Wczorajsza dyskusja nie należała do najspokojniejszych...
Emaretta definitywnie odrzuciła ofertę współpracy i wyszła w połowie rozmowy.
Czarnoskóry mężczyzna również nie wydawał się przekonany... Po kilkudziesięciu minutach - bez owocnych ustaleń - potrawy zostały zjedzone, trunki wypite i wszyscy rozeszli się do pokojów. W izbie jadalnej karczmy wielu zaczęło już pokładać się pod ścianami czy spać na stołach. Wiele osób również wychodziło w stanie bardziej, bądź jeszcze bardziej wskazującym na spożycie trunków wszelakich.
Pierwsza poświata zaczynała szarzeć na wschodzie, kiedy w pobliskiej stajni dało się słyszeć wierzgania, rżenie koni i rumor straszny. Praktycznie wszyscy zostali obudzeni i znaleźli się na nogach niezależnie czy to planowali i tego chcieli czy nie...
Było około godziny przed świtem...
Dobrych kilkanaście minut trwało zanim ludzie dobudzili się, zorientowali co zaszło i sytuacja jakoś się unormowała... co wcale nie znaczyło, że zapanował spokój... Wręcz przeciwnie...
Okazało się, że przyczyną całego zamieszania i rabanu były konie. Które z niewiadomych powodów zaczęły się szarpać i gryźć w zagrodach, wierzgać, a niektórym nawet udało się zniszczyć zagrodę i uciec w wioskę... Z końmi stało się coś dziwnego; toczyły pianę z pyska; wyglądały na wystraszone, a trzy chyba nawet padły...
Kapitan
Ninaran przybył na miejsce i widać było, że wyrwano go z błogiego snu. Ubrany tylko w koszulę, bez broni... Zebrał raporty i porozmawiał z kilkoma ludźmi oraz wysłuchał kilku skarg. Zażądał wezwania kowala, który chyba najlepiej ze wszystkich znał się na koniach...
- Jeżeli ktoś z was zna się na koniach proszę, aby sprawdził co się stało lub co się mogło stać. - powiedział donośnym głosem kiedy wszyscy tłoczyli się w sali jadalnej karczmy
– Coś stało się koniom, jakie przebywały w stajni. Nie sądzę, aby nadawały się do jazdy, czy zaprzęgu. Z tego co mi wiadomo ktoś od strony karczmy przeszedł do stajni i po jakimś czasie zaczęły się tam dziać dziwne rzeczy. Tak zeznał strażnik mający wartę przy bramie. Strażnicy nie widzieli, gdzie udała się ta osoba. To w kręgu podejrzeń stawia wszystkich będących wewnątrz miasta, bo każdy mógł najpierw przejść za karczmę, a potem pójść do stajni... Nie będę jednak trzymał tutaj nikogo na siłę i brama zostanie otwarta o świcie. - Przeczekał głosy zdziwienia i, być może, oburzenia
– Z tego co mi doniesiono – w stajni nie ma żadnych dowodów, ani śladów. Oczywiście – każdy, kto uważa, że ma ku temu zdolności może sprawdzić pracę moich ludzi. Fiago – wskazał na stojącego za nim mężczyznę
– odpowie na ewentualne pytania; to on dokonał oględzin miejsca. Ponieważ nie ma dowodów mogę kierować się tylko poszlakami... Mimo to mam do paru osób kilka pytań... - Obejrzałem konie – powiedział postawny mężczyzna, który podczas ostatnich słów kapitana wszedł do karczmy
– od razu zastrzegam, że nie jestem specjalistą, ale wygląda mi na to, że coś przestraszyło konie... Koń wtedy wpada w coś na kształt szału... Trzy konie padły w stajni, trzy kolejne musieliśmy dobić w wiosce – złamały nogi na bruku. Resztę udało się opanować, ale nie nadają się do jazdy, może do zaprzęgu, choć ja osobiście bym nie ryzykował... Osłom, które również były w stajni nic się nie stało, mam przynajmniej taką nadzieję... Kapitan rozejrzał się po sali po czym podszedł do jednej z osób i wspólnie wyszli na zaplecze karczmy. Ludzie głośno dyskutowali ostatnie wydarzenia, a zaspana służba roznosiła pierwsze trunki i potrawy... Wielu ciekawskich wyszło na zewnątrz, aby na własne oczy ocenić sytuację... lub spróbować wytrzeźwieć...
Przy stajni wystawiono wartę z czterech porządkowych, a kilku młodych ludzi starało się całkowicie uspokoić konie i udzielić im pomocy.