, może warto byłoby dowiedzieć czegoś więcej o tych zadaniach i samej okolicy. -
rzekł Kumalu - Nie chciałbym natknąć się w dziczy na coś z czym nie damy sobie rady.
- Na pierwszy rzut oka wydawałeś mi się odważniejszy a tymczasem tchórzysz na myśl o spotkaniu grupy koboldów? -
odpowiedziała Amberlen po czym z pogardą spojrzała na Kumalu - Zresztą jeśli nie chcesz jechać to twoja sprawa, będzie więcej złota do podziału. A co do propozycji Saschy z chęcią usłyszała bym więcej szczegółów na temat jego planu jak tylko znajdziemy się w jakimś spokojniejszym miejscu.
- Racja, racja. -
Syknął Sascha - Chodzi mi o, hmm... ominięcie wariantu zapłaty za wierzchowce.
- Chcesz ukraść wierzchowce z fortu, a potem wrócić tu odebrać nagrodę? -
Emmy była co najmniej zdziwiona i zaniepokojona tym, w jakim kierunku zmierzała ta rozmowa.
- Może od razu idź opowiedz o tym tutejszym władzom - odpowiedziała Amberlen i wymownie spojrzała na Emmy - Nie wszyscy muszą przecież wiedzieć że pracujemy jako grupa i razem wykonywaliśmy te zadanie prawda?
- Taka była pierwotna koncepcja. Gdyby udało się jakoś zdobyć konie, bylibyśmy ścigani. Chyba lepszym wyjściem byłoby wykorzystanie ciemnej masy. Działanie w przebraniu oraz zastraszanie. Może dobrowolnie oddaliby, powiedzmy osły do dźwigania ekwipunku. -
Mówił Sascha - Lub mógłbym ukraść konie, razem wykonalibyśmy zadanie, a tylko wy odebralibyście nagrodę. PO całym zajściu, rozdzielenie łupów i wszystko.
- Jeśli jesteście tacy pewni siebie, to czemu po prostu nie ukradniecie i tych nagród, które wyznaczono za zbadanie tych spraw i nie pójdziecie w swoją stronę, hm? -
Emaretta wstała - Ja w każdym razie nie mam zamiaru w tym uczestniczyć. Wyruszam jutro z samego rana, na własnym wierzchowcu i zgodnie z prawem. Dobranoc. - skierowała się do swojego pokoju, nie chcąc dalej uczestniczyć w tej rozmowie.
Sascha przewrócił oczyma:
- Snujemy tylko plany i domysły. Jak na razie nie zaproponowałaś żadnej propozycji w sprawie wyprawy do twierdzy, czy innych. Skoro nie chcesz, cóż nikt cię nie zmusza.- Powiedział za odchodzącą Emarettą.
- Chyba trzeba będzie ją uciszyć, za dużo słyszała i wygląda na taką która ma długi język - Amberlen szepnęła do Saschy - A co do tych koni jeśli nie masz nic przeciwko chętnie wybiorę się po nie z tobą.
- Jest nas piątka, a koń jeden. Trzeba skombinować dodatkowe cztery. Bez pożyczki może się obejść. Gdyby tylko kłamstwem lub manipulacją uzyskać to czego potrzebujemy. -
Podsumował Sascha mówiąc cicho - Co do Emaretty, może faktycznie trzeba coś z nią zrobić. Na to nie mam głowy.
- Konie to największy kłopot.... nie pochwalam kradzieży ale jeżeli naprawdę nie będzie innego wyjścia... -
odpowiedział Markus i poszedł do swojego pokoju "Czy naprawdę nie ma innego wyjścia" pomyślał przed zaśnięciem w końcu musiał jutro rano wcześnie wstać.
- W ostateczności możemy iść na pieszo, w końcu to niecałe dwie mile drogi stąd - Dodała Amberlen - Ale według mnie konie mogą się jeszcze przydać więc jestem za pomysłem Markusa...
- Chcąc nie chcąc podsłuchałem waszą rozmowę, dobrze radzę twoim towarzyszom, by nie próbowali realizować swojego planu –
powiedział ściszonym głosem Otto nachylając się w kierunku Blizny, zauważył jego zdziwienie, ale nic sobie z tego nie zrobił – ukraść konie to nie problem, ale przejechać przez zamkniętą bramę będzie trudno, chyba że chcą zaatakować strażników… Głupotą będzie wtedy wracać po nagrodę, co powiesz na bardziej subtelne działanie? - Otto dalej spokojnie pykał sobie fajkę, niemal widział trybiki przesuwające się w głowie mężczyzny; nie odpowiedział jednak pozwalając na domyślanie się czegokolwiek...
- Ja też nie mam zamiaru brać udziału w tej farsie - wtrącił się Kumalu i wstał od stołu - ale nie obawiajcie się nie powiem nikomu o waszych planach - następnie odszedł w nadziei że dogoni jeszcze Emarettę.
- To co widzimy się na targu godzinę przed otwarciem bram? - zapytała Amberlen - Skoro wszystko ustalone to ja też już będę się kładła - dokończyła po czym chwiejnym krokiem ruszyła w kierunku swego pokoju.
- Jeszcze pomyślę o tych koniach. - Powiedział Sascha wstając od stołu. - Do jutra. - Kilka chwil później był w swoim pokoju.

Po kilku chwilach w milczeniu również Otto i Welgan odeszli od stołu. Sala pustoszała...
 
Aschaar jest offline