Banned | W "Karczmie u Wraftonów" - wieczór (Post wspólny Graczy) Karczma była pełna i, chcąc czy nie chcąc, wszyscy znaleźli się przy jednym stole. Po kilku chwilach pojawiły się zamówione trunki i potrawy. Atmosfera była ciężka, ale piwo szybko rozwiązało języki... - Witajcie nazywam się Amberlen i tak się złożyło że dzisiaj będziemy siedzieli razem.
- Ja jestem Kumalu podróżnik i poszukiwacz wiedzy.
- Jestem Markus Kapłan Pelora "Jaśniejącego" ale również poszukiwacz przygód. Szukam grupy z która mógłbym się udać na tutejsze ruiny czy nikt z was nie chciałby się przyłączyć do tej "wycieczki"?
Sascha usiadł przy stole i oznajmił: - Ja nazywam się Sascha, Sascha Vale. Poszukiwacz przygód - Sascha spojrzał na siedzącego na przeciwko Kumalego. - Jestem tu, żeby odwiedzić pobliską twierdzę, a raczej to co z niej zostało.
- Czy według Ciebie wyglądam na archeologa którego cieszyła by wycieczka do jakiś ruin? - zaczęła Amberlen po czym opróżniła zawartość swojego kufla - Lepiej przestań owijać w bawełnę i powiedz co naprawdę mamy tam zrobić i ile na tym zarobimy, a tak przy okazji czy nie słyszał ktoś może o kupcu Verdilu lub jego przyjacielu Parlu Cranewingu? Mam bardzo ważną wiadomość którą muszę mu przekazać a niestety nie potrafię go znaleźć.- dokończyła kobieta po czym spojrzała na swych rozmówców czekając na ich reakcje. W międzyczasie zawołała służąca do stolika i zamówiła kolejne piwo. - Parl Cranewing? Coś mi mówi to imię.... ach tak słyszałem o tym że zaginał i szuka go straż miejska.- odezwał się Marcus. - Co do wyprawy to straż płaci, oczywiście dzielimy się po równo. Co wy na to?? - zapytał i spojrzał pytającym wzrokiem na resztę - być może - przyszłych kompanów.
Dopiero teraz, gdy w rozmowie pojawiła się chwila przerwy, odezwała się. Cicho, ale głos miała miękki i przyjemny: - Emaretta. Znaczy na imię mam Emaretta. - speszyła się nieco i zarumieniła, próbując zmieszanie zakryć uśmiechem, który sprawił, że na policzkach dziewczyny pojawiły się niewielkie dołeczki - Miło mi was poznać.
Trochę nie do końca wiedziała jak się zachowywać, to było dość nowe doświadczenie. Zwłaszcza, jak będą musieli walczyć ramię w ramię: - Również chętnie przyłączę się do wyprawy. Jestem w Winterhaven już od dwóch dni, a straż może nam zapłacić za dwie rzeczy - jakaś kobieta opowiadała o krwi i szczątkach w lesie i chcą by to zbadać, a także jest stara prośba o wykonanie dokładnych szkiców zamku. Na poszukiwanie Parla Cranewinga jest również ogłoszenie, prywatne. Bałam się wyruszać tam samotnie, ale jeśli jesteście chętni... Ponoć w okolicy są koboldy i samotnie strach chodzić.
Emmy uśmiechnęła się nieśmiało raz jeszcze i miała nadzieję, że przynajmniej część z nich zdecyduje się wyruszyć. - Witam, nazywam się Welgan. – powiedział. Nie lubił dużo mówić, ale Markus, Sascha i Emaretta powiedzieli że chcą iść do ruin, więc można by iść z nimi w celu sprawdzenia tego kultu. – Przepraszam że podsłuchałem, ale nie byłem pewien czy to mój stolik… Właśnie co chcesz robić w tych ruinach? Więc jak dobrze zrozumiałem jest nas piątka chętnych na, jak to powiedział Markus, "wycieczkę", czy może ktoś jeszcze? – spytał, rozglądając się za barmanką z kolacją, przecież ostatnio jadł rano. Silvana Wrafton podeszła do stolika z zamówionymi trunkami i potrawami oraz przyprowadziła z sobą mężczyznę: - Przy Państwa stoliku jest jeszcze miejsce. Proszę więc tu usiąść. Zaraz podam zamówienie.
- Nazywam się Otto Walden. Miło mi... - mężczyzna usiadł niepewnie przy stole, wyraźnie było widać, że nie chce przeszkadzać biesiadnikom... Był szczupły i niewysoki. Włosy nadawały się do obcięcia, chociaż nie były długie, to mocno zmierzwione. Dwutygodniowy zarost pokrywał jego twarz, a wąskie usta zasłaniały długie, gęste wąsy. Otto zaczął rozglądać się po sali, po czym wyciągnął mały skórzany zwój i wyciągnął z niego drewnianą, rzeźbioną fajkę i jak gdyby nigdy nic zaczął ją nabijać, by po chwili wypuszczać z ust kłęby dymu. - Moglibyśmy wyruszać już jutro rano... - Emaretta ściszyła głos - W tej karczmie są strasznie wysokie ceny!
- Miło mi cię poznać Emaretta. Cieszę się że będziemy razem podróżować. - odpowiedział Markus - a co z resztą??
- Dobrze jeśli władze miasta są gotowe zapłacić szczerym złotym za zabicie kilku koboldów to pisze się na to - odpowiedziała Amberlen - Jeśli o mnie chodzi możemy wyruszyć nawet dzisiaj.
- Dziś będzie już za wcześnie proponuję wyspać się i przygotować a wyruszymy jutro rano a poza tym nie chciał bym spędzić nocy na dworze.- Odpowiedział Markus - A co z transportem do twierdzy? - Odezwał się Sascha - Ja mam konia i mógłbym wziąć kogoś jeszcze. Poza tym mam ochotę wykonać wszystkie "zlecenia". Wpadnie mi i wam trochę złota do kieszeni.
- Ja niestety przybyłam tu na pieszo - Odpowiedziała Amberlen - Chyba będę zmuszona skorzystać z twojej pomocy - zakończyła po czym uśmiechnęła się do Saschy - Ja również mam wierzchowca - Emaretta wciąż mówiła tak samo cicho - Ale nie wiem, czy to dobry pomysł, byśmy podróżowali po dwie osoby na jednym. Przecież dochodzi ekwipunek i cała reszta...
- No cóż jeżeli o to chodzi to mój wierzchowiec padł w drodze do miasta -
- Wiesz jakie tego będą koszta? To będzie samobójstwo finansowe. Można jechać na oklep, bez siodeł, ale to nie zmienia sytuacji.Chyba, że... - Odparł Markus - proponuję przed wyjazdem zakupić konie i siodła w stajni widziałem jakąś za rynkiem.
Sascha powiedział zimno patrząc się na Otta. - Tej nocy mógłbym coś zdziałać w tej sprawie.
- Hola, hola czy nie działamy zbyt pochopnie, może warto byłoby dowiedzieć czegoś więcej o tych zadaniach i samej okolicy. - rzekł Kumalu - Nie chciałbym natknąć się w dziczy na coś z czym nie damy sobie rady.
- Na pierwszy rzut oka wydawałeś mi się odważniejszy a tymczasem tchórzysz na myśl o spotkaniu grupy koboldów? - odpowiedziała Amberlen po czym z pogardą spojrzała na Kumalu - Zresztą jeśli nie chcesz jechać to twoja sprawa, będzie więcej złota do podziału. A co do propozycji Saschy z chęcią usłyszała bym więcej szczegółów na temat jego planu jak tylko znajdziemy się w jakimś spokojniejszym miejscu.
- Racja, racja. - Syknął Sascha - Chodzi mi o, hmm... ominięcie wariantu zapłaty za wierzchowce.
- Chcesz ukraść wierzchowce z fortu, a potem wrócić tu odebrać nagrodę? - Emmy była co najmniej zdziwiona i zaniepokojona tym, w jakim kierunku zmierzała ta rozmowa. - Może od razu idź opowiedz o tym tutejszym władzom - odpowiedziała Amberlen i wymownie spojrzała na Emmy - Nie wszyscy muszą przecież wiedzieć że pracujemy jako grupa i razem wykonywaliśmy te zadanie prawda?
- Taka była pierwotna koncepcja. Gdyby udało się jakoś zdobyć konie, bylibyśmy ścigani. Chyba lepszym wyjściem byłoby wykorzystanie ciemnej masy. Działanie w przebraniu oraz zastraszanie. Może dobrowolnie oddaliby, powiedzmy osły do dźwigania ekwipunku. - Mówił Sascha - Lub mógłbym ukraść konie, razem wykonalibyśmy zadanie, a tylko wy odebralibyście nagrodę. PO całym zajściu, rozdzielenie łupów i wszystko.
- Jeśli jesteście tacy pewni siebie, to czemu po prostu nie ukradniecie i tych nagród, które wyznaczono za zbadanie tych spraw i nie pójdziecie w swoją stronę, hm? - Emaretta wstała - Ja w każdym razie nie mam zamiaru w tym uczestniczyć. Wyruszam jutro z samego rana, na własnym wierzchowcu i zgodnie z prawem. Dobranoc. - skierowała się do swojego pokoju, nie chcąc dalej uczestniczyć w tej rozmowie.
Sascha przewrócił oczyma: - Snujemy tylko plany i domysły. Jak na razie nie zaproponowałaś żadnej propozycji w sprawie wyprawy do twierdzy, czy innych. Skoro nie chcesz, cóż nikt cię nie zmusza.- Powiedział za odchodzącą Emarettą. - Chyba trzeba będzie ją uciszyć, za dużo słyszała i wygląda na taką która ma długi język - Amberlen szepnęła do Saschy - A co do tych koni jeśli nie masz nic przeciwko chętnie wybiorę się po nie z tobą.
- Jest nas piątka, a koń jeden. Trzeba skombinować dodatkowe cztery. Bez pożyczki może się obejść. Gdyby tylko kłamstwem lub manipulacją uzyskać to czego potrzebujemy. - Podsumował Sascha mówiąc cicho - Co do Emaretty, może faktycznie trzeba coś z nią zrobić. Na to nie mam głowy.
- Konie to największy kłopot.... nie pochwalam kradzieży ale jeżeli naprawdę nie będzie innego wyjścia... - odpowiedział Markus i poszedł do swojego pokoju "Czy naprawdę nie ma innego wyjścia" pomyślał przed zaśnięciem w końcu musiał jutro rano wcześnie wstać. - W ostateczności możemy iść na pieszo, w końcu to niecałe dwie mile drogi stąd - Dodała Amberlen - Ale według mnie konie mogą się jeszcze przydać więc jestem za pomysłem Markusa...
- Chcąc nie chcąc podsłuchałem waszą rozmowę, dobrze radzę twoim towarzyszom, by nie próbowali realizować swojego planu – powiedział ściszonym głosem Otto nachylając się w kierunku Blizny, zauważył jego zdziwienie, ale nic sobie z tego nie zrobił – ukraść konie to nie problem, ale przejechać przez zamkniętą bramę będzie trudno, chyba że chcą zaatakować strażników… Głupotą będzie wtedy wracać po nagrodę, co powiesz na bardziej subtelne działanie? - Otto dalej spokojnie pykał sobie fajkę, niemal widział trybiki przesuwające się w głowie mężczyzny; nie odpowiedział jednak pozwalając na domyślanie się czegokolwiek... - Ja też nie mam zamiaru brać udziału w tej farsie - wtrącił się Kumalu i wstał od stołu - ale nie obawiajcie się nie powiem nikomu o waszych planach - następnie odszedł w nadziei że dogoni jeszcze Emarettę. - To co widzimy się na targu godzinę przed otwarciem bram? - zapytała Amberlen - Skoro wszystko ustalone to ja też już będę się kładła - dokończyła po czym chwiejnym krokiem ruszyła w kierunku swego pokoju. - Jeszcze pomyślę o tych koniach. - Powiedział Sascha wstając od stołu. - Do jutra. - Kilka chwil później był w swoim pokoju.
Po kilku chwilach w milczeniu również Otto i Welgan odeszli od stołu. Sala pustoszała... |